Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Lifestyle Społeczeństwo

Jakie będą studia przyszłości? Kursy zawodowe i szlifowanie kompetencji zamiast wieloletniej nauki (WYWIAD)

Prof. Marta Kosior-Kazberuk, rektor Politechniki Białostockiej, jedna z dwóch kobiet stojących na czele uczelni technicznych w Polsce, nie chce parytetów i sztucznego wyrównywania szans dla kobiet w technicznych dyscyplinach. Rozmawiamy o budowaniu pozycji kobiet w tzw. męskich dziedzinach i o nadchodzącej rewolucji uczelni technicznych.

prof. Marta-Kosior-Kazberuk Politechnika Białystok
– Obowiązkowe parytety w USA czy Norwegii doprowadziły do tego, że bardzo zdolne kobiety nie mogą się dostać na studia we własnym kraju. Okazało się, że parytety blokują kobietom możliwości rozwoju – mówi prof. Marta-Kosior-Kazberuk (Fot. Maciej-Giedrojc-Juraha-PB)

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Tylko dwiema politechnikami w Polsce zarządzają kobiety – czy to zmieniło model i jakość pracy uczelni.
  2. Jak rektor Politechniki Białostockiej chce budować pozycję i rolę kobiet w naukach technicznych i ścisłych.
  3. W którą stronę będą ewoluować studia techniczne przy tak szybkim rozwojem technologii i potrzebami rynku pracy.

Katarzyna Mokrzycka, XYZ: Używa pani feminatywów? Jest pani rektorem czy rektorką? Naukowcem czy naukowczynią?

Prof. Marta Kosior-Kazberuk, rektor Politechniki Białostockiej: O ile jeszcze dobrze brzmią i naukowiec, i naukowczyni, oba słowa wyrażają szacunek, o tyle nie bardzo podoba mi się określenie rektorka czy dziekanka albo profesorka. Myślę, że to wymaga jeszcze upowszechnienia i spowszednienia, dopiero wtedy być może będzie miało odpowiednią wagę. Ja na pytanie o to, czy jestem rektorką, czy rektorem odpowiadam, że zgodnie ze statutem Politechniki Białostockiej uczelnią kieruje rektor. Przyznaję jednak, że dochodzi do zabawnych sytuacji, gdy w pismach w tytule stoi „Szanowny Panie Rektorze” i to, nawet gdy linijkę wyżej jest wymienione moje pełne imię i nazwisko.

Czy to, jak się zwracamy do kobiet nauki, zwłaszcza na uczelniach technicznych i w naukach ścisłych traktowanych wciąż jako męskie dziedziny, ma znaczenie dla budowania ich pozycji w tym środowisku? Czy podkreślanie ich odrębności nie służyłoby zaznaczeniu ich rosnącej roli?

Zastanawiam się, czy dorośliśmy do tego, żeby to ten element budował nasze miejsce i pewność siebie? To chyba jeszcze nie jest ten moment. Obawiam się, że kobiety w nauce wciąż jeszcze są na etapie udowadniania, że potrafią tyle samo i równie dobrze, co mężczyźni. Przynajmniej jeśli chodzi o moje pokolenie. Bo wśród dużo młodszych osób obserwuję, że tam już nie ma takich różnic. Nie ma zdziwienia, że jakąś funkcję pełni kobieta albo że kobieta jest inżynierem. I nie ma jednocześnie oczekiwania, że któraś płeć będzie miała preferencje, bo jest w mniejszości. I to mi się bardzo podoba. Ta zmiana pokoleniowa, mentalna, kulturowa, socjologiczna będzie działała na korzyść kobiet bez żadnych forów.  

Jaka jest pani specjalizacja?

Jestem inżynierem budownictwa.

Przez dekady – męski zawód. Dziś jako jedna z zaledwie dwóch kobiet w Polsce zarządza pani politechniką. Czy płeć kiedykolwiek w pani karierze zawodowej miała znaczenie – pozytywne lub negatywne?

Dość szybko weszłam w różne zadania organizacyjne w Politechnice Białostockiej. Zostałam jednym z najmłodszych prodziekanów, którzy kiedykolwiek pracowali w naszej uczelni. W pierwszej kadencji współpracowałam z zespołem, w którym byłam jedyną kobietą. W drugiej z kolei byłam w zespole samych kobiet, gdzie większe znaczenie niż płeć miał staż pracy i wiedza.

A czy kobieta politechniką zarządza inaczej niż mężczyzna?

