Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Świat Technologia

DNA milionów osób na sprzedaż. Czy trafi w niepowołane ręce?

Znana amerykańska spółka medyczna ogłosiła upadłość i zaczęła szukać inwestora. Chce mu sprzedać najbardziej wartościowe aktywo, czyli informacje genetyczne na temat swoich klientów. I jest to zgodne z prawem. 

Dna na sprzedaż
Spółka 23andMe była notowana na giełdzie od 2021 r. i ani razu nie udało jej się wypracować zysku. Fot. Unsplash, National Cancer Institute

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego firma badawcza zdecydowała się sprzedać dane genetyczne swoich klientów.
  2. Ile może zarobić na sprzedaży i czy jest ona legalna.
  3. Co w tej sytuacji ze swoimi danymi mogą zrobić klienci.

W wyniku bankructwa dużej giełdowej spółki notowanej w Nowym Jorku pod młotek trafią dane genetyczne milionów osób. Mimo że prawo amerykańskie zobowiązuje potencjalnego kupca do wykorzystania danych zgodnie z wytycznymi sprzedawcy, to sprawa budzi wiele obaw.  

Spanikowani pacjenci próbują wymusić usunięcie wszelkich informacji na temat swojego DNA, ale nie jest to łatwe. Dane genetyczne to najbardziej wartościowe aktywo sprzedającej spółki. Wyceniane są na ponad 200 mln dolarów. Spółka potrzebuje tych pieniędzy, by nie pójść na dno. Sprawa już trafiła do sądu i wynik był jednoznaczny. Sprzedaż danych jest legalna i się odbędzie. 

23andMe. Ciekawy pomysł, kiepskie wykonanie 

Być może kojarzycie filmiki internetowe lub programy telewizyjne, których uczestnicy udostępniali DNA w formie śliny, by odkryć swoje pochodzenie i znaleźć dalekich krewnych. Tego typu rozrywka szczególnie dużą furorę zrobiła w USA z uwagi na wielokulturowość tego kraju. W ten sposób wielu Amerykanów dowiedziało się, z jakiego regionu świata pochodzą i z którym celebrytą z Hollywood są w jednym promilu spokrewnieni. 

Dzięki dobrej promocji w mediach spółka 23andMe, zajmująca się analizą DNA, otrzymała dane genetyczne od ponad 15 mln Amerykanów. Za symboliczną opłatę oraz prawo do ich przechowywania i wykorzystywania w badaniach udostępniała klientom informacje na temat pochodzenia oraz ryzyka zachorowania na wybrane choroby przewlekłe. 

Przez lata próbowano różnych sposobów na komercyjne wykorzystanie posiadanych informacji. Jednorazowe pobieranie danych od klientów nie było pewnym źródłem przychodów, więc spółka za pomocą zewnętrznego finansowania budowała własny dział badań i rozwoju, ale też współpracowała z gigantami farmaceutycznymi, jak GlaxoSmithKline (GSK). Chciała dzięki danym tworzyć bardziej skuteczne leki i terapie. 

Jeszcze pięć lat temu wydawało się, że stworzona w 2006 r. spółka jest solidna i perspektywiczna. Weszła na giełdę na drodze przejęcia tzw. spółki specjalnego przeznaczenia (SPAC). Regularnie informowała o pozyskaniu kolejnych milionów dolarów finansowania, dokonywała przejęć (m.in. firmy Lemonaid Health za 400 mln dolarów). W pewnym momencie osiągnęła kapitalizację giełdową na poziomie 6 mld dolarów. 

Problemy finansowe zaczęły się w 2024 r. Kiedy wyniki się pogorszyły, klienci zaczęli się obawiać, że spółka zostanie przejęta, a ich dane genetyczne trafią w niepowołane ręce. By uspokoić klientów, którzy zaczęli masowo wnioskować o usunięcie ich DNA, prezeska 23andMe próbowała zdjąć spółkę z giełdy. Nie udało się, a w 2025 r. konieczne było ogłoszenie bankructwa. 

Warto wiedzieć

Troje rodziców

Spółka 23andMe została stworzona w 2006 r. przez trójkę znanych w Dolinie Krzemowej badaczy i inwestorów: biolożkę Lindę Avey, która sprzedała udziały w 2009 r., finansistę Paula Cusenzę, który pozbył się udziałów w 2007 r., oraz biznesmenkę Anne Wojcicki.

Anne Wojcicki, była żona Sergeya Brina, twórcy Google’a, oraz siostra Suzanne Wojcicki, zmarłej prezeski YouTube’a, pozostała w spółce 23andMe aż do jej bankructwa. Pełniła rolę prezeski i głównego akcjonariusza.

XYZ

(Nie)typowy handel 

23andMe ogłosiło upadłość na podstawie rozdziału 11. Kodeksu Upadłościowego Stanów Zjednoczonych. Pozwala on na reorganizację spółki, sprzedaż aktywów, spłacenie zobowiązań i kontynuację działalności. Spółka zalega ze spłatą około 214 mln dolarów. By przetrwać najbliższe miesiące, potrzebuje mniej, ok. 30 mln dolarów.  

Inwestorzy wierzą, że uda się je zorganizować. Wskazują na to notowania, które podskoczyły kilka dni temu o ponad 150 proc., gdy spółka ogłosiła, że chce dokonać sprzedaży aktywów, by wyrównać rachunki z pożyczkodawcami. Gracze giełdowi, którzy specjalizują się w branży medycznej, wiedzą, jak dużo są warte aktywa takich firm jak 23andMe. 

