Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Francuskie kuriozum: rząd 12-godzinny. Co teraz czeka Francję? W grę wchodzą m.in. podatek dla bogaczy i przedterminowe wybory

Nawet jak na francuskie standardy politycznej dramaturgii to był rekord. W ciągu zaledwie pół doby Sébastien Lecornu zdążył objąć funkcję premiera, ogłosić skład swojego rządu, a następnie... podać się do dymisji. Dwanaście godzin wystarczyło, aby wstrząsnąć fundamentami V Republiki i pogrążyć prezydenturę Emmanuela Macrona w najgłębszym kryzysie od początku jego władzy.

Na zdjęciu Sebastien Lecornu, francuski minister obrony
Sébastien Lecornu dostał nominację na premiera Francji na początku września. W niedzielę 5 października zaprezentował skład rządu. W poniedziałek rano podał się do dymisji. Wcześniem był ministrem obrony Francji. Fot. Ore Huiying/Bloomberg via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak premier Lecornu tłumaczył przyczyny swojej dymisji. 
  2. Jakie są możliwe scenariusze dla Francji. 
  3. Czym jest podatek Zucmana i dlaczego jest ważny. 
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Premier Sébastien Lecornu podał się do dymisji w poniedziałek rano 12 godzin po tym, jak zaprezentował swój rząd – w niedzielę wieczorem. To był najkrócej trwający gabinet w historii Francji. Były już premier tworzył rząd prawie trzy tygodnie po otrzymaniu nominacji od prezydenta Emmanuela Macrona na początku września.

Niemal wszyscy zadają sobie pytanie, co takiego stało się w nocy z niedzieli na poniedziałek, że po zaprezentowaniu gabinetu Lecornu w poniedziałek rano udał się do Pałacu Elizejskiego i złożył dymisję na ręce prezydenta, a ten tę dymisję przyjął.

Komentatorzy i dziennikarze w spokoju oczekiwali na pierwsze posiedzenie rządu zaplanowane na poniedziałek na godz. 16., a następnie na wtorkowe expose premiera w parlamencie. A tymczasem mieliśmy zwrot o 180 stopni. Francja nie ma ani premiera, ani rządu. Niemal wszyscy komentatorzy i publicyści nie kryli zaskoczenia.

„Warunki nie zostały spełnione”

W krótkim wystąpieniu z Hôtel de Matignon (w siedzibie rządu) były już premier Lecornu oświadczył, że „nie zostały spełnione warunki, by rządzić”. Oskarżył partie o „appétits partisans” — partyjne żądze, które jego zdaniem uniemożliwiają stabilne rządzenie krajem.

W kuluarach mówi się, że decydujący cios zadała mu nie lewica, lecz własne zaplecze. Były minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau, lider Republikanów, potwierdził publicznie, że Lecornu „ukrył przed nim nominację Bruno Le Maire’a” na ministra obrony — co „zniszczyło zaufanie”. Le Maire to były minister gospodarki i finansów, a także bliski człowiek Macrona.

Gdy prezydent Emmanuel Macron przyjął rezygnację swojego premiera, na Pałac Elizejski spadła fala oskarżeń. Jean-Luc Mélenchon i cała formacja La France Insoumise (Francji Nieujarzmionej) zażądali natychmiastowego rozpatrzenia wniosku o dymisję samego Macrona. Z kolei Marine Le Pen i Zjednoczenie Narodowe zaapelowały o rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego.

– Ta farsa trwa już zbyt długo — powiedziała Le Pen w wystąpieniu dla prasy.

Zdaniem Mélenchona „to Macron jest chaosem”, zdaniem Le Pen „społeczeństwo zostało doprowadzone na skraj wytrzymałości”.

Parlament w zawieszeniu

Tymczasem w gmachu Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu znajdującej się przy rue de l’Université panuje polityczna próżnia. Parlament obraduje, ale faktycznie nie może uchwalać żadnych ustaw — brak rządu oznacza brak możliwości obrony projektów ustaw w komisjach i na forum. Nie będzie mowy o głosowaniu nad budżetem na 2026 rok, którego projekt miał trafić do Zgromadzenia najpóźniej 13 października.

– Nie robimy nic — i będziemy dalej nic nie robić, dopóki sytuacja się nie odblokuje – przyznał anonimowo jeden z deputowanych z obozu prezydenckiego.
Komisje nadal prowadzą przesłuchania i misje kontrolne, ale prace legislacyjne utknęły.

– To jak wakacje bez końca, tylko bez słońca – ironizuje inny parlamentarzysta.