Zarządzanie kobiece i męskie różnią się między sobą niezależnie od podmiotu, którym się kieruje. Kobiety generalnie mają więcej inteligencji emocjonalnej, więcej mogą zauważać, więcej słyszeć. To się bardzo przydaje, bo uczelnie wymagają unowocześnienia sposobów kierowania nimi. Skończyły się czasy zarządzania folwarcznego i metod w stylu: „powiem wam, co macie robić”. To już nie wchodzi w grę, to nie będzie działało, chociaż niektórzy panowie na wysokich stanowiskach wciąż nie mogą wyjść z tej roli. Kobiety, w większości, są od tego wolne. Ja się staram dzielić władzą, namawiam moich współpracowników do podejmowania decyzji, do kreatywności. Przedstawiciele całej społeczności akademickiej brali udział w tworzeniu strategii rozwoju Politechniki Białostockiej w 2020 roku, a potem w ustalaniu działań operacyjnych. Ci, którzy chcieli się zaangażować, czuli, że realizują to, co sami zaproponowali i wypracowali. Ja z kolei interesuję się tym, co dzieje się na różnych poziomach uczelni. Jako rektor mogłabym się zamknąć w swojej wieży i łatwo stworzyć wrażenie człowieka tak zajętego, że nie ma czasu z niej wyjść, ale to nie mój styl.

Ile ma pani w tej chwili wokół siebie kobiet?

Mam pięcioro zastępców, czyli jest nas szóstka i to jest dokładnie trzy do trzech. Mamy też sześć wydziałów i kierują nimi trzy panie dziekan i trzech panów dziekanów.

To przypadek, czy pilnuje pani parytetów?

Zadecydowały kompetencje. Wybierany jest tylko rektor, pozostałe stanowiska to są powołania. W trakcie pełnienia funkcji wymieniłam dwie osoby na kluczowych stanowiskach. Nie chodzi o to, żeby na siłę zamieniać mężczyzn na kobiety, ale żeby naprawdę interesującym zawodowo kobietom dać szansę.

Zgodzi się pani, że mężczyźni i kobiety, czy nam się to podoba, czy nie, są inaczej oceniani? Mężczyznom więcej uchodzi, kobiety są zawsze na widoku, ich pomyłka jest zapamiętywana, sukces mniej oklaskiwany. Czuje pani, że musi z siebie dawać w pracy więcej?

Czuję, że muszę dawać więcej, ale nie dlatego, żeby prześcignąć mężczyzn, tylko dlatego, że jestem rektorem. Ta funkcja daje duże możliwości dokonania prawdziwych zmian w uczelni i szkoda byłoby ich nie wykorzystać. Niezręcznie się chwalić, ale od przynajmniej dwóch lat słyszę, jak bardzo poprawił się wizerunek Politechniki Białostockiej i to mnie nakręca do kolejnych działań.

Zgodzę się z panią, że mężczyźni na kierowniczych stanowiskach są oceniani inaczej, łagodniej, z większym pobłażaniem dla jakichś wpadek. Z tym że najsurowiej same siebie oceniają kobiety. Często prowadzą wewnętrzną batalię: czy na pewno zasługuję, czy jestem dość dobra, czy ten awans to nie przypadek, czy dam radę, udźwignę, dowiozę… Może młodsze pokolenie nie będzie już tak obciążone.

Pytam o to wszystko, bo generalnie na polskich uczelniach kobiety stanowią większość studiujących, ale na kierunkach technicznych i w naukach STEM od lat jest ich mniej, średnio zaledwie 34 proc. Później na rynku pracy w sektorach technicznych i technologicznych także widać dużą przewagę mężczyzn. Czy u was ta statystyka jest podobna? Jak pani identyfikuje przyczyny niechęci dziewczyn do wyboru kierunków ścisłych? A może to w ogóle nie jest problem?

Odsetek kobiet na Politechnice Białostockiej jest zbliżony do średniej krajowej – to 35 proc. wszystkich studiujących. Mamy kierunki bardzo zmaskulinizowane, gdzie kobiety stanowią dosłownie 4-10 proc., ale mamy też kierunki sfeminizowane, na których kobiety to 80-90 proc. listy.

Najwięcej pań studiuje na architekturze wnętrz – aż 88 proc., na biotechnologii to 73 proc., na kierunku gospodarka przestrzenna 64 proc., na matematyce stosowanej 60 proc. Najmniej jest ich na kierunkach mechatronika, mechanika i budowa maszyn i elektrotechnika – zaledwie po 4 proc. Na kierunku automatyka i robotyka 6 proc., cyfryzacja przemysłu 7 proc., elektronika i telekomunikacja 10 proc., informatyka 11 proc., ekoenergetyka 13 proc.

