Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Lifestyle Społeczeństwo Technologia

Czy sharenting zawsze musi być zły? „Dobro dziecka ponad władzą rodzicielską”

Sharenting – najprościej mówiąc, publikowanie wizerunku dziecka w internecie – to temat, który budzi skrajne emocje zarówno w realnym, jak i wirtualnym świecie. Czy można usprawiedliwić to zjawisko? Czy istnieje złoty środek między wolnością wynikającą z władzy rodzicielskiej a prawami dziecka?

Sharenting dziecko zdjęcie dziecka niemowlę
Czy sharenting zawsze godzi w prawa dziecka? Fot. Gettyimages

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego publikowanie wizerunku dziecka w internecie, to temat, który budzi podziały.
  2. Czy można usprawiedliwić to zjawisko.
  3. Czy istnieje – i gdzie przebiega – złoty środek między wolnością wynikającą z władzy rodzicielskiej a prawami dziecka.

Narodziny dziecka potrafią przewrócić życie do góry nogami. Rewolucję tę widzi rodzina, bliscy i znajomi. A co z resztą świata – z wirtualnymi kontaktami, dawnymi kolegami z Facebooka czy obserwatorami z sieci? W sprawie sharentingu jesteśmy mocno podzieleni. Zdrowy rozsądek, a także przepisy prawa, nakazują chronić prywatność dziecka w trosce o jego bezpieczeństwo w sieci i w realnym świecie. Jednocześnie pokusa, by „dopieścić” swoje cyfrowe ego (lub realny portfel), bywa na tyle silna, że wciągamy najmłodszych w wirtualną rzeczywistość. Czy zatem sharenting jest z góry skazany na krytykę jako model wykorzystywania dzieci, czy może stanowi naturalny element cyfrowej ewolucji?

Na początek definicje...

Słowo sharenting nie doczekało się jeszcze polskiego odpowiednika. Pochodzi z połączenia angielskich wyrazów parenting (rodzicielstwo) i share (dzielić się). Nie sposób jednoznacznie określić, czy termin ten wiąże się wyłącznie z negatywnymi, czy także z pozytywnymi zjawiskami. W literaturze przedmiotu znajdziemy jednak względnie spójne definicje, które mówią o regularnym publikowaniu wizerunku dzieci w internecie, przede wszystkim w mediach społecznościowych.

Poszczególne rodzaje sharentingu – bardziej niż samo zjawisko sensu largo – łatwiej jest ocenić. Robimy to zwykle przez pryzmat wyznawanych wartości, zasad etycznych czy przepisów prawa, choć w tym ostatnim przypadku sprawa bywa skomplikowana.

  • Oversharenting oznacza nadmierne dzielenie się treściami z udziałem małoletnich.
  • Parental trolling to skrajna forma sharentingu, polegająca na publikowaniu materiałów wprost kompromitujących dziecko.
  • Commercial sharenting dotyczy czerpania korzyści finansowych z treści z udziałem potomstwa.

W literaturze naukowej pojawiają się również pojęcia family sharenting i prenatal sharenting. Pierwsze odnosi się do sytuacji, gdy inni członkowie rodziny dziecka publikują jego wizerunek w internecie. Drugie dotyczy dzielenia się w sieci informacją o ciąży. O ile przekazanie dobrej nowiny w mediach społecznościowych zazwyczaj nie budzi kontrowersji, o tyle publikowanie zdjęć USG, pierwszych fotografii dziecka czy – tym bardziej – transmitowanie porodu, bywa już co najmniej dyskusyjne.

Czy sharenting, rozumiany jako publikacja zdjęć dzieci w internecie, zasługuje jednoznacznie na krytykę? O opinię poprosiliśmy ekspertów: konstytucjonalistę dra Kamila Stępniaka oraz ekspertkę ds. wizerunku Martę Rodzik. Z punktu widzenia litery prawa mamy tu potencjalny konflikt dwóch interesów: dobra dziecka i swobody wykonywania władzy rodzicielskiej. Dochodzą do tego kwestie cyberbezpieczeństwa, etyki, psychologii i socjologii. Skupmy się jednak na tym, czy każda treść budząca kontrowersje może stać się przedmiotem sporu sądowego.

Sharenting nie zawsze zły?

– Sama publikacja zdjęć dzieci w mediach społecznościowych nie jest zjawiskiem jednoznacznie negatywnym. Takie posty mogą dokumentować wspomnienia, ułatwiać utrzymywanie kontaktu z rodziną czy być formą dzielenia się radością. Trzeba jednak pamiętać, że wiąże się to z wieloma zagrożeniami, dlatego warto zadbać o bezpieczeństwo. W sieci umieszczamy bowiem dane osobowe, lokalizację i szczegóły z życia dziecka, które mogą trafić w niepowołane ręce. Internet nie zapomina – a nasze dziecko w przyszłości może nie chcieć, by te materiały były publicznie dostępne. Narażamy je tym samym na nieprzychylne komentarze i ocenę społeczną – podkreśla Marta Rodzik.

