Drugie życie mozaiki
Jeszcze niedawno uchodziły za wstydliwe dziedzictwo PRL-u. Były zasłaniane i skuwane. Ale w ostatnich latach – nie tylko dzięki konserwatorom zabytków i historykom sztuki, ale także pasjonatom i aktywistom – odzyskują dawny blask. Mowa o mozaikach z czasów PRL-u. Właśnie kolejne zyskały status zabytków.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego mozaiki z czasów PRL-u przestają być postrzegane jako kłopotliwe relikty, a zaczynają funkcjonować jako pełnoprawne dzieła sztuki i zabytki nowoczesności.
- Jak moda na estetykę PRL-u, vintage i rosnąca świadomość architektoniczna zmieniły sposób myślenia o powojennej plastyce architektonicznej.
- Jakie mozaiki ostatnio wpisano do rejestru zabytków.
Mozaiki. Jeszcze do niedawna były traktowane jako kłopotliwa pamiątka po epoce. Dziś coraz częściej uznawane są za pełnoprawne dzieła sztuki. Są warte ochrony konserwatorskiej nie tylko jako element większej całości, lecz jako samodzielne obiekty wpisywane do rejestru zabytków.
Ta zmiana spojrzenia jest częścią szerszego procesu kulturalnego. To moda na estetykę PRL, vintage, rosnąca świadomość dawnej architektury i wartościowania materialnego dziedzictwa, które przez dekady pozostawało poza kanonem.
W ostatnich latach dwie warszawskie mozaiki powstałe w okresie powojennym trafiły do rejestru zabytków. To kompozycje autorstwa Domicelli Bożkowskiej na budynku dawnej spółdzielni inwalidów „Saturn”. Druga to zespół dekoracji dworca Warszawa Śródmieście, zaprojektowanej przez wybitnego artystę polskiego XX wieku Wojciecha Fangora. Człowiek, który zasłynął z malarstwa pełnego rozwibrowanych farbą kół, tu także postawił na optyczne gry kolorem.

Polska górą
To nie są przypadkowe decyzje, lecz efekt zmiany myślenia o powojennej plastyce architektonicznej. Sygnał, że materialny i estetyczny język epoki PRL może być czytany jako część wspólnej historii sztuki i architektury.
Są odbiciem nurtu humanizacji obiektów powojennych. Zarówno w budowlach przemysłowych, dworcach kolejowych, biurowcach, lokalach gastronomicznych czy w obiektach handlowych starano się wykonywać kolorowe, dekoracyjne mozaiki, które stanowiły ważne akcenty plastyczne. Projektanci minionej epoki świadomie sięgali po formy artystyczne, które miały oswajać przestrzeń użytkową i nadawać jej jakości. Humanizacja industrialnej tkanki miasta była – jak dziś się okazuje – jednym z najbardziej interesujących epizodów polskiej sztuki użytkowej XX wieku.
Co ważne, mozaiki powojenne miały w sobie ducha estetyki tamtych czasów. Projektowane przez wybitnych artystów często naśladowały malarskie trendy takie jak op-art czy abstrakcja geometryczna. Ciekawy jest przy tym fakt, że w Polsce niewiele mamy kompozycji z ducha socrealistycznego. To raczej pojedyncze przykłady, epizody w sztuce lat 40. czy 50. Nasze kompozycje ceramiczne wyróżniają się na tle dzieł w dawnym NRD, dawnej Czechosłowacji, Bułgarii czy Rumunii, nie mówiąc już o byłym Związku Radzieckim. Wielką niesprawiedliwością byłoby jednak twierdzenie, że w krajach bloku wschodniego mieliśmy do czynienia ze sztuką wyłącznie pod dyktando ideologii. Co więcej, także w tych krajach w ostatnich latach widać zwrot w stronę estetyki ancien regime’ów. Odbija się to także w dbaniu o dziedzictwo plastyki architektonicznej i miejskiej.

Polskie mozaiki wyróżniają się znakomitymi barwami, świetnym opracowaniem graficznym. Są kompozycje płaskie, jak i te stworzone na plastycznie opracowanej powierzchni. Grają więc nie tylko barwą, ale i fakturą.
