Jak Stuhrowie trafili do muzeum. I nie jest to Muzeum Kinematografii
To sala z widokiem na Podgórze, czyli jedną z najbardziej znanych dzielnic Krakowa. Co więcej, ta ekspozycja mogłaby nosić tytuł: „Tu mieszka pamięć – nie tylko rodzinna, ale całej naszej wspólnoty”. W Muzeum Podgórza, oddziale Muzeum Krakowa, otwarto nową przestrzeń. To „Pokój Podgórzanina – Stuhrowie”. I choć brzmi to jak tytuł sztuki, w której role główne gra genealogia, to w rzeczywistości mamy do czynienia z ekspozycją, która łączy kronikę rodzinną z opowieścią o lokalnej tożsamości i obywatelskim zaangażowaniu. A wszystko to zagrane z charakterystycznym, stuhrowym wdziękiem.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego rodzina Stuhrów „dorobiła się” swojego miejsca w krakowskim Muzeum Podgórza.
- Czym zawodowo zajmuje się córka Jerzego Stuhra
- Dlaczego Podgórze wydawało się nowoczesne na tle „starego” Krakowa.
„Pokój Podgórzanina – Stuhrowie” w Muzeum Podgórza, oddziale Muzeum Krakowa, to nie tylko wystawa o słynnej artystycznej rodzinie, choć wszyscy dokładnie z tego właśnie ją znamy. Jerzy Stuhr – reżyser i aktor. W jego ślady poszedł syn Maciej. Córka Marianna to znana w Krakowie artystka wizualna. Ale ta wystawa to raczej opowieść o tym, jak na przestrzeni pokoleń można zakorzenić się w miejscu, które samo też szukało swojego miejsca – w tym wypadku Podgórze, niegdyś odrębne miasto, a dziś jedna z dzielnic Krakowa. Oczywiście – bardziej osobnych, dumnych ze swojej historii, oddzielonych od starego Krakowa rzeką.
Stuhrowie nie są tu artystycznym dodatkiem – są raczej żywą nicią wplecioną w społeczny gobelin dzielnicy. I właśnie temu ściegowi rodowemu postanowiono się przyjrzeć.
Zaczęło się w Schrattenbergu
W gablotach znajdziemy rodzinne fotografie z przełomu XIX i XX wieku – niepozowane, ale pełne znaczeń. To migawki z życia imigrantów z austriackiego Schrattenbergu, którzy postanowili tu właśnie się osiedlić. I już tu wkrada się bardzo ciekawy wątek – tyleż rodzinny, co wspólnotowy. Stuhrowie, potomkowie galicyjskich imigrantów, przybyli tu z różnych stron Cesarstwa. Zbudowali tu miejskie imperium… Dosłownie! Restaurację, potem prawnicze kancelarie, inżynierskie warsztaty, zaangażowanie w radę miejską i prezesa sportowego. Opanowali różne dziedziny życia, przy okazji pokazując, jakie możliwości stały przed imigrantami, którzy uwierzyli w swoją „ziemię obiecaną”.
Na zdjęciach widać więc restaurację z szyldem „Stuhr i syn”, członków rodziny przed domem, portrety prawników, którym dzisiejszy prawnik może pozazdrościć powagi spojrzenia. Bo nim rodowe drogi powiodły potomków na scenę i przed kamerę, byli – jak to się dawniej mówiło – „szanowanymi obywatelami”.
Obok – papiery. Dokumenty nadania obywatelstwa, akty notarialne, podania do rady miejskiej, czyli cała ta „urzędowa papierologia”, która dla muzealnika jest tym, czym dla archeologa ceramika: cichym świadectwem codzienności. Jest też starannie opracowane drzewo genealogiczne.

Rodzinne pamiątki
Ale ta ekspozycja nie jest papierowa. Jest raczej sprowadzona do codziennego konkretu. Są tu pamiątki po rodzinnej restauracji: porcelanowe talerze z logo, menu sprzed wieku, serwetki z monogramem. I choć to tylko rekwizyty, mają w sobie coś z teatralnej scenografii. Może dlatego, że historia tej rodziny i tak wcześniej czy później prowadzi na scenę.
