Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport

Czy nastanie Sochanomania

Polak Jeremy Sochan, ekstrawagancki koszykarz San Antonio Spurs, efektownie zaczął swój trzeci sezon w NBA. Okoliczności mu sprzyjają, możemy być świadkami narodzin gwiazdy. Będą one interesujące również z marketingowego punktu widzenia.

Koszykarz Jeremy Sochan podczas meczu reprezentacji Polski
Był pewny siebie, ale umiał słuchać. Przyjmował uwagi i nie obrażał się. To go różniło od współczesnej młodzieży – tak o Jeremym Sochanie mówi trener Dawid Mazur, który prowadził go w kadrze Polski do lat 16. Zdjęcie: PAP/Jarek Praszkiewicz

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego nowy sezon może być przełomowym dla Jeremy’ego Sochana.
  2. Jak Jeremy Sochan rozkochał w sobie kibiców San Antonio Spurs.
  3. Jak doszło do tego, że Jeremy Sochan reprezentuje Polskę.

Kolejny sezon, kolejny prezent od losu. Tak na razie wygląda życie 21-letniego Jeremy’ego Sochana w NBA.

Przed pierwszym rokiem gry w NBA miał wielkie szczęście, ponieważ wybrał go klub San Antonio Spurs. Trafił do szkoły Gregga Popovicha, legendarnego amerykańskiego trenera, który prowadzi drużynę już od prawie 30(!) lat, zdobył z nią pięć mistrzostw NBA, o koszykówce wie wszystko lub prawie wszystko.

Przed drugim sezonem do Spurs dołączył Francuz Wictor Wembanyama, o którym ceniony amerykański ekspert Adrian Wojnarowski powiedział wręcz: „To być może największy talent w historii sportów drużynowych”. Już pierwszy sezon w lidze Wembanyama miał znakomity – rzucał w meczu średnio 21,4 punktów, dodawał do tego 10,6 zbiórek, prawie cztery asysty i aż 3,6 bloków (mierzy 221 cm wzrostu). A jasne jest, że dopiero się rozkręca – 21 lat skończy w styczniu.

Przed trzecim sezonem Jeremy’ego Sochana do klubu z Teksasu przyszedł Amerykanin Chris Paul, 39-letni rozgrywający, weteran, który o koszykówce wie niewiele mniej od Gregga Popovicha.

– Nie znosiłem go przez te wszystkie lata, gdy grał w przeciwnych drużynach. Jego koszykarskie IQ wykracza poza skalę, był o krok nie tylko przed rywalami, ale też trenerami ich drużyn – tak Gregg Popovich oceniał Chrisa Paula przed sezonem.

Można więc przyjąć, iż mierzący 203 cm wzrostu Jeremy Sochan mógłby podczas treningów tylko siedzieć wygodnie z założonymi rękami, słuchać i patrzeć, a i tak robiłby olbrzymie postępy. Ale on się nie przygląda, lecz jest ważnym elementem zespołu. Ważnym i ekscytującym dla kibiców.

Jeremy Sochan i jego styl

Od samego początku gry w NBA Jeremy Sochan oprócz doskonałej dynamiki, koordynacji – słowem: atletyczności – demonstrował zawadiacki image. I nie chodzi tylko o fryzury, choć odgrywają swoją rolę – w pierwszym sezonie oglądaliśmy np. głowę Polaka pomalowaną w następujący sposób: prawy bok na seledynowo, środek na różowo, a lewy bok na czerwono. Do tego kolczyki, tatuaże, a barwnie było również w jego mediach społecznościowych. Na jednym ze zdjęć siedział na malutkim rowerku, a na koszulce miał napis: „Duży rower, mały penis”. Rzuty wolne rzucał jedną ręką, a nie, jak nakazują prawidła koszykówki, dwiema. Komentował to słowami: „Jednoręki bandyta” (wtedy całą głowę miał na seledynowo).

Kilka miesięcy temu rozbił porsche, co akurat, niezależnie od okoliczności wypadku, do referowanego tu wizerunku pasuje doskonale. Zdarzają mu się sprzeczki i przepychanki na boisku, a gdy w miniony weekend zapytano go o teksańską rywalizację z Houston Rockets, rzucił z uśmiechem: „Yeah, fu*k Houston”. I w drugim meczu z Houston było gorąco między nim a jednym z rywali. A gdy po meczu zapytano Polaka, czy takie sytuacje wyprowadzają go z równowagi, odpowiedział z uśmiechem: „Mnie nie, ale ich tak”.