Odbija się w nich echo twórczej odwagi, jaką wykazywali artyści tamtej epoki. Ich prace nie były jedynie ilustracyjną dekoracją. Były dialogiem z nowoczesnością, rozmową o formie i kolorze, która dziś – po dekadach relegowania z powszechnej świadomości – znów znajduje uznanie.
Docenione oddolnie
Moda na PRL-owskie wzornictwo, którą widzimy w fotografii, architekturze wnętrz czy popkulturze, nie byłaby możliwa bez pracy osób, które od lat konsekwentnie torują przestrzeń dla tej opowieści. Artyści-aktywiści, tacy jak Cecylia Malik czy Mateusz Okoński, nie tylko wskazują na fragmenty historii, które zostały zapomniane. Walczą wręcz o ich obecność w pamięci zbiorowej i realnej tkance miast. Ich działania – od happeningów po inicjatywy społeczne – stawiają pytania o to, co w przestrzeni miejskiej jest warte uwagi i ochrony.
W tym odrodzeniu roli mozaiki ważną postacią jest badaczka i kustoszka Muzeum Narodowego w Krakowie Bożena Kostuch, autorka książki „Kolor i blask”. To dzięki jej publikacjom i prelekcjom ceramiczne okładziny odzyskują język, którym mogą siebie opowiedzieć współczesnemu odbiorcy.
Ta praca badawcza przypomina także o najważniejszych postaciach świata ceramiki i plastyki ściennej. To artyści często zapomniani, a dziś odkrywani na nowo. Coś, co na użytek publicystyczny nazywam artarcheologią. To odkopywanie twórców zupełnie dziś – a niesłusznie – zapomnianych, albo przypominanie o nieznanych epizodach w sztuce artystów niby dobrze już rozpoznanych.
Niewielu zdaje sobie sprawę, że nawet w Krakowie w ostatnich kilkunastu latach ochronę takich obiektów zainicjowali głównie artyści i aktywiści. Tak ochroniono mozaiki w dawnym hotelu Cracovia. W przyszłości ma się on stać oddziałem Muzeum Narodowego w Krakowie poświęconym designowi i architekturze. Budynek ten można nazwać najciekawszym rezerwatem artystycznym mozaik i dekoracji ściennych w Krakowie. To tam znajduje się zaprojektowana przez Helenę i Romana Husarskich w latach 60. XX wieku dla biura Orbisu mozaika „Miasta” czy „Złota mozaika” Krystyny Zgud-Strachockiej.
Zmiana postrzegania
Budowanie świadomości społeczności lokalnych sprawia, że konserwatorzy łaskawszym okiem spoglądają na te dzieła. To samo dotyczy właścicieli budynków i inwestorów, a także urzędników. Po raz kolejny okazuje się, że najlepszym konserwatorem zabytków i obrońcą dziedzictwa jest powszechna świadomość wartości, przyjęcie za swoje, uznanie za cenne i społeczna presja mieszkańców i użytkowników. To zdanie dobrze oddaje mechanizm zmiany: nie odgórnej dekretacji, lecz oddolnej mobilizacji wiedzy, wrażliwości i pasji.
A jeszcze do niedawna nic nie było oczywiste. Presja modernizacyjna lat 90. sprawiła, że wiele mozaik zniknęło bezpowrotnie. Ale na fali mody na vintage i nostalgii za estetyką czasów minionych przypomniano sobie także o tym wizualnym fenomenie wystroju wnętrz.
Dziś świadomość społeczna odnośnie wartości mozaik wzrosła. Właściciele budynków je zauważają i wielu zaczyna doceniać, że kompozycje ceramiczne zdobią ich gmachy. I tak popularna knajpa warszawska „W orbicie słońca” swoją nazwę zawdzięcza odkrytej, historycznej mozaice na ścianach.
Przełomowy rok
Ta zmiana mentalna znajduje swoje odbicie także w decyzjach administracyjnych. Politykę zapoczątkowaną na Mazowszu przez Jacka Lewickiego, mazowieckiego wojewódzkiego konserwatora zabytków, konsekwentnie kontynuuje jego następca na tym stanowisku Marcin Dawidowicz.
