Ciemna strona świata koszykówki. „Pakuj walizki, już tu nie pracujesz”
Smutno nam, a czasem nawet jesteśmy źli, kiedy wybitny koszykarz opuszcza naszą ulubioną drużynę. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co on czuje w takiej sytuacji. I z tego, co przeżywa jego rodzina.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Czy koszykarze uodparniają się emocjonalnie na zmianę pracodawcy i zmianę miejsca zamieszkania.
- Jak krok po kroku z perspektywy zawodnika NBA wyglądają transfery.
- Co czują i z jakimi problemami się mierzą zawodnicy, gdy muszą opuścić dotychczasowy klub.
Co fani lubią w koszykówce, poza spektakularnymi zagraniami i emocjonującymi końcówkami meczów? Zaskakujące transfery zawodników. Wymiana koszykarzy, często dokonana pośpiesznie i impulsywnie – potrafi nie tylko zmienić losy poszczególnych drużyn, ale całej ligi.
W minionym tygodniu oficjalnie zamknięto okienko transferowe w NBA. Jak zawsze, w ostatnich godzinach przed upływem terminu, w którym dozwolone są wymiany zawodników, nie obyło się bez zaskakujących transakcji. Największym echem odbiła się ta, w której Luka Doncic, gwiazdor Dallas Mavericks został przeniesiony do Los Angeles Lakers, w zamian za Anthony’ego Davisa i kilku praw do wyboru w drafcie.
Wymiana zrobiła na fanach największe wrażenie, bo dotyczyła zawodników wysokiego kalibru i była zupełnie niespodziewana. W dobie mediów społecznościowych niezwykle rzadko się zdarza, aby w internecie nie pojawiły się jakiekolwiek przecieki na temat planów handlowych drużyn. Zazwyczaj zarówno kibice, jak i zawodnicy mają szanse zapoznać się z myślą “co by było, gdyby ta transakcja doszła do skutku”.
Tym razem było inaczej i między innymi dlatego w tak dużym szoku byli kibice oraz… zawodnicy, którzy nagle się dowiedzieli, że mają nowego pracodawcę, chociaż myśleli, iż dla dotychczasowego będą pracować całe życie. Nie zastanawiamy się, jak to jest być na ich miejscu – nie tylko nagle muszą zmienić pracę, poznać nowych szefów i współpracowników, ale też się przeprowadzić kilkaset lub kilka tysięcy kilometrów dalej, zazwyczaj w ciągu kilku dni.

Źródło: Alex Slitz/Getty Images
Zarabiają miliony dolarów, ale to nie oznacza, że nie odczuwają trudów swojej pracy – nie mówiąc już o ich rodzinach, które nie wybrały sobie same takiego losu. Żony muszą szukać nowego domu, dzieci zmienić szkołę, a rodzice optymalnych połączeń lotniczych.
Transfery są częścią wszystkich sportów drużynowych, jednak dla koszykarzy są wyjątkowo trudne – w NBA zawodnicy grają co dwa dni, więc zdarza się, że w piątek grają dla jednej drużyny, a w niedzielę już dla innej, na drugim końcu USA.
Na podstawie wypowiedzi koszykarzy oraz historii przytaczanych przez dziennikarzy postanowiliśmy opisać, jak zazwyczaj krok po kroku wyglądają zmiany kadrowe w NBA z perspektywy zawodników.
Pogłoski
Koszykarze od najmłodszych lat są uczeni, aby słuchać tylko tego, co mówią do nich trenerzy i rodzina. By przetrwać w świecie profesjonalnego sportu, muszą odciąć się od szumu medialnego i kąśliwych komentarzy osób, których w ich otoczeniu przybywa wraz z sukcesami. Ta zasada pomaga też wtedy, gdy pojawiają się pogłoski o transferach.
