Czas na design
„Transformacje. Nowoczesność w III RP” to wystawa, która stanowi kolejną odsłonę cyklu „4 x nowoczesność” realizowanego w Muzeum Narodowym w Krakowie od 2021 r. Całość widzieć warto jako zapowiedź tworzonego w Krakowie Muzeum Architektury i Designu. I w tym kontekście można w równym stopniu snuć optymistyczne scenariusze, co wyrażać obawy. Wszystko będzie zależało od tego, w jaką stronę pójdzie z tym projektem krakowska narodowa placówka.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Które polskie muzea mają najlepsze zbiory designu XX w.
- Dlaczego wystawa „Transformacje. Nowoczesność w III RP” budzi dyskusje i obawy.
- Dlaczego fotel z gabinetu Bolesława Bieruta przeczy ideałom PRL.
Architektura i design są modne. Bez dwóch zdań. Wystarczy spojrzeć na to, co w światowych muzeach w ostatnich latach było hitem frekwencyjnym. Wystawy gwiazd mody i designu robią nie tylko muzea poświęcone wzornictwu przemysłowemu. Dziś to dla instytucji wystawienniczych konie pociągowe obliczone na liczbę zwiedzających – a co za tym idzie sukces finansowy. Zarówno londyńska Tate Britain, jak i paryskie Luwr czy Centrum Pompidou mają je w swoich portfolio w ostatnich latach. I świetnie na tym wyszły. Nie dziwi więc, że i polskie muzea chętnie zaczęły tymi tematami się interesować. A jak im wychodzi – sami zobaczcie.
Czas przełomu
Architektura, design i sztuka w III RP to temat fascynujący. Bo to czas, w którym jako kraj dokonaliśmy przeskoku. Z szarości i marazmu ostatnich lat PRL wrzuceni zostaliśmy w świat kolorowego postmodernizmu. I tym zjawiskiem też zajmuje się pierwsza część wystawy „Transformacje. Nowoczesność w III RP” w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie. Oglądamy w tej sekcji przede wszystkim najciekawsze – i czasem już nieistniejące – przykłady architektury lat 90., jak choćby Solpol.

Z drugiej strony mamy neomodernizm. W różnych jego odsłonach. Bo to z jednej strony moda na modernizm rozumiana z jednej strony jako ochrona tego, co najbardziej wartościowe w dziedzictwie architektury XX w., z drugiej – po prostu powrót do takich wartości jako funkcjonalność, prostota, oszczędność form. W czasach po kolejnych kryzysach gospodarczych to pojęcia, które znów są w cenie.
„Wielogłos” – ostatnia sekcja wystawy – mówi… wszystko i nic. Już tytuł oznacza, że mamy do czynienia z „bezradnością” wobec tego czasu. Nie dało się go uporządkować i skatalogować, wyciągnąć wspólnego mianownika? Powrót do tradycyjnych materiałów i natury? Wartość rzemiosła? Współpraca przy projektowaniu designu ze współczesnymi artystami? Wyjątkowość i indywidualność? Mam wrażenie, że trochę zabrakło inwencji, bo pomysłów mogło być sporo. „Wielogłos” to łatwizna.

Grzechów na tej wystawie jest jednak dużo więcej. Zmarginalizowano wszystkie ważne dyskusje, które toczą się o „błędach założycielskich III RP”, jak etyka relacji pracodawca-pracownik, wartość pracy etc. To taka wystawy o estetyce bez etyki. Dziś już na świecie właściwie to nie do pomyślenia.
Paradoksalnie też zmarginalizowano…. sztukę. Twórczość tzw. artystów krytycznych, która stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych zjawisk lat 90., dobrze diagnozująca wyzwania i problemy, z którymi będzie musiało mierzyć społeczeństwo czasów transformacji, postawiona została do kąta. Dosłownie. Wybito jej kły i zeszlifowano pazury. Nie ma w sobie nic z obrazoburczości i siły oddziaływania, którą miała w momencie powstania. Coś, co budziło ogromne kontrowersje w tamtym czasie, stało się tylko nieistotnym estetycznym trikiem w przestrzeni wystawy, cichym dopowiedzeniem architektury i designu. Dla takiej instytucji jako muzeum z przymiotnikiem „narodowe” w nazwie to grzech ciężki.

