Polska zamyka granice. Bez planu na pozyskanie zdolnych imigrantów
Europa traci obywateli w alarmującym tempie. Ten rok przynosi wyłącznie złe wiadomości – już pięć państw zanotowało spadek liczby urodzeń o ponad 10 proc. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, sytuacja demograficzna wymusza otwarcie się na zdolnych, wykształconych imigrantów. Bez tego żaden kraj nie utrzyma pożądanego tempa wzrostu gospodarczego. Większość krajów nie chce tego robić, a niemal żaden nie potrafi.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego nie da się całkowicie zamknąć granic przed imigrantami.
- Na czym polega problem demograficzny współczesnych gospodarek i co oznacza dramatyczny spadek wskaźników urodzeń.
- Jakie błędy popełniają kraje Europy w integracji imigrantów na rynku pracy.
Od 7 lipca rząd przywraca kontrole graniczne z Niemcami i Litwą. „To zdecydowana odpowiedź na zagrożenia związane z nielegalną migracją” – informuje Kancelaria Premiera.
Pomijając ocenę faktycznego zagrożenia (czy ktoś widział imigranta przedzierającego się z Niemiec do Polski?), ekonomiści chcą otwarcia debaty o potrzebie skonstruowania programu imigracji legalnej i niezbędnej.
Nie ma rozwoju bez przepływu talentów
Wiele wskazań i prognoz światowych instytucji mówi bowiem wyraźnie, że bez zasilania starzejących się gospodarek nabytkami spoza własnych granic nie uda się utrzymać wzrostu gospodarczego państw Zachodu.
„Bez imigrantów – wybranych, zaproszonych, objętych sensowną ścieżką integracyjną – nie tylko wpadniemy w poważne problemy społeczno-ekonomiczne w ciągu najbliższych dekad, ale i zaprzepaścimy długoterminową przyszłość kraju” – ostrzega dr Maciej Bukowski, szef WISE Europa.
Z kolei prof. Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego przytacza publikację MFW autorstwa Williama Kerra z Harvard Business School. Zdaniem Kerra, to właśnie państwa, które zdołają przyciągnąć najbardziej utalentowanych ludzi z całego świata, poradzą sobie najlepiej z rosnącą presją związaną ze starzeniem się społeczeństw i spadkiem produktywności.
Kerr argumentuje, że „kraje, które przyciągną najbardziej utalentowanych ludzi na świecie, odniosą największy sukces w przezwyciężaniu narastającej presji ekonomicznej wynikającej ze starzenia się populacji i spadku produktywności.”
To szczególnie istotne w przypadku naukowców, inżynierów i specjalistów od nowych technologii. Ich obecność wspiera transfer wiedzy i powstawanie innowacji, a także wzmacnia konkurencyjność całych gospodarek.
Warto wiedzieć
Mądry migruje chętniej
Osoby wyjątkowo utalentowane migrują znacznie częściej niż ogół populacji. Podczas gdy poza krajem ojczystym mieszka niespełna 2 proc. absolwentów szkół średnich, w przypadku osób z wyższym wykształceniem odsetek ten sięga już 5,4 proc. Jeszcze wyraźniej widać ten trend wśród wynalazców i noblistów – migrują oni odpowiednio dwa i aż sześć razy częściej niż przeciętni absolwenci uczelni.
Efekt? W krajach przyjmujących migrantów coraz większy udział w wykwalifikowanej sile roboczej – zwłaszcza w nauce i inżynierii – mają osoby urodzone za granicą. To oni wnoszą know-how, napędzają innowacje i podnoszą konkurencyjność gospodarek.
„Budowa konkurencyjnego, zwycięskiego zespołu jest kluczowa dla sukcesu narodowego – tak samo jak dla firm. Dostęp do talentów często decyduje o strategii, jaką można przyjąć. To samo dotyczy państw” – pisze Kerr.
Stary Świat starzeje się i wymiera
W repozytoriach badań ekonomicznych nie brakuje analiz nawołujących do zmiany podejścia do migracji w kontekście starzenia się społeczeństw Zachodu.
Dane o liczbie urodzeń w 2024 r. pokazują, jak szybko kurczą się populacje krajów rozwiniętych – a wraz z nimi ich przyszłe możliwości. Braki kadrowe są już dziś odczuwalne, a statystyki wskazują, że za 15-20 lat staną się dotkliwe.
