Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Świat

Chińsko-europejski protokół rozbieżności

Mija 50 lat od nawiązania oficjalnych relacji między instytucjami europejskimi – dawniej Wspólnotami, dziś Unią Europejską – a władzami Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL). Zamiast festynów, celebracji i fajerwerków, mieliśmy jednodniowy szczyt. Turbulencje wokół niego dowodzą, że znajdujemy się raczej na trajektorii spadkowej, a nowych impulsów w relacjach brak.

Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping (trzeci od prawej), minister spraw zagranicznych Wang Yi (drugi od prawej) i inni obecni przysłuchują się przemówieniom otwierającym szczyt UE–Chiny w Wielkiej Hali Ludowej
Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping (trzeci od prawej), minister spraw zagranicznych Wang Yi (drugi od prawej) i inni obecni przysłuchują się przemówieniom otwierającym szczyt UE–Chiny w Wielkiej Hali Ludowej. Fot. Mahesh Kumar A./Pool/Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie było główne osiągnięcie szczytu UE–Chiny w Pekinie 24 lipca 2025 r.
  2. Dlaczego spotkanie miało charakter jednodniowy i dlaczego nie odbyło się w Brukseli, jak pierwotnie planowano.
  3. Jakie są główne przyczyny napięć i rozbieżności między UE a Chinami według wspólnego komunikatu po szczycie.

Organizowane dorocznie od 1998 r., 25. już z kolei spotkanie na szczycie – odbywające się naprzemiennie po jednej ze stron – w tym roku miało mieć miejsce w Brukseli. Ponieważ jednak chiński przywódca Xi Jinping nie wyraził chęci na ten wyjazd, zamierzając wysłać jedynie premiera Li Qianga, władze unijne, chcąc rozmawiać z głównym decydentem, zgodziły się na zmianę rytmu i wyjazd do Chin. Tamtejsze władze z kolei – już w lipcu – ogłosiły, że szczyt nie potrwa dwa dni, jak planowano, lecz tylko jeden. Odwołały też wizytę unijnych gości w prowincji Anhui, gdzie miały zostać zaprezentowane najnowsze osiągnięcia technologiczne – co ostatnio chętnie czynią.

Łączy nas klimat

W ten sposób 24 lipca w Pekinie odbyły się rozmowy szefa Rady Europejskiej Antónia Costy oraz przewodniczącej Komisji Ursuli von der Leyen – którym towarzyszyła szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas – z Xi Jinpingiem (dotyczące spraw strategicznych) oraz premierem Li Qiangiem (gospodarka i handel). Wydany po rozmowach wspólny komunikat sprawia jednak wrażenie protokołu rozbieżności, a nie zestawienia wspólnie przyjętych stanowisk.

Największym osiągnięciem szczytu pozostaje wspólne oświadczenie w sprawie zmian klimatycznych. Obie strony zobowiązały się w nim do przestrzegania ustaleń konferencji klimatycznej COP oraz do współpracy w zakresie transformacji energetycznej, kontroli emisji CO2 i metanu, rozwoju technologii zielonych i niskoemisyjnych, a także przejścia na odnawialne źródła energii. W tych kwestiach – w odróżnieniu od USA – Chiny i UE faktycznie znajdują wspólny język.

Warto też odnotować niewłączone do komunikatu deklaracje obu stron o dążeniu do tzw. neutralności klimatycznej (UE do 2050, Chiny do 2060), a więc rezygnacji z paliw kopalnych. To pozytywny sygnał – pokazujący, że zarówno Bruksela, jak i Pekin stawiają na OZE i zieloną energię. To istotne, bo Chiny – od 2006 r. największy emitent gazów cieplarnianych – odpowiadają dziś za 30 proc. globalnych emisji (UE 6 proc., planowane zejście do 4 proc. do 2030 r.; USA – 11,25 proc., Indie – 7,8 proc.).

Chińskie nadwyżki, europejski ból

Poza klimatem brakuje jednak wyraźnych wspólnych stanowisk. Nikt nie wspomniał o forsowanej niegdyś przez kanclerz Angelę Merkel umowie CAI o ochronie inwestycji. W komunikacie znalazł się natomiast zapis, że UE oczekuje, iż chińskie inwestycje w Europie będą sprzyjać długofalowej konkurencyjności – czyli współpracy w zakresie wysokich technologii.

W rozmowie z premierem Li Qiangiem, który zdaje się przejmować nadzór nad gospodarką i handlem (co wcześniej było domeną Xi Jinpinga), dominowały kwestie ekonomiczne. Nie dziwi to, zważywszy że wartość wymiany handlowej w 2024 r. wyniosła 730 mld euro, czyli ponad 2 mld euro dziennie. Stałym problemem pozostaje chińska nadwyżka handlowa wobec UE, przekraczająca 300 mld euro.