Gdyby zawodnicy NBA brali na poważnie wszystkie plotki o potencjalnych wymianach między zespołami, to dostaliby paranoi. Zdecydowana większość transferów, o których mówi się w mediach w kategorii “prawdopodobne” nie dochodzi do skutku. Część jednak się sprawdza, dlatego tak trudno być na nie zupełnie obojętnym.
Koszykarze zazwyczaj wiedzą, które plotki są zupełnie bezpodstawne, a które opierają się na faktach (np. ofercie wymiany, która nie została zaakceptowana). Ich menadżerowie mają rozbudowaną sieć kontaktów i wiedzą z nieoficjalnych źródeł, co jest prawdą, a co nie i jakie są możliwości.
Dzięki temu mogą się przygotować emocjonalnie do zmiany klubu. Potencjalnym problemem nie jest oczywiście pożegnanie się z dotychczasowym pracodawcą – w dzisiejszych czasach sportowcy są przyzwyczajani, by w żadnym stopniu nie przywiązywać się do klubu – ale zmiana kolegów z drużyny, trenerów oraz… miejsca zamieszkania.

Źródło: Sam Hodde/Getty Images
Informacja
Kiedy drużyny dojdą do porozumienia – jakie aktywa i na jakich warunkach chcą ze sobą wymienić, a ich księgowi i prawnicy zaakceptują postanowienia po sprawdzeniu zgodności z zasadami NBA, to transfer może być ogłoszony publicznie.
Kiedy dowiadują się o nim zawodnicy? To zależy od klasy pracodawców. Jeżeli mają łeb na karku, to najpierw spotkają się z zawodnikami w cztery oczy, powiedzą im, że czeka ich wymiana, a potem informują prasę. Ci mniej doświadczeni lub bardziej bezlitośni poinformują zawodników telefonicznie lub mejlowo.
Najgorsi są tacy – a ich nie brakuje – którzy w ogóle nie odezwą się do pracowników, tylko wyłącznie do prasy. Wtedy zawodnik dowiaduje się z internetu, że pracuje gdzie indziej i musi się przeprowadzić.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: siadamy wieczorem przed telewizorem, by obejrzeć film i się zrelaksować. Włączamy tylko na chwilę telefon, by sprawdzić pogodę na jutro, a tam artykuł o tym, że nasz pracodawca nas wymienił za innego pracownika i mamy dzień na przeprowadzkę do Szczecina, bo pojutrze zaczynamy tam pracę. W ten sposób – „z telefonu”, podczas wieczornego seansu filmowego – o przeprowadzce do Dallas dowiedział się Anthony Davis.
O dziwo, to nie jest najgorszy scenariusz. Jak przekonują zawodnicy, najbardziej upokarzające jest, gdy dowiesz się o transferze… w trakcie meczu. Kiedy Josh Hart grał w Portland Trail Blazers, to w trakcie rozgrzewki przed meczem ktoś z kibiców do niego krzyknął “stary, oddali cię do Nowego Jorku”. Chwilę później przyszedł jeden z szefów i potwierdził te słowa. Hart wrócił do szatni, zmienił ubrania i zaczął planować przenosiny na drugi koniec USA. Takich przypadków było wiele – koszykarze dowiadywali się przed, w trakcie lub po meczu, że zostali wytransferowani.
Kto raz to przeżyje, ten nigdy nie będzie taki sam – o tym przekonują weterani, którzy w NBA grają od kilkunastu lat. Oni już dawno pozbawieni są jakichkolwiek złudzeń i uczuć – po prostu grają, gdziekolwiek i z kimkolwiek. Przeprowadzka? Trudno, nie pierwsza i nie ostatnia. Kto przetrwa jedną, ten będzie miał siłę na kolejne. Trudniej mu tylko będzie słuchać gadania o lojalności w sporcie – ten temat może zacząć powodować odruch wymiotny.

