Czy czeski ČEZ wróci w ręce państwa? Plany nacjonalizacji na horyzoncie
Gdyby Andrej Babiš, lider czeskiej opozycji parlamentarnej, zrealizował swoje zapowiedzi, trzecia co do wielkości spółka notowana na warszawskiej giełdzie mogłaby zniknąć z notowań.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego kurs akcji ČEZ na giełdach w Pradze i w Warszawie znacznie wzrósł w ostatnich dniach.
- Jakie plany wobec czeskiego koncernu ma Andrej Babiš, polityk, który może w przyszłym roku zostać premierem Czech.
- Czym różni się sposób obsadzania kluczowych stanowisk w czeskich i w polskich spółkach kontrolowanych przez skarb państwa.
W ostatnich dniach akcje czeskiego koncernu energetycznego ČEZ znacznie wzrosły, osiągając najwyższy poziom od ponad czterech miesięcy. Kurs na giełdzie w Pradze zwiększył się o ponad 6 proc., a na warszawskim parkiecie – o ponad 7,5 proc.
Czeski gigant
Dla spółek o tak wysokiej kapitalizacji jak ČEZ tak duże wzrosty są rzadkością. Rynkowa wartość koncernu wynosi około 85 mld zł, co czyni go ponad dwa i pół raza większym od polskich firm PGE, Tauron, Energa i Enea razem wziętych. To sprawia, że ČEZ jest trzecim co do wielkości emitentem na warszawskiej giełdzie (ustępującym jedynie bankom Santander i UniCredit).
Za tym wzrostem notowań stoi Andrej Babiš, były czeski premier i lider opozycyjnego ugrupowania ANO. To populistyczna partia, która – jeśli wierzyć sondażom – ma największe szanse na zwycięstwo w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.
W ubiegłym tygodniu Babiš udzielił wywiadu agencji Bloomberg, w którym zapowiedział, że po dojściu do władzy będzie dążył do ponownej nacjonalizacji ČEZ. Obecnie czeski rząd (formalnie Ministerstwo Finansów) posiada 69,78 proc. akcji koncernu, podczas gdy reszta jest w rękach mniejszościowych akcjonariuszy, takich jak OFE Nationale-Nederlanden, OFE PZU Złota Jesień, OFE Uniqa, OFE Generali, OFE Vienna, TFI Goldman Sachs i OFE Pocztylion Arka.
Efekt Babiša
Babiš planuje wykup udziałów mniejszościowych akcjonariuszy, finansując go z dywidendy wypłacanej przez ČEZ. Wskazał przy tym na „podobny proces” przeprowadzony przez rząd Francji w przypadku koncernu EdF.
Przy obecnej wycenie taki wykup kosztowałby około 25,7 mld zł (około 150 mld koron). Tymczasem w ubiegłym roku czeski budżet otrzymał z tytułu dywidendy wypłaconej przez ČEZ jedynie 19,5 mld koron.
– Mniejszościowi akcjonariusze dążą do zysku, a nie troszczą się o ludzi – skomentował lider ANO.
Babiš uważa, że przejęcie pełnej kontroli nad ČEZ mogłoby umożliwić obniżenie cen energii dla odbiorców końcowych. Ponadto państwowa własność pozwoliłaby na bardziej elastyczne podejście do kolejnych inwestycji w energetykę jądrową (koncern jest właścicielem dwu czeskich elektrowni atomowych – w Temelinie i Dukovanach).
Bezpośrednio po publikacji wywiadu kurs ČEZ na praskiej giełdzie wzrósł o ponad 2 proc., przy czym wartość handlu była sześciokrotnie większa niż przeciętnie na każdej sesji z ostatnich 20 dni. Akcje rosły również w kolejnych dniach, co analitycy określają mianem „efektu Babiša”.
Na platformie X odniósł się do słów byłego premiera Michal Šnobr, znany, aktywny akcjonariusz ČEZ-u. „Andrej Babiš ma rację, twierdząc, że akcjonariuszom zależy przede wszystkim na zysku. (…) Zarząd ČEZ-u ma obowiązek dbać o korzyści dla wszystkich posiadaczy akcji koncernu, a jedynym kryterium musi być opłacalność inwestycji".