Jego obecną fryzurą jest pomarańczowe afro.

– Miasto pokochało jego charakterystyczny styl. Jeremy zapewnia nam dodatkowy dreszczyk emocji – mówi Dusty Garza, dziennikarz z San Antonio, który właściwie nie opuszcza drużyny na krok.

Garza darzy Polskę sentymentem nie tylko z powodu Jeremy’ego Sochana, ale też z powodu wspomnień – w katolickiej szkole uczyła go zakonnica z naszego kraju („Niesamowicie miła, bardzo zabawna”).

– Nawet te rzuty wolne, które wykonywał jedną ręką… [w tym sezonie Sochan zaczął już rzucać „normalnie” – red.]. Zżyliśmy się z nim też bardzo w poprzednim sezonie, widząc, jak się męczy, gdy trener wystawia go na pozycji rozgrywającego – mówi dalej Dusty Garza.

Następnie chwali już czysto sportowe umiejętności 21-latka.

– To on bardzo często pilnuje najgroźniejszego koszykarza drużyny przeciwnej. Jego zdolności gry w obronie są wyjątkowe – przekonuje Dusty Garza.

Szefowie klubu podzielają zdanie dziennikarza. Niedawno Jeremy Sochan przedłużył kontrakt o dwa lata, zarobi w tym czasie 12,6 mln dolarów.

Już nie męczy się na pozycji rozgrywającego, gra bliżej kosza. I pierwsze trzy mecze sezonu miał imponujące (choć dwa razy jego ekipa przegrała). Na inaugurację był najlepszym strzelcem Spurs (18 pkt), w drugim meczu ustąpił jedynie Wembanyamie (17 do 29), w trzecim znów zdobył najwięcej punktów (22).

To nietypowe sytuacje, bo Jeremy Sochan – syn polskiej koszykarki i amerykańskiego koszykarza – nie kojarzy nam się z tym, iż jest w czołówce strzelców drużyny. On jest, jak mówił Dusty Garza, znakomitym obrońcą. Co jeszcze wzmacnia jego charakterystyczny wizerunek, na zasadzie: zawadiaka ma być od czarnej roboty.

Jeremy Sochan i wątpliwości Marcina Gortata

San Antonio rozkochał, a czy może też porwać całą Polskę? Swego czasu wątpliwości zasiał – zapewniając, że bez złośliwości – Marcin Gortat, czyli nasz poprzedni jedynak w NBA.

– Nie mamy takiej kultury, że chodzimy obwieszeni złotem czy diamentami. Widać, że on to lubi i po części go to pewnie też kręci… – powiedział Marcin Gortat.

Można z tego było wywieść domysł, że trudno będzie o ewentualną Sochanomanię.

Urodzony w USA Jeremy Sochan dorastał w Anglii – z matką, byłą koszykarką Polonii Warszawa Anetą Sochan, oraz ojczymem Wiktorem Lipieckim. Do Polski przyjeżdżali na wakacje, zdarzało mu się brać udział w polskich obozach treningowych. Słynny jest filmik z obozu w Brodnicy z 12-letnim Jeremym Sochanem, na którym słychać głos nagrywającego: „Oto przyszła gwiazda NBA!”.

Przyjeżdżał czasami na obozy do Polski, ale koszykówki uczył się przede wszystkim w Wielkiej Brytanii. Nie było jeszcze jasne, którą reprezentację wybierze.  

– O Jeremym po raz pierwszy usłyszałem, gdy jego mama napisała do mnie maila – mówi nam trener juniorów Dawid Mazur, postać w naszej opowieści bardzo ważna.

– Jeremy miał wtedy 14 lat. Mama wysłała też filmiki pokazujące umiejętności syna. Odpisałem, że treningi muszą być częstsze, żeby przyspieszyć rozwój, bo jednak widać było to, o czym szczerze mówiła pani Aneta, że Jeremy trenuje względnie rzadko, dwa razy w tygodniu – wspomina Dawid Mazur.

