Jak premier zrekonstruował rząd – 5 obserwacji z bliska [KOMENTARZ]
Kto po rekonstrukcji się wzmocnił, a kto osłabł? Co można wyczytać między wierszami? A także jak przebiegała prezentacja w KPRM. Komentuje Grzegorz Nawacki, redaktor naczelny XYZ.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak przebiegało ogłoszenie nowego składu rządu.
- Kto zyskał, a kto stracił w wyniku rekonstrukcji.
- Czy nowa konstrukcja rządu gwarantuje sprawniejsze działanie.
588 dni – tyle przetrwał rząd w pierwotnym kształcie (z drobnymi korektami po drodze). 23 lipca doszło do poważnej rekonstrukcji. Proces przebudowy gabinetu, zapowiedziany po przegranych wyborach prezydenckich, trwał ponad półtora miesiąca – co u jednych budziło irytację, a u innych rozbudzało oczekiwania na gruntowną zmianę. Która z tych grup miała rację? Kto po zmianach zyskał, a kto stracił? I co można wyczytać między wierszami? Oto subiektywne podsumowanie.
1. Kandydat na następcę Donalda Tuska
Bez wątpienia największym wygranym rekonstrukcji jest Radosław Sikorski, który awansował na stanowisko wicepremiera. W kuluarach coraz częściej pojawia się teza, że to on miałby w przyszłości zastąpić Donalda Tuska na fotelu premiera i poprowadzić Koalicję Obywatelską do wyborów w 2027 r. Choć do elekcji pozostały ponad dwa lata, a w polityce to cała wieczność, to dziś Sikorski wydaje się jedynym realnym kandydatem do tej roli.
Rafał Trzaskowski, mimo dużej popularności, kojarzony jest z dwoma przegranymi kampaniami. Sikorski miałby nadać KO bardziej prawicowe oblicze, co może pomóc w pozyskiwaniu elektoratu w czasie, gdy nastroje społeczne wyraźnie skręcają na prawo. Równocześnie wzmacnia to zdolność koalicyjną KO – nowa twarz może pomóc lewicy zyskać poparcie na kontrze. Z drugiej strony, gdyby KO miała negocjować sojusz z Konfederacją, to właśnie Sikorski ma większy potencjał do prowadzenia rozmów niż Tusk, który przez tamto środowisko jest otwarcie odrzucany.
2. Wreszcie „jedynka” od gospodarki
Od początku rządów przedsiębiorcy narzekali na brak wyrazistego lidera polityki gospodarczej. Często zamiast jednej linii słyszeliśmy dwugłos, a nawet trójgłos – np. w sprawach mieszkaniowych. To negatywnie wpływało na tempo reform i spójność wizji.
Po rekonstrukcji sprawy są jasne – liderem gospodarki został Andrzej Domański, który przejął kompetencje ministra finansów i rozwoju. Nie został wicepremierem, bo każda z partii koalicyjnych ma w tym układzie tylko jednego przedstawiciela na tym szczeblu. Ale i bez tego jego pozycja znacząco wzrosła.
3. Pomysł na poprawę efektywności
Wyraźnie wzmocniła się też rola Macieja Berka, który wyszedł z „backoffice’u” na pierwszy plan. Nowa funkcja – ministra nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu – może brzmieć kuriozalnie („minister ds. ministrów”), ale kryje się za nią bardzo sensowny pomysł.
Berek, odpowiedzialny dotąd za deregulację i współpracę z inicjatywą SprawdzaMY, pokazał, że administracja publiczna może działać sprawnie i szybko. Teraz ma czuwać nad tym, by taka efektywność dotyczyła także innych obszarów. Premier określił go mianem działu controllingu i jasno zaznaczył, że brak współpracy z nowym ministrem oznaczać będzie dymisję. To wyraźna odpowiedź na krytykę dotyczącą braku sprawczości rządu – odpowiedź nie tylko słowna, ale i organizacyjna. A kandydat do roli przełamywania "Polski resortowej" jest sprawdzony w boju.
4. Mocniejsze rozliczenia PiS
Jedną z przyczyn rozczarowania obozem rządzącym był brak rozliczeń poprzedników. Choć osobiście preferuję rząd skupiony na przyszłości, rozumiem potrzebę pociągnięcia winnych do odpowiedzialności.
Adama Bodnara, uznawanego za zbyt ugodowego, zastąpił sędzia Waldemar Żurek – symbol oporu wobec zmian w wymiarze sprawiedliwości przeforsowanych przez poprzedni rząd. To ma być jasny sygnał, że czas na twardsze działania. Co ważne, Żurek działa niezależnie od Romana Giertycha, który ostro krytykował Bodnara i sam aspirował do tej roli – jak widać, nieskutecznie.