Czyli im bardziej zaawansowany technicznie kierunek, tym mniej dziewczyn?

Tak to może wyglądać, ale ja myślę, że znaczenie mają też po prostu zainteresowania, bo żeby studiować mechanikę i budowę maszyn czy automatykę i robotykę trzeba się interesować budową pojazdów, samochodami, silnikami, robotyzacją itp. Kobiety, które to mocno interesuje, często już na etapie szkoły średniej angażują się w to bardziej. Inne wybierają raczej kierunki takie jak inżynieria biomedyczna albo matematyka stosowana.

Warto inspirować kobiety i namawiać je do realizacji zainteresowań technicznych i ścisłych, bo wiemy, że gdy już kończą takie studia, to znakomicie sobie radzą na rynku pracy. Jednak to, że średnio jest ich w tych dziedzinach mniej, nie musi być traktowane w kategoriach problemu. To może wynikać również z faktu, że wciąż pojawiają się nowe dziedziny i nowe kierunki. Przez 20 lat nie zmienił się odsetek pań studiujących na kierunku budownictwo – to jest u nas stały poziom 34 proc. Ja to tłumaczę tym, że pojawiły się w ofercie takie kierunki, jak architektura wnętrz, gospodarka przestrzenna, kierunki środowiskowe, które uzupełniają klasyczne budownictwo.

Mówi się o tym, że mało jest kobiet w technologiach, w IT, że niewiele kobiet może się podpisać pod przełomowymi wynalazkami. W ubiegłym roku odsetek kobiet w gronie wynalazców zgłaszających się po patent w Urzędzie Patentowym RP wyniósł 28 proc. To może mieć znaczenie większe niż dotąd, bo Ministerstwo Nauki zapowiada, że w nowych zasadach ewaluacji uczelni patenty zaczną się bardziej liczyć.

Zastanawiałam się, dlaczego jest dużo mniej wynalazczyń z potwierdzonymi zgłoszeniami patentowymi niż mężczyzn. Moim zdaniem to może wynikać z różnic w wyborze tematyki badawczej podejmowanej przez kobiety i przez mężczyzn, z innych dziedzin badań i ze stylu prowadzenia tych badań.

Kobiety są bardzo dobre, jeśli chodzi o badania długotrwałe, w których trzeba pewne czynności wielokrotnie powtarzać z tą samą precyzją, gdzie długo czekamy na wyniki, a później długo je analizujemy. Natomiast mężczyźni lubią spektakularne badania. Najpierw tworzymy model czegoś, potem spektakularnie niszczymy ten model i mamy szybki efekt. To oczywiście uproszczenie i uogólnienie, chodzi mi tylko o pokazanie różnicy w stylu pracy. Mężczyźni są bardziej odważni w swoim myśleniu, a tym samym bardziej odważni w zgłaszaniu pomysłów na patenty. Kobiety wciąż nie są wystarczająco pewne swoich pomysłów, ich wagi, ich efektywności. To zresztą dotyczy nie tylko wynalazków, ale też wielu decyzji podejmowanych na co dzień w firmach. Proszę zauważyć, jak często są świetnymi zastępcami, ale nie walczą o stanowiska dyrektorów czy prezesów.

Jeśli chodzi o ocenę uczelni, to tylko przypomnę, że zasady ewaluacji, które teraz obowiązują, zostały tak ukształtowane, żeby właśnie ograniczyć przesadną liczbę patentów. Wtedy jako negatywny przykład, dlaczego nie patenty powinny decydować, stawiana była historia jednej z uczelni, która zgłosiła 36 wniosków patentowych na pułapki na myszy.

Według mnie kryterium związane z konkretnymi osiągnięciami, którymi można się pochwalić po zrealizowanych projektach, to jest ten element, który rzeczywiście powinien decydować o ocenie uczelni, zwłaszcza technicznych. Ważne jest jednak, żeby to, co robimy w nauce, wnosiło nową wiedzę i żeby było przydatne społeczeństwu.

Czy wprowadzenie parytetów w dziedzinach technicznych mogłyby zwiększyć rolę i wagę kobiet w odkryciach, ale też na rynku pracy w branżach nowych technologii? Potrzebujemy takich rozwiązań?

Ja nie jestem zwolenniczką parytetów, takiego pozornego – bo na siłę – zrównywania szans. Równie dobrze moglibyśmy zaproponować, żeby połowa spawaczy w hutach to były kobiety. Łatwo jest polec na takim ręcznym sterowaniu. Obowiązkowe parytety na studiach medycznych w USA doprowadziły do tego, że bardzo zdolne kobiety nie mogą się dostać na studia we własnym kraju i przyjeżdżają studiować np. do Polski. Podobnie jest w Norwegii. Okazało się, że parytety blokują kobietom możliwości rozwoju.

