Japońscy wydawcy mangi i anime walczą z piractwem. Dziesiątki miliardów dolarów strat
Piratowanie japońskiej mangi i literatury co roku pozbawia gospodarkę 55 mld dolarów – oszacowała tokijska organizacja walcząca z naruszeniami praw autorskich. Chodzi o działalność stron internetowych nielegalnie udostępniających komiksy, książki i albumy. Jednocześnie szykuje się fala pozwów przeciwko firmom AI, które – zdaniem twórców anime i japońskich gazet – przywłaszczają sobie ich treści.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jaka jest skala globalnego problemu kradzieży treści japońskiej popkultury.
- W jaki sposób producenci anime, twórcy mang i redakcje reagowały na przywłaszczanie ich twórczości.
- Jaka była skuteczność dotychczasowych kampanii antypirackich i jakie dalsze kroki mogą podjąć japońscy wydawcy oraz władze.
Magiczna opowieść o zaklinaczach chroniących ludzi przed klątwami, przygody pirackiej załogi Słomkowego Kapelusza wyruszający na poszukiwanie skarbów czy historia zabójców demonów utrzymana w klimacie retro – to treści tak popularne, że stały się jednymi z najczęściej kradzionych na świecie. Wszystkie powstały w Japonii.
Najświeższy raport na temat nielegalnego obrotu japońskimi komiksami, powieściami i albumami opublikowała organizacja antypiracka Authorized Books of Japan (ABJ). Szacuje ona, że tylko w czerwcu ponad 900 stron internetowych oferowało nielegalny dostęp do tych treści. Wspomniane witryny odwiedziło 2,8 mld użytkowników w 123 krajach i regionach, spędzając tam łącznie około 700 mln godzin.
Straty? Według ABJ – jeśli przeliczyć je na cały rok – wyniosłyby 8,5 bln jenów. To w przeliczeniu 55 mld dolarów, których twórcy i wydawcy nigdy nie otrzymali.
Piractwo od lat jest plagą japońskich wydawnictw, twórców i artystów. Stale powstają nowe pirackie strony, a wiele z nich często zmienia nazwy domen, aby uniknąć wykrycia. Większość działa na serwerach zagranicznych, szczególnie w Chinach i Brazylii, co utrudnia egzekwowanie japońskiego prawa. Manga i anime – fundament kultury Kraju Kwitnącej Wiśni – stały się ofiarą własnego sukcesu.
Wydawnictwa dziękują i edukują
Centrum Public Relations Branży Wydawniczej – japońskie zrzeszenie zajmujące się edukacją w zakresie praw autorskich i zwalczania piractwa – od lat alarmowało, że lawinowo rośnie liczba stron nielegalnie rozpowszechniających komiksy i magazyny jego członków. Trend pogłębił się około 2017 r. „Spowodowało to ogromne szkody w cyklu twórczym, na którym opiera się kultura mangi” – napisali w oświadczeniu przedstawiciele Centrum. „Twórcy, w tym artyści mangowi, uzyskują swoje dochody od wydawców w formie tantiem i honorariów, zależnych od sprzedaży w księgarniach i sklepach elektronicznych. Tymczasem strony pirackie generują ogromne zyski z reklam oraz opłat członkowskich, nie przyczyniając się w ogóle do dochodów twórców”.
Twórcy, w tym artyści mangowi, uzyskują swoje dochody od wydawców w formie tantiem i honorariów, zależnych od sprzedaży w księgarniach i sklepach elektronicznych. Tymczasem strony pirackie generują ogromne zyski z reklam oraz opłat członkowskich, nie przyczyniając się w ogóle do dochodów twórców.
W 2023 r. Centrum uruchomiło akcję informacyjną opartą na… wyrażeniu wdzięczności za korzystanie z legalnych źródeł treści. Kampania – w anglojęzycznej wersji zatytułowana „Thank You For Your Manga Love” – zamiast agresywnego przekazu „przestańcie czytać pirackie mangi” postawiła na pozytywną narrację.
Kluczowym elementem kampanii – przygotowanej we współpracy z popularnym artystą pop Vaundym – była piosenka. Pojawiły sięw niej dialogi z ponad 60 mangowych tytułów. Fani byli zachęcani do używania hasztagów #IdidntReadPiratedMangaToday i jego japońskiej wersji #今日私は海賊版を読まなかった.
W lipcu 2024 r. ABJ rozszerzyła działania na rynki międzynarodowe. Publikowała reklamy w największych gazetach świata, m.in. w amerykańskim „New York Times”, francuskim „Le Monde”, włoskiej „La Repubblica” oraz hiszpańskim „El País”. W Azji podziękowania za korzystanie z legalnych źródeł ukazały się m.in. w Korei Południowej, Indonezji i na Tajwanie.
ABJ poinformowała, że liczba wizyt na japońskich stronach pirackich zmniejszyła się o około 25 proc. Był to efekt zarówno kampanii edukacyjnych, jak i nakazów sądowych. Problem w tym, że poza Japonią sytuacja nie poprawiła się wcale. W wielu miejscach nawet się pogorszyła – np. w Wietnamie poziom piractwa w ciągu roku wzrósł pięciokrotnie. A do starych przeciwników dołączył nowy: sztuczna inteligencja.

AI koszmarem twórców?
