Prof. Góralczyk: Chiny rozgrywają metalową rewolucję
Świat wchodzi w kolejną fazę rywalizacji gospodarczej – tym razem nie o ropę, lecz o metale ziem rzadkich. Chiny, kontrolujące większość globalnego wydobycia i rafinacji, wykorzystują swoją dominację, by budować wpływy i testować odporność Zachodu. Stany Zjednoczone odpowiadają cłami, a Europa – analizami i ostrzeżeniami. Ale bez wspólnej strategii wobec Pekinu Unia Europejska ryzykuje utratę nie tylko surowców, lecz także pozycji w nowym porządku technologicznym.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Czym jest „metalowa rewolucja energetyczna” i w jaki sposób różni się od wcześniejszych epok opartych na węglu i ropie?
- Jak decyzje Chin dotyczące eksportu metali ziem rzadkich wpływają na gospodarki Zachodu – w tym szczególnie na USA i Unię Europejską?
- Jakie strategiczne przewagi – poza metalami ziem rzadkich – posiadają dziś Chiny, które mogą wykorzystać w trwającej wojnie handlowej z Zachodem?
Na ogół wiemy, że mamy za sobą dwie rewolucje energetyczne – najpierw tę związaną z węglem, a później z ropą naftową. Nie zawsze jednak uświadamiamy sobie, że właśnie stajemy się świadkami kolejnej – metalowej – rewolucji energetycznej, prowadzącej, i to zapewne dość szybko, do końca ery surowców spalanych. Ich miejsce w błyskawicznym tempie zajmują metale rzadkie, jeszcze do niedawna szerzej prawie nieznane.
Chińska dominacja
Na czele tej rewolucji stanęły Chiny – o czym ostatnio zrobiło się głośno, zarówno u nas, jak i w całym świecie zachodnim. Temat wcale jednak nie jest nowy i powinien być znany, nie tylko fachowcom, już od dawna. Już na początku lat 90. XX w., gdy Amerykanie prowadzili akcję militarną w Kuwejcie i użyli tam najnowocześniejszego sprzętu, ówczesny – odchodzący już – lider ChRL, Deng Xiaoping, powiedział: „Bliski Wschód ma ropę naftową, a Chiny mają metale ziem rzadkich.” Słowa te dziś często w Chinach się przywołuje.
Deng wypowiedział tę trafną uwagę podczas wizyty w wielkim zagłębiu surowców ziem rzadkich w Mongolii Wewnętrznej – i tam właśnie zaczęła się nowa epoka chińskiej strategii surowcowej. Władze ChRL już wtedy wyznaczyły strategiczny cel, który od tamtej pory realizują z konsekwencją godną podziwu.
Efekt? Dziś Chiny odpowiadają za ok. 65 proc. światowego wydobycia metali ziem rzadkich i ponad 90 proc. ich rafinacji. Nawet surowce wydobywane poza Chinami trafiają tam do ostatecznej, kosztownej i – co istotne – niezbyt czystej ekologicznie obróbki. Przykładem jest kobalt z Konga, niezbędny m.in. w produkcji baterii i telefonów komórkowych, który ostatecznie trafia na rynek światowy przez Państwo Środka.
To właśnie konsekwentna realizacja tamtej strategii sprzed dekad sprawiła, że dziś Chiny ponownie uderzyły w świat, po raz pierwszy w tej skali. Stąd obecny medialny szum.
Lista pierwiastków
Metale ziem rzadkich (rare earth elements) to łącznie siedemnaście pierwiastków, zgrupowanych w dwóch kategoriach: skandowców (skand i itr) oraz lantanowców – pozostałych, począwszy od lantanu. Wszystkie występują stosunkowo rzadko w skorupie ziemskiej, stąd ich nazwa. Na dodatek zazwyczaj tworzą złożone związki z innymi minerałami i stopami. To powoduje trudności w ich pozyskiwaniu, oczyszczaniu i rafinacji – procesach wymagających wyspecjalizowanej wiedzy, dużej przestrzeni technicznej i znacznych nakładów finansowych.
Chiny dysponują wszystkimi tymi zasobami. Pisze o tym szczegółowo amerykański dziennikarz Vince Beiser w niedawno wydanej w Polsce – i dziś wyjątkowo aktualnej – książce „Wyścig o najważniejsze metale świata”.
Gra w metale
Rzeczywiście mamy do czynienia z prawdziwym wyścigiem i narastającą konkurencją o te pierwiastki. Przykładowo: myśliwiec Lockheed F-35 Lightning II wymaga do produkcji od 400 kg do niemal pół tony metali ziem rzadkich. Najważniejszym jest samarium, którego cała obróbka odbywa się w Chinach. W przypadku dysprozu, terbu i itru Państwo Środka pokrywa około 98 proc. światowego zapotrzebowania. Fachowcy od dawna wiedzą, że bez tych pierwiastków – i wypełnionych nimi elektromagnesów – nie zadziała żaden nowoczesny silnik elektryczny, nie poleci dron, nie obróci się turbina wiatrowa, a tym bardziej nie będą funkcjonować nasze codzienne urządzenia: smartfony czy laptopy.
