Hongkong: czy wyrok dla założyciela „Apple Daily” to koniec wolności słowa?
Wyrok sądu, który uznał właściciela prodemokratycznej gazety za winnego działalności wywrotowej, jest gwoździem do trumny wolności słowa w Hongkongu. Pekin od lat ogranicza autonomię dawnej brytyjskiej kolonii, choć miała ona obowiązywać do 2047 roku.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Jimmy Lai został skazany i jaka kara mu grozi.
- Jak Pekin podkopywał autonomię Hongkongu, swojego specjalnego regionu administracyjnego, przez ostatnie kilkanaście lat.
- Jakie są reakcje międzynarodowej społeczności na wyrok.
Zdaniem hongkońskich sędziów Jimmy Lai, były właściciel gazety „Apple Daily”, miał „kierować spiskiem w zmowie z zagranicznymi siłami” oraz publikować materiały „o charakterze wywrotowym”. Zgodnie z obowiązującym od 2020 r. prawem o bezpieczeństwie narodowym, grozi mu za to dożywocie.
Obrona ma wystąpić o złagodzenie kary podczas przesłuchania, które rozpocznie się 12 stycznia 2026 r. Adwokat Robert Pang argumentował podczas procesu, że krytyczne wobec rządu wypowiedzi Laia, w których m.in. pisał o możliwości nałożenia międzynarodowych sankcji na Hongkong i Chiny, były jedynie analizą polityki zagranicznej. Wskazywał także, że wydawcy prasowi powinni cieszyć się większą swobodą w zakresie wolności słowa. Gwarantuje to konstytucyjne prawo do wolności prasy.
„Wywrotowa” gazeta
Dziennik „Apple Daily” powstał w 1995 r. i miał charakter prodemokratyczny, stojąc na straży zasady „jedno państwo, dwa systemy”.
Zasada ta obowiązuje od 1997 r., kiedy Wielka Brytania zwróciła swoją dotychczasową kolonię Chinom – po 156 latach rządów. Stało się tak na mocy chińsko-brytyjskiej wspólnej deklaracji z 1984 r. Na jej podstawie Hongkong miał wrócić pod władzę Pekinu. Dokument, zarejestrowany przez ONZ, zobowiązywał jednak Chiny do zagwarantowania miastu „wysokiego stopnia autonomii” jako specjalnemu regionowi administracyjnemu.
Autonomia miała obowiązywać przez 50 lat we wszystkich sprawach poza obronnością i sprawami zagranicznymi. Azjatyckie centrum finansowe miało cieszyć się pełnią demokratycznych swobód do 2047 r. Jednak chińskie władze zaczęły podkopywać niezależność Hongkongu znacznie wcześniej.
Przyspieszony koniec autonomii?
Od 2012 r. Pekin systematycznie dążył do zwiększenia swojej kontroli nad miastem przez reformy edukacyjne, ograniczanie wolności politycznych i ostatecznie – narzucenie restrykcyjnego prawa o bezpieczeństwie narodowym. Doprowadziło to do fali protestów.
W lipcu i wrześniu 2012 r. w Hongkongu doszło do masowych demonstracji przeciwko planowanemu wprowadzeniu do szkół przedmiotu „edukacja moralna i narodowa”. Przeciwnicy zarzucali, że program stanowi próbę „prania mózgów” młodym Hongkończykom. Podręcznik zachwalał zalety systemu jednopartyjnego Chin, zarazem krytykując wielopartyjne systemy zachodnie. Po ulicznych protestach władze wycofały się z wprowadzenia programu, pozostawiając szkołom wolny wybór.
„Rewolucja parasolek"
W 2014 r. wybuchły protesty, które przeszły do historii jako „Rewolucja parasolek". Były odpowiedzią na decyzję Pekinu, który wprowadził restrykcje dla kandydatów w wyborach szefa administracji Hongkongu. Studenci i aktywiści zablokowali główne arterie miasta, używając parasolek do ochrony przed gazem pieprzowym, który stosowała policja. Demonstracje zostały ostatecznie stłumione bez spełnienia postulatów protestujących.
W latach 2019-2020 trwały największe w historii Hongkongu obywatelskie wystąpienia. Do pierwszych demonstracji doszło przeciwko nowej ustawie ekstradycyjnej. Planowane prawo miało umożliwić wysyłanie osób podejrzanych o popełnienie przestępstw do Chin kontynentalnych i sądzenie ich tam. Wywołało to obawy o niezależność hongkońskiego wymiaru sprawiedliwości.
Protesty stały się wyrazem szerszego sprzeciwu wobec rosnącej ingerencji Pekinu w autonomię miasta. Jednym z nieoficjalnych hymnów protestów stała się pieśń Do You Hear The People Sing z musicalu „Nędznicy”. Przyczyniło się to do medialnej popularności ruchu sprzeciwu. W szczytowym momencie, 16 czerwca 2019 r., ulicami przeszło – według organizatorów – około 2 mln osób. Była to największa demonstracja w historii Hongkongu.
