Coraz mniej niskich koszykarzy w NBA. Ich rola na boisku też się zmienia
Dawno przyjęło się, że koszykówka to sport dla wysokich osób. Mimo to zawsze było zapotrzebowanie na małych, zwinnych koszykarzy, specjalizujących się w dryblowaniu, rozgrywaniu i rzutach z dystansu. Wielu drobnych graczy miało naprawdę istotną rolę w legendarnych drużynach NBA. Zaskakujące jest więc to, jak od około pięciu lat zawodnicy mający poniżej 190 cm wzrostu znikają ze składów. Podobnie ich rola na boisku dramatycznie się... zmniejsza. To efekt nowej myśli taktycznej trenerów.
Fot. K Patrick Smith/Getty Images
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak spadała rola niskich graczy w NBA w ostatnich latach.
- Z czego wynikała ta zmiana i czy można było jej uniknąć.
- Dlaczego obecnie na parkietach królują dwumetrowi gracze.
Jeśli porozmawiać z osobą, która nie interesuje się NBA, to powie, że koszykówka to gra dla wysokich. Wyjdzie z założenia, że im się jest wyższym, tym lepiej.
Za to ktoś, kto obserwuje wydarzenia najlepszej koszykarskiej ligi świata, powie coś zupełnie innego. W obliczu coraz większej zależności zespołów od rzutów trzypunktowych stwierdzi, że lepiej być niskim, ale zwinnym i szybkim.
Tak po środku
Statystyki wskazują, że obie grupy by się myliły. Tak naprawdę najlepiej być kimś pomiędzy "króciakiem" a gigantem. Największą rolę w NBA odgrywają obecnie zawodnicy mający około 2 metrów wzrostu. Ich udział w grze ofensywnej zwiększył się jednak kosztem mniejszych koszykarzy, nie większych.
Liczba graczy powyżej 210 cm wzrostu w NBA się nie zmienia. Podobnie ich średni czas spędzany przy piłce pozostaje od pięciu lat na niezmienionym poziomie. Przez około 13 proc. czasu meczów piłka jest w ich rękach.
Za to liczebność i boiskowa rola najmniejszych koszykarzy mocno spadła. W minionym sezonie tylko jeden zawodnik poniżej 180 cm wzrostu pojawił się na parkiecie NBA. Dwie dekady temu na graczy tego wzrostu przypadało kilka procent łącznego czasu gry w sezonie. Nie mówiąc już o czasie spędzonym przez nich przy piłce.
Za to w ciągu ostatnich pięciu lat procent czasu, w którym piłka jest w rękach gracza mającego mniej niż 190 cm wzrostu, spadł z 38 do 27 proc. A część procentowa minut spędzanych na boisku spadła od 2020 r. z 23 do 16 proc.
Zupełnie odwrotnie było z graczami mającymi około dwóch metrów wzrostu. Piłka jest w ich rękach już 39 proc. czasu, a nie 28 proc., tak jak pięć lat temu.
Nowe ustawienie
Jak to się stało, że w NBA nie ma już miejsca dla "króciaków"?
Jeżeli chodzi o wzrost koszykarzy, to najgłośniejszym tematem ostatnich lat była zmieniająca się rola najwyższych, a nie najniższych graczy. Dekadę temu wiele klubów NBA zaczęło rezygnować z tradycyjnego koszykarskiego ustawienia 1-5 z jednym graczem niskim i jednym wysokim na rzecz nowego systemu small ball (bez centra, czyli klasycznego gracza wysokiego). Zaczęto promować zwinność i umiejętność rzutów, a mniej zwracać uwagę na wzrost i masę ciała zawodników. Wszyscy na boisku mieli umieć dobrze kozłować, szybko biegać i rzucać z dystansu. Z początku tym wymaganiom byli w stanie sprostać głównie niscy gracze.
Zwrot akcji
Zmiany szybko zaczęły ewoluować w ciekawym kierunku. W pewnym momencie okazało się, że wysocy koszykarze przystosowali się do nowego stylu gry. Nagle każdy zawodnik był szybki, zwinny i z co najmniej przeciętnym rzutem z dystansu. Gracze wyżsi niż 200 cm nagle zaczęli równie dobrze kozłować i rzucać co gracze niscy, więc ponownie na tapetę wróciły warunki fizyczne.
Pozycja tradycyjnego gracza wysokiego, czyli centra, na papierze praktycznie zniknęła. Co nie oznacza, że graczy wysokich ubyło, wręcz przeciwnie. Zajęli miejsca niższych koszykarzy i nagle średnia wzrostu składów NBA wyraźnie podskoczyła. Z każdym rokiem ten trend się pogłębia, dzięki dostosowaniu trybu szkoleniowego młodych zawodników do obecnej myśli taktycznej.

Zmiana przez zmiany
Wszystko się zaczęło od wspomnianego small balla, ale to nie jedyny winowajca. Jest głównie założeniem ofensywnym, a zmiany zaszły też w defensywie. Spadek liczby mniejszych graczy w NBA zauważono w tym samym czasie, gdy zaczęła rosnąć popularność zmieniania krycia w obronie (taktyki switch).
