Japonia kusi turystów, ale walczy z ich zalewem. 100 mld USD wpływów kontra interes mieszkańców
Władze w Tokio planują, że turystyka będzie dla gospodarki Japonii równie ważna jak motoryzacja. Kraj z roku na rok bije rekordy liczby zagranicznych gości i liczy na dochody sięgające 100 mld dolarów rocznie. Ale z kalkulacją biznesową ścierają się braki infrastrukturalne oraz interesy samorządów i mieszkańców.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Japonia przyjęła strategię zakładającą rozwój masowej turystyki i jakimi metodami doprowadziła do rekordowych przyjazdów.
- Co przyciąga zagranicznych wczasowiczów, jak zmieniła się struktura przyjazdów i jakie negatywne zmiany dla mieszkańców przyniósł szybki wzrost liczby turystów.
- Jakie środki zaradcze wdrażają władze i co na ich temat sądzą przedstawiciele branży oraz japońskie media.
Japończyków zaskoczyła klęska turystycznego urodzaju. W ub. roku na wyspach padł historyczny rekord liczby zagranicznych przyjezdnych: było ich blisko 37 mln. W tym roku liczba ta może przekroczyć próg 40 mln. Podróżnych przyciągają głównie atrakcyjne ceny, które wynikają z kombinacji słabego jena i ulg podatkowych.
Rząd w Tokio zaplanował, że do 2030 r. kraj będzie odwiedzało 60 mln turystów rocznie. Tymczasem japońscy regulatorzy i regionalne władze walczą z negatywnymi skutkami niekontrolowanego przyrostu liczby tymczasowych mieszkańców. O skali problemu świadczy lawina skarg i kłopoty z zatłoczeniem – zwłaszcza w trzech aglomeracjach najpopularniejszych wśród zagranicznych gości: Tokio, Kioto i Osace.
Od 2019 r. japońska waluta stale traci na wartości, a trend ten trwa do dziś. Bank centralny w Tokio, chcąc pobudzić krajową gospodarkę, utrzymuje bardzo niskie stopy procentowe. Czyni to japońskie aktywa mniej atrakcyjnymi dla inwestorów i osłabia jena. Ale wschodnioazjatycki kraj stał się dzięki temu dużo bardziej dostępny dla wczasowiczów z innych części świata.
Kłopot w tym, że coraz liczniejsi goście z zagranicy przeciążają transport publiczny i napędzają wzrost cen, a to negatywnie wpływa na jakość codziennego życia Japończyków. Media odnotowują zatłoczenie pociągów, autobusów i świątyń, wzrost cen hoteli, stawek czynszów oraz skargi mieszkańców.
Choć ostatnie lata pokazały, że Kraj Kwitnącej Wiśni nie jest przygotowany na masową turystykę, to władze liczą, że opodatkowanie branży ułatwi im finansowanie rozwoju infrastruktury i usług publicznych, zagrożonych spadającą liczbą osób aktywnych zawodowo.
Rekordowa strategia
Japońskie władze jeszcze w 2016 r. zaplanowały, że do 2030 r. doprowadzą do powiększenia liczby odwiedzających kraj zagranicznych gości do 60 mln rocznie. Taki cel znalazł się w strategii turystycznej uchwalonej przez gabinet premiera Shinzo Abego. Miało to pomóc w rewitalizacji krajowej gospodarki. Rząd przewiduje, że za pięć lat cudzoziemcy pozostawią na wyspach 15 bln jenów (96,5 mld dolarów). Zgodnie z tym założeniem turystyka miałaby się stać jednym z kół zamachowych gospodarki.
Tokijscy urzędnicy rozluźnili wymogi wizowe dla kluczowych krajów – od Chin i Rosji po Indie i Filipiny. Położono nacisk na promocję kultury popularnej i regionalnej turystyki. To ostatnie działo się też w ramach partnerstw publiczno-prywatnych. Na przykład linie Japan Airlines połączyły siły z siecią hoteli Hoshino Resorts, oferując darmowe loty krajowe do wybranych miast. Bardzo promowano też tegoroczną wystawę Expo 2025 w Osace.
Skupienie się na promocji i obniżaniu cen przyniosło skutki: Japonia pod względem liczby turystów wyprzedziła Tajlandię – do niedawna niekwestionowaną liderkę. Stała się też alternatywą dla Hongkongu i konkurencją dla Malezji i Wietnamu.

Okazało się jednak, że masowa turystyka wymaga nie tylko promocji i otwierania kolejnych połączeń lotniczych, ale także rozbudowy infrastruktury i przygotowania na zmiany poszczególnych regionów oraz ich mieszkańców.