Internet nie zapomina – a nasze dziecko w przyszłości może nie chcieć, by te materiały były publicznie dostępne.

Ekspertka dodaje, że dziecko nigdy nie powinno stawać się „treścią” czy „contentem”. W takim przypadku rodzice mogą naruszać m.in. jego prawo do prywatności.

– Z chwilą publikacji zdjęć w internecie przestajemy być w praktyce ich jedynymi właścicielami. Jeśli trafią one w niepowołane ręce, wizerunek naszych bliskich może zostać użyty w memach lub przerobiony w sposób krzywdzący – dodaje ekspertka.

Warto wiedzieć

Czy dzieci chcą być w sieci?

Według raportu NASK „Nastolatki 3.0” z 2023 r., niemal co drugi badany (45,5 proc.) deklaruje, że rodzice lub opiekunowie zamieszczają w mediach społecznościowych zdjęcia, na których widoczny jest jego wizerunek. Z tego powodu 23,6 proc. nastolatków odczuwa zawstydzenie, a 18,8 proc. – niezadowolenie.

Raport z ogólnego badania uczniów i rodziców z 2023 roku, NASK, Nastolatki 3.0

– Wstrzymam się od jednoznacznej oceny. Uważam jednak, że udostępnianie zdjęć czy informacji o dziecku nie służy jego dobru. Jeśli moje dziecko w przyszłości samo zdecyduje o swojej obecności w sieci, nie będę miał z tym problemu. Dziś nie chcę podejmować tej decyzji za nie. Działam w mediach społecznościowych i wiem, z jakimi konsekwencjami może się to wiązać – a skutki bywają co najmniej nieprzyjemne. Rodzice, zwłaszcza ci, którzy docierają do szerokiej publiczności, powinni być świadomi swoich działań – mówi Kamil Stępniak.

Działam w mediach społecznościowych i wiem, z jakimi konsekwencjami może się to wiązać – a skutki bywają co najmniej nieprzyjemne. Rodzice, zwłaszcza ci, którzy docierają do szerokiej publiczności, powinni być świadomi swoich działań.

Pozew za zdjęcie w sieci?

Zdaniem konstytucjonalisty należy rozróżnić sytuację, w której publikujemy wizerunek dziecka dla ograniczonej grupy odbiorców w mediach społecznościowych, od tej, gdy treści trafiają do masowego odbiorcy za pośrednictwem publicznego profilu.

– Ostatecznie jednak, zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku, na rodzicach może w przyszłości spoczywać odpowiedzialność cywilna, a w skrajnych przypadkach nawet karna. Dziecko po latach może bowiem pozwać swoich opiekunów – dodaje prawnik.

Czy zatem za kilkanaście lat zarówno parentingowe gwiazdy internetu, jak i rodzice publikujący zdjęcia swoich dzieci okazjonalnie, powinni spodziewać się fali pozwów?

– Na Zachodzie mamy już takie przypadki. Sytuacja jest inna, gdy nastolatek, którego wizerunek trafia do szerokiej publiczności, jest w stanie świadomie wyrazić zgodę na publikację. Nie ma jednak określonej granicy wiekowej, od której taka zgoda jest możliwa. Pozwy z pewnością się pojawią. Czy będą liczne? To zależy także od tego, jak w przyszłości będzie wyglądał cyfrowy świat i nasza obecność w internecie – wyjaśnia nasz rozmówca.

Dobry biznes?

Sharenting komercyjny zasługuje na szczególną uwagę – także z perspektywy potencjalnych pozwów. Eksperci są zgodni, że dzieci są „klikalne”. Posty z ich udziałem generują znacznie większe zasięgi niż inne treści. Influencerzy szybko zamienili ten trend w źródło dochodu. Instagram, TikTok czy Facebook pełne są postów oznaczonych jako płatna współpraca z producentami pieluch, wózków, butelek czy zabawek. Niektórzy łączą ten model z prenatal sharentingiem, prezentując przy ciążowym brzuchu np. suplementy dla kobiet w ciąży.

Marta Rodzik wprost mówi o wykorzystywaniu dzieci jako narzędzia marketingowego.

– Może to być odbierane jako uprzedmiotowienie, któremu często towarzyszy brak szacunku do intymnych momentów. W postach często widzimy „relacje” z czasu choroby dziecka. Potomstwo bywa też angażowane w liczne, nierzadko niebezpieczne, internetowe wyzwania – dodaje nasza rozmówczyni.

Kamil Stępniak podkreśla, że dziecko nie powinno być traktowane jako „content”.