Rządy państw, w których współczynnik dzietności (TFR) utrzymał się na poziomie gwarantującym zastępowalność pokoleniową (to 2,2) mogą mówić o szczęściu. Na świecie takich krajów (z tych, które raportują dane statystyczne) było w 2024 roku mniej niż palców u obu dłoni.
W Europie – dwa, jeśli liczyć oddzielnie samą Anglię (nie całą Wlk Brytanię). W tych okolicznościach możemy śmiało powiedzieć, że Norwegia wygazała się ekstrawagancką witalnością – TFR na poziomie 4,5.
Na koniec 2024 r. Polska miała TFR na poziomie 1,1 – przy spadku o 7,4 proc. r/r. Do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba wskaźnika 2,2.
Natomiast już w pierwszym kwartale roku pięć krajów zanotowało spadki liczby urodzeń o ponad 10 proc. rok do roku. MFW przypomina, że utrzymanie wzrostu gospodarczego wymaga pozyskiwania utalentowanych imigrantów. Tymczasem niemal wszędzie – także w Polsce – taka polityka napotyka społeczny i polityczny opór.

Zachód to jedno, reszta świata też ma problem
Problem niskiej dzietności dotyczy jednak również krajów rozwijających się, o których bardzo często zwykliśmy myśleć, jak o państwach z licznymi, a nawet coraz liczniejszymi rodzinami. Ogromne spadki urodzeń rok do roku zaliczają kraje Ameryki Południowej – od minus 6 proc. (w Panamie) aż do nawet minus 22 proc. liczby nowych dzieci (w Chile). Na czerwono świeci się także znaczna część Azji – na Filipinach w 2024 roku urodziło się ponad 24 proc. mniej dzieci niż rok wcześniej, na Sri Lance – o 15 proc. mniej, w Tajlandii – o 10 proc. Podobnie jest w Azji środkowej i zachodniej, w Armenii, Azerbejdżanie, Turkmenistanie, Kazachstanie – 5-8 procentowe spadki.
To oznacza, że nawet regiony uznawane dotąd za naturalny rezerwuar siły roboczej, stopniowo tracą ten potencjał.
Choć Indie i Bangladesz nadal balansują na granicy zastępowalności pokoleń (TFR odpowiednio 2,12 i 2,09), a Pakistan wciąż osiąga komfortowe 3,19 – także tam liczba urodzeń systematycznie maleje. Pakistan, który dziś jeszcze „eksportuje ludzi” bez większych obaw, także traci demograficzną przewagę.
Szlabany niemocy i braku koncepcji
Podczas gdy na polskich granicach Strefy Schengen znów opadają szlabany, pracodawcy apelują o rozpoczęcie tej samej debaty, której domagają się ekonomiści.
„Ignorowanie kryzysu demograficznego to zgoda na utratę przez Polskę pozycji lidera wzrostu” – ostrzega Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, komentując strategię migracyjną rządu.
Z danych McKinsey zawartych w raporcie „Imigracja. Ratunek dla gospodarki i korzyści społeczne” wynika, że jeśli nie zostanie podjęte żadne działanie, do 2050 r. sam czynnik demograficzny może obniżyć polski PKB aż o jedną trzecią.
W sytuacji, gdy żaden polityk nie ma odwagi powiedzieć, że Polacy (zwłaszcza kobiety) będą musieli pracować dłużej niż do 60-65 roku życia, a jednocześnie rząd roztacza wizje czterodniowego tygodnia pracy, dobrze zaplanowana imigracja staje się jedną z niewielu realnych odpowiedzi na braki kadrowe. Bo szlabany opadają tylko symbolicznie, ale skutki braku sensownej polityki migracyjnej będą już fizyczne i namacalne.
Tym, którzy liczą na szybką robotyzację, warto przypomnieć, że stopień automatyzacji polskiej gospodarki pozostaje niski. . Co więcej, poza deklaracjami, wcale nie widać zmasowanych inwestycji w tym kierunku po stronie pracodawców. Dlaczego? Koszty pracy, nawet wzrastające, wciąż są niższe niż koszty potencjalnych inwestycji w cyfryzację (która wymaga nie tylko jednorazowego kupna oprogramowania, ale też utrzymania wieloletniego bezpieczeństwa cyfrowych rozwiązań).