– 60 mln turystów rocznie to w tej chwili kompletnie nierealistyczny cel. Samo ich przywiezienie wymagałoby zaangażowania wszystkich regionalnych lotnisk w kraju – uważa Takuya Goto, przedsiębiorca i konsultant w zakresie transportu lotniczego i turystyki.
Ocenia, że zamiast zwiększania liczby przyjezdnych Japonia powinna na razie skupić się na osiągnięciu zrównoważonej turystyki na obecnym poziomie.
Zrównoważona turystyka?
Strategię zrównoważonej turystyki już teraz wprowadza Japońska Agencja Turystyki (JTA). Chodzi o rozłożenie ruchu tak, aby cudzoziemcy zamiast, odwiedzać wyłącznie najpopularniejsze miejsca, zwiedzali także mniej znane atrakcje, określane jako „ukryte klejnoty”. Dziś ponad 70 proc. odwiedzających koncentruje się w trzech wspomnianych wyżej aglomeracjach.
W ubiegłym roku fiskalnym Japonia przeznaczyła 15,8 mld jenów (104 mln dolarów) na wspieranie samorządów w tworzeniu zrównoważonej turystyki. Resort turystyki już w październiku 2023 r. przyjął plan mający przeciwdziałać skutkom masowych wizyt. Składa się z trzech filarów: ogranicza zatłoczenie i naruszanie zasad, dywersyfikuje turystykę poza trzy główne ośrodki oraz obejmuje konsultacje z lokalnymi społecznościami.
Takuya Goto zwraca jednak uwagę, że nadal brakuje spójnego podejścia władz do promowania alternatywnych destynacji.
– Działania w kierunku promowania mniej zatłoczonych kierunków podejmują głównie samorządy, zwykle niezależnie od siebie. Wiele mniejszych miast chciałoby powiększyć liczbę wizyt zagranicznych turystów. Niektóre regionalne porty lotnicze oferują przewoźnikom subsydia, mające zachęcić ich do tworzenia nowych tras międzynarodowych. Ale promocja jest nieskoordynowana i nieefektywna – mówi analityk.
Ponadto w niektórych przypadkach zwiększona liczba przyjezdnych, zamiast pomóc lokalnym społecznościom – obniża jakość ich życia.
Przykładem są lokalne linie autobusowe. Na prowincji projektowano je, biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców oraz przyjezdnych z innych części kraju. Ludność prowincji stale się zmniejsza, więc samorządy od lat tną koszty usług publicznych, w tym komunikacji. Gwałtowny wzrost turystyki zagranicznej sprawia, że mieszkańcy często nie są w stanie korzystać nawet z jeszcze istniejących połączeń. Obsługują je zwykle małe autobusy, bez miejsca przeznaczonego na walizki, co dodatkowo pogłębia problem.
Około 2019 r. w głównych centrach turystycznych nasilił się też problem nielegalnych taksówek, wynajmowania turystom zakwaterowania bez wymaganych licencji i coraz powszechniejszy najem krótkoterminowy. Ten ostatni doprowadził do napływu turystów do osiedli mieszkaniowych, w których wcześniej cudzoziemców nie było.
– Te zjawiska dotknęły także miejscowe przedsiębiorstwa i podróżnych. Ceny pokoi hotelowych w śródmieściu Tokio skoczyły tak, że podróżni biznesowi często decydują się na zamieszkanie w miastach satelickich, bo stawki w stolicy przekraczają ich budżet. Rosnące koszty doprowadziły, że firmy wolą organizować spotkania zdalnie, a to z kolei ograniczyło popyt na loty pomiędzy Tokio a lotniskami lokalnymi – wyjaśnia Takuya Goto.
Kłopoty z savoir-vivre?
W ostatnich kilku latach zmieniła się też struktura pochodzenia przyjezdnych. Przed pandemią większość zagranicznych turystów pochodziła z innych krajów Azji. Dziś daje się odczuć gwałtowny wzrost liczby podróżnych z Europy i Ameryki Północnej, którzy często zostają na dłuższej.
Różnice kulturowe prowadzą do spięć. Najczęstsze skargi w prasie i mediach społecznościowych dotyczą łamania przez turystów miejscowej etykiety. Zwykle chodzi o głośne rozmowy w miejscach publicznych, zaśmiecanie ulic, robienie ludziom zdjęć bez pozwolenia, a nawet wchodzenie na posągi i inne święte obiekty w chramach i świątyniach.
