Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Społeczeństwo Sport Świat

Fenomen rywala Lecha Poznań. Rayo Vallecano, czyli solidarność lewicowych piratów

W trzeciej kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji Lech Poznań zmierzy się z jedną z najbardziej niezwykłych drużyn hiszpańskiej Primera División – Rayo Vallecano. Stołeczny klub z robotniczej dzielnicy Madrytu słynie z rodzinnej atmosfery, osobliwego stadionu i przywiązania do progresywnych wartości.

Isi Palazó, piłkarz w biało-czerwonej koszulce, jeden z liderów Rayo
Isi Palazó, piłkarz w biało-czerwonej koszulce, jeden z liderów Rayo, prawdziwy wojownik dla kibiców, w walce z Djene, zawodnikiem Getafe. Fot. Europa Press Sports/ Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego prezes Rayo jest znienawidzony przez kibiców.
  2. Jaka jest geneza lewicowych poglądów ultrasów Rayo.
  3. Jaki obiekt jest nazywany sercem dzielnicy Vallecas.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Truizmem jest stwierdzenie, że współczesny futbol to przede wszystkim biznes i komercja. Rayo jednak wyłamuje się z tego schematu. To skromny klub, którego kibice od lat wcielają w życie hasło „Against Modern Football”. Dla nich piłka nożna to więcej niż widowisko – to wspólnota, tożsamość i bunt przeciwko komercjalizacji sportu.

Jeszcze niedawno różnice finansowe między maluczkimi z Vallecas a gigantami w rodzaju Realu Madryt były przepaściste. Roczne przychody „Królewskich” przekraczały 1 mld euro, podczas gdy Rayo musiało zadowolić się 55 mln euro. Jednak nikomu w klubie ani wśród kibiców to nie przeszkadzało. W końcu Rayo Vallecano to duma klasy robotniczej (his. orgullo de la clase obrera).

Biedni, ale solidarni

Vallecas zyskało swój robotniczy charakter jeszcze w czasach rządów generała Franco. To właśnie wtedy do dzielnicy napływali niewykwalifikowani robotnicy z najbiedniejszych regionów Hiszpanii – przede wszystkim z Estremadury i Andaluzji. Pracowali fizycznie, często w trudnych warunkach, budując fundamenty współczesnego Madrytu.

W XXI wieku Vallecas stało się z kolei celem emigracji zarobkowej z Ameryki Łacińskiej. Nowi mieszkańcy – Kolumbijczycy, Ekwadorczycy, Peruwiańczycy – odnaleźli tu tanie mieszkania, wspólnotę i klub piłkarski, który reprezentuje ich wartości.

Struktura lokalnej społeczności Vallecas pozostała jednolita. Do dziś mówi się, że nie mieszkają tam osoby z wyższych warstw społecznych. Miejscowi rzadko dysponują znacznymi zasobami finansowymi, ale idea solidarności i wzajemnej pomocy jest im niezwykle bliska.

Kilka lat temu głośnym echem odbiła się historia starszej mieszkanki dzielnicy, która miała zostać eksmitowana z powodu zaległości czynszowych. Kibice Rayo zareagowali natychmiast – zorganizowali pomoc, by nie zostawić kobiety samej. Do akcji przyłączył się również ówczesny trener drużyny, Paco Jémez, który wsparł ją finansowo. To wydarzenie do dziś uchodzi za symbol solidarności społeczności Vallecas – miejsca, w którym wartości są ważniejsze niż pieniądze.

Radosny futbol przerwał dominację Barcelony

Paco Jémez dał się poznać jako zwolennik ofensywnego, odważnego futbolu. Prowadził Rayo Vallecano w latach 2012–2016 oraz 2019–2020. Doskonale rozumiał specyfikę klubu, ponieważ wcześniej sam występował w jego barwach jako zawodnik. Choć wielu uważało, że w starciach z potęgami obierał karkołomną taktykę „a por ellos” (hiszp. „na nich”), stawiając na atak nawet przeciwko znacznie silniejszym rywalom, w 2013 r. przeszedł do historii hiszpańskiego futbolu.

Po raz pierwszy od pięciu lat zespół rywalizujący z FC Barceloną – słynącą z dominacji w posiadaniu piłki – zdołał utrzymać przy niej dłuższy czas. Było to właśnie Rayo Vallecano, które mimo tego imponującego osiągnięcia przegrało mecz 0:4.

Jémez pozostał jednak wierny swojej filozofii gry. W rozmowie z Barbarą Bardadyn, ówczesną dziennikarką „Przeglądu Sportowego”, wyjaśnił wówczas istotę swojego podejścia.