W obliczu brutalnych działań policji wystąpienia stawały się radykalne i częściej zaczęło dochodzić do przemocy. Aresztowano tysiące protestujących. Około piętnastu osób zginęło w czasie potyczek ze służbami mundurowymi. Choć władze ostatecznie wycofały kontrowersyjną ustawę w październiku 2019 r., to protesty przekształciły się w szerszy ruch. Jego uczestnicy domagali się demokratycznych reform i rozliczenia policji.
Drakoński instrument
Najbardziej radykalną odpowiedzią władz na falę protestów było narzucenie prawa o bezpieczeństwie narodowym 30 czerwca 2020 r. Ustawa weszła w życie z pominięciem lokalnego parlamentu Hongkongu.
Mowa w niej o czterech rodzajach przestępstw: secesji, działalności wywrotowej, terroryzmie oraz zmowie z zagranicznymi siłami. Zdaniem krytyków ustawa rozszerzyła definicje tych pojęć w taki sposób, że władze mogą ścigać obywateli za pokojowe wyrażanie sprzeciwu. W praktyce można zostać ukaranym za działania, które wcześniej były legalne – takie jak wzywanie do sankcji wobec Hongkongu czy krytykowanie rządu w mediach. Przewidziano kary od trzech lat więzienia za mniej poważne przestępstwa, do 10 lat, a w przypadku poważnych naruszeń – dożywocie.
Jimmy’ego Laia aresztowano jeszcze w sierpniu 2020 r., oskarżając go o zmowę z zagranicznymi siłami na podstawie nowych przepisów. „Apple Daily” zamknięto w czerwcu 2021 r., wkrótce po stłumieniu przez władze masowych antyrządowych protestów i zamrożeniu aktywów gazety. O uwolnienie biznesmena, który jest brytyjskim obywatelem, wielokrotnie apelowały władze Wielkiej Brytanii oraz obrońcy praw człowieka. Tegoroczny wyrok wywołał falę potępień ze strony organizacji międzynarodowych i rządów zachodnich państw.
Unia Europejska nazwała proces „politycznie motywowanym” i „symbolem erozji demokracji i podstawowych wolności w Hongkongu”. Bruksela wezwała do „natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia” Laia.
Brytyjska minister spraw zagranicznych Yvette Cooper oświadczyła przed parlamentem, że Jimmy Lai stał się celem ataków chińskiego i hongkońskiego rządu za to, że pokojowo korzystał ze swojego prawa do swobody wypowiedzi. MSZ Wielkiej Brytanii wezwało chińskiego ambasadora, żeby zaprotestować przeciwko wyrokowi. Wcześniej premier Keir Starmer deklarował, że uwolnienie Laia jest priorytetem jego rządu.
Wyrok potępiły również Stany Zjednoczone oraz organizacje broniące wolności mediów i praw człowieka. „To nie jednostka była sądzona – to sama wolność prasy, a tym wyrokiem została ona zniszczona” – oświadczył Thibaut Bruttin, dyrektor generalny Reporterów bez Granic (RSF).
Beh Lih Yi, dyrektorka Komitetu Ochrony Dziennikarzy dla regionu Azji i Pacyfiku, nazwała wyrok „fikcyjnym skazaniem” i „haniebnym aktem prześladowania”. Dodała, że „jedyną zbrodnią Jimmy'ego Laia jest prowadzenie gazety i obrona demokracji”.
Odpowiedź Hongkongu i Pekinu
Hongkong i Chiny odpowiadają, że proces Laia był transparentny. Na miejscu zaś obecne były zagraniczne media i dyplomaci, którzy mogli go obserwować.
Komentując wyrok, szef administracji Hongkongu John Lee stwierdził, że działania Laia były „haniebne”, a jego intencje – „wrogie”.
Rzecznik MSZ w Pekinie również użył ostrych słów. Jak podkreślił, Chiny są niezadowolone z powodu „rażących oszczerstw i oczerniania systemu prawnego Hongkongu przez pewne kraje”. Dodał też, że hongkońskie władze działają zgodnie z miejscowym prawem i bronią bezpieczeństwa narodowego.
Jednak w poprzednich latach władze utrudniały dostęp do sali sądowej przedstawicielom międzynarodowych organizacji pozarządowych. Doszło do zatrzymań obserwatorów na lotnisku – w tym polskiej pracownicy organizacji Reporterzy bez Granic (RSF) Aleksandry Bielakowskiej, a także innych przedstawicieli RSF oraz Human Rights Watch.
Polska obserwatorka wydalona z lotniska
W kwietniu 2024 r. hongkońskie służby bezpieczeństwa bez podania przyczyn zatrzymały Aleksandrę Bielakowską podczas procedury imigracyjnej. Polska obywatelka, wraz z innym przedstawicielem RSF, miała monitorować proces Jimmy'ego Laia. Do Hongkongu przyleciała na zaproszenie mieszczącego się tam biura Unii Europejskiej. Po wielogodzinnych przesłuchaniach i przeszukaniach Bielakowska została odesłana do Tajpej.