Rynek reaguje — politycy kalkulują

Reakcja rynków była natychmiastowa: spadek indeksu CAC 40, wzrost rentowności obligacji i pogłoski o możliwym obniżeniu ratingu kredytowego. W Ministerstwie Finansów, które od 24 godzin de facto nie ma przełożonego, trwa gorączkowe poszukiwanie rozwiązań prawnych pozwalających złożyć projekt ustawy budżetowej w imieniu „rządu w stanie misji”.

Zresztą tę delegitymizację wyczuwają już nawet wspierające dawnej prezydenta media. Telewizja informacyjna BFM TV odważyła się w poniedziałek na sondę uliczną z pytaniem: Czy chce pan/pani odejścia prezydenta Macrona? Odpowiedzi były w większości twierdzące.

Scenariusze dla Francji

Eksperci rysują teraz kilka scenariuszy dalszych wydarzeń we Francji.

  1. Nowy premier z „technokratycznym” profilem. Macron mógłby próbować ponownie złożyć gabinet, tym razem z szefem rządu o neutralnym wizerunku — w stylu byłego komisarza europejskiego Michela Barniera lub jakiegoś urzędnika wysokiego szczebla. To rozwiązanie „techniczne”, ale krótkotrwałe. Brak większości w parlamencie oznacza, że każdy rząd stanie przed groźbą kolejnej cenzury.
  2. Rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego. O ten ruch apeluje prawica i część lewicy. Nowe wybory po rozwiązaniu parlamentu mogłyby oczyścić scenę, ale ryzyko jest ogromne: sondaże wskazują, że skrajnie prawicowe Rassemblement National (Zjednoczenie Narodowe) z łatwością zdobyłoby większość, marginalizując partie prezydenckie. Macron mógłby w ten sposób przyspieszyć własne odejście z polityki.
  3. Scenariusz ekstremalny: dymisja prezydenta.Choć konstytucyjnie rzadki, postulat destitution d’Emmanuel Macron, czyli dymisji prezydenta, nabiera realnego kształtu. Mélenchon zebrał wystarczającą liczbę podpisów, by wniosek trafił do Zgromadzenia. To gest symboliczny, ale pokazujący skalę delegitymizacji prezydenta, który stracił kontrolę nad większością i opinią publiczną.
  4. Ponowne powołanie Lecornu. Jedną z opcji jest powrót Lecornu na stanowisko premiera po przywołaniu do porządku koalicyjnych Republikanów i ich ministrów w rządzie, w tym zwłaszcza szefa MSW Bruno  Retailleau  który – według nieoficjalnych doniesień – zagroził wycofaniem się z koalicji po nominacji na stanowisko ministra sił zbrojnych Bruno Le Maire'a.
  5. Premier z lewicy. Jeszcze inne rozwiązanie, to premier, który miałby szansę na poparcie bloku lewicy w parlamencie. Oznaczałoby to jednak wprowadzenie nowego rewolucyjnego podatku dla bogaczy. To tzw. podatek Zucmana wynoszący 2 proc. rocznie od wartości majątku powyżej 100 mln euro. Tego francuskie elity finansowe ewidentnie nie chcą. Nie chcą również francuscy miliarderzy – właściciele francuskich mediów.

Podatek dla krezusów – rewolucja w redystrybucji

Gabriel Zucman to francuski ekonomista młodego pokolenia (ur. 1986), profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, uczeń Thomasa Piketty’ego i jeden z najgłośniejszych głosów w globalnej debacie o nierównościach. Ekonomista stał się też postacią polityczną – jego pomysły przeniknęły do programów lewicy w Europie i USA.

Zucman idzie nawet dalej. Jego pomysł to globalny podatek od miliarderów – w wysokości ok. 2 proc. rocznie od majątku netto przekraczającego 1 miliard dolarów. Nie chodzi więc o zwykły podatek dochodowy, lecz o „podatek od fortuny”, który miałby być międzynarodowy, by uniknąć ucieczki kapitału. Według szacunków Zucmana, objęcie nim ok. 3 tys. najbogatszych ludzi na świecie przyniosłoby ponad 250 miliardów dolarów rocznie. To równowartość budżetu ONZ na 20 lat.

Socjalistyczna rewolucja?

Po raz pierwszy Zucman zaproponował stworzenie globalnego rejestru majątków, który umożliwiłby identyfikację realnych właścicieli spółek i funduszy. Jego koncepcję poparły m.in. Komisja Europejska, ONZ i kilka państw G20. Prezydent Emmanuel Macron zaprosił go w 2024 roku do współpracy przy francuskiej inicjatywie na rzecz „międzynarodowej sprawiedliwości podatkowej”.

Krytycy nazywają projekt „utopią podatkową” – niemożliwą do wdrożenia bez pełnej współpracy wszystkich głównych centrów finansowych (USA, Szwajcarii, Singapuru). Zucman odpowiada: utopia to tylko coś, czego nikt jeszcze nie spróbował”.