Więc choć ciekawych artystów i designerów nie brakuje – od Zofii Kulik czy Jarosława Kozłowskiego po projekty Gosi Baczyńskiej, Arkadiusza czy Michała Korchowca – trudno uznać wystawę za udaną.
Cracovia – i co dalej?
Jak z powyższych kilku zdań można wnioskować, wobec tej wystawy nie sposób nie sformułować kilku zastrzeżeń. Idzie ona bowiem obok dzisiejszych dyskusji. Trudno jednak uciec od wrażenia, że wystawa miała być jakimś zachwytem nad technologiami, maszynami, a nie rzeczywistym pytaniem o jakość estetyczną ostatniej dekady XX i początku XXI w.
Szkoda, zwłaszcza, że od 10 lat Muzeum Narodowe w Krakowie dysponuje budynkiem hotelu Cracovia, stojącym naprzeciw głównej siedziby instytucji, w którym ma mieścić się jego nowy oddział – Muzeum Architektury i Designu. Pole do popisu jest duże – od zagospodarowania przestrzeni „pomiędzy” tymi dwiema budowlami jako forum prezentowania sztuki w przestrzeni publicznej, aż po myślenie, jak wzajemnie powinny dopełniać się oba budynki.
Na razie krakowska placówka wypada dość skromnie. Paradoksem jest, że cykl „4x Nowoczesność” uświadamia, jak wiele ma do nadrobienia MNK. Na najnowszej odsłonie duża część prac – czym zachwyca się instytucja, pisząc, że pokazywane są w jej przestrzeniach „ po raz pierwszy” – jest wypożyczona. To oznacza, że nie ma kolekcji do opowieści o designie i architekturze!
Dość wspomnieć, że na razie na swoich stałych wystawach w salach pokazujących w ujęciu chronologicznym rozwój europejskiego rzemiosła artystycznego eksponuje przykłady meblarstwa z kolejnych epok. Ekspozycja kończy się skromnym wyborem mebli art déco. To zdecydowanie za mało. I rodzi to pytanie, czy muzeum ma co pokazywać?
Ostatnie lata wydają się w kwestii zakupów właściwie zmarnowane. Więc czy Muzeum Architektury i Designu to w tej chwili nie jest jednak przerost ambicji? Kupiona kilka lat temu meblościanka projektu Kowalskich – symbol wnętrz w czasach PRL – to trochę mało.
Ale to nie wszystko. W drugiej połowie zeszłego roku nawet prowadzono konsultacje społeczne, jakie są oczekiwania wobec instytucji – co należy pochwalić, bo dziś takie partycypacyjne podejście to dla większości instytucji oczywistość, która ma wpływać na poczucie widza, że muzeum jest otwarte na jego oczekiwania. Więc wydawałoby się, że MNK idzie pod rękę z trendami. Ale przygotowano te konsultacje już po rozstrzygnięciu konkursu na przebudowę i zagospodarowanie budynku dawnego hotelu. A powinno być odwrotnie, jeśli oczekujemy, że opinie widzów co do funkcji będą miały realny wpływ na kształt przyszłego oddziału MNK. Odwrócona kolejność może znacznie utrudniać przygotowanie sensownie funkcjonującej placówki.
Gdzie po design
Muzeum Narodowe w Krakowie nie jest jedyne, gdy idzie o ambicje w dziedzinie pokazywania szeroko pojętego designu. Choć nie ma co kryć, że polskie instytucje raczej są daleko w tyle za światowymi potentatami w tej dziedzinie.

W kilku muzeach wnętrz pałacowych, jak Pszczyna, Kozłówka czy Łańcut, zachowały się meble będące oryginalnym wyposażeniem tych rezydencji, więc w ujęciu historycznym jeszcze nie ma aż tak dużych zaniedbań. Natomiast jeśli chodzi o przekrojowe ujęcia tematu z nastawieniem na wiek XX – jest sporo do nadrobienia. Do dziś nie zrealizowano planowanego muzeum wnętrz w Otwocku Wielkim, które miało być oddziałem Muzeum Narodowego w Warszawie. To na razie ma skromną – choć niezwykle interesującą i streszczającą wszystko, co w polskim projektowaniu ważne – wystawę designu XX w. I instytucja wciąż chce trzymać rękę na pulsie, czego dowodzi niedawny pokaz zakupów z lat 2017-2022 tej placówki. Wystawa ta dobrze pokazywała, że instytucja na poważnie myśli o tym, by rozwinąć temat. Obok niezwykle nowoczesnego w wyrazie krzesła H106 projektu Edmunda Homy, z charakterystycznymi miękkimi liniami, jest i fotel z gabinetu Bolesława Bieruta z Belwederu (projekt Zygmunta Szatkowskiego), w którymi widoczne są inspiracje art déco i biedermeierem.
To dwa ważne obiekty. Pierwszy jest ciekawym odbiciem mody na vintage w dziedzinie wzornictwa przemysłowego. Na powstanie tego krzesła trzeba było czekać ponad 50 lat. W latach 60. nie było niczym więcej niż projektem. Dosłownie zrealizowano je w jednym (sic!) egzemplarzu. W XXI w. firma Politura postanowiła wdrożyć zamysł, po konsultacjach z ich twórcą skierować je do produkcji. To dobrze pokazuje, że dawny design ma wymierną wartość, a dobre projekty wciąż dobrze się sprzedają.
Drugi wspomniany mebel to przykład, jak PRL bazował na wzorach wypracowanych w poprzednich epokach, które tak bardzo chciał odesłać w społeczną niepamięć.
W tym kontekście warto wspomnieć, że właśnie warszawskie muzeum kupiło – w roku 2024 – nowy budynek (dawniej siedziba salonu meblowego) z przeznaczeniem na nowoczesny magazyn studyjny dla zbiorów wzornictwa i mebli zabytkowych, w którym eksponaty będą udostępniane publiczności.

Jeśli chodzi o historyczny design i meblarstwo – zarówno w kwestiach jego badania, jak i wystawiania – przoduje dziś w Polsce chyba Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Jego zbiory są od wielu lat katalogowane przez kustoszkę, Małgorzatę Korżel-Kraśną. To wzorcowy przykład pracy z własnymi zbiorami instytucji.

Główne wnioski
- Polskie instytucje nadrabiają zaległości wobec świata, tworząc oddziały poświęcone meblom i designowi.
- Dawne wzornictwo to wymierne korzyści, czego przykładem jest sukces firm powielających projekty z czasów PRL.
- Zaległości w zakupach polskich muzeów mogą okazać się największą przeszkodą w tworzeniu ekspozycji poświęconych designowi.