Problem dostrzegła JTA. Agencja przyznaje, że to, co jest kulturową normą dla Japończyków, niekoniecznie musi być nią w innych krajach i rozmieszcza w głównych lokalizacjach wielojęzyczne plakaty uczące cudzoziemców podstaw dobrych manier. Dotyczy to choćby poszanowania ciszy, ograniczeń w używaniu selfie-sticków i wnoszenia dużych bagaży do środków transportu publicznego.
Technologia na pomoc
Rosnące zatłoczenie skłania jednak władze do wdrażania rozwiązań, które pozwolą na bardziej efektywne zarządzanie przepływem zwiedzających. Samorządy na Hokkaido i Okinawie wprowadziły do użytku aplikacje, które pozwalają na mierzenie poziomu natężenia ruchu w najważniejszych atrakcjach w czasie rzeczywistym, tak, aby rozłożyć w czasie wizyty odwiedzających. W Okinawie aplikacja Okimeguri używa AI do prognozowania natężenia na podstawie danych historycznych i pogodowych.

Warto wiedzieć
O ile podrożeją hotele w Kioto
Jak podaje dziennik „Asahi Shimbun”, choć od marca 2026 r. opłata klimatyczna w Kioto ma wzrosnąć, to nic nie zmieni z perspektywy osób wynajmujących najtańsze zakwaterowanie, poniżej 6 tys. jenów (40 dolarów) na dobę. Tacy podróżni za noc pobytu dopłacą dodatkowo dotychczasowe 200 jenów (1,3 dolara).
Klienci wybierający pokoje kosztujące od 6 tys. do 20 tys. jenów zapłacą dwa razy więcej. W przedziale od 20 tys. do 50 tys. jenów podatek od zakwaterowania wzrośnie z obecnych 500 do 1 tys. jenów (6,6 dolara), a w przedziale od 50 tys. do 100 tys. jenów – z 1 tys. do 4 tys. jenów (26 dolarów). Najbardziej – aż dziesięciokrotnie – podniesie się poziom opłat dla najzamożniejszych gości, płacących wyższe stawki. Ci od wiosny zapłacą o 10 tys. jenów (66 dolarów) za dobę więcej. Ma to być najwyższa opłata klimatyczna w całym kraju. Dzięki jej podniesieniu władze dawnej stolicy Japonii liczą na podwojenie przychodów z 5,9 mld do 12,6 mld jenów. Dodatkowe pieniądze mają pomóc m.in. w rozbudowie komunikacji publicznej.
Opłaty, limity i bilety
W Japonii od 2019 r. obowiązuje podatek turystyczny doliczany do cen biletów lotniczych i morskich. Wynosi on 1 tys. jenów (6,6 dolara) od osoby. Oprócz tego niektóre prefektury, miasta i gminy wprowadziły opłaty klimatyczne. Większość z tych lokalnych podatków jest relatywnie niska – przeważnie wynosi w przeliczeniu kilka dolarów.
We wrześniu miał miejsce jednak precedens, który może to zmienić. Władze Kioto – dawnej stolicy, znanej ze swojej wyrafinowanej kultury i szkół gejsz – ogłosiły, że od marca dziesięciokrotnie podniosą opłaty dla najzamożniejszych turystów. Podatek jest tam pobierany już od 2018 r., ale dotychczas maksymalna stawka wynosiła 1 tys. jenów za noc. Po zmianach ma wzrosnąć do 10 tys. jenów, choć w wypadku gości tańszych hoteli nadal będzie znacznie niższa. Miasto spodziewa się jednak, że jego dochody z tej daniny wzrosną ponad dwukrotnie. Mają zostać użyte do rozbudowy infrastruktury i walki z zatłoczeniem.
Odwiedzający największe atrakcje turystyczne mogą się też spodziewać wzrostu cen biletów wstępu. Dotyczy to choćby malowniczej Góry Fudżi, najwyższego szczytu Wysp Japońskich, gdzie wprowadzono także ograniczenie liczby odwiedzających.
Na szlaku Yoshida wprowadzono dzienny limit 4 tys. wspinaczy oraz obowiązkową opłatę w wysokości 4 tys. jenów za wejście w sezonie.
W muzeach, świątyniach i innych atrakcjach w całym kraju są wprowadzane podwójne cenniki zakładające, że cudzoziemcy będą płacić za wstęp więcej, niż miejscowi. Chodzi o zarządzanie natężeniem ruchu i łatwiejsze finansowanie utrzymania obiektów. Wśród miejsc, gdzie przyjezdni płacą więcej niż mieszkańcy są ośrodki narciarskie w kurorcie Niseko i otwarty latem park rozrywki Junglia Okinawa.