„Mieliśmy 51-procentowe posiadanie piłki. Nie udało nam się wygrać, ale ten fakt dał nam ogromną radość i powód do dumy. Pokazaliśmy, że potrafimy dobrze grać w piłkę i odebrać futbolówkę jednej z najlepszych drużyn świata. Po meczu z gratulacjami podszedł do mnie Javier Mascherano i powiedział, że żaden zespół nie grał przeciwko Barcelonie tak dobrze. Wychodzimy na boisko, by czerpać radość z gry. Zdajemy sobie sprawę, że grając z Barçą czy Realem, najpewniej przegramy, ale to nie jest kwestia stylu gry, lecz potencjału – oni są zespołami znacznie lepszymi od Rayo. My chcemy cieszyć się futbolem, a na koniec wynik nie jest najważniejszy. Liczy się to, co jesteśmy w stanie pokazać na boisku” – powiedział Paco Jémez.

Rayo cechował wtedy radosny futbol.

Jak promują młodych trenerów?

Choć Paco Jémez uchodził za romantyka futbolu – odważnego i nieco szalonego idealistę – w ostatnich latach Rayo Vallecano zyskało uznanie z innego powodu: umiejętności dostrzegania i promowania młodych trenerów z nowoczesnym spojrzeniem na grę.

Jednym z nich był Andoni Iraola, były zawodnik Athleticu Bilbao, znany z wysokiej inteligencji i analitycznego podejścia do futbolu. W 2018 r. rozpoczął trenerską karierę na Cyprze, prowadząc AEK Larnaka. Po sześciu miesiącach został zwolniony z powodu słabych wyników, jednak szybko wrócił do Hiszpanii, gdzie objął drugoligowe Mirandés.

W 2020 r. Iraola przejął Rayo, które wówczas występowało w Segunda División. Już rok później wprowadził drużynę do LaLiga, a w kolejnych sezonach zajął z nią 12. i 11. miejsce. Zespół pod jego wodzą grał bez kompleksów, odważnie naciskał rywali już na ich połowie, co przyniosło mu sympatię kibiców i uznanie ekspertów.

W 2023 r. Bask przeniósł się do Anglii, obejmując Bournemouth. Tam również pozostał wierny ofensywnemu stylowi, a wysoki pressing i intensywność gry stały się znakiem rozpoznawczym „The Cherries”.

W lutym ubiegłego roku Íñigo Pérez objął stanowisko trenera Rayo Vallecano w wieku zaledwie 36 lat. Wcześniej pracował jako asystent Andoniego Iraoli. Gdy jego przełożony przenosił się do Anglii, problemy z uzyskaniem pozwolenia na pracę sprawiły, że nie mógł zabrać Péreza ze sobą.

Młody, perspektywiczny szkoleniowiec pozostał w Hiszpanii i wkrótce wrócił do pracy w Rayo. Początkowo odrzucił propozycję objęcia pierwszego zespołu, uznając prawdopodobnie, że to zbyt duże wyzwanie na tym etapie kariery. Jednak gdy władze klubu ponowiły ofertę, Pérez przyjął ją – i to okazało się decyzją trafioną w dziesiątkę.

Rayo Vallecano, pod jego wodzą, dotarło do fazy ligowej Ligi Konferencji Europy, sprawiając swoim kibicom ogromną niespodziankę i dumę.

– To największy sukces od sezonu 2000/2001, kiedy Rayo dotarło do ćwierćfinału Pucharu UEFA, odpadając z Deportivo Alavés – mówi w rozmowie z XYZ Piotr Maklakiewicz, kibic stołecznej drużyny.

Nasz rozmówca przyznaje, że z biegiem lat Rayo stało się klubem, w którym młodzi i zdolni trenerzy mogą się wypromować.

– W zespole panuje stosunkowo niewielka presja na wyniki czy grę w europejskich pucharach. Kibice oczekują przede wszystkim walki, zaangażowania i przywiązania do barw klubowych, a nie trofeów zdobywanych za wszelką cenę. Cokolwiek by nie mówić o Raúlu Martínie Presie [prezesie klubu – przyp. red.], trzeba mu oddać, że potrafi dawać szansę młodym szkoleniowcom z własną wizją prowadzenia drużyny. Dobrym przykładem jest Paco Jémez, który mimo pamiętnego meczu przegranego z Realem Madryt 2:10, po sezonie był wymieniany w gronie kandydatów na selekcjonera reprezentacji Hiszpanii – ocenia Piotr Maklakiewicz.