Niegdyś, gdy ofensywa stawiała zasłonę, zawodnicy defensywni – jeden kryjący kozłującego a drugi zasłaniającego – pozostawali przy swoich graczach. W 2015 r. pojawiła się myśl, że bardziej efektywnie jest, gdy obrońcy zmieniają się kryciem. Koszykarz kryjący dotychczas wysokiego gracza, stawiającego zasłonę, zaczynał kryć małego. Analogicznie w drugą stronę, zawodnik dotychczas kryjący małego zaczynał kryć dużego.
W takiej sytuacji wysoki zawodnik, choć mniej zwinny, jest w stanie dobrze kryć mniejszego gracza z piłką. Ma długie ramiona i jest silny fizycznie. W drugą stronę już gorzej – kiedy mały musi kryć wysokiego, to wysoki zazwyczaj wykorzystuje przewagę fizyczną. Dane Second Spectrum wskazują, że dekadę temu zmieniano krycie na 9 proc. zasłon, a w minionym sezonie już na 24 proc.
Kwestia wizerunku
Zmienianie krycia jest bardzo istotnym powodem znikania małych graczy, bo wiąże się z celowym wykorzystywaniem słabości fizycznej. Zespoły widząc, że defensywa stosuje taktykę switch i ma małego gracza na boisku, zaczęły specjalnie szukać takiej zasłony, by gracza z piłką krył najmniejszy koszykarz na boisku. Przez to obecność niskiego koszykarza na boisku kluby zaczęły postrzegać jako widoczną słabość obrony.

Siła w rękach średnich
Zwykle najmniejszym graczom przypadał obowiązek wyprowadzenia piłki do ataku i rozegrania, ale w związku z ich redukcją na boisku zajęli się tym gracze wyżsi. Kiedyś było tak, że rozgrywający rozpoczynał atak, który miał skończyć się na rzucie najlepszego zawodnika. Dziś bardzo często jest tak, że atak zaczyna się i kończy na najlepszym zawodniku. Ten najpierw kozłuje i potem podaje lub rzuca.
Najwięcej czasu przy piłce w Boston Celtics spędza mierzący 203 cm wzrostu Jayson Tatum, a w Milwaukee Bucks mający 211 cm Giannis Antetokounmpo. Takich przykładów można by podać wiele. Paolo Banchero w Orlando Magic, LeBron James w Los Angeles Lakers itd.
Za to w tych klubach, które nadal zachowują rolę rozgrywającego (pozycję nr 1 w świetle klasycznej klasyfikacji wzrostowej składu) widać, że rozgrywający są wyżsi niż kiedyś. W Indianie Pacers na pozycji rozgrywającego gra Tyrese Haliburton. Ma 196 cm wzrostu, czyli tyle, ile kiedyś mieli rzucający obrońcy (pozycja nr 2). W Oklahoma City Thunder nominalnym rozrywającym jest Shai Gilgeous-Alexander. Ma 198 cm, czyli dokładnie tyle, co Michael Jordan – rzucający obrońca (ponownie pozycja nr 2).
Przepis na sukces
Nie bez powodu wspomniałem o Indianie Pacers i Oklahomie City Thunder. To kluby, które zmierzyły się w tegorocznych finałach, czyli obecnie dwa najlepsze w NBA.
W minionym sezonie w Pacers zawodnicy poniżej 190 cm wzrostu mieli piłkę w rękach przez 19 proc. łącznego czasu gry drużyny. Za to w Thunder przez 12 proc. Średnia w NBA wynosi 27 proc.
Ciekawe.
Jako akredytowany dziennikarz NBA co tydzień dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.
Główne wnioski
- Zmniejsza się liczba niskich koszykarzy w NBA, a ich rola na boisku gwałtownie spada. Od pięciu lat zawodnicy poniżej 190 cm tracą procent czasu gry i czasu spędzanego przy piłce. Czas gry spadł z 23 do 16 proc., a czas przy piłce z 38 do 27 proc.
- Największą rolę na boisku odgrywają obecnie zawodnicy o wzroście ok. 2 metrów. Zwiększyli swój udział w ofensywie i czasie gry. Piłka jest w ich rękach aż 39 proc. czasu, w porównaniu do 28 proc. pięć lat temu. Ich rola ofensywna rośnie kosztem mniejszych, a nie wyższych graczy. Zawodnicy powyżej 210 cm utrzymują stabilną rolę i udział w czasie gry.
- Zmiany wynikają z ewolucji taktycznej w NBA, szczególnie popularności taktyki ofensywnej small ball i taktyki defensywnej switch. Początkowo small ball promował szybkie, niskie i zwinne osoby umiejące rzucać i kozłować. Po adaptacji wyżsi gracze też nauczyli się tych umiejętności. Wtedy wzrost ponownie zaczął być premiowany. Za to taktyka zmiany krycia switch faworyzuje wysokich zawodników, którzy dzięki sile i zasięgowi lepiej kryją niższych. Niscy gracze słabo kryją wysokich i stali się w obronie słabym ogniwem.