Źródło: Jason Miller/Getty Images
Planowanie
Informacje potwierdziły media, menadżer oraz stary i nowy pracodawca. Wszystko wskazuje na to, że transfer stał się faktem i czas się pakować. Najpierw jednak potrzebny będzie plan, bo nie jest łatwo z dnia na dzień przeprowadzić się do innego miasta, nawet majętnym koszykarzom. Czasu na planowanie zazwyczaj nie ma wiele – więcej, jeśli wymiana nastąpiła w wakacje, między sezonami, a mniej zimą, w środku sezonu.
Co tu planować? Najpierw trzeba się zastanowić, czy warto się przeprowadzać. Jeśli umowa z nowym pracodawcą jest kilkumiesięczna, to zawodnik może spróbować się przemęczyć i do końca sezonu mieszkać w hotelu w nowym mieście.
Jeśli jednak przeprowadzka będzie konieczna, to trzeba postanowić, co zrobić z dotychczasowym (sprzedać czy zostawić) i nowym domem (kupić czy wynająć). Do tego warto ustalić, kogo w ogóle przeprowadzać – samego koszykarza, czy też żonę, dzieci i zwierzęta, a może nawet rodziców?
Przeprowadzka bez żony i rodziny wydaje się ekstremalna, jednak zawodnicy u schyłku kariery często decydują się na ten ruch. Myślą, że skoro partnerka i dzieci zadomowiły się w danym mieście, to niech tam zostaną. Uznają, że “pogram parę lat w różnych miastach i będę odwiedzał rodzinę, a potem wrócę do niej na stałe”. W ten sposób żyje np. Alec Burks – jego żona i dzieci zostały w Detroit, a on od czasu przeprowadzki w 2023 r. pomieszkiwał w Nowym Jorku (grał dla Knicks) i teraz w Miami (gra dla Heat).
Jeżeli podstawy planu są znane i zawodnik postanawia, że z rodziną oraz całym kramem przenosi się do nowego miasta, to przychodzi czas na szczegóły. Który dom i w jakiej dzielnicy? Jaka szkoła dla dzieci? Który opiekun dla zwierząt? A na koniec – jak my tam przewieziemy nasze graty?
Przeciętny Polak po 30. ma już tyle rzeczy, że przeprowadzka stanowi dla niego problem i potrafi potrwać nawet kilka miesięcy. Można sobie tylko wyobrazić, jaką masę szpargałów ma milioner z NBA.
Pomijam normalne i bliskie nam przypadki zawodników, których największym problemem jest przewiezienie łóżeczka i wózka dla brzdąca oraz kojca dla piesków, bo te bardziej szalone są o wiele ciekawsze.
Paul George musiał wynająć gigantyczną lawetę dla swoich kilkunastu samochodów. Bruce Brown zakupił specjalne walizki dla kolekcjonerskich kapeluszy kowbojskich. PJ Tucker ciężarówką przewiózł swoje tysiące par butów koszykarskich. RJ Barrett odbył jedną dodatkową podróż samochodem między Nowym Jorkiem a Toronto, aby w komfortowych warunkach przewieźć swoje cztery buldożki francuskie.
Brzmi absurdalnie, ale takie są realia NBA. Zarabiasz krocie i kupujesz rzeczy lub zwierzęta, które mają ci zapełnić pustkę spowodowaną brakiem życia towarzyskiego i zapewnić komfort psychiczny, gdy cały świat patrzy ci na ręce, a ty nawet nie wiesz, gdzie jutro będziesz mieszkał i dla kogo pracował. Koszykarze zarabiają krocie, ale czują dokładnie to samo, co my. Są dobrzy w sporcie, więc muszą zaakceptować zarówno dobre, jak i złe strony swojego zawodu.