Drugim filarem „rozliczeniowym” ma być Marcin Kierwiński, szef MSWiA. Premier jasno powiedział:
„Ci, którzy mają świadomość win, muszą wiedzieć, że nie będzie świętych krów, nieformalnych immunitetów ani bezprawnych działań.”
5. Osłabienie szarej eminencji
Rekonstrukcja to także sygnał, że osłabły wpływy Jana Krzysztofa Bieleckiego – wieloletniego doradcy Donalda Tuska. Na początku kadencji jego rola wydawała się marginalna – żaden z forsowanych przez niego kandydatów nie trafił do spółek Skarbu Państwa. Później jego wpływy wzrosły – ich symbolem była nominacja Jakuba Jaworowskiego na ministra aktywów państwowych. Jaworowski jednak odchodzi, a nowym ministrem zostaje Wojciech Balczun – menedżer z doświadczeniem w sektorze prywatnym i publicznym, ale spoza kręgu Bieleckiego.
To nowe otwarcie – być może bez kadrowej rewolucji, bo Balczun nie przychodzi budować politycznej frakcji. Zna wagę ciągłości menedżerskiej, choć nie zawaha się przed zmianami, jeśli ktoś nie dowozi wyników.
Po stronie przegranych należy też zapisać projekt Ministerstwa Przemysłu w Katowicach. Trudno jednoznacznie ocenić, czy to kwestia niefortunnej lokalizacji, czy niedopasowania kadrowego – ale dziś wiadomo, że ten eksperyment się nie powiódł.
A co mówił przebieg konferencji?
Obok premiera stanęło 21 ministrów, w tym ośmioro nowych. To nieprzypadkowa inscenizacja – wyraźnie zależało na pokazaniu, że mamy do czynienia z „nowym rządem”. I tak rzeczywiście jest – ponad jedna trzecia składu to nowe twarze. Wśród nich są debiutanci w tej roli: Waldemar Żurek, Jolanta Sobierańska-Grenda, Jakub Rutnicki i Wojciech Balczun. Awans z wiceministrów na ministrów zanotowali Marta Cienkowska i Stefan Krajewski. Miłosz Motyka nie tylko awansował, ale otrzymał też kluczową rolę w obszarze energetyki. Do rządu, po nieco ponad rocznej przerwie, wrócił Marcin Kierwiński.
Rząd mniej liczny, ale czy sprawniejszy?
Rekonstrukcja miała dwa cele: odchudzić rząd i poprawić jego efektywność. Pierwszy już się zrealizował – nowy gabinet liczy 21 ministrów, o pięciu mniej niż wcześniej. Planowane jest również ograniczenie liczby wiceministrów – ale tu warto poczekać na konkrety.
Główne ryzyko dla skuteczności to jednak same zmiany. Nowe ministerstwo energetyki musi się ukształtować, a urzędnicy i firmy nauczyć nowych procedur. Superresort gospodarczy Domańskiego ma bardzo szerokie kompetencje – i zapewne pozostanie podwójną strukturą personalną, bo próba fizycznego połączenia ministerstw trwałaby miesiącami i sparaliżowałaby prace.
Niektóre reformy i tak będą wymagały nowelizacji ustawy o działach administracji rządowej. A tu może pojawić się ryzyko – prezydenckiego weta.
A czy rekonstrukcje daję realne efekty w postaci zmian w trendach poparcia w elektoracie czy to tylko polityczny teatr? Polecam naszą analizę, porównaliśmy poprzednie rekonstrukcje III RP, zarówno za rządów Zjednoczonej Prawicy, jak i poprzedniej kadencji PO. Oto, czy i jakie dawały efekty.
Główne wnioski
- Radosław Sikorski wyrasta na następcę Donalda Tuska – jego awans na wicepremiera wzmacnia pozycję w rządzie i otwiera drogę do ewentualnego przejęcia przywództwa w KO przed wyborami w 2027 r.
- Rekonstrukcja rządu ma poprawić sprawczość i efektywność działania – powołano jednoznacznego lidera polityki gospodarczej (Andrzej Domański), scentralizowano odpowiedzialność za energetykę (Miłosz Motyka) oraz wzmocniono nadzór nad wdrażaniem polityki rządu (Maciej Berek), a także zapowiedziano ograniczenie liczby ministrów i wiceministrów.
- Rząd sygnalizuje twardsze podejście do rozliczeń PiS – nominacje Waldemara Żurka i Marcina Kierwińskiego to wyraźny sygnał zaostrzenia kursu wobec poprzedniej władzy oraz odpowiedź na oczekiwania elektoratu w tej sprawie.