– W przypadku publikacji wizerunku dziecka w celach zarobkowych, rodzice mogą zostać pozwani. W świetle prawa osoba, której wizerunek wykorzystano bez jej zgody i wiedzy w takim celu, może domagać się udziału w dochodach wygenerowanych dzięki tym treściom – zaznacza nasz rozmówca.

Choć finanse wydają się najbardziej przyziemnym powodem ewentualnych roszczeń, w grę wchodzi także naruszenie dóbr osobistych czy złamanie przepisów o ochronie danych osobowych. Tu sprawa nie jest jednak zero-jedynkowa.

Sharenting w prawie i poza nim

– Nie oczekujmy od prawa, że będzie regulować wprost każdą sytuację, z którą może zetknąć się rodzic. Żadna ustawa nie odpowie na pytanie, jak często i czy w ogóle możemy publikować zdjęcia dzieci. Rodzice powinni sami mieć na uwadze dobro swoich dzieci przy sprawowaniu władzy rodzicielskiej – mówi Kamil Stępniak.

Ekspert przypomina, że „prawo to nie książka telefoniczna”. Nie istnieje katalog przypadków pozwalający sprawdzić, czy dana publikacja narusza prawo, czy jedynie budzi moralne wątpliwości i społeczny sprzeciw.

– Po to mamy dyrektywy wykładni, aby na podstawie obowiązujących przepisów tworzyć normy postępowania. Musimy czekać na orzecznictwo sądów, które wskaże, co narusza, a co nie narusza praw dziecka – podsumowuje Kamil Stępniak.

Nie oznacza to jednak, że powinniśmy pozostawać obojętni wobec treści, które budzą w nas wątpliwości. Jak podkreśla nasz rozmówca, zgodnie z Kodeksem cywilnym wizerunek podlega ochronie prawnej. Mówi o tym również ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych w art. 81: „Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej”.

Ochronie podlegają także dane osobowe dziecka na mocy RODO (Rozporządzenie Ogólne o Ochronie Danych Osobowych). W przepisach czytamy: „Szczególnej ochrony danych osobowych wymagają dzieci, gdyż mogą one być mniej świadome ryzyka, konsekwencji, zabezpieczeń i praw przysługujących im w związku z przetwarzaniem danych osobowych”.

W przypadku rozpowszechniania wizerunku nagiej osoby w grę wchodzi także odpowiedzialność karna.

Nawet Konstytucja chroni...

Konstytucja również odnosi się do ochrony praw dziecka. Art. 30 stanowi, że źródłem wolności i praw człowieka jest przyrodzona i niezbywalna godność. Art. 47 gwarantuje prawo do ochrony życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. Art. 48 wprost wskazuje, że władza rodzicielska nie ma charakteru absolutnego, choć rodzice mogą wychowywać dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Z kolei art. 95 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego podkreśla, że „władza rodzicielska obejmuje w szczególności obowiązek i prawo rodziców do wykonywania pieczy nad osobą i majątkiem dziecka oraz do wychowania dziecka, z poszanowaniem jego godności i praw”.

Fakt, że nie istnieje jeden akt prawny określający zasady sharentingu, nie oznacza bezradności. Udostępnianie treści z udziałem dzieci w internecie może – choć nie musi – naruszać już obowiązujące przepisy.

„Dzieci są z Nami”

Nowe światło na problem sharentingu rzuca influencerka Aniela Woźniakowska, założycielka fundacji Dzieci Są z Nami. W jej statucie znalazły się m.in. cele „normalizacji wizerunku dzieci w przestrzeni publicznej, ponieważ dzieci są z nami zarówno w świecie fizycznym, jak i cyfrowym”. Inicjatorka chce także stworzyć kodeks dobrych praktyk prezentacji dzieci w sieci oraz „chronić rodziców, którzy zdecydowali się na sharenting”. Fundacja w swoich mediach społecznościowych legitymizuje publikowanie wizerunku dzieci. Argumenty? „Przed laty dzieci były obecne w gazetach, kronikach, programach telewizyjnych czy materiałach promocyjnych”.

Zdaniem influencerki zmienił się tylko (lub aż) kanał przekazu. Nie wspomina jednak o zagrożeniach związanych z upublicznianiem wizerunku w internecie – takich jak wykorzystywanie zdjęć przez cyberprzestępców czy przestępców seksualnych, kradzież tożsamości czy inne formy nadużyć. Fundacja nie odpowiedziała na pytania przesłane przez naszą redakcję. O jej działania, które mogą stać w sprzeczności z celami organizacji takich jak Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę czy urząd Rzecznika Praw Dziecka, zapytaliśmy naszych ekspertów.

Zdaniem Kamila Stępniaka statutowa ochrona rodziców decydujących się na sharenting oznacza „nadawanie priorytetu prawom rodzica ponad prawa dziecka”.

