Sport

Iga Świątek i trimetazydyna. Krótką dyskwalifikację Polki wyjaśniamy z dr. Andrzejem Pokrywką, od 30 lat związanym z antydopingiem

– Szczęście Igi Świątek polegało na tym, że jest ona tak często restrykcyjnie poddawana kontrolom dopingowym. Dzięki temu można było zawęzić liczbę dni, w których trimetazydyna mogła znaleźć się w jej organizmie. I łatwiej było znaleźć źródło zanieczyszczenia – mówi dr Andrzej Pokrywka.

Na zdjęciu tenisistka Iga Świątek
Iga Świątek otrzymała pozytywny wynik testu dopingowego, ponieważ w jej melatoninie znalazła się zakazana substancja trimetazydyna. Serię skażonej melatoniny wyprodukowała polska firma LEK-AM Zdjęcie: Angel Martinez/Getty Images for ITF

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak niedozwolony środek znalazł się w organizmie Igi Świątek.
  2. Dlaczego Świątek musiała się spieszyć z gromadzeniem dowodów niewinności.
  3. Dlaczego trudno jest powiedzieć o Idze Świątek, że jest w 100 proc. niewinna.

Iga Świątek powiedziała, że niedawna walka o oczyszczenie swojego imienia była najtrudniejszą w jej życiu. Groziła jej dwuletnia dyskwalifikacja. A zapewne jeszcze coś więcej insynuacje kibiców, że wcześniejsze ogromne sukcesy chyba trzeba podać w wątpliwość, skoro mamy do czynienia z „dopingowiczką”.

Test dopingowy, któremu została poddana 12 sierpnia, dał wynik pozytywny. Została o nim poinformowana miesiąc później. Przeczytała we wrześniowym mailu, że w jej organizmie znaleziono trimetazydynę (TMZ), środek zabroniony, który ma, wedle domniemywań (do tego wrócimy), zwiększać wydolność, poprawiać regenerację, lepiej chronić przed stresem.

Została zawieszona – wstępnie na miesiąc – i miała dziesięć dni na to, by podać wiarygodne powody, dla których TMZ znalazł się w jej organizmie bez jej wiedzy. Inaczej postępowanie stałoby się jawne. I świat sportu zatrząsłby się w posadach.

Świątek i jej drużyna nie wiedzieli, co mogło wpłynąć na pozytywy wynik badań antydopingowych. Zaczęła się panika. Oczywistym krokiem był telefon do dr. Andrzeja Pokrywki. To ekspert od TMZ, który w pewien sposób przyczynił się do umieszczenia tej substancji na liście związków zakazanych w sporcie. Już na początku obecnego wieku, kilka lat przed wprowadzeniem TMZ na listę zabronioną, badał jej stosowanie przez sportowców w Polsce. Robił to wraz z Zespołem Zakładu Badań Antydopingowych Instytutu Sportu w Warszawie, współpracował z zespołem prof. Artura Mamcarza z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Zdaniem eksperta