Czy Francja posłucha Zucmana?

Socjaliści chcą większego udziału przedsiębiorstw i bogatych Francuzów w wysiłku budżetowym. Ich zdaniem firmy, które korzystały z pomocy państwa podczas pandemii i od 2017 r. miały obniżone podatki, powinny teraz w większym stopniu przyczynić się do stabilizacji finansów publicznych.

Lewica domaga się też większej ochrony osób o niskich dochodach przez indeksację małych emerytur na inflację. Żąda także ochrony pracowników przed nagłym wejściem w wyższe progi podatkowe. Chce wycofania lub złagodzenia niepopularnych reform socjalnych, jak podwojenie udziału pacjentów w kosztach leczenia (franchises médicales).

Francja Nieujarzmiona ze swoim trybunem Mélenchonem jest za podatkiem Zucmana, podobnie, jak francuska ulica. Ostatnie strajki i demonstracje nie były co prawda tak silne i pełne przemocy, jak oczekiwano. Wydaje się zatem, że francuska ulica nie została jeszcze doprowadzona „na skraj wytrzymałości”, jeśli użyć słów Marine Le Pen. Skrajna prawica i prawica umiarkowana (Republikanie), centrum i macroniści oraz umiarkowana lewica za podatkiem Zucmana nie są. Nie mają jednak pomysłu na spłatę 3,5 bln euro francuskiego długu.

„Rok bez rządu”?

Jeśli impas potrwa, Francję może czekać kolejny rok „zarządzania przez dekret”. W przypadku braku przyjętego budżetu możliwe jest uchwalenie tzw. loi spéciale, która pozwoli państwu wypłacać pensje i pobierać podatki bez formalnego budżetu. To rozwiązanie tymczasowe, które w praktyce przedłuża stan wyjątkowego dryfu politycznego.

Cześć komentatorów zaczyna porównywać Francję do Belgii, gdzie nie udało się utworzyć rządu przez dwa lata. Jednak Francja z wielkim potencjałem i wielkim długiem publicznym nie jest małą Belgią, ale krajem przewodzącym tzw. Koalicji chętnych wspierających Ukrainę, ma ogromne ambicje międzynarodowe, a oczekiwania społeczne Francuzów są duże.

Po rekordowo krótkim rządzie Lecornu Francja znalazła się w sytuacji bez precedensu: z prezydentem osamotnionym, parlamentem sparaliżowanym i obywatelami zmęczonymi kolejnym „kryzysem władzy”. Jak napisał jeden z komentatorów dziennika „Le Monde”, „V Republika zaczyna wyglądać jak monarchia bez króla”.

Główne wnioski

  1. W krótkim wystąpieniu były już premier Lecornu oświadczył, że „nie zostały spełnione warunki, by rządzić”, oskarżając partie o „appétits partisans” — partyjne żądze, które jego zdaniem uniemożliwiają stabilne rządzenie krajem. W kuluarach mówi się, że decydujący cios zadała mu nie lewica, lecz własne zaplecze. Były minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau, lider Republikanów, potwierdził publicznie, że Lecornu „ukrył przed nim nominację Bruno Le Maire’a” na ministra obrony, co „zniszczyło zaufanie”. Le Maire to były minister gospodarki i finansów i bliski człowiek Macrona.
  2. Francja ma przed sobą kilka możliwych scenariuszy: nowy premier z „technokratycznym” profilem, rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego, dymisja prezydenta lub premier z Lewicy i wprowadzenie podatku Zucmana. Jedną z opcji jest ponowne powołanie Lecornu i przywołanie do porządku koalicyjnych Republikanów.
  3. Gabriel Zucman to francuski ekonomista młodego pokolenia (ur. 1986), profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, uczeń Thomasa Piketty’ego i jeden z najgłośniejszych głosów w globalnej debacie o nierównościach. Ekonomista stał się też postacią polityczną, a jego pomysły 2-procentowego podatku od fortun najbogatszych przeniknęły do programów lewicy w Europie i USA Zucman idzie nawet dalej. Jego pomysł to globalny podatek od miliarderów – w wysokości ok. 2 proc. rocznie od majątku netto przekraczającego miliard dolarów. Nie chodzi więc o zwykły podatek dochodowy, lecz o „podatek od fortuny”, który miałby być międzynarodowy, by uniknąć ucieczki kapitału. Według szacunków Zucmana, objęcie nim ok. 3 tys. najbogatszych ludzi na świecie przyniosłoby ponad 250 miliardów dolarów rocznie. To równowartość budżetu ONZ na 20 lat. Obecnie podatek Zucmana jest kością niezgody między skrajna lewicą a elitami biznesowymi Francji.