Minister rekomenduje kontestujących
Poprosiliśmy ministra Macieja Duszczyka, odpowiedzialnego za przygotowanie strategii migracyjnej i eksperta ds. migracji, o rozmowę o planach rządu. Chcieliśmy zapytać, czy potrzebujemy selektywnego programu migracyjnego i jak zapobiegać utracie wykształconych imigrantów na rzecz prostych prac.
Minister odpisał, że „nie da rady w najbliższych dniach”. W mediach społecznościowych odsyła też do artykułu w „Le Figaro”.
Dyskusja o imigracji toczy się w całej Europie i nie wszyscy podzielają optykę MFW. We Francji, po publikacji think tanku Terra Nova o znaczeniu imigracji dla rozwoju gospodarczego, „Le Figaro” opublikowało sprzeciw Obserwatorium Imigracji i Demografii (OID). OID przekonuje, że „imigracja utrzymuje błędne koło, które szkodzi zatrudnieniu i gospodarce, pogarsza finanse publiczne i obciąża wrażliwe sektory”.
Chęci są. Plan – naiwny
Komentując strategię migracyjną w październiku 2024 r. – która rozczarowała rynek pracy – minister finansów Andrzej Domański zapowiedział, że Polska chce stawiać na jakość, a nie ilość imigrantów. Rząd – jak mówił – liczy na napływ osób z wysokimi kwalifikacjami, szczególnie w zawodach deficytowych.
„W strategii migracyjnej wskazujemy kierunki, z których chcielibyśmy pozyskiwać migrantów – np. kraje OECD” – powiedział w Polskim Radiu minister Domański.
Rząd liczy zatem na przyjazd imigrantów z 38 rozwiniętych państw, z których większość ma ten sam problem demograficzny, co Polska, i które same, tak jak Polska, będą chciały pozyskiwać, a nie oddawać wykształconych pracowników.
Do dziś żaden resort nie przedstawił konkretnego planu integracji i adaptacji imigrantów z potrzebnymi kwalifikacjami.
Co więcej, politycy z koalicji raczej podporządkowują się nurtowi negatywnego postrzegania migrantów w Polsce kreowanemu i podsycanemu przez środowiska prawicowe i narodowościowe. Nie próbują już kreować pozytywnego wizerunki przybyszów z zagranicy. Nie podejmują się też budowania klimatu sprzyjającego postrzeganiu ich jako pracowników ważnych dla rodzimego rynku pracy.
Bez pomysłu na imigranta wykształconego
Z danych Instytutu Badawczego Randstad i Gfk Polonia wynika, że nie umiemy dobrze wykorzystywać umiejętności nawet tych imigrantów, których już u nas mamy. I może o tym świadczyć także najnowszy fakt, że Ukraińcy zaczęli masowo wyjeżdżać do Niemiec – jeśli człowiek z wyższym wykształceniem ma wykonywać pracę fizyczną czy proste usługi niezgodne z jego kwalifikacjami, to nic dziwnego, że woli to robić za euro niż za złotówki.
Tylko niespełna co piątemu ankietowanemu migrantowi w Polsce (18 proc.) udało się znaleźć zatrudnienie odpowiadające poziomowi jego umiejętności.
Prawie połowa imigrantów w Polsce (48 proc.) pracuje poniżej swoich kwalifikacji, piszą autorzy raportu „Plany Pracodawców”, z Randstad i Gfk.
„Tylko niespełna co piątemu ankietowanemu migrantowi w Polsce (18 proc.) udało się znaleźć zatrudnienie odpowiadające poziomowi jego umiejętności”, czytamy w raporcie.
Największą przeszkodą na rynku pracy dla migrantów pozostaje nieznajomość języka. Aż 50 proc. z nich wskazuje braki językowe jako główny powód zatrudnienia poniżej posiadanych kwalifikacji. Choć sytuacja w tym obszarze stopniowo się poprawia, poważnym problemem wciąż pozostaje brak uznawalności zagranicznych uprawnień i certyfikatów (28 proc.) oraz niedopasowanie ofert pracy do umiejętności obcokrajowców (27 proc.).