Kiedy w przeszłości w USA bankrutowały szpitale, hospicja czy domy opieki, niemal zawsze sprzedawały dane swoich pacjentów, by zyskać trochę gotówki. To standardowa procedura. Zazwyczaj jednak nie było mowy o tak unikalnych danych, jak genetyczne. Nic dziwnego, że klienci 23andMe wywołali burzę w internecie, zaczęli zalewać spółkę pytaniami i groźbami. Prokuratorzy w Kalifornii i Connecticut zaczęli publicznie ostrzegać przed 23andMe i nawoływać klientów spółki do usuwania swoich danych.

Kto da więcej 

Klienci swoje, a spółka swoje. Rzecznik 23andMe uspokoiła klientów, że zgodnie z prawem amerykańskim i kalifornijskim (spółka ma siedzibę w San Francisco) nabywca danych genetycznych będzie musiał je wykorzystać w sposób, który został opisany klientom w momencie pobierania od nich DNA. Nie uspokoiło to wielu. 

Amerykanie zaczęli na gwałt występować z wnioskami o usunięcie ich danych z systemu 23andMe. Cały proces jest jednak powolny, szczególnie w okresie tak dużego zainteresowania. Serwery nie wytrzymują. A zegar tyka. Transakcja sprzedaży aktywów może nastąpić już w czerwcu.  

Do 7 maja 23andMe czeka na oferty od potencjalnych kupców. Potem przyjdzie czas na ostateczne negocjacje i decyzję. Choć ten napięty grafik jest na rękę spółce, to za jego powstanie odpowiada sąd. Tłumaczy, że spółce należy się przyspieszona procedura, bo dość długo szukała inwestora przed bankructwem. 

Sprawa wyższej wagi 

Legalność transakcji w ogóle nie została poddana pod wątpliwość. Niecały tydzień od ogłoszenia bankructwa spółka dostała od sądu pozwolenie na sprzedaż danych swoich klientów. Sąd ma jednak świadomość niecodzienności sytuacji. Cały proces sprzedaży aktywów 23andMe być może będzie nadzorowany przez niezależnego urzędnika z Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych. 

Zazwyczaj rolą neutralnej strony trzeciej w postępowaniu upadłościowym jest dbanie o interes klientów spółki. W USA istnieje oficjalny program kuratorski, w ramach którego prawnicy nadzorują wybrane procesy sądowe. Bardzo często zajmują się takimi sprawami, jak 23andMe. By to zrobić, potrzebują jednak zgody sędziego. Dotychczas sędzia w sprawie opisywanej upadłej spółki nie odniósł się do prośby o zgodę. Nie odpowiedział też na apel akcjonariuszy, którzy wystąpili o utworzenie komitetu akcjonariuszy spółki, mającego brać udział w postępowaniu. 

Jeżeli w sądzie nie pojawi się ani kurator, ani komitet akcjonariuszy, to klienci 23andMe, których dane trafią pod młotek, będą musieli zaufać spółce.

W ostatnim liście do klientów pojawiła się taka deklaracja: prywatność i dane użytkowników są ważnymi kwestiami w każdej transakcji. Spółka pozostaje zaangażowana w ochronę prywatności użytkowników i będzie transparentna wobec klientów w zakresie sposobu zarządzania danymi.  

Na koniec ciekawostka. W 2023 r. w wyniku ataku hakerskiego ze spółki 23andMe wyciekły dane na temat 7 mln klientów. Włamywacze mieli pełny dostęp do 14 tys. kont pacjentów, a na nich znajdowały się imiona, nazwiska, dane genetyczne ze śliny i krwi oraz badania przeprowadzone na ich podstawie. 

Zdaniem eksperta

Wiele niewiadomych

Widać spekulacyjny wzrost na kursie akcji 23andMe. To efekt ekstremalnego poziomu wyprzedania i optymizmu wywołanego informacją o tym, że dane genetyczne 15 mln klientów i informacje z ankiet zdrowotnych prawie miliona osób mogą być wiele warte. Teoretycznie można by ich przecież użyć do głębokiej analizy zachowania i zdrowia wielu pacjentów.

Należy jednak zwrócić uwagę, że od pewnego czasu wspomniane dane i informacje są usuwane przez klientów 23andMe. Zatem nie wiadomo, ile z nich zostanie i czy istnieje ich kopia. Jest to możliwe, bo użytkownicy, rejestrując się w 23andMe, wyrazili na zgodę na udostępnianie zebranych danych stronom trzecim. A 85 proc. osób wyraziło zgodę na to, by mogły służyć do dalszych badań.

Wydaje mi się jednak, że wzrost ceny akcji spółki byłby zdecydowanie większy, gdyby dane miały rzeczywiście trafić na rynek i odsłonić wartość intelektualną firmy. Dziś 23andMe, po 150-procentowym wzroście kursu wyceniane jest wciąż na ok. 13 mln dolarów. Nadzieje na większe odbicie kursu akcji firmy w obecnej sytuacji prawdopodobnie okażą się płonne.

Główne wnioski

  1. Bankructwo i sprzedaż danych. Spółka 23andMe ogłosiła bankructwo i planuje sprzedać swoje najcenniejsze aktywo – dane genetyczne milionów klientów. Ta transakcja jest zgodna z prawem, ale budzi obawy o prywatność i potencjalne niepowołane wykorzystanie danych.
  2. Wartość danych i presja czasu. Dane genetyczne są warte miliony dolarów i są kluczowe dla ratowania spółki przed całkowitym upadkiem. Proces sprzedaży jest przyspieszony. To utrudnia klientom usunięcie swoich danych przed transakcją.
  3. Nadzór i ochrona prywatności. Mimo że sprzedaż jest legalna, istnieją plany nadzorowania transakcji przez niezależnego urzędnika z Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych. Dzięki temu dane mają być wykorzystywane zgodnie z pierwotnymi zamiarami klientów. Mimo to wiele osób wciąż ma obawy o ochronę prywatności.