Politechnika Białostocka nie uczestniczy w akcji „Dziewczyny na Politechniki”, ponieważ studenci powiedzieli, że to jest nierówne traktowanie, a studentki stwierdziły, że one nie są niepełnosprawne i nie muszą być traktowane w jakiś szczególny sposób. Wybieramy inne akcje promowania naszych kierunków studiów. Uważam, że młodych ludzi trzeba inspirować, zachęcać przy wyborze kierunku nauki ciekawymi wzorcami i ofertami zawodowymi, a nie urzędowo premiować z powodu płci.

Nie jestem zwolenniczką parytetów, takiego pozornego – bo na siłę – zrównywania szans. Równie dobrze moglibyśmy zaproponować, żeby połowa spawaczy w hutach to były kobiety. Łatwo jest polec na takim ręcznym sterowaniu.

Zmartwiło panią wycofanie matematyki z egzaminu maturalnego?

Martwi mnie to bardzo, nie tylko z tego powodu, że matematyka jest jednym z przedmiotów branych pod uwagę przy przyjęciu na studia techniczne. Matematyka jest potrzebna każdemu i w każdym zawodzie – i biologowi, i prawnikowi, i inżynierowi. Mam wrażenie, że to wyeliminowanie matematyki to jeden z etapów degradacji jakości systemu edukacji.

Liczba studentów będzie się zmniejszać. Białystok jest w grupie pięciu najszybciej wyludniających się miast, a w województwie podlaskim leży aż sześć z 10 najszybciej wyludniających się gmin w Polsce. Jak chce pani przekonywać młodzież, żeby wybierała waszą politechnikę i wasze miasto? Całkiem blisko jest przecież Lublin no i Warszawa.

Mamy zdecydowanie bardziej zindywidualizowane podejście do studentów niż duże uczelnie, w efekcie naszych studentów z ich sukcesami widać w Polsce i na świecie. Dajemy duże możliwości wyjazdów zagranicznych dla studentów na krótsze i długie pobyty – semestr, szkoła letnia albo zimowa, zagraniczne praktyki itd. Pozyskujemy na to sporo funduszy. No i oczywiście wprowadzamy stale jakieś nowe, interesujące kierunki. W najbliższym roku akademickim uruchomimy m.in.: elektromobilność, agroekobiznes i data science.

Bardzo ważne, a może najważniejsze jest to, że praktycznie każdy nasz absolwent znajduje pracę. My kształcimy przede wszystkim inżynierów, a to daje szybkie wejście na rynek pracy. Nasi absolwenci są na pniu rozchwytywani przez bardzo dobre firmy – lokalne, ale także z innych miast. W naszym regionie inżynierów – naszych absolwentów zatrudniają wszystkie liczące się przedsiębiorstwa. Mamy w Podlaskiem dużych producentów maszyn, firmy specjalizujące się w unikatowym budownictwie drewnianym czy producentów jachtów. Część firm już w trakcie studiów próbuje związać ze sobą studentów różnymi stażami, płatnymi praktykami.

Podaż pracy jest w regionie na tyle duża, że prezydent Białegostoku uruchomił akcję „Mieszkanie dla absolwenta”, bo chcemy, aby jak najwięcej specjalistów z białostockich uczelni pozostało w naszym regionie. W puli jest rocznie około 120 mieszkań, w perspektywie trzech lat ma być ich 600.

Podaż pracy jest na tyle duża, że prezydent Białegostoku uruchomił akcję „Mieszkanie dla absolwenta”, aby jak najwięcej specjalistów z białostockich uczelni pozostało w naszym regionie.

Czy kształcenie na potrzeby danego regionu to przyszłość szkół technicznych w Polsce, biorąc pod uwagę trendy demograficzne, wyludnianie się wielu rejonów Europy? Jak pani widzi nowy model edukacji wyższej za 15-20 lat? Uczelnie będą się zamieniać w szkoły rzemieślnicze i będą kształcić nie tyle badaczy, naukowców, ile po prostu rzetelnych fachowców, rzemieślników zgodnie z potrzebami lokalnego rynku pracy?