Trwał dwutorowy proces. Jeremy Sochan nadal trenował przede wszystkim w Anglii – to dla Wielkiej Brytanii grał w kadrze U-15 (czyli do lat 15) – ale też, dzięki staraniom mamy, zbliżał się do Polski.

– Po naszym pierwszym kontakcie z panią Anetą zwiększyła się liczba treningów Jeremy’ego, a następnie już dużo poważniej zaczął się on szkolić w Anglii. I robił wielkie postępy. Widziałem je, gdy przyjeżdżał do nas na kolejne zgrupowania. Widać też już było jego pewność siebie, ale taką zdrową, to nie była pycha czy arogancja. Mówił, że w przyszłości zagra w NBA. W tamtym czasie powiedziałem prof. Kazimierzowi Mikołajcowi, dyrektorowi sportowemu w Polskim Związku Koszykówki, że jeśli wypuścimy Jeremy’ego, to będziemy sobie strasznie pluć w brodę w przyszłości. Później przyjeżdżał do nas coraz częściej – mówi Dawid Mazur.

I w kadrze U-16 grał już dla Polski. W 2019 r. na mistrzostwach Europy dywizji B reprezentacji do lat 16 Jeremy Sochan zagrał wspaniale, Polska awansowała do dywizji wyższej, on został wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju. Złapał z kolegami świetną sportową chemię w grupie trenera Dawida Mazura, zobaczył też, że polska koszykówka ma całkiem niezłe perspektywy.

– Przyjmował uwagi, to go wyróżniało na tle współczesnej młodzieży. Kiedyś zauważyłem, że w starciach ze słabszymi drużynami nie gra na 100 proc. Powiedziałem mu, że to źle, ponieważ nigdy nie wiadomo, kto akurat będzie siedział na trybunach i obserwował. Nie odbierał takich uwag osobiście, nie urażało go to. Teraz w tym kontekście przypomina mi się słynne zdanie Michaela Jordana: „Powiedz mi, co jest moją wadą, a stanie się to moją zaletą”. Jeremy właśnie tak postępuje. Spójrzmy teraz, jak poprawił swój rzut – kończy trener Mazur.

W 2021 r. Jeremy Sochan zagrał już dla seniorskiej reprezentacji Polski. W przyszłym roku ma być gwiazdą mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce, Finlandii, na Łotwie i Cyprze.

Przyjmował uwagi, to go wyróżniało na tle współczesnej młodzieży”

Przodkowie Jeremy’ego Sochana

Dziadek będzie z uśmiechem patrzył z góry. Juliusz Sochan – po nim Jeremy wziął drugie imię – był działaczem koszykarskim bardzo znanym w Warszawie. Przez całe lata 70. kierował sekcją koszykówki AZS AWF Warszawa, był również prezesem Warszawskiego Związku Koszykówki.

Zresztą uśmiechać się będzie też pradziadek koszykarza Spurs, Zygmunt Sochan, choć on był blisko piłki nożnej, a nie koszykówki. Przed wojną grał dla Warszawianki w najwyższej lidze, nosił nawet przez pewien czas opaskę kapitana. Gdy wybuchła wojna, został uczestnikiem ruchu oporu, a następnie przeżył obóz w Stutthof.

Nie tylko z powodu takich historii słabną chyba wątpliwości co do tego, czy Jeremy Sochan będzie w stanie zakręcić całą Polską. Już od dość dawna widać go na butelkach bardzo popularnego napoju izotonicznego, mówi też w popularnej reklamie szamponu, że nie ma łupieżu. A przecież w poprzednich dwóch sezonach Spurs wygrywali bardzo rzadko, o awansie do fazy play-off nie mogło być mowy.

To obecny sezon ma być pierwszym, w którym Jeremy Sochan i Victor Wembanyama wejdą do wielkiej gry.

Główne wnioski

  1. Nie tylko matka i biologiczny ojciec, ale też dziadek i pradziadek Jeremy’ego Sochana byli blisko związani ze sportem.
  2. Jeremy Sochan gra w klubie, który umożliwia mu nadzwyczajny koszykarski rozwój.
  3. Jeremy Sochan mógł teoretycznie grać dla Wielkiej Brytanii, ale dzięki matce i działaczom polskiej koszykówki reprezentuje nasz kraj.