Chińczycy doskonale zdają sobie z tego sprawę – i właśnie dlatego postawili na ten kierunek rozwoju. Teraz tymi metalami znów mocno zagrali. Po raz pierwszy zastosowali tę strategię już w 2010 r., gdy w sporze handlowym z Japonią wstrzymali eksport ziem rzadkich. Japonia ostatecznie wycofała swoje postulaty, by odzyskać dostęp do niezbędnych surowców.
Podobnie postąpiono w odpowiedzi na ogłoszone 2 kwietnia br. przez Donalda Trumpa dodatkowe taryfy i cła. Już dwa dni później Pekin ogłosił embargo na siedem metali ziem rzadkich – samarium, gadolin, terb, dysproz, lutet, skand i itr – oraz na trwałe magnesy. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku ograniczono też dostęp do germanu i galu. Te, co prawda, nie należą do ziem rzadkich, lecz są z nimi ściśle powiązane technologicznie.
Podobne znaczenie mają inne metale od dawna cenione w energetyce – miedź, kobalt, nikiel oraz szczególnie „białe złoto”, czyli lit. To właśnie one są dziś niezbędne do produkcji nowoczesnych akumulatorów, masowo wprowadzanych na rynek przez Chiny – głównie litowo-jonowych (a coraz częściej także sodowo-jonowych, potocznie zwanych „solnymi”). O nie również toczy się wielka globalna gra.
Mocne uderzenie
W przypadku samych ziem rzadkich nic nie może się równać z decyzją, jaką 9 października ogłosiły chińskie Ministerstwo Handlu oraz tamtejsza Administracja Celna. Tego dnia wprowadzono bezprecedensowe – zarówno pod względem skali, jak i zasięgu – zaostrzenie reżimu kontrolnego.
Zgodnie z nowymi zasadami, od 1 grudnia obowiązek uzyskania chińskiej licencji eksportowej obejmie wszystkie produkty zawierające choćby śladowe ilości metali ziem rzadkich pochodzenia chińskiego lub wytwarzane z wykorzystaniem chińskich technologii wydobycia i przetwarzania. Dodatkowo, już od listopada rozszerzono kwietniowy katalog o kolejne pierwiastki: holm, erb, tul, europ i iterb – czyli łącznie już 12 z 17 ziem rzadkich.
Powołując się na prawo eksportowe, przepisy dotyczące bezpieczeństwa państwa oraz regulacje obejmujące tzw. „kontrolę eksportu dóbr podwójnego zastosowania” (dual use), Pekin wprowadził dodatkowe restrykcje. Nowe regulacje obejmują nie tylko same surowce, ale także technologie, metody i maszyny stosowane w wydobyciu, wytapianiu oraz przetwórstwie metali ziem rzadkich. W ten sposób Chiny zabezpieczają swoje, budowane przez dziesięciolecia, monopolistyczne pozycje w procesach rafinacyjnych, a jednocześnie uderzają w interesy Big Techów, przemysłu lotniczego, samochodowego oraz – co szczególnie istotne – zbrojeniowego.
Zasada 0,1 proc.
Co gorsza, wprowadzono także tzw. eksterytorialność licencji, w tym „zasadę 0,1 proc.”, która wywołała największy medialny szum. Zgodnie z nią każdy komponent lub produkt końcowy zawierający więcej niż jedną dziesiątą procenta chińskich ziem rzadkich (czystych metali, ich związków lub technologii z nimi powiązanych) będzie wymagał stosownej licencji. Eksport takich towarów ma być kontrolowany przez Chiny – nawet jeśli produkt finalny powstał za granicą. Jeśli w jego produkcji wykorzystano chińskie surowce, technologie lub procesy, wszyscy poddostawcy będą musieli wystąpić o odpowiednie pozwolenie.
W efekcie światowy przemysł staje wobec konieczności pozyskiwania ogromnej liczby chińskich licencji eksportowych. Dotyczyć to będzie zarówno importerów, jak i całych łańcuchów dostaw – użytkowników, poddostawców oraz producentów finalnych. Grozi to lawinowym przyrostem dokumentacji – specyfikacji, kart produktów, podzespołów i subkomponentów. Partnerzy chińskich firm wiedzą, że tamtejsza administracja już wcześniej była trudna, a teraz stanie się jeszcze bardziej wymagająca.
Rozpoczyna się więc globalny bój o zezwolenia.
Ból Zachodu...
Nic dziwnego, że w odpowiedzi na te decyzje gwałtownie zareagował prezydent Donald Trump, zapowiadając wprowadzenie dodatkowych ceł na import z Chin – na wszystkie kategorie towarowe – o kolejne 100 proc. (łącznie będzie to już ponad 150 proc.). Ponadto zapowiedział, że być może nie spotka się z Xi Jinpingiem podczas nadchodzącego szczytu państw APEC w Korei Południowej pod koniec miesiąca. Jednak już po dwóch dniach z tej deklaracji się wycofał, więc do spotkania zapewne dojdzie – i to właśnie podczas niego prawdopodobnie odbędzie się kolejna runda rozmów w ramach narastającego sporu handlowego.