Stadion jako kość niezgody

Jedna z polskich fanek Rayo, która pragnie zachować anonimowość, przypomina, że Raúl Martín Presa przejął władzę nad klubem w kontrowersyjnych okolicznościach. Kupił Rayo za… 961 euro, co od początku budziło podejrzenia kibiców. Wielu z nich zastanawiało się, czy nie jest on powiązany z poprzednim zarządem.

Od tamtej pory konflikt między fanami a prezesem narasta. Podczas meczów często rozbrzmiewają okrzyki: „Presa, vete ya!” (hiszp. Presa, odejdź już). Ostatnio szef klubu ponownie naraził się kibicom, sugerując, że Rayo powinno zmienić lokalizację stadionu. Dla sympatyków drużyny to święte miejsce – serce Vallecas.

– Stadion Rayo jest mały [niespełna 15 tysięcy miejsc – przyp. red.], przestarzały, a za jedną z bramek zamiast trybuny znajdują się okna i balkony pobliskiego bloku, z których mieszkańcy oglądają mecze. To tworzy niepowtarzalny klimat. A kiedy już kupimy bilet i wejdziemy na stadion…
Wolę obejrzeć mecz Rayo na Estadio de Vallecas niż kolejne El Clásico, które dawno utraciło dawną atmosferę i pozapiłkarską ekspresję. Na stadionie Rayo doping jest żywiołowy, a kibice otwarcie manifestują swoje poglądy – mówi nam prof. Filip Kubiaczyk, historyk i hispanista z UAM, badacz hiszpańskiego futbolu.

Obiekt budzi poważne zastrzeżenia w kwestii bezpieczeństwa. W przeszłości dochodziło tam do niebezpiecznych incydentów – jak w 2018 r., gdy chłopiec wypadł przez jedną z barierek. Na szczęście dziecku nic się nie stało, ale był to wyraźny sygnał ostrzegawczy. Już cztery lata wcześniej, podczas meczu z Athletic Bilbao, barierka pękła w chwili radości kibiców po zdobytym golu, a jeden z fanów został ranny.

– Moim zdaniem odpowiedzialność za stan stadionu ponosi prezes Presa. Zamiast inwestować w modernizację obiektu, poprawę bezpieczeństwa czy podstawowe udogodnienia dla kibiców, angażował się w nieudane projekty – jak choćby Rayo Oklahoma City, klub, który rozwiązano po jednym sezonie z powodu strat finansowych – mówi Piotr Maklakiewicz.

Estadio de Vallecas powstał w 1976 r. i ma za sobą lata świetności. Po dziesięciu latach wystąpił tam nawet zespół Queen, a w kolejnych latach Metallica i Bob Dylan. Dziś jednak stadion coraz częściej postrzegany jest jako relikt minionej epoki. Problem w tym, że obiekt należy do Wspólnoty Autonomicznej Madrytu, a klubowi brakuje środków na inwestycje. Dodatkowo bezpośrednio do stadionu przylegają budynki mieszkalne, co praktycznie uniemożliwia jego rozbudowę.

Ten ruch kibicowski, działający od 1992 r. i inspirowany karaibskimi piratami, to serce Estadio de Vallecas. Bukaneros żywiołowo dopingują z sektora za bramką, walczą z rasizmem, homofobią i komercjalizacją futbolu. Ich symbolem są biało-czerwone barwy Rayo oraz czarne bandery pirackie. Na stadionie widać też flagi środowisk LGBT i wizerunki postaci utożsamianych z lewicą.

Tymczasem władze miasta i prezes Presa nie ukrywają, że chętnie przenieśliby klub na nowy stadion. Szef Rayo widzi w tym szansę na zwiększenie zysków – chce rozszerzyć pojemność do 30 tysięcy miejsc i dodać loże VIP. Takie podejście stoi jednak w sprzeczności z filozofią ultrasów Rayo – Bukaneros.

Ultrasi, wierni idei sprawiedliwości społecznej, otwarcie krytykują prezesa, zwłaszcza za podwyżki cen karnetów. Dla wielu fanów z robotniczej dzielnicy stają się one coraz bardziej dotkliwe.

Zdecydowanie lewicowi

Osiem lat temu ukraiński piłkarz Roman Zozula przeszedł z Betisu Sewilla do Rayo Vallecano.
Transfer ten jednak wywołał gwałtowne protesty kibiców. Podczas jednego z treningów na ogrodzeniu stadionu pojawił się transparent z napisem: „Vallekas nie jest miejscem dla nazistów. Dla ciebie też nie. Wypad.” [kibice celowo używają pisowni „Vallekas”, by podkreślić robotniczy charakter dzielnicy – przyp. red.].