Według danych GUS, w Polsce pracuje około 1,2 mln cudzoziemców. To oznacza, że ponad 500 tys. osób wykonujących dziś najprostsze prace mogłoby zajmować stanowiska, które przynosiłyby gospodarce większą wartość dodaną.
Warto wiedzieć
Imigranci legalni są potrzebni
Na koniec marca 2025 roku w Polsce legalnie pracowało ok. 1,2 mln cudzoziemców zgłoszonych do ubezpieczeń społecznych, podaje ZUS. Ta liczba dotąd rosła – na koniec roku 2022 było to 1 mln osób. Przyjechali z ponad 150 krajów. Najwięcej cudzoziemców pracuje w budownictwie, handlu, transporcie i magazynach.
Marnotrawstwo potencjału ludzkiego
Chociaż w całej Europie brakuje rąk do pracy – i żaden kraj nie powinien odrzucać utalentowanych imigrantów – to problemy z integracją wykształconych cudzoziemców są powszechne. Europa ich potrzebuje, ale jest tak mało przychylna, że nawet gdy zaprasza imigrantów, rzadko potrafi wykorzystać ich potencjał. Takie wnioski płyną z badania włoskich ekonomistów z Uniwersytetu Mediolańskiego, prof. Tommaso Frattiniego i Angeli Dalmonte. Ich analiza pokazuje, że tylko nieliczne państwa Europy skutecznie integrują wykształconych przybyszów.
W artykule „Skilled but struggling: The ‘brain waste’ dilemma of migrants in Europe” autorzy piszą, że zarówno nowi imigranci, jak i osoby z drugiego pokolenia – już urodzone i wykształcone w danym kraju – częściej niż rdzenni mieszkańcy mają trudności ze znalezieniem pracy. Osoby z wyższym wykształceniem często muszą się przekwalifikować lub podejmować pracę poniżej swoich kompetencji. A przecież odsetek imigrantów z dyplomem uczelni wyższej jest porównywalny do lokalnej populacji – 32 proc. wobec 34 proc. Mimo to szanse na zatrudnienie imigranta z zagranicznym dyplomem są o 15,6 punktów procentowych niższe niż w przypadku rdzennych mieszkańców z wyższym wykształceniem (88,5 proc.).
Zdaniem badaczy ani bariera językowa, ani niższa jakość zagranicznych dyplomów nie tłumaczą tej różnicy.
Zdaniem badaczy ani bariera językowa, ani zagraniczne dyplomy uznawane za gorszej jakości nie tłumaczą tej różnicy.
„Różnice w jakości edukacji mają znaczenie, ale nie wyjaśniają więcej niż 13 proc. całkowitej różnicy” – piszą. Ich zdaniem Europa marnuje kapitał ludzki i tym samym osłabia swój potencjał rozwojowy.
Sami swoi – nie ma mocnych
W Europie wyraźnie widać preferencje wobec „swoich”. W Polsce potwierdza to raport grupy T2S przygotowany w ramach kampanii społecznej „Stop rasizmowi w pracy”. Pokazuje on m.in, że tzw. ghosting może być równie dotkliwy jak otwarty rasizm.
– Badanie ujawniło nowe obszary i formy zachowań, które respondenci uznają za przejawy dyskryminacji. Wskazywano m.in. na odmowę dostępu do usług, nierówny przydział zadań, blokowanie awansów, cyberprzemoc, a także wykluczanie ze spotkań – zarówno towarzyskich, jak i zawodowych – mówi XYZ Renata Wozba, prezeska T2S i ekspertka rynku pracy Business Center Club.
27 proc. badanych zadeklarowało, że doświadczyli nierównego traktowania w pracy. Rasizm najczęściej występuje na linii pracownik–pracownik (63 proc.), choć wielu wskazuje także na dyskryminację ze strony pracodawców (37 proc.).
Jak przyciągać globalne talenty?
William Kerr w swojej publikacji dla MFW zawarł kilka wskazówek, które mogą pomóc również polskiemu rządowi w przygotowaniu skutecznego planu pozyskiwania najlepiej wykształconych imigrantów (poniżej w ramce). Jednak takie działania będą możliwe dopiero wtedy, gdy władze porzucą narrację skupioną wyłącznie na ryzykach i kryzysach związanych z imigrantami, pomijając ich wartość dodaną, także płynącą z zatrudniania osób z krajów bardziej egzotycznych niż OECD.