Zaczęło się od Polaków

XYZ: A więc to przez pana…
Dr Andrzej Pokrywka, Warszawski Uniwersytet Medyczny: – Zainteresowało nas to, że w próbkach tak wielu polskich sportowców znajdowaliśmy ten związek. Zaczęliśmy go badać pod kątem dopingu prawdopodobnie jako pierwsi na świecie.
Przede wszystkim chcieliśmy sprawdzić, czy obecność TMZ w próbkach sportowców pobranych na potrzeby kontroli dopingowych jest związana z celami terapeutycznymi, czy też raczej z chęcią wspomagania zdolności wysiłkowych. Zbadaliśmy więc rozpowszechnienie jej stosowania, w szczególności mając na uwadze okoliczności zastosowania leku oraz to, w jakich dyscyplinach sportu ma to miejsce.
Okazało się, że stosowali to przedstawiciele głównie sportów wytrzymałościowych, a co równie ważne, częściej wykrywaliśmy TMZ w próbkach pobranych podczas zawodów. Wskazywało to raczej na chęć farmakologicznego wspomagania organizmu, niż zastosowanie w celach terapeutycznych. Bo jeśli ktoś ma chorobę niedokrwienną serca i dlatego stosuje TMZ (do takich dolegliwości ta substancja służy), to raczej nie doraźnie, nie podczas rywalizacji.
Informowaliśmy na konferencjach polskich i zagranicznych, że taki problem istnieje. Złożyliśmy także do Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) wniosek o grant, jednak nie został on przyznany. Jednak po kilku latach wprowadzono tę substancję na listę związków zakazanych, więc siłą rzeczy w jakimś stopniu przyczyniliśmy się do tego – choćby przez fakt, że zaczęto się trimetazydyną interesować w aspekcie dopingu.
XYZ: Z jaką prośbą zwrócił się do pana sztab Igi Świątek?
– Ponieważ od 30 lat zawodowo zajmuję się problemem dopingu w sporcie, poproszono mnie o przygotowanie ekspertyzy, w jaki sposób taka substancja mogła znaleźć się w organizmie Polki.
Miałem okazję przeanalizować całą dokumentację związaną z pozytywnym wynikiem badań laboratoryjnych zawodniczki, sporządzoną przez akredytowane przez WADA laboratorium antydopingowe współpracujące z ITIA (International Tennis Integrity Agency, organizacja dbająca o „czystość” w tenisie).
Miałem także dostęp do innych danych, choćby takich, które były związane z wielokrotnie przeprowadzonymi kontrolami dopingowymi z udziałem Igi Świątek. Pozwoliły one zawęzić okres narażenia na TMZ do ok. 10 dni. Szczęście w nieszczęściu naszej tenisistki polegało na tym, że jest tak restrykcyjnie badana. I mogliśmy odnieść wynik próbki pozytywnej, ograniczając go wyłącznie do krótkiego okresu, w którym musiała została przyjęta [ponieważ poprzednie testy, wykonane bardzo niedawno przed tym feralnym, dawały wyniki negatywne – red]. W przypadku braku takich danych, mając do dyspozycji wyłącznie pojedynczy wynik kontroli dopingowej, ów wynik sam w sobie mógłby teoretycznie świadczyć, że na przykład zawodniczka przyjęła standardową dawkę terapeutyczną TMZ miesiąc wcześniej.
Ale była testowana bardzo często. I w związku z tym, na podstawie dostępnych danych z piśmiennictwa naukowego, w tym wyników badań wykonywanych przed laty w Instytucie Sportu w Warszawie, było właściwie jasne, że tak minimalne stężenie i tak krótki okres, w którym mogło nastąpić przyjęcie zabronionej substancji (bo poprzednie testy nie wykazały obecności TMZ), wskazuje na przyjęcie niewielkiej ilości zabronionej substancji, znacznie poniżej ilości odpowiadającej najmniejszej dawce terapeutycznej TMZ. Sugerowało to przyjęcie jakiegoś preparatu zanieczyszczonego trimetazydyną. Zespołowi Igi Świątek pozostało sporządzić listę leków i suplementów, które brała w okresie dziesięciu dni przed kontrolą zakończoną pozytywnym wynikiem, i znaleźć jego źródło.
XYZ: I zdążyć przed deadlinem. Znalazła źródło TMZ, był nią zanieczyszczony lek, dzięki któremu lepiej zasypiała. Postępowanie utrzymano w tajemnicy, w końcu Świątek udowodniła bezspornie, iż cała seria tego leku była przypadkowo skażona. I skończyło się na miesięcznej dyskwalifikacji. Ciekawe jest jednak to, co pan mówi o samej trimetazydynie. Wcale nie pomaga sportowcom?
– Rozróżnijmy dwie sprawy. Potencjalną (oczekiwaną) korzyść zażywania danej substancji oraz korzyść rzeczywistą, potwierdzoną dowodami naukowymi.
TMZ, jak powiedzieliśmy, ma zastosowanie w przypadku choroby niedokrwiennej serca. Rola tego związku polega za oszczędzaniu tlenu w organizmie. U osób, u których dopływ tlenu wraz z krwią do mięśnia sercowego jest utrudniony, to dzięki TMZ następuje w pewnym sensie przemodelowanie pracy mięśnia sercowego tak, żeby pozyskiwał energię z glukozy, a nie z kwasów tłuszczowych. To powoduje oszczędność tlenu.
Oczekiwano więc, że stosowanie TMZ poprawi wydolność sportowców, a efektami przyjmowania substancji będą wzrost zdolności wysiłkowych, poprawa regeneracji, ochrona przed stresem… Ale prawda jest taka, że TMZ wprowadzono na listę, mimo braku obiektywnych prac klinicznych, które potwierdzałyby korzystny wpływ stosowania trimetazydyny na wynik sportowy.
Rozmawiał Marek Deryło

Co musisz wiedzieć o karze dla Igi Świątek

Iga Świątek została zawieszona 12 września wstępnie na miesiąc, a czwartego października – w wyniku dowodów przedstawionych przez Polkę – tymczasowe zawieszenie cofnięto. Dlatego mogła zagrać w listopadowych WTA Finals oraz w reprezentacyjnym turnieju Billie Jean King Cup. O toczącej się sprawie dopingowej nikt spoza zespołu Polki nie wiedział. ITIA nie mogła o tym poinformować. Świątek mogła o tym opowiedzieć, ale albo nie wiedziała, że może, albo zdawała sobie sprawę z tego, jaką burzę rozpętałby taki komunikat… (mówiła, że poprzednie turnieje opuściła z powodów osobistych).

Upubliczniono wszystko 28 listopada, gdy ITIA poinformowała, że Iga Świątek udowodniła, iż świadomie żadnej zabronionej substancji nie przyjęła. Ponadto organizacja poinformowała, że 23-letnia Polka została ukarana miesięczną dyskwalifikacją. Wliczono w poczet tej dyskwalifikacji okres od 12 września do czwartego października (kiedy Polka była zawieszona), a więc 22 dni. Osiem pozostałych jest naliczanych od dnia opublikowania decyzji o oczyszczeniu naszej reprezentantki. Sezon się skończył, więc tutaj Polka niczego nie traci.

Powstało pytanie, dlaczego ukarano ją miesięczną dyskwalifikacją, choć udowodniła, że zabroniona substancja dostała się do jej organizmu przypadkiem?

Otóż Świątek wykazała się delikatną nieostrożnością. Zdecydowała się na polską melatoninę firmy LEK–AM, choć mogła zamówić substancję z tzw. „białej listy”, czyli listy leków oraz suplementów rekomendowanych i przebadanych przez organizację ITIA.

Główne wnioski

  1. Iga Świątek udowodniła, że nie brała świadomie żadnej zakazanej substancji.
  2. Została jednak ukarana m.in. dlatego, że wcale nie musiała wybierać polskiej melatoniny firmy LEK-AM.
  3. Za kilka dni kara Świątek się kończy, nowy sezon będzie mogła zacząć bez przeszkód.