Protesty kibiców odniosły skutek – wypożyczenie Romana Zozuli, któremu zarzucano nacjonalistyczne poglądy, zostało unieważnione. Nie obyło się jednak bez konsekwencji. Część protestujących stanęła przed sądem. Kilkanaście osób ukarano grzywną w wysokości tysiąca euro za obraźliwe słowa pod adresem prezesa klubu. Mimo to Bukaneros pozostali wierni swoim przekonaniom.

Gdy sześć lat temu Zozula przyjechał do Vallecas jako zawodnik Albacete, mecz zakończył się skandalem i szerokim echem w mediach. Sędzia José Antonio López przerwał spotkanie z powodu obraźliwych okrzyków z trybun. Spiker apelował o spokój, lecz bezskutecznie. „Zozula, jesteś p… nazistą!” – skandowała publiczność.

Cztery lata później Raúl Martín Presa po raz kolejny sprowokował kibiców. Zaprosił na mecz z Albacete liderów prawicowej partii VOX, Santiago Abascala i Rocío Monasterio. W odpowiedzi fani ostentacyjnie sprzątali stadion po spotkaniu, wyrażając sprzeciw wobec zbliżenia klubu z ugrupowaniami o poglądach sprzecznych z ich wartościami.

Konflikt między Presa a Bukaneros sięga jednak jeszcze dalej – rozpoczął się w sezonie 2012/13.
Podczas meczu z Realem Madryt na Estadio de Vallecas nagle zgasło światło. Spotkanie trzeba było przełożyć na następny dzień, a Presa publicznie oskarżył ultrasów o sabotaż, mimo braku dowodów.

Bukaneros walczą o równość i prawa kobiet, tymczasem prezes klubu zatrudnił na stanowisku trenera kobiecej drużyny postać budzącą ogromne kontrowersje – Carlosa Santiso. Ten wcześniej, prowadząc Arandinę, nawoływał swoich zawodników do… zbiorowego gwałtu na kobiecie w ramach „integracji drużyny”. Presa bagatelizował sprawę, twierdząc, że „Rayo zatrudnia profesjonalistów, a nie ludzi”, co tylko pogłębiło konflikt z kibicami. Ówczesny trener męskiej drużyny, Andoni Iraola, nazwał przeszłość Santiso haniebną.

Dziś, również wskutek decyzji władz klubu, żeńska sekcja Rayo straciła dawną pozycję. Nie gra już w Lidze Mistrzyń i nie liczy się w hiszpańskim futbolu.

Nie dbają o marketing

Mówi się, że Rayo Vallecano to klub o rodzinnym klimacie, ale też relikt innej epoki. W jego historii występowało zaledwie kilku naprawdę znanych piłkarzy. W sezonie 1993/94 na Estadio de Vallecas grał Hugo Sánchez, dawny gwiazdor Realu Madryt. Już w XXI wieku do robotniczej dzielnicy trafili też dwaj Kolumbijczycy – Radamel Falcao i James Rodríguez, wcześniej związani z Atlético i Realem.

Co ciekawe, oba transfery uchodziły za osobiste zachcianki prezesa Raúla Martína Presy.
Najbardziej absurdalna sytuacja dotyczyła Falcao – klub nie był w stanie wykorzystać jego popularności komercyjnie, bo w oficjalnym sklepie brakowało koszulek z jego nazwiskiem.

Ten przykład dobrze pokazuje, skąd bierze się reputacja Rayo jako klubu zacofanego marketingowo. Zamiast inwestować w wizerunek, sprzedaż i nowoczesne kanały promocji, działacze koncentrują się na utrzymaniu sportowego minimum i gaszeniu bieżących problemów.
W efekcie Rayo pozostaje wierne swojemu robotniczemu duchowi, ale jednocześnie nie potrafi wykorzystać potencjału, jaki dają wielkie nazwiska i globalny rynek futbolu.

– Składa się na to wiele czynników. Zacznę od najbardziej oczywistego – Rayo nie prowadzi sprzedaży biletów w formie elektronicznej. Aby kupić karnet lub wejściówkę na mecz, trzeba stanąć w kolejce – czasem bardzo długiej – mówi prof. Filip Kubiaczyk.

Hispanista od lat analizuje klub naukowo i podkreśla, że mecze Rayo to wyjątkowe doświadczenie.

– Od kilku lat prowadzę badania nad Rayo i dzielnicą Vallecas i muszę przyznać, że pod względem atmosfery nie da się porównać tego miejsca z żadnym innym stadionem w Hiszpanii. Dla mnie, jako badacza hiszpańskiego futbolu w kontekstach tożsamościowych i politycznych, to wręcz miejsce idealne – dodaje nasz rozmówca.