Inaczej niż w Polsce
Na forach internetowych pojawiły się komentarze sugerujące, że nacjonalizacja ČEZ-u mogłaby pozwolić rządowi na swobodniejsze decyzje w kwestii obsadzania stanowisk we władzach spółki. Dotychczas – w przeciwieństwie do Polski – politycy nie ingerowali w to, kto zasiadał na czele czeskiego koncernu energetycznego. W ciągu ostatnich dwóch dekad Czechami rządziło dziewięciu premierów (Stanislav Gross, Jiří Paroubek, Mirek Topolánek, Jan Fischer, Petr Nečas, Jiří Rusnok, Bohuslav Sobotka, Andrej Babiš i Petr Fiala), podczas gdy prezes ČEZ-u zmienił się w tym czasie tylko... raz.
Od września 2011 r. koncernem kieruje 54-letni Daniel Beneš, który objął funkcję po Martinie Romanie, legendzie czeskiego zarządzania. Roman, jeszcze jako student, w wieku 23 lat stanął na czele firmy Wolf Bergstrasse zatrudniającej ponad 700 osób, którą szybko uczynił liderem czeskiego rynku słonych przekąsek. W wieku niespełna 35 lat objął stanowisko prezesa ČEZ-u, które piastował przez ponad siedem lat. Przez cały ten czas Beneš pełnił funkcję pierwszego wiceprezesa i dyrektora wykonawczego. Jesienią 2011 r. Roman złożył rezygnację, choć pozostał związany z koncernem jako przewodniczący rady nadzorczej przez kolejne dwa lata.
Czarne uniformy
Powody odejścia Romana z fotela prezesa ČEZ-u nie są do końca jasne. Nic nie wskazuje jednak, aby były to decyzje polityczne. Media spekulowały o naciskach lobby węglowego, które sprzeciwiało się planom rozbudowy elektrowni atomowej w Temelinie. Wspominano również o jego rzekomym zaangażowaniu w prywatyzację zakładów Škoda w Pilźnie, od czego Roman publicznie się odżegnywał.
Jednym z bardziej intrygujących wątków związanych z odejściem Romana była specjalna jednostka utworzona w ČEZ do walki z kradzieżą prądu. Członkowie tej służby, szkoleni podobnie jak komandosi, organizowali naloty na domy podejrzanych o nielegalne podłączenie się do sieci. Ubrani w czarne uniformy, uzbrojeni w noże, broń gazową i wspierani przez psy tropiące, bardziej przypominali antyterrorystów niż pracowników sektora energetycznego. Przesłuchania domniemanych złodziei prądu trwały czasem godzinami, a działania „komandosów ČEZ-u” wywołały duży rozgłos. Ostatecznie odium za ich działania spadło na Romana, co mogło przyczynić się do jego rezygnacji.
Parasol Zemana
Prezes Beneš, następca Romana również wydawał się stronić od polityki, choć raz bardzo wyraźnie odstąpił od tej zasady. Było to w styczniu 2018 r., kiedy pojawił się niespodziewanie podczas wieczoru wyborczego w sztabie ubiegającego się o reelekcję prezydenta Miloša Zemana. Szef ČEZ-u zasiadł wtedy na scenie w gronie polityków wspierających prezydenta.
Dlaczego Beneš zdecydował się na taki polityczny gest? Komentatorzy ocenili, że próbował zabezpieczyć swoje stanowisko w obliczu krytyki ze strony ówczesnego premiera… Andreja Babiša. Prezes ČEZ-u liczył na to, że jasne określenie się, jako człowiek prezydenta Zemana uchroni go. Tak się też stało, funkcję zachował do tej pory. Jednak potencjalny powrót ANO i Babiša do władzy w przyszłym roku może oznaczać dla Beneša koniec kariery w ČEZ, szczególnie jeśli spółka miałaby zostać znacjonalizowana.
Główne wnioski
- Andrej Babiš, lider partii ANO, który w 2025 r. może ponownie zostać premierem Czech chce znacjonalizować koncern energetyczny ČEZ. Rząd mógłby dzięki temu wpływać na ceny energii elektrycznej.
- Realizacja takiego scenariusza oznaczałaby, że czeska spółka zostałaby wycofana z notowań na giełdzie z Pradze i w Warszawie.
- ČEZ w 70 proc. należy do czeskiego rządu. Mimo to o obsadzie kluczowych stanowisk w spółce nie decydowali politycy. Po planowanej przez Babiša nacjonalizacji to się jednak może zmienić.