Dotacje z ministerstwa? Na marketing. Polski windsurfer chce naprawić nasz sport olimpijski
Skończmy z tą mantrą, że sport to krew, pot i łzy. To nieprawda, w dodatku zniechęcająca młodych – mówi Maciej Rutkowski, mistrz świata w windsurfingu.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak bardzo Maciej Rutkowski chciałby powiązać grupy PR-owe ze związkami sportowymi (np. Polskim Związkiem Pływackim, Polskim Związkiem Judo itd.).
- W jaki sposób sportowiec mógłby walczyć o widzów z youtuberem/instagramerem i jaką miałby przewagę
- Dlaczego, według Rutkowskiego, tak mocne urynkowienie sportu byłoby z korzyścią również dla tych zawodników, którzy w pewnym momencie zgubiliby formę.
Zbitkę: „krew, pot i łzy” Rutkowski chciałby zamienić na: „śmiech, fun i sny”. Na wtrącenie (ryzykowne, bo wiemy, że to haniebny, ale jednak wyjątek w całym sporcie): „A jeśli mamy kolarkę i ta kolarka nie ma roweru?”, windsurfer odpowiada, że jego plan uwzględnia zarówno pieniądze, jak i sprzęt.
Większe pieniądze miałyby pochodzić z mocnego połączenia sportu olimpijskiego z rynkiem. I żeby w konsekwencji tego sportowiec stał się kimś na wzór wartościowego youtubera czy instagramera. Z naciskiem na słowo wartościowy.
O rynku i pieniądzach jednak za chwilę. Najpierw psychologia społeczna.
Rutkowski: Sportowcy kochają sport!
Mistrz świata z 2022 r. napisał na Facebooku po olimpiadzie w Paryżu: „W każdym wywiadzie sportowym słyszę pytania o poświęcenia. Romantyzowanie tego może i łechta nasze ego, pokazuje, jacy to jesteśmy twardzi i ile przeszliśmy. Ale na pewno nie zachęca dzieciaków (…) [Tymczasem] 99,9 proc. sportowców, których znam i obserwuję, robi to, bo to kocha i dobrze się przy tym bawi codziennie!”
„W każdym wywiadzie sportowym słyszę pytania o poświęcenia. Romantyzowanie tego może i łechta nasze ego, pokazuje, jacy to jesteśmy twardzi i ile przeszliśmy. Ale na pewno nie zachęca dzieciaków (…) [Tymczasem] 99,9 proc. sportowców, których znam i obserwuję, robi to, bo to kocha i dobrze się przy tym bawi codziennie!”
Dopytywany, czy nie chodzi przypadkiem wyłącznie o windsurferów, zdecydowanie zaprzecza.
– Znam sportowców, którzy już mają odpowiednie pieniądze, mogliby spokojnie żyć, a mimo to decydują na operacje, wracają po kontuzjach. Może lepiej pokazywać, jak sport daje satysfakcję i jak fajny jest to styl życia – mówi Maciej Rutkowski.
Czy żyjemy w czasach „krwi, potu i łez”?
99,9 proc. brzmi nieco jak przesadzona figura retoryczna, ale obserwacje Rutkowskiego – te o nieustannym pytaniu sportowców o „krew, pot i łzy” – wydają się interesujące.
Dla dziennikarza sportowego historia o tym, przez co „przeszedł” dany zawodnik czy też „z jaką presją psychiczną się zmaga”, jest z definicji interesująca. Chce też pokazać odbiorcy, jak bardzo sport może inspirować, jak ważny jest upór. Rutkowski przekonuje natomiast, że wszystko to poszło za daleko. Że tworzy niebezpieczne i fałszywe skojarzenie: „sportowiec – cierpiętnik”.
Jako zawodowiec z wieloletnim doświadczeniem nazywa tę narrację bzdurą. Wyjaśnia, że większość sportowców robi to, co pokochała za młodu.
– A czy każdy pracownik np. biurowy, zaczynający o godz. 9 i kończący o 17, może to o sobie powiedzieć? – pyta retorycznie sportowiec.
Wraca jeszcze do stylu życia sportowca oraz do szczególnej motywacji z tym życiem związanej.