(Anty)gwiazda Rayo

Isi Palazón to niepozorny piłkarz – ma 30 lat i zaledwie 169 cm wzrostu – ale imponuje inteligencją boiskową i kreatywnością. Jako nastolatek nie dostał szansy w akademii Realu Madryt, La Fábrice, a później również Villarreal nie zdecydował się na jego zatrudnienie w seniorskiej drużynie. Mógł się wówczas załamać i porzucić marzenia, jednak zamiast tego pracował fizycznie, zbierając brzoskwinie, by się utrzymać.

Upór się opłacił – dziś Palazón jest jedną z kluczowych postaci Rayo Vallecano.
Kibice nadali mu przydomek „Isinho” – dla podkreślenia lekkości gry, technicznej finezji i nieszablonowych zagrań.

– Z obecnego składu Rayo na pewno zwraca uwagę przebojowość, z jaką gra Isi Palazón . To boiskowy charakterniak, walczak, który nigdy nie odpuszcza. Niesamowity sezon rozgrywa też Pep Chavarría, a jego bramka w meczu z Atlético Madryt ma szansę zostać golem sezonu w La Liga. – mówi prof. Filip Kubiaczyk.

Wielu polskich kibiców może nie zdawać sobie sprawy, że w barwach madryckiego klubu gra zawodnik związany z Polską.

– Myślę, że w przyszłości wiele radości kibicom na Estadio de Vallecas może dać Alemão – brazylijski piłkarz o polskich korzeniach, który niedawno zdobył swojego pierwszego gola dla Rayo – podsumowuje prof. Filip Kubiaczyk.

Miniwywiad

Futbol z duszą i bez ogrzewania

Dlaczego sklep Rayo jest nietypowy?

Mimo że sklep Rayo mieści się w stolicy Hiszpanii, przypomina raczej „wiejski sklepik pani Krysi” niż butik klubu z Primera División. Dwa razy trafiłem na zamknięte drzwi w godzinach pracy. Właściwie słowo „sklep” to nadużycie – to niewielki kiosk bez ogrzewania, zastawiony kartonami, w którym poruszanie się przypomina wizytę w zatłoczonym dyskoncie. Trudno uwierzyć, że to ta sama liga – i to samo miasto – co Atletico i Real Madryt.

Warto zwrócić uwagę na lewicowość Rayo?

Charakter klubu wyrasta z klas społecznych madryckich dystryktów i jego robotniczej genezy, o której – w przeciwieństwie do wielu polskich klubów – w Vallecas nie zapomniano.

Ideologiczny przekaz hiszpańskiego klubu nie jest dziś tak głośny?

Rzeczywiście, Rayo nie eksponuje już tak mocno swojego światopoglądowego oblicza.
Jak zauważają badacze, słaby marketing sprawia, że w kwestiach ideowych znacznie głośniejsze jest dziś niemieckie St. Pauli. Mimo to Vallecańczycy wciąż wyróżniają się na tle zdominowanego przez prawicowe sympatie świata futbolu.

Główne wnioski

  1. Raúl Martín Presa przejął władzę w klubie w niejasnych okolicznościach i już na początku był przez część kibiców postrzegany jako zaufany człowiek poprzedniego zarządu. Spotykał się podczas meczów z prawicowymi politykami, co wywoływało oburzenie na trybunach, gdzie przeważają sympatycy lewicy. Dodatkowo zasugerował, że Rayo powinno zmienić stadion – obiekt, który dla miejscowych kibiców jest świętością i symbolem tożsamości dzielnicy. Z czasem coraz częściej traktował klub jak prywatną zabawkę, realizując własne transferowe zachcianki. Napięcia między Presą a kibicami z Vallecas utrzymują się od lat – prezes już ponad dekadę temu werbalnie zaatakował miejscowych ultrasów.
  2. Między ideologią kibiców a charakterem dzielnicy Vallecas istnieje wyraźna korelacja. W Hiszpanii podziały polityczne między dzielnicami i regionami silnie wiążą się ze statusem ekonomicznym mieszkańców: regiony robotnicze zwykle popierają partie lewicowe lub centrolewicowe, natomiast bogatsze – skłaniają się ku prawicy.
  3. Estadio de Vallecas to kameralny, 15-tysięczny obiekt, który aktywizuje lokalną społeczność i stanowi miejsce integracji tysięcy mieszkańców. Dlatego sugestie, że Rayo – mimo przestarzałej infrastruktury – mogłoby się przenieść w inne miejsce, zostały przez kibiców przyjęte z jednoznaczną dezaprobatą.