Nowe chińskie przepisy uderzają jednak nie tylko w interesy USA, lecz także Unii Europejskiej – a więc również nas. UE obserwuje swoją zależność od metali ziem rzadkich już od 2008 r., a od 2011 r. publikuje „Listę surowców krytycznych”. Zależność ta szczególnie uwidoczniła się w czasie pandemii COVID-19, która pokazała, jak bardzo europejskie łańcuchy dostaw zaczynają się w Chinach.
W efekcie w czerwcu br. Europejski Bank Centralny opublikował specjalny raport pt. „Jak bardzo strefa euro jest podatna na ograniczenia nałożone na chiński eksport pierwiastków ziem rzadkich”. Zawarto w nim jednoznaczną konkluzję – będącą zarazem ostrzeżeniem: „Chiny dostarczają 70 proc. importu pierwiastków ziem rzadkich do strefy euro. Nawet jeśli strefa euro pozyskuje produkty wtórne zawierające pierwiastki ziem rzadkich z krajów innych niż Chiny, dostawcy są w dużym stopniu uzależnieni od Chin.”
Chiny dostarczają 70 proc. importu pierwiastków ziem rzadkich do strefy euro. Nawet jeśli strefa euro pozyskuje produkty wtórne zawierające pierwiastki ziem rzadkich z krajów innych niż Chiny, dostawcy są w dużym stopniu uzależnieni od Chin.
Chińskie embargo?
Aktualna lista, opublikowana w 2023 r., zawiera 34 pozycje minerałów i materiałów, które europejski przemysł musi importować z zewnątrz, nie mając alternatywnych źródeł dostaw. Wśród nich znalazły się m.in. grafit i miedź wysokiej czystości dla przemysłu elektronicznego, gal i german (szeroko stosowane w półprzewodnictwie, metalurgii precyzyjnej, medycynie i energetyce jądrowej), a także lit, którego gwałtownie rosnące zużycie w bateriach przyniosło mu przydomek „białego złota”.
Naturalnie, najważniejsze pozycje na tej liście zajmują metale ziem rzadkich. Według danych Eurostatu w 2024 r. kraje Unii sprowadziły łącznie 12,9 tys. ton metali ziem rzadkich, płacąc za nie zaledwie 101 mln euro. Tymczasem, jeśli władze w Pekinie zrealizują swoje ostatnie zapowiedzi – lub, co gorsza, wprowadzą całkowite embargo – unijna gospodarka może po prostu przestać należycie funkcjonować. Na pierwszy ogień poszłyby, podobnie jak w USA, branże najbardziej wrażliwe: przemysł lotniczy i zbrojeniowy.
Ale to nie koniec
Tym samym nie tylko Donald Trump, ale również przywódcy europejscy muszą dziś szukać porozumienia z Chinami, które jak nigdy dotąd pokazały swoją realną siłę sprawczą. Wiele wskazuje na to, że zaprezentują ją jeszcze wyraźniej podczas nadchodzącego, od dawna odkładanego IV Plenum Komitetu Centralnego KPCh (20-23 października), kiedy mają zostać przedstawione założenia kolejnej, piętnastej już pięciolatki. Z góry wiadomo, że również tam kluczowym obszarem będą nowe technologie – a więc także metale ziem rzadkich.
Chiny najwyraźniej znajdują się już w środku kolejnej rewolucji energetycznej – tej „metalowej”, jak ją nazywam – podczas gdy my dopiero do niej dojrzewamy. W efekcie Pekin pokazał światu jego miejsce w szeregu, co – wreszcie! – wywołało szeroki medialny rezonans. Teraz jednak konieczne będzie przełożenie tej świadomości na konkretne decyzje polityczne. A w negocjacjach z Chińczykami, jak zawsze, łatwo nie będzie.
Główne wnioski
- Mamy kolejną odsłonę wojny handlowej, w której obie najważniejsze strony – Chiny i USA – wzajemnie zarzucają sobie „brak szczerości”. Pekin podkreśla, że to Amerykanie pierwsi wprowadzili restrykcje, m.in. na eksport chipów i półprzewodników.
- Chiny po raz pierwszy w tej skali zagrały jak pełnoprawne mocarstwo – i uderzyły mocno, w najbardziej newralgiczny dla Zachodu punkt. Aby wyjść z tego gospodarczego zapętlenia, Zachód czekają trudne negocjacje z Pekinem. Nie będzie łatwo, bo Chiny dysponują podobnymi przewagami także w innych strategicznych sektorach: farmaceutycznym (co uwidoczniła pandemia COVID-19), biotechnologicznym, chemicznym, a ostatnio również w obszarze „zielonej energii” – od paneli solarnych po turbiny wiatrowe. Innymi słowy, Pekin ma jeszcze wiele podobnych kart, którymi może zagrać.
- „Nas” – czyli Europę i Polskę – również dotykają te nowe chińskie restrykcje. Dlatego Unia Europejska powinna przyjąć jednolite stanowisko i wystąpić wspólnym frontem, podczas gdy wciąż pozostaje podzielona i spolaryzowana – także w podejściu do Chin. A to daje Pekinowi kolejne przewagi konkurencyjne.