Dwa stulecia w pułapce średniego dochodu. Co hamuje rozwój Ameryki Łacińskiej?
Gospodarki krajów, które dokonały cudu gospodarczego, często określa się mianem „tygrysów”. Nie jest przypadkiem, że to zwierzę nie występuje w Ameryce Łacińskiej. W artykule analizujemy rozwój tego regionu w dłuższej perspektywie – jego wzloty i upadki.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak rozwijała się Ameryka Łacińska jako region względem najbardziej rozwiniętych krajów.
- Jaka była najważniejsza przyczyna regresu zamożniejszych gospodarek regionu w XX wieku.
- Jakie są dalsze perspektywy rozwoju.
Ameryka Łacińska znajduje się dziś na niemal tym samym poziomie rozwoju względem najbardziej rozwiniętych krajów, co prawie 150 lat temu. W 1880 r. PKB na osobę (w parytecie siły nabywczej) wynosił tam 23 proc. poziomu USA. W 2022 r. było to… 24 proc. Cofając się jeszcze dalej – do 1820 r. – okazuje się, że relatywna zamożność kontynentu wręcz spadła: wówczas dochód na osobę stanowił nieco ponad jedną trzecią amerykańskiego. To oznacza 200 lat relatywnego zastoju gospodarczego.
W języku Banku Światowego można stwierdzić, że od tylu lat Ameryka Łacińska znajduje się w tzw. pułapce średniego dochodu.
Innymi słowy – nie następuje przewidywany przez wiele teorii ekonomicznych proces doganiania krajów rozwiniętych. Kiedyś dominował pogląd o bezwarunkowej konwergencji. Obecnie przyjmuje się, że doganianie zależy m.in. od jakości instytucji. Brak konwergencji nie oznacza jednak, że poziom życia w Ameryce Łacińskiej się nie poprawia. Wręcz przeciwnie – PKB per capita w ciągu ostatnich 100 lat wzrósł tam ok. sześciokrotnie. Problem w tym, że w USA również – dlatego relatywna różnica pozostała taka sama jak wiek temu.
W oczekiwaniu na start
Wcześniej przytoczony wykres dobitnie pokazuje, że w Ameryce Łacińskiej nie nastąpił „start do wzrostu”, który był udziałem szeregu krajów historycznie zapóźnionych względem USA.
Szwecja w latach 1920–1970 przesunęła się z poziomu 47 proc. PKB per capita USA do 85 proc. Japonia w ciągu 30 lat (1960–1990) odrobiła aż 46 punktów procentowych różnicy i pod koniec tego okresu osiągnęła ok. 80 proc. amerykańskiego dochodu na osobę. Analogiczne doświadczenie miała, kulturowo powiązana z Ameryką Łacińską, Hiszpania – tuż przed kryzysem strefy euro PKB na osobę wspięło się tam do 65 proc. poziomu USA.
Jeszcze bardziej uderzające jest porównanie z Polską, która swój „start” zaliczyła po transformacji ustrojowej w 1989 r. Od 1820 do 1990 r. trajektorie rozwojowe Polski i Ameryki Łacińskiej przebiegały niemal równolegle. Po 1990 r. Polska dokonała jednak gospodarczego skoku – w 2022 r. osiągnęliśmy 56 proc. dochodu na osobę USA. To najwyższy poziom w dostępnych danych. Ameryka Łacińska nie odnotowała podobnego postępu i pozostała na poziomie ok. 25 proc.
Zacieranie różnic
Ciekawym zjawiskiem jest to, że poszczególne kraje regionu zbliżyły się do siebie pod względem poziomu rozwoju gospodarczego. Dawne gwiazdy Ameryki Łacińskiej z początku XX wieku, takie jak Argentyna czy Chile, straciły na blasku. W 1910 r. ich dochód na osobę był 5-6 razy wyższy niż w ubogiej wówczas Brazylii.
Dziś te różnice są znacznie mniejsze. Chile i Argentyna pozostają relatywnie najzamożniejszymi krajami regionu – ich PKB na osobę to odpowiednio 39 proc. i 31 proc. poziomu USA. Brazylia rozwijała się względnie szybciej i osiągnęła 25 proc. amerykańskiego dochodu per capita. Różnica względem Chile wynosi zatem już tylko 1,5-krotność.
Edukacja, głupcze!
XX wiek określany jest jako „wiek kapitału ludzkiego”. Noblistka Claudia Goldin wraz z L. Katzem w znanej książce „Race between Technology and Education” argumentowali, że to właśnie edukacja była kluczem sukcesu gospodarczego USA względem Europy.
Stany Zjednoczone zdobyły przewagę nad krajami Starego Kontynentu, wcześniej upowszechniając zdecentralizowaną, publicznie finansowaną edukację masową na poziomie średnim. Pokazuje to wyraźnie porównanie z poprzednią potęgą gospodarczą – Wielką Brytanią. W 1900 r. zaledwie 2 proc. brytyjskich 17-latków uczęszczało do szkoły, przy 6,4 proc. w USA. Tuż przed wybuchem II wojny światowej te proporcje były jeszcze bardziej drastyczne: w Wielkiej Brytanii 4 proc., podczas gdy w USA aż 46 proc. Ocenia się, że jeszcze w 1960 r. Wielka Brytania była ok. 35 lat zapóźniona względem Stanów Zjednoczonych pod względem rozwoju edukacji.
Dochód wyższy niż inwestycje
Inwestycje w kapitał ludzki były piętą achillesową Ameryki Łacińskiej – i to już na podstawowym poziomie. W 1860 r., gdy dochód na osobę był tam zbliżony do poziomu Szwecji, różnice w zakresie alfabetyzmu były dramatyczne.
W Szwecji zaledwie jedna na dziesięć osób nie potrafiła wówczas czytać i pisać. Tymczasem w krajach Ameryki Łacińskiej większość społeczeństwa – od 75 do 85 proc. – pozostawała analfabetami. Na początku XX wieku, gdy w najzamożniejszych krajach regionu (Argentynie, Urugwaju) wskaźnik alfabetyzmu ledwie przekraczał 50 proc., w krajach północnej Europy oraz w USA sięgał już blisko 90–100 proc.
Przypomnijmy, że w przededniu I wojny światowej Argentyna, Urugwaj oraz Chile postrzegane były jako zamożne państwa. Każde z nich znajdowało się w pierwszej dwudziestce krajów o najwyższym dochodzie na osobę. Dla porównania: PKB per capita w Argentynie w 1913 r. był o połowę wyższy niż we Włoszech i stanowił dwukrotność poziomu hiszpańskiego. Pod względem poziomu edukacji kraj ten pozostawał jednak w tyle za teoretycznie mniej zamożnymi państwami, takimi jak Francja czy Niemcy.
Instytucje i kultura
Pomimo pozornej zamożności, niektóre kraje Ameryki Łacińskiej nie stworzyły fundamentalnych warunków dla długofalowego rozwoju. Skąd wynikała ta niechęć do zwiększania inwestycji w edukację? Istnieją dwa główne, niewykluczające się wyjaśnienia: instytucje i kultura.
Ekonomistka Melissa Dell wykazała trwały wpływ systemu pracy przymusowej (mita), obowiązującego w kopalniach na terenach dzisiejszego Peru i Boliwii od XVI w. do początku XIX w. Do dziś w regionach objętych mitą konsumpcja gospodarstw domowych jest o 25 proc. niższa niż w sąsiednich obszarach, które nie doświadczyły tego systemu, a dostęp do usług publicznych – w tym edukacji – pozostaje tam niższy.
W kolonialnej Argentynie Hiszpanie wprowadzili system repartimiento – przymusową sprzedaż dóbr i usług po zawyżonych cenach, powiązaną z formą pańszczyzny. System ten ograniczał dostęp do dóbr publicznych oraz tłumił inwestycje w edukację. Warto zauważyć, że Hiszpania i Portugalia same pozostawały w tyle za resztą Europy, jeśli chodzi o zapewnianie edukacji swoim obywatelom.
Prześniona rewolucja
Jakie były skutki niedostatecznej edukacji społeczeństw Ameryki Łacińskiej? Jak przekonuje niedawny raport Banku Światowego „Reclaiming Lost Century of Growth”, konsekwencją było przede wszystkim zapóźnienie w obszarze adopcji technologii. Ameryka Łacińska przespała drugą rewolucję przemysłową.
Nawet w gałęziach, w których region miał początkowo przewagę – jak np. wydobycie miedzi w Chile – z czasem została ona utracona. Już w 1900 r. ogłoszono bankructwo tej branży. Odbicie w produkcji nastąpiło dopiero po przejęciu sektora przez amerykańskie firmy, które dysponowały większym know-how, a więc de facto importując technologię.
Oba procesy wynikały z braku wewnętrznej zdolności absorpcji nowych technologii. Przyczyny tego stanu rzeczy miały wiele wymiarów. Jednym z nich była niewielka liczba inżynierów – w 1900 r. relatywna liczba inżynierów (na 100 tys. mężczyzn) w Argentynie, Chile czy Meksyku była 4–5 razy niższa niż w Danii, Szwecji czy USA. Niski poziom edukacji podstawowej skutkował brakiem bazy do dalszego, specjalistycznego kształcenia.
To zapóźnienie edukacyjne ograniczało również pulę potencjalnych przedsiębiorców, gotowych podjąć ryzyko tworzenia nowych firm. Zjawiska te były wzajemnie sprzężone – szczególnie w czasie rewolucji przemysłowych, gdy zdolność dostrzeżenia szansy na zyskowny interes była wprost funkcją kompetencji technicznych i inżynieryjnych.