– To ta wewnętrzna motywacja u nas jest wyjątkowa, to ona daje niezwykły „power”. Podnosić swój poziom, być coraz lepszym, walczyć o pozycję numer 1 na świecie… – wylicza Maciej Rutkowski.
Szlachetność sportu przeciwstawić taniej rozrywce
Mistrz świata w windsurfingu chciałby, żeby młodzi ludzie zrozumieli, że wejście w zawodowy sport to wspaniała przygoda, znacznie szlachetniejsza niż, jak mówi, „youtuberzy walący się po twarzach”.
– I wcale nie trzeba zdobyć olimpijskiego medalu, by tej przygody sportowej doświadczyć. Niestety, młody człowiek tej szlachetności sportu często nie dostrzega. Nie wie, jak bardzo różni się to od taniej rozrywki w wykonaniu influencerów. Nie wie, jak bardzo sport uczy przełamywać słabości, stawiać czoła wyzwaniom… – wymienia Maciej Rutkowski.
Tu pojawia się problem. Pójdźmy tropem myślenia windsurfera. Kto ma pokazać nastolatkowi, który kocha np. rzut oszczepem, że nie jest frajerem? Że nie traci czasu na coś bezsensownego? Słyszy przecież, że sport olimpijski to katorga, a związek może nie mieć pieniędzy na sprzęt? Do tego wielkie imprezy odbywają się rzadko.
Marketing jest wszystkim, wszystko jest marketingiem
Marketing jest kluczem do wszystkiego – to drugi filar planu 33-letniego windsurfera.
Maciej Rutkowski uważa, że młody sportowiec, taki jak wspomniany oszczepnik, powinien czuć wsparcie innych lekkoatletów – powinien znacznie częściej niż obecnie widzieć ich w mediach społecznościowych, w internecie, telewizji, przeróżnych reklamach. Chodzi o to, by widział sportowca olimpijskiego trochę jak Youtubera, ale takiego znacznie bardziej szanowanego.
Oto plan Macieja Rutkowskiego. Potężne wejście sportowców w świat mediów społecznościowych i reklam. Ma to zapewnić tym sportowcom większe fundusze na treningi. A po drugie, ma to zmienić ich społeczny wizerunek w kraju. Sportowcy, również ci niekoniecznie bardzo sławni i odnoszący sukcesy, mają zdobyć status inspirujących postaci podziwianych przez młodych ludzi. W pewnym sensie – mają rzucić wyzwanie youtuberom.
Tylko jak sportowcy olimpijscy mają takie wyzwanie youtuberom rzucić? Skąd mieliby mieć na to pieniądze?
Przechodzimy więc do sprawy pieniędzy i do najbardziej rewolucyjnego pomysłu windsurfera. Zapnijmy pasy.
Oto model, do którego dążyłby Maciej Rutkowski. Tylko 25 proc. dotacji z ministerstwa powinno trafiać do seniorów/zawodowców (reszta na szkolenie młodzieży, to też bardzo efektowny punkt planu). Mamy więc dla zawodowców tylko 25 proc. z całej puli. I teraz uwaga – 80 proc. z tych pieniędzy dla seniorów/zawodowców powinno trafiać do kieszeni firm marketingowych. Innymi słowy: seniorskie związki sportowe w Polsce miałaby dostawać małą część puli, a w dodatku większość z tego miałyby przekazywać firmom PR-owym.
A te firmy mają zrobić rewolucję. Mają sprawić, by sportowiec olimpijski zaczął „walczyć” z Youtuberem. By też sam zrozumiał, że nie warto być nudziarzem w kontaktach z mediami i kibicami. By fani poznali jego historię, zżyli się z nią, by zobaczyli, na czym polega jego trening. I żeby w końcu zgłaszali się reklamodawcy, sponsorzy.
Maciej Rutkowski widzi jeszcze jedną zaletę tego rozwiązania – nawet gdyby sportowiec miał chwilowy spadek formy, jego wartość reklamowa nie zmaleje, jeśli pozostanie on ciekawą osobowością w internecie. Co więcej, taką walkę o powrót do formy też można doskonale opakować medialnie. Jak podkreśla windsurfer, „już 100 tysięcy obserwujących na Instagramie to poważne pieniądze”.
Na Facebooku w sierpniu napisał, załamując ręce : „Wicemistrzyni olimpijska Daria Pikulik ma 5000 obserwujących…”. [W październiku ta liczba wciąż nie przekroczyła siedmiu tysięcy].