Są też ślady działalności sportowej i społecznej: zdjęcia drużyn, dyplomy, medale. Okazuje się, że podgórski duch obywatelski miał często na sobie koszulkę sportową. Bo być podgórzaninem to znaczy działać. Nie tylko mówić, ale i robić. To miasto słynęło przecież ze swej dynamiki. Zostało założone jako konkurencja dla starego Krakowa. I nawet mogło się wydawać, że w rozwoju je wyprzedzi. Podgórze np. zrywało z tradycją cechową. Dzięki temu to właśnie tam zaczęli się osiedlać najzdolniejsi rzemieślnicy, którzy chcieli móc konkurować na jakość, nie pozwalając, by ograniczały ich wspólnie ustalone ceny produktów. W takich warunkach rodziła się rodzinna tradycja.

Artystka w rodzinie
Najbardziej intymnym dopełnieniem wystawy jest osobna prezentacja w Pałacu Krzysztofory – „Ku pamięci” Marianny Stuhr. Córka Jerzego Stuhra, zmarłego w lipcu 2024 roku, pokazuje tu malarskie szkice pamięci. To półabstrakcyjne formy, które nie są ilustracją, ale nieoczywistym dopełnieniem wystawy. To obrazy z pogranicza snu i wspomnienia, zapisane bardziej w systemie limbicznym niż w CV, czymś, co niesie się w artystycznym DNA. Ta część ekspozycji przechodzi od faktów do emocji, od dokumentu do odruchu serca. I choć to inne miejsce i zdecydowanie inny ton – jest to mocne echo wystawy w Muzeum Podgórza.
Warto zauważyć, że takie budowanie ekspozycji to dziś w muzealnictwie coraz częstsza praktyka. W Poznaniu tworzone jest Muzeum Mieszkańców. W fawelach Rio de Janeiro stworzono muzeum z przedmiotów przyniesionych przez mieszkańców dokumentujących ich życie. Chodzi o to, by historie były żywymi opowieściami, a nie historią nieznanych i zapomnianych ludzi, zamkniętą w zakurzonych gablotach.
W całości „Pokój Podgórzanina – Stuhrowie” działa jak mebel pamięci. Jakieś niepozorne biurko albo toaletka. Niewielkie, ale pojemne. Pokazuje, że dzieje miejsca to tak naprawdę historia ludzi, którzy nie tylko w nim mieszkali, ale też je tworzyli. A Stuhrowie – choć dziś kojarzeni z ekranem i sceną – przez dziesięciolecia byli po prostu sąsiadami, obywatelami, restauratorami, inżynierami i społecznymi aktywistami. Bo przecież każdy z nas ma swój „pokój pamięci”. I swoją ulicę, na której to wszystko się zaczęło.
Główne wnioski
- W Muzeum Podgórza, oddziale Muzeum Krakowa, otwarto nową przestrzeń. To „Pokój Podgórzanina – Stuhrowie”, czyli opowieść o historii dzielnicy miasta opowiadanej przez pryzmat znanej rodziny.
- Niewielu wie, że nim rodzina Stuhrów stała się znana dzięki osiągnięciom na scenie, wpisała się w historię Krakowa jako ród restauratorów, działaczy sportowych, radnych miejskich.
- Podgórze zostało założone przez rząd austriackiego zaborcy jako konkurencja dla „starego” i „arcypolskiego” Krakowa. I nawet mogło się wydawać, że w rozwoju je wyprzedzi. To miasto np. zrywało z tradycją cechową, dzięki czemu to właśnie tam zaczęli się osiedlać najzdolniejsi rzemieślnicy, którzy chcieli móc konkurować na jakość, nie pozwalając, by ograniczały ich wspólnie ustalone ceny produktów.