Brak lokalnego ekosystemu innowacji – zdolnego do efektywnej absorpcji nowych technologii i tworzenia własnych – doprowadził do uzależnienia regionu od Zachodu. Technologie importowano, a nawet jeśli powstawały nowe przedsiębiorstwa, nieproporcjonalnie więcej z nich zakładali migranci, a nie lokalni mieszkańcy.
Admirał Perry u brzegu
Sztandarowym przykładem tej strategii był Meksyk, który skoncentrował się na imporcie technologii z zagranicy. Nie towarzyszyły temu jednak odpowiednie inwestycje w infrastrukturę społeczną, zdolną do przyjęcia i rozwoju tych technologii, a z czasem – do konkurowania z Zachodem.
„Meksyk wybrał drogę do modernizacji bez modernizacji społeczeństwa"
Doświadczenie Meksyku kontrastuje z tym, co zdarzyło się w Japonii. A początek był zbliżony i wiązał się z postacią admirała Matthew Perry’ego. Oficer ten znany jest z „otwarcia” Japonii na Zachód pod groźbą użycia siły militarnej po wiekach izolacji.
Japończycy w reakcji na potencjalne zagrożenie zmobilizowali swoje zasoby. Doprowadziło to do tzw. restauracji Meiji, czyli przywrócenia realnej władzy cesarza. Co ważniejsze – skłoniło Japonię do głębokiej modernizacji.
Kraj nie tylko rozpoczął proces industrializacji i adopcji zachodnich idei oraz technologii, ale stworzył również podwaliny pod późniejszy sukces w postaci „nauczenia się, jak się uczyć”. Już w 1870 r. zasób literatury technicznej przetłumaczonej na japoński dorównywał temu po angielsku. Około 1900 r. współczynnik alfabetyzmu był tam ponad trzykrotnie wyższy niż w Meksyku. Na początku XX wieku pojawiały się opinie, że Japończycy w 20 lat nauczyli się tego, co innym zajęło wieki. Nie dziwi zatem, że odbicie gospodarcze Japonii po II wojnie światowej było niezwykle silne.
O ile historia admirała Perry’ego w Japonii jest powszechnie znana, mniej osób zdaje sobie sprawę, że brał on udział również w wojnie z Meksykiem (oblężenie portu Tabasco). Przegrana wojna i utrata znacznych terytoriów na rzecz USA nie spowodowała jednak w Meksyku podobnej mobilizacji ani strategicznego zwrotu ku rozwojowi, jak miało to miejsce w Japonii.
Perspektywy
Polska – mimo podobnej trajektorii PKB na osobę do Ameryki Łacińskiej do 1990 r. – znacząco różniła się od tej grupy państw. Nasz poziom kapitału ludzkiego przewyższał poziom zamożności. Właściwe bodźce (transformacja rynkowa) oraz wykorzystanie szansy związanej z integracją z Unią Europejską umożliwiły Polsce cywilizacyjny skok.
Dla Ameryki Łacińskiej to zarówno dobra, jak i zła wiadomość. Pesymistycznie: zdolność absorpcji technologii i poziom kapitału ludzkiego są tam nadal relatywnie niższe niż w Polsce przed transformacją. Optymistycznie: Korea Południowa to przykład kraju, który jeszcze na początku lat 50. miał kapitał ludzki i dochód na osobę porównywalny z Ameryką Łacińską, a mimo to dokonał skoku rozwojowego.
Główne wnioski
- Ameryka Łacińska znajduje się dziś na tym samym poziomie rozwoju względem najbardziej rozwiniętych krajów, co niemal 150 lat temu. W 1880 r. PKB per capita (PPP) wynosił tam 23 proc. poziomu USA – w 2022 r. było to 24 proc. W 1913 r. Argentyna, Urugwaj i Chile były postrzegane jako zamożne państwa – znajdowały się w pierwszej dwudziestce krajów o najwyższym dochodzie na osobę. Od tamtej pory utraciły tę przewagę. Obecnie PKB per capita w Chile i Argentynie wynosi odpowiednio 39 proc. i 31 proc. USA. W regionie doszło do wyrównania poziomu rozwoju gospodarczego, m.in. dzięki doganiającej Brazylii.
- Standardowe miary rozwoju (PKB per capita) zawyżały rzeczywisty poziom dobrobytu w niektórych krajach Ameryki Łacińskiej – m.in. z powodu kształtowania się cen eksportowych w sektorach takich jak rolnictwo i hodowla. Państwa regionu znacząco odstawały od krajów Europy Północnej i USA pod względem inwestycji w fundamenty długoterminowego wzrostu, zwłaszcza kapitał ludzki.
- Brak inwestycji w edukację ograniczył zdolność do przyswajania technologii, co zahamowało wzrost. Przykłady takich krajów jak Korea Południowa czy Polska pokazują, że kapitał ludzki oraz jakość instytucji są kluczowymi czynnikami rozwoju. Dobra wiadomość: proces konwergencji – czyli zbliżania się do poziomu 60–80 proc. PKB USA – może być gwałtowny i szybki, trwając ok. 30 lat, jeśli zostaną spełnione odpowiednie warunki.