Rutkowski, który żyje wyłącznie ze sponsoringu, podkreśla, jak ważne jest, by sportowcy mieli narzędzia do monetyzowania swojej rozpoznawalności.
– To dla mnie nie do pojęcia, że nie ma obowiązkowych grup marketingowych w każdym związku sportowym. Mogłyby na każdym zgrupowaniu tworzyć angażujące treści pokazujące niezwykłe zdolności sportowców. Później taki odpowiednio wypromowany filmik mógłby podbić internet! Albo inny, o tym, jak zawodnicy rozwiązują złożone problemy techniczne, by uzyskać lepszy wynik. I że wcale nie walczą o życie z powodu „katorgi” treningowej. Brak teamu marketingowego w każdym związku sportowym to dla mnie relikt XIX wieku. Weźmy olimpiadę z Paryża. Szczerze przyznaję, że nie kojarzyłem wcześniej prawie wszystkich tych naszych zawodniczek, które zdobyły medal. Jak to możliwe?– łapie się za głowę sportowiec.
Te grupy na każdym zgrupowaniu mogłyby tworzyć angażujące treści pokazujące niezwykłe zdolności sportowców. Później taki odpowiednio wypromowany filmik mógłby podbić internet! Albo inny, o tym, jak zawodnicy rozwiązują złożone problemy techniczne, by uzyskać lepszy wynik. I że wcale nie walczą o życie z powodu „katorgi” treningowej”
Jasne jest, że medaliści olimpijscy automatycznie wchodzą na rynek, już mają pieniądze. W wizji Rutkowskiego chodzi głównie o to, by na rynku – zwłaszcza mediów społecznościowych – mocno obecni byli również już ci, którzy „tylko” mają potencjał, by taki medal może zdobyć. Wygrali coś mniejszego, błysnęli na mistrzostwach Europy.
– Taką historię już można dobrze opakować i sprzedać. Zabrać kibiców w podróż z tą osobą, z jej kontem w mediach społecznościowych – wyjaśnia Maciej Rutkowski.
A im popularniejsze konto, tym łatwiej o reklamy.
Starcie youtuberów. Vintage kontra taniość
Może pomogłoby też społeczeństwo – zastanawiamy się wspólnie. Skoro narzeka, że sport olimpijski kuleje, może zaczęłoby premiować firmy, które sponsorują przyszłych olimpijczyków marzących o wielkich sukcesach.
Zastanawiamy się dalej: może znakomici marketingowcy – tacy, którzy rozumieją, że publiczność natychmiast wyczuje i odrzuci „sztuczność” sportowca – umiejętnie kreowaliby popularne w internecie postacie, a rynek finansowałby tę machinę?
Może przy finezyjnym marketingu – skoro styl vintage wrócił do łask – sport olimpijski (sam w sobie wyjątkowo vintage) zacząłby nadrabiać popularność wśród młodzieży zafascynowanej nowymi „pasjami” z Youtube’a?
– Może zaczęlibyśmy tworzyć nową kulturę sportową w kraju, sport stawałby się integralną częścią naszego społeczeństwa? Zastanówmy się, po co jako państwo inwestujemy w sport olimpijski? Czy tylko po to, by co cztery lata zdobyć jak najwięcej medali? Moim zdaniem nie do końca. Według mnie prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć tak: wydajemy po to, by promować aktywny i zdrowy tryb życia w społeczeństwie Oraz by promować sport wśród młodych, ponieważ kształtuje charakter. Medale są ważne, ale to tylko środek do celu – mówi sportowiec.
Utopia? Szaleństwo? A może coś w tym jest? Może nie w przerażających procentach, ale w samym kierunku?
Główne wnioski
- Według Macieja Rutkowskiego każdy związek sportowy w Polsce powinien zatrudniać grupę PR-ową.
- Tylko 25 proc. dotacji ministerialnej powinno trafiać do grup seniorskich, reszta do młodzieży. A większość pieniędzy przeznaczonych do grup seniorskich powinna trafiać do odpowiednich agencji marketingowych.
- Sportowiec dzięki odpowiedniej pomocy marketingowej powinien zarabiać spore pieniądze na reklamach internetowych dzięki popularności swojego konta w mediach społecznościowych.