Dwa cenniki
Latem 2024 r. w Kioto uruchomiono ekspresową linię autobusową – turyści płacą 500 jenów – ponad dwukrotnie więcej niż miejscowi.
Podwójne cenniki budzą jednak kontrowersje w innych azjatyckich krajach, takich jak Wietnam i Tajlandia. Zdaniem Takuya Goto najrozsądniejszym podejściem do cenników byłoby ustalenie standardowych cen z systemem zniżek dla osób mieszkających w Japonii.
– Trzeba się zastanowić, czy uzasadnione jest stosowanie turystycznych stawek do cudzoziemców, którzy pracują w Japonii i płacą tu podatki – podkreśla Takuya Goto.
Według japońskiej Agencji Usług Imigracyjnych (ISA) w 2024 r. na stałe mieszkało w Japonii 3,8 mln obcokrajowców.
Część partii politycznych proponuje likwidację ulg podatkowych dla podróżnych.
– Dzięki słabemu jenowi wielu turystów, zwłaszcza pochodzących z krajów Azji, może kupować japońskie produkty po cenach znacznie niższych niż u siebie, a ponadto korzystają na 10-procentowej uldze podatkowej. Przyjezdni z ościennych państw zaczęli nadużywać tego systemu – podkreśla Takuya Goto.
Nowa strategia gościnności
Ostatnie komentarze w prasie i branży turystycznej skupiają się na konieczności zmniejszenia nacisku na liczbę przyjezdnych z zagranicy i równoważenia rozwoju turystyki korzyściami dla mieszkańców. W debacie publicznej popularne stało się tzw. kanko kogai – zanieczyszczenie turystyką.
W styczniu skrytykował je Kenji Hamamoto, dyrektor departamentu turystyki międzynarodowej w Japońskiej Agencji Turystyki.
– Niektóre regiony mają kłopoty z zatłoczeniem w pewnych miejscach i okresach, z naruszeniami dobrych manier i spadkiem zadowolenia podróżnych. To, czego chcą turyści i lokalne społeczności nie zawsze jest zharmonizowane – przyznał dyrektor.
Japońskie Zrzeszenie Biur Podróży (JATA) zaleciło rządowi, aby skupił się na jakości i zrównoważył wzrost liczby przyjezdnych korzyściami finansowymi. Branżowy magazyn „Junkan Ryoko Shinbun” napisał w październiku, że turystyka powinna stać się drugą co do ważności branżą eksportową po przemyśle motoryzacyjnym. Jednocześnie redakcja zaleciła ograniczenie „turystyki niskiej jakości” – to w kontekście cudzoziemców łamiących kulturowe normy.
– Tradycyjnie Japończycy cenią “omotenashi” – etos bezinteresownej gościnności i dbania o potrzeby gościa. Jeśli chcemy stać się krajem zrównoważonej i zaawansowanej turystyki, najwyższy czas przemyśleć, co "omotenashi" powinno oznaczać w nowej erze – uważa Takuya Goto.
Główne wnioski
- Japonia planuje być celem masowej turystyki, aby przyspieszyć rozwój gospodarczy i zrekompensować niekorzystne zmiany demograficzne. Turystyka, obok motoryzacji, miałaby się stać jednym z kół zamachowych gospodarki. Planowane dochody branży, szacowane na prawie 100 mld dolarów rocznie, mają pomóc w finansowaniu infrastruktury i podtrzymaniu usług publicznych.
- Wiele regionów ma trudności z zarządzaniem wysoką koncentracją turystów. Media odnotowują zatłoczenie pociągów, autobusów i świątyń, wzrost cen hoteli, stawek czynszów oraz skargi mieszkańców. Regiony poszukują sposobu na znalezienie równowagi pomiędzy przyciąganiem wydatków gości a dobrostanem lokalnych społeczności.
- Aby zapewnić zrównoważony rozwój turystyki, regionalne władze podnoszą opłaty od zakwaterowania i ceny biletów wstępu do atrakcji oraz wprowadzają podwójne cenniki. Wprowadza się też ograniczenia w liczbie odwiedzających, a rozwiązania AI pomagają w zarządzaniu ich ruchem. Władze wydały w ub. roku ponad 100 mln dolarów na wspieranie samorządów. Nadal brakuje jednak spójnego podejścia władz centralnych i lokalnych do promowania alternatywnych destynacji. Potrzebny jest rozwój infrastruktury, w tym lotnisk i transportu publicznego. Pojawiają się też apele polityków o likwidację ulg podatkowych dla cudzoziemców.