Generalnie rynek usług edukacyjnych będzie ewoluował od oferty studiów pełnowymiarowych, które oczywiście muszą być, bo trzeba zdobyć tę podstawową wiedzę, ale będzie ich coraz mniej – w stronę wielu znacznie krótszych form nauki. Zmierzamy ku końcowi ery kształcenia ogólnego, szerokiego i idziemy w stronę kształcenia ściśle zawodowego, nastawionego na szlifowanie konkretnych kompetencji branżowych.

Z pewnością znaczenie mają i będą się rozwijać studia dualne – to są studia w ścisłej współpracy z przedsiębiorcami regionalnymi o charakterze praktycznym. Mamy dziś takie studia na kierunku elektrotechnika, blisko współpracujemy z kilkoma przedsiębiorstwami. Część zajęć odbywa się w uczelni, a część w tych firmach. Tam prowadzącymi są właśnie pracownicy przedsiębiorstw. Także praca dyplomowa jest związana z potrzebami danego przedsiębiorstwa.

Mamy też doświadczenia z dualnymi specjalnościami, kiedy w ramach studiów jest realizowana pewna specjalizacja związana z konkretnymi potrzebami określonego przedsiębiorcy.

Rynek usług edukacyjnych będzie ewoluował od oferty studiów pełnowymiarowych w stronę wielu krótszych form nauki. Zmierzamy ku końcowi ery kształcenia ogólnego, szerokiego i idziemy w stronę kształcenia ściśle zawodowego, nastawionego na szlifowanie konkretnych kompetencji branżowych.

Bardzo istotna w rozwoju i utrzymaniu uczelni będzie także oferta studiów podyplomowych. Dzięki nim ci, którzy chcą się rozwijać na rynku pracy, dopasowują swoje kompetencje do jego aktualnych potrzeb. I to widać już dziś, bo studia podyplomowe są bardzo popularne.

Myślę, że kolejnym ważnym elementem w ofercie edukacyjnej będą też różne kursy i szkolenia zakończone mikropoświadczeniami. Tu będzie się zdobywało bardzo wyspecyfikowaną kompetencję, umiejętność, która jest potrzebna na danym stanowisku, w danym okresie.

Jeśli chodzi o kształcenie inżynierów zakres przekazywanej wiedzy mocno się zmieni. Z pewnością pozostanie pewna baza, ale to, co do tej pory było podstawą, było typowe, czyli umiejętności techniczne czy znajomość technologii nie są już kluczowe. Technologie zmieniają się błyskawicznie, w czasie studiów danego rocznika wchodzi tak wiele nowości, że nie ma sensu poznawać każdej z nich dogłębnie na studiach. Lepiej zatem dać przyszłym inżynierom kluczowe kompetencje – cyfrowe, zielone, związane z analizą danych, z przedsiębiorczością i cały szereg kompetencji miękkich, jak praca w zespole czy kreatywność i odwaga w podejmowaniu wyzwań czy ryzyka. Trzeba ich też przygotować do tego, że w pracy stale będą musieli się douczać, dostosowywać, zdobywać nowe narzędzia, by wchodzić gładko w nowe rozwiązania pojawiające się na rynku.

Dr hab. Marta Kosior-Kazberuk – od 2020 roku rektor Politechniki Białostockiej, związana z tą uczelnią od ponad 30 lat. Ukończyła studia na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Białostockiej, specjalność: konstrukcje budowlane i inżynierskie. Jest członkiem Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa, Sekcji Inżynierii Materiałów Budowlanych Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej Polskiej Akademii Nauk.

Główne wnioski

  1. Rola kobiet w naukach technicznych: Marta Kosior-Kazberuk, rektor Politechniki Białostockiej, podkreśla, że kobiety w naukach ścisłych wciąż muszą udowadniać swoją wartość, ale młodsze pokolenie nie dostrzega już takich barier. Sprzeciwia się parytetom, uważając, że kompetencje, a nie płeć, powinny decydować o awansach i rekrutacji.
  2. Zmiany w zarządzaniu uczelnią: Jako rektor promuje nowoczesne podejście do zarządzania, oparte na dzieleniu się odpowiedzialnością i angażowaniu społeczności akademickiej. Kobiety w zarządzaniu wnoszą więcej inteligencji emocjonalnej, co wspiera unowocześnianie uczelni.
  3. Przyszłość edukacji wyższej: Uczelnie techniczne zmierzają ku krótszym, praktycznym formom nauki, jak studia dualne, kursy zawodowe, studia podyplomowe czy mikropoświadczenia, odpowiadające na potrzeby rynku pracy. Wobec szybkich zmian technologicznych dla rynku pracy kluczowe będą kompetencje – cyfrowe, zielone i miękkie, a nie tylko wiedza techniczna.