Dość wspomnieć, że w 2025 roku jednym z jego wpisów do rejestru zabytków była m.in. barwna mozaika z dawnego biurowca Zakładów Mechanicznych „PZL-WOLA”. Powstała w 1976 roku i od lat jest częścią modernistycznej tkanki Warszawy.

Konserwator w uzasadnieniu wejścia do rejestru podkreślał jej wyjątkowy walor artystyczny, efekt ręcznie wykonanych szklanych płytek oraz śmiałej gry kolorem i formą. Świadczą one o wysokim stopniu dojrzałości realizacji plastycznej tamtej dekady. Sama kompozycja jest przykładem świadomego łączenia sztuki z architekturą użytkową. Jej wpis oznacza, że również obiekty o funkcji biurowej można traktować jako pełnoprawne zabytki sztuki powojennej. To nie tylko elementy krajobrazu miejskiego.
W tym samym roku Dawidowicz zatwierdził także wpis trzech kompozycji ceramicznych z lat 70. XX wieku ze ścian kampusu dawnego Centralnego Szpitala Klinicznego, dziś części Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przy ul. Pawińskiego 3C.

Te mozaiki, zdobiące elewacje budynków technicznych, tzw. hydroforni i „zwierzętarni”, są nie tylko świadectwem popularności tej techniki w polskiej architekturze lat 60. i 70. Są także przykładem fabularnej integracji sztuki z codzienną infrastrukturą miejską. Ich formalne wpisanie do rejestru to sygnał, że dziedzictwo powojenne nie musi ograniczać się do reprezentacyjnych fasad czy galerii. Może znaleźć się również na budynkach zaplecza funkcjonalnego, jeśli tylko posiada wartości artystyczne i kulturowe.
Szczególnie istotne jest to, że te decyzje dokonują się w konfrontacji z rosnącym naciskiem inwestycyjnym. Wpisanie mozaiki z PZL-WOLA czy kompozycji z kampusu medycznego oznacza, że nawet elementy znajdujące się na fasadach obiektów użytkowych zyskują formalną ochronę. Dzieje się to w czasie, gdy wielu inwestorów nadal postrzega powojenne dekoracje jako przeszkodę w realizowaniu planów adaptacyjnych.
Od wstydu do dumy
Takie decyzje konserwatorskie są sygnałem kulturowej zmiany paradygmatu. Mozaiki zyskują status zabytków nie tylko ze względu na wartość sentymentalną czy lokalną. Są uznane za elementy szerokiego spektrum polskiej sztuki XX wieku. To krok w kierunku rozumienia powojennej modernizacji nie jako epoki, którą trzeba „przetrwać”, lecz jako okresu, którego materialne świadectwa są godne badania, ochrony i celebrowania.
Jest to więc nie tylko zmiana mentalna i estetyczna, ale systemowa, choć oczywiście w różnym natężeniu w zależności od województwa. Mozaiki przestają być tłem epoki. Zaczynają funkcjonować jako pełnoprawne zabytki nowoczesności, świadectwa ambicji artystycznych, technologicznych i społecznych drugiej połowy XX wieku. Ich obecność w rejestrze zabytków to nie tylko ochrona prawna. To także akt uznania wobec historii, której przez dekady nie chcieliśmy widzieć.
To wszystko sprawia, że udaje się uratować nawet mozaiki z wyburzanych budowli. Tak było w przypadku dworca PKP w Oświęcimiu, siedziby Zakładu Elektroniki Górniczej w Tychach czy budynku fabryki wind w Warszawie.
Główne wnioski
- Mozaiki PRL-u są dziś traktowane nie jako dekoracyjny margines architektury, lecz jako ważne świadectwo ambicji artystycznych i społecznych drugiej połowy XX wieku.
- Wpisywanie kompozycji ceramicznych do rejestru zabytków to efekt długoletniej pracy badaczy, artystów i aktywistów, którzy zmienili język opowiadania o powojennej nowoczesności.
- Decyzje konserwatorskie z ostatnich lat pokazują, że ochrona dziedzictwa może nadążać za zmieniającą się wrażliwością estetyczną i kulturową.