– To nieporozumienie. Stawianie na piedestale władzy rodzicielskiej z pominięciem praw dziecka to podejście rodem z ubiegłych stuleci. To wtedy traktowano dziecko jako całkowicie zależne od rodziców, a nie jako odrębny podmiot. Dziecku – niezależnie od jego wieku – przysługuje godność, prawo do zarządzania informacjami o sobie, prawo do ochrony wizerunku. Uzasadnianie wszystkiego władzą rodzicielską, zapominając jednocześnie, że to dziecko jest w tej relacji słabsze, to pomyłka – wyjaśnia Kamil Stępniak.

Stawianie na piedestale władzy rodzicielskiej z pominięciem praw dziecka to podejście rodem z ubiegłych stuleci.

Charity washing

Prawnik przypomina, że z drugiej strony każdy może korzystać z konstytucyjnego prawa do zrzeszania się, wolności wypowiedzi i prowadzenia działalności publicznej.

– Każda legalnie zarejestrowana fundacja ma prawo działać, dopóki nie narusza prawa. Z taką działalnością zawsze jednak wiąże się ocena społeczna, a w tej kwestii zdania są zapewne podzielone – dodaje konstytucjonalista.

Zdaniem ekspertki ds. wizerunku działania fundacji „to typowy przykład charity washingu”.

– To oczyszczanie wizerunku poprzez działania społeczne, mające na celu uzyskanie korzyści. Może chodzić o większy rozgłos, jak też o wymierne profity materialne. Co więcej, wpisana w statut fundacji „normalizacja” obecności dzieci w sieci może być odebrana jako przyzwolenie na dalsze publikacje z ich udziałem.Jeśli miałabym wskazać plusy tej inicjatywy, to rozgłos może okazać się społecznie pożyteczny, prowadząc do większej świadomości na temat praw dziecka i kultury publikacji. Ważne, by towarzyszyła temu dyskusja o standardach i dobrych praktykach – ocenia Marta Rodzik.

Na koniec: zdrowy rozsądek

W lipcowym komunikacie Rzeczniczka Praw Dziecka Monika Horna-Cieślak zwróciła uwagę na skalę problemu sharentingu. Wskazała, że takie działania „są sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy o cyberbezpieczeństwie dzieci oraz z kierunkami działań instytucji publicznych”. Biuro RPD poinformowało o masowych zgłoszeniach dotyczących łamania praw dziecka w sieci. W tym zakresie Rzeczniczka współpracuje z Prezesem Urzędu Ochrony Danych Osobowych.

Warto wiedzieć

Zdaniem nastolatków...

74 proc. badanych uważa publikowanie zdjęć lub filmów przedstawiających kogoś bez jego zgody za jedno z najbardziej szkodliwych zjawisk w internecie. To wynik badania na temat realizacji praw dziecka w Polsce, przeprowadzonego w 2024 r. przez agencję badawczą PBS z o.o. na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka.

RPO

Jak zatem pokazywać w sieci życie, w którym obecne są dzieci, tak by jednocześnie je chronić? Czy złoty środek jest możliwy do osiągnięcia?

Kilka wskazówek podaje NASK w poradniku „Sharenting i wizerunek dziecka w sieci”. Kluczowa jest refleksja rodzica przed publikacją zdjęcia. Warto zadać sobie pytania: w jakim celu zamieszczamy materiał, czy jest on bezpieczny dla dziecka, jakie uczucia wzbudzi w nim w przyszłości, komu udostępniamy post i czy sami chcielibyśmy być bohaterami podobnej publikacji?

NASK przypomina o podstawowych zasadach: włącz ustawienia prywatności na profilu, nie publikuj intymnych ani kompromitujących zdjęć, myśl o przyszłości dziecka i pytaj je o zgodę. Wizerunek, zgodnie z RODO, traktowany jest jak dane osobowe, dlatego nie należy ujawniać także innych wrażliwych informacji – np. lokalizacji szkoły czy miejsc często odwiedzanych przez dziecko.

„Opublikowanie kilku ogólnych informacji o dziecku i zamieszczenie paru zdjęć w mediach społecznościowych nie musi od razu prowadzić do lawiny negatywnych konsekwencji. (…) Ważne, aby zachować umiar w ujawnianiu szczegółów z życia dziecka i stosować kilka zasad, które pozwolą wyeliminować związane z tym zagrożenia” – podsumowują autorzy raportu NASK.

Główne wnioski

  1. Sharenting nie zawsze jest równoznaczny z naruszeniem praw dziecka.
  2. Zarówno w wirtualnym, jak i realnym świecie swoboda wykonywania władzy rodzicielskiej powinna ustępować dobru dziecka.
  3. Edukacja cyfrowa i przestrzeganie zasad publikacji treści w internecie minimalizują ryzyko zagrożeń.