RSF określiła to jako kolejny dowód na „niedorzeczny charakter zarzutów przeciwko Jimmy'emu Lai oraz tragiczną erozję wolności prasy i praworządności w Hongkongu”.
Ministerstwo spraw zagranicznych w Warszawie przyznało, że w czasie procedury na lotnisku były problemy z szybkim dopuszczeniem do polskiej obywatelki służb konsularnych. „Nadal nie wiemy, jakiej natury było to zatrzymanie. MSZ opowiada się za wolnością podróżowania i w naszej opinii takie sprawy powinny być rozwiązywane w sposób cywilizowany” – mówił, cytowany przez portal Interia, ówczesny rzecznik MSZ Paweł Wroński.
Zdaniem eksperta
Pekin obawia się obserwatorów
Niektóre organizacje, w tym Reporterzy bez Granic, zostały uznane za niemile widziane na tym terytorium pod zarzutem „oczerniania” ustawy o bezpieczeństwie narodowym.
Moja deportacja potwierdza, że sytuacja jest niezwykle trudna, a organizacje pozarządowe są w Hongkongu niepożądane.
Pekin obawia się obecności niezależnych obserwatorów, którzy od lat demaskują ich nadużycia i naruszenia praw człowieka. Eksponują także to, co uczyniono 78-letniemu schorowanemu mężczyźnie, który może umrzeć w więzieniu.
Proces Jimmy'ego Laia był bezprawny i miał charakter pokazowy. Został zaprojektowany w celu skazania niewinnego człowieka, który uosabiał wolność prasy.
Wbrew temu, co twierdzą władze, na sali sądowej nie była obecna żadna międzynarodowa organizacja pozarządowa. Jest to rezultat kontynuowanej przez pięć lat kampanii represji. Przez to tylko dyplomaci demokratycznych państw, w tym Francji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii mieli możliwość pojawienia się na sali sądowej. Jeśli władze chcą dowieść, że proces jest transparentny, to wszyscy dziennikarze oraz pracownicy organizacji, w tym ja sama, powinni mieć możliwość swobodnego wjazdu do Hongkongu i monitorowania procesu na miejscu. Niczego takiego nie widzimy.
Kłopoty globalnego centrum finansowego?
Konsekwencje tłumienia wolności w Hongkongu są szerokie i dotykają nie tylko sfery politycznej, ale także gospodarczej. Niepokoje przekształciły dawniej przodujące globalne centrum finansowe i ostoję wolności słowa w mniej stabilne miejsce.
W pierwszych czterech latach obowiązywania prawa o bezpieczeństwie narodowym aresztowano na jego podstawie blisko 300 osób. Jak podają azjatyckie media, dziesiątki tysięcy młodych profesjonalistów, przedsiębiorców i rodzin z klasy średniej wyemigrowały. Pojechały do miejsc takich jak Wielka Brytania, Kanada, Tajwan, Australia i Stany Zjednoczone. Szacuje się, że od 2020 r. Hongkong opuściło co najmniej kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Wielu zdecydowało się na wyjazd w wyniku represji i rosnącej niepewności.
Doszło też do spadków dochodów z turystyki i kłopotów na rynku nieruchomości, który jeszcze w 2018 r. przechodził boom. Inwestorzy, zniechęceni niepewnością geopolityczną i problemami gospodarki Chin kontyntentalnych, znacznie mniej inwestują w akcje i obligacje z Hongkongu i Państwa Środka.
Hongkong nadal utrzymuje się na szczytach list globalnych centrów finansowych. Mierzy się jednak z silniejszą konkurencją takich miast jak Singapur, Nowy Jork, Londyn i San Francisco.
Główne wnioski
- Wyrok w sprawie Jimmy'ego Laia jest kulminacją pięcioletniego procesu, który rozpoczął się wraz z aresztowaniem go w 2020 r. na mocy kontrowersyjnego prawa o bezpieczeństwie narodowym. Grozi mu dożywocie za działania, które wcześniej były legalne – krytykę rządu i wzywanie do sankcji.
- Pekin od kilkunastu lat systematycznie ogranicza autonomię Hongkongu. Robi to m.in. przez próby wprowadzenia edukacji gloryfikującej autorytarny system rządów, ograniczanie praw wyborczych i ostatecznie – narzucenie drakońskiego prawa o bezpieczeństwie narodowym ograniczającego swobody obywatelskie.
- Europa, USA i organizacje broniące wolności słowa i praw człowieka potępiły wyrok dla Laia jako politycznie motywowany. Sprawa założyciela „Apple Daily” stała się symbolem erozji wolności w Hongkongu. Trwające od lat niepokoje w Hongkongu doprowadziły też do wzrostu emigracji i osłabienia jego pozycji jako globalnego centrum finansowego.