Europa nadal w dużym stopniu zależna jest od chińskich łańcuchów dostaw – co unaoczniła pandemia COVID-19. Obecnie ta zależność rośnie także w sektorze wysokich technologii. Dobitnym przykładem jest eksport chińskich pojazdów elektrycznych (EV), który podzielił państwa UE: Polska poparła pomysł nałożenia ceł (co wpłynęło na losy projektu Izera), Niemcy – silnie obecne na chińskim rynku – były przeciwne, a Węgry i Grecja wręcz zacieśniły współpracę z Chinami.

Ale i te projekty napotykają trudności. Gigantyczna fabryka akumulatorów CATL pod Debreczynem spotyka się z oporem lokalnej społeczności (ze względu na wysokie zużycie wody), a producent EV BYD ogłosił ograniczenie planowanej produkcji w budowanej montowni pod Szegedem.

Chiny pozostają trudnym partnerem. Ale nasze uzależnienie od ich produktów i surowców – zwłaszcza po utracie rosyjskich – jest zbyt duże, by zerwać relacje z dnia na dzień. Dlatego Ursula von der Leyen jeszcze na początku tego roku – m.in. podczas forum w Davos – opowiadała się za „rozszerzaniem”, a nie ograniczaniem współpracy z Chinami. Mimo wyzwań, rynek chiński nadal pozostaje atrakcyjny.

Czynnik Trumpa

Sytuację zaostrzył Donald Trump, wprowadzając dodatkowe cła i taryfy. Chińczycy odpowiedzieli twardo – uderzając również w UE, np. poprzez ograniczenie eksportu grafitu, grafenu i germanu, a ostatnio także siedmiu z 17 pierwiastków ziem rzadkich. To poważne zagrożenie dla europejskiego sektora high-tech.

Od tego momentu trwa przeciąganie liny. Chiny chcą zwiększać eksport swoich towarów (w tym EV), Europa – domaga się dostępu do krytycznych surowców. Frustracja narasta, co widać w wypowiedziach Ursuli von der Leyen, która podczas szczytu G7 w Kanadzie oskarżyła Pekin o „stosowanie siły” i „szantaż”. Ostatni komunikat szczytu nie przyniósł w tych kwestiach rozstrzygnięcia.

Stałym problemem pozostaje ograniczony dostęp europejskich firm do rynku chińskiego, zwłaszcza w branży spożywczej (mięso), kosmetycznej i farmaceutycznej. Sporne są też przetargi na sprzęt medyczny. UE podkreśliła również obawy dotyczące nieprzejrzystości danych wykorzystywanych przez chińskie firmy i wynikających z tego zagrożeń.

W atmosferze niepewności

Napięcia nie wynikają jednak wyłącznie z działań Trumpa. Strona chińska negatywnie zareagowała na włączenie dwóch chińskich banków do unijnego pakietu sankcji wobec Rosji, co skutkowało odwołaniem drugiego dnia szczytu w Anhui.

Rozmowy dotyczyły także Ukrainy, ale nie przyniosły zbliżenia stanowisk: Chiny nie zdystansowały się od Rosji, a UE nadal wspiera Ukrainę Strona chińska odwołuje się do Karty Narodów Zjednoczonych, natomiast UE wytknęła udział północnokoreańskich żołnierzy w działaniach wojennych. Ten konflikt nas najwyraźniej podzielił i dzieli oraz sprawia wrażenie, że dopóki trwa, dopóty nie będzie relacjach Bruksela – Pekin atmosfery business as usual.

Komunikat końcowy po rozmowach zamknięto niejako stała mantrą: strona europejska upomniała się o prawa człowieka, w tym w Xinjiangu, chińska natomiast wymusiła na koniec tekstu formułę „jednych Chin”, choć Europejczycy podkreślili, że „martwi ich wzrost napięć w Cieśnienie Tajwańskiej oraz rosnąca destabilizacja na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim”.

Główne wnioski

  1. Relacje Chiny–UE, choć tak ważne w wymiarze gospodarczym i handlowym, znajdują się w trudnym momencie, są raczej na ścieżce schodzącej, a nie wschodzącej.
  2. UE nie może pozwolić sobie na szybkie ograniczenie relacji z Chinami po utracie rynku rosyjskiego. Dużo zależeć będzie od polityki USA (zwłaszcza Donalda Trumpa) oraz postawy Niemiec – największego partnera Chin w UE (40 proc. całego eksportu).
  3. Polska – silnie związana z niemieckim rynkiem – powinna bacznie obserwować działania Berlina wobec Chin i uważnie śledzić relacje USA–Chiny. Dziś żyjemy w świecie naczyń połączonych – także w ramach UE i NATO. A Chiny to gracz globalny, który coraz częściej narzuca warunki, zamiast się dostosowywać.