Zdaniem eksperta
Kluczowe kwestie w przyciąganiu globalnych talentów wg Williama Kerra.
Strategia pozyskiwania talentów powinna uwzględniać już proces edukacji. Studenci wybierają uczelnie także na podstawie przyszłych perspektyw zatrudnienia. Obecnie polska polityka w zakresie edukacji wyższej ogranicza przyznawanie wiz studenckich. Tymczasem zasady powinny sprzyjać wyławianiu najzdolniejszych maturzystów z całego świata i zapraszaniu ich na polskie uczelnie. Ważna jest atrakcyjna oferta oraz wyważony system wiz – szkolnych, pracowniczych i pobytowych.
2. Globalne talenty uzupełniają lokalny rozwój
Talenty kierują się tymi samymi priorytetami co mieszkańcy kraju – dobrymi szkołami, infrastrukturą i bezpieczeństwem. Badania włoskich ekonomistów pokazują, że tam, gdzie lokalna populacja jest bardziej wykształcona, także imigranci częściej decydują się na kształcenie.
3. Niepewność polityczna zniechęca talenty
Stabilność polityczna, w tym stabilna polityka imigracyjna, jest kluczowa do przyciągania najlepszych specjalistów.
4. Elastyczność polityki
Decydenci muszą na bieżąco uwzględniać zmiany, trendy i potrzeby rynku – np. poprzez dostosowywanie limitów wizowych czy list zawodów pożądanych, tak jak robi to Kanada.
5. Skuteczny dobór kandydatów
Wiele systemów imigracyjnych stosuje loterie lub zasadę „kto pierwszy, ten lepszy”, co nie sprzyja selekcji najpotrzebniejszych imigrantów. Procedury powinny odpowiadać rzeczywistym potrzebom gospodarki i wybierać najlepszych kandydatów. To maksymalizuje ekonomiczny wpływ napływu talentów i wzmacnia poparcie społeczne dla imigracji.
Na początek warto zawalczyć o niechcianych już w USA studentów, doktorantów i naukowców z całego świata. Według badaczy z Harvard University cytowanych przez The Economist w głośnym zeszłorocznym artykule „America is sabotaging itself in the global battle for talent”, imigranci stanowili wówczas 14 proc. populacji Ameryki i 16 proc. wynalazców. Są odpowiedzialni za ponad 23 proc. innowacji, mierzonych patentami, cytowaniami i wartością ekonomiczną generowaną przez te patenty.
Prezydent Donald Trump wyraźnie ich już u siebie nie chce. Część wróci zapewne do Chin. Wielu szuka nowych domów.


Główne wnioski
- Kryzys demograficzny i potrzeba imigracji. Europa boryka się z niską dzietnością (TFR w Polsce 1,1, zastępowalność pokoleń wymaga 2,2) i starzeniem społeczeństw, co zagraża wzrostowi gospodarczemu. MFW podkreśla, że pozyskiwanie utalentowanych imigrantów jest kluczowe dla utrzymania konkurencyjności. Kraje Zachodu, w tym Polska, potrzebują selektywnej migracji wykwalifikowanych pracowników, zwłaszcza w nauce i technologii, aby wspierać innowacje i rozwój.
- Niewykorzystany potencjał imigrantów. W Polsce aż 48 proc. imigrantów pracuje poniżej kwalifikacji z powodu barier językowych, nieuznawania zagranicznych dyplomów i braku odpowiednich ofert pracy. Badania wskazują, że Europa marnuje potencjał wykształconych imigrantów, co ogranicza ich wkład w gospodarkę.
- Brak skutecznej polityki migracyjnej. Polska wprowadza kontrole graniczne, zamyka się na nielegalną migrację, ale brakuje strategii przyciągania pożądanych talentów zza granicy. Rząd liczy na imigrantów z krajów OECD, które jednak same borykają się z problemami demograficznymi. Eksperci apelują o program integracji i selekcji migrantów, uwzględniający edukację, stabilność polityczną i elastyczność wizową, by konkurować o globalne talenty.