Źródło: Michael Reaves/Getty Images
Przenosiny
Przeprowadzki potrafią trwać tygodniami. Czemu? Po pierwsze – jak wiele rzeczy trzeba przenieść oraz jak dużo formalności załatwić. Po drugie – zawodnik cały czas pracuje i jednego dnia gra mecz w Orlando, następnego dnia trenuje i rozpakowuje się w Los Angeles, by kolejnego wystąpić przed tłumami na hali w Denver. Choć w przeprowadzkach pomagają firmy specjalizujące się w ekspresowych przenosinach, cały proces trwa długo.
Pamiętajmy też, że konieczna jest aklimatyzacja – dosłownie i w przenośni, zarówno w nowej strefie klimatycznej, jak i miejscu pracy. Sportowcy, jak mało kto, mają określoną codzienną rutynę związaną z treningami i posiłkami, której ściśle się trzymają. Kiedy zmieniają miejsce zamieszkania, muszą ją tworzyć na nowo i dostosować do innych, często specyficznych warunków (temperatura, godziny treningów, czy nawet urządzeń na halach treningowych).
Nie zapominajmy o kwestiach taktycznych. Każda drużyna ma swoje systemy ofensywne i defensywne, podstawowe założenia (jak się dzieje to, to biegniesz tu itd.) oraz bardziej zaawansowane schematy, które koszykarz musi poznać najlepiej w kilka godzin. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, im więcej pojmiesz na początku i się wykażesz, tym lepiej będziesz traktowany później.

Źródło: Katelyn Mulcahy/Getty Images
…lub nie
Zanim jednak to wszystko… Kolejność zdarzeń podczas transferów w NBA jest… głupia, o czym przekonał się ostatnio Dalton Knecht, który w tym sezonie zadebiutował na parkietach najlepszej ligi świata.
Najpierw ogłaszany jest transfer – media oraz zawodnicy są informowani, że zmieniają pracodawcę. Tak było kilka dni temu z Knechtem – Los Angeles Lakers powiedzieli mu, że odchodzi do Charlotte Hornets za Marka Wlliamsa.
Był załamany, ale prędko zaczął się pakować, wstępnie opłacił wynajem mieszkania w Charlotte i pojechał tam, by poznać się z drużyną. To samo zrobił Williams, tylko że w drugą stronę.
Po tym wszystkim przyszedł czas, jak zawsze, na testy medyczne. To zazwyczaj formalność, dlatego się o nich nie wspomina. Sprawdza się sprawność motoryczną oraz stan zdrowia zawodników, którzy przecież są wybitnymi atletami.
Tym razem jednak pojawił się problem – okazało się, że Williams, który przez lata miał problemy z kontuzją kolan, ma ograniczoną sprawność motoryczną nogi i być może będzie potrzebował ryzykownej operacji. W takich okolicznościach transfer został odwołany.
Knecht i Williams wrócili do swoich dotychczasowych pracodawców – obaj niezadowoleni. Williams, ponieważ liczył, że uda mu się wyrwać z nudnego Charlotte do legendarnego Los Angeles. Knecht, bo musi pracować dla ludzi, którzy chcieli się go pozbyć.
Bolesne, ale przyda mu się. W tak młodym wieku przekonał się na własnej skórze, że sport to biznes, tylko i wyłącznie. Warto, byśmy my, kibice, też wyciągnęli z tego naukę, zanim nazwiemy jakiegoś sportowca “zdrajcą”.
Każdego tygodnia jako akredytowany dziennikarz NBA dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Komu spodobał się ten artykuł, polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.

Główne wnioski
- Chociaż zawodnicy od najmłodszych lat uczeni są, by nie słuchać szumu medialnego i nie wiązać się emocjonalnie z zespołami, transfery są dla nich wyjątkowo trudne.
- Zmiana klubu sprawia trudności nie tylko w życiu zawodowym koszykarza, ale też przede wszystkim w prywatnym.
- Często zapominamy, że gwiazdy NBA to nie maszyny do wygrywania, ale ludzie – często młodzi i samotni, pracujący całymi dniami daleko od rodzinnego domu.