Niespełna rok temu w mediach społecznościowych wielką popularność zdobyło przerabianie zdjęć na baśniowe grafiki w stylu japońskiego Studia Ghibli. Założona w 1986 r. wytwórnia filmów animowanych jest znana z serii takich jak „Mój sąsiad Totoro” i „Spirited Away”. Dzięki filtrom w aplikacjach mobilnych użytkownicy zaczęli masowo „ghiblifikować” swoje fotografie. Ich prywatne zdjęcia stawały się słodkie jak z kreskówki. Fotografowane osoby w wersji anime miały duże oczy i łagodne rysy twarzy. Całość – miękkie kontury i stonowaną kolorystykę z piękną przyrodą w tle. Jak to bywa z trendami, także ten z czasem osłabł, ale wywołał alarm wśród twórców. Legalność powstających w ten sposób obrazów do dziś pozostaje przedmiotem sporów. Choć narzędzia AI odtwarzały jedynie styl, a nie konkretne postaci, to trenowały na chronionych prawem dziełach.
Ale afera nie zakończyła się na uroczych fotkach.
Pod koniec 2024 r. agencja Nikkei zidentyfikowała tysiące krążących w sieci grafik wygenerowanych przez algorytmy. Były wśród nich te przedstawiające postaci z serii „Pokémon” i „Super Mario”. W niektórych przypadkach powstałe obrazy były łudząco podobne do oryginalnych, w innych – znacznie bardziej realistyczne. Właściciele praw autorskich i prawnicy podkreślają, że wykorzystywanie kreskówek i komiksów do trenowania sztucznej inteligencji oraz rozpowszechnianie stworzonych w ten sposób treści to naruszenie prawa, poważnie zagrażające całej branży. Istnieją również obawy, że modyfikowanie wizerunków znanych postaci anime może zaszkodzić ich macierzystym markom. Pojawiały się m.in. grafiki przedstawiające je z bronią w ręku. Choć japońskie media zaroiły się od opinii właścicieli kancelarii adwokackich oraz zaniepokojonych ilustratorów i animatorów, sprawa wciąż pozostaje nierozstrzygnięta.
OpenAi kontra wydawcy
Na początku listopada 2024 r. koalicja 17 największych japońskich wydawnictw wydała wspólne oświadczenie. Potępiła w nim wykorzystanie modelu AI Sora 2 firmy OpenAI do generowania wideo. Wydawcy informowali, że tuż po udostępnieniu tego modelu użytkownikom w sieci zaroiło się od treści opartych na popularnych tytułach mangi. Jako dowód przedstawili wideo wygenerowane przez AI, łudząco przypominające ich komiksy oraz tworzone na ich podstawie filmy.
Content Overseas Distribution Association (CODA), zrzeszająca znane w branży wydawnictwa i wytwórnie – takie jak Shueisha, Toei Animation, Square Enix, Bandai Namco, Kadokawa czy Studio Ghibli – złożyła formalny wniosek do OpenAI, żądając, by firma zaprzestała trenowania modeli AI na dziełach należących do jej członków.
Główny punkt sporny to system „opt-out”, zakładający, że algorytm może wykorzystywać do treningu każdą treść, dopóki właściciel nie zażąda jej usunięcia. Wydawcy uważają, że takie podejście jest niezgodne z japońskim prawem autorskim. To bowiem wymaga wcześniejszej – a nie domniemanej – zgody na wykorzystanie chronionych materiałów.
Domagają się, aby zgoda była punktem wyjścia oraz chcą, by OpenAI wypracowała mechanizm sprawiedliwego wynagradzania twórców.
Prezes firmy, Sam Altman, wydał w październiku 2024 r. oświadczenie. Jak stwierdził, chciał „wyrazić uznanie dla niezwykłego wkładu twórczego Japonii”. Zauważył też, że był „zaskoczony tym, jak głęboka jest więź między użytkownikami a japońskimi treściami”.
Obie strony potwierdziły, że podejmą działania przeciwko naruszeniom praw autorskich.
Japoński minister stanu ds. strategii własności intelektualnej Minoru Kiuchi ujawnił, że rząd złożył formalny wniosek do OpenAI.
„Anime i manga to niezastąpione skarby, z których możemy być dumni na całym świecie” – powiedział Kiuchi.

Kluczowy sektor gospodarki?
Problem kradzieży praw autorskich staje się dla Japończyków coraz bardziej palący wraz ze wzrostem znaczenia ekonomicznego przemysłu anime i mangi.
Według danych Association of Japanese Animations (AJA) w 2024 r. branża anime osiągnęła rekordową wartość 3,84 bln jenów (25 mld dolarów). Jej przychody zagraniczne wzrosły o 26 proc. rok do roku – do 2,17 bln jenów (14,3 mld dolarów). Stanowiły ponad połowę (56 proc.) wszystkich wpływów.
Wartość eksportowa japońskiego przemysłu rozrywkowego wkrótce może dorównać wartości sektorów półprzewodników i stali.
Jak podaje Nikkei Asia, wartość eksportowa japońskiego przemysłu rozrywkowego – obejmującego anime i mangę – wkrótce może dorównać wartości sektorów półprzewodników i stali. W 2024 r. sprzedaż zagraniczna tych sektorów wyniosła odpowiednio 4,7 bln i 5,1 bln jenów.
W ramach zrewidowanej przed rokiem inicjatywy Cool Japan narodowym celem jest potrojenie zagranicznej sprzedaży komiksów, filmów animowanych, gier i muzyki do 20 bln jenów (130 mld dolarów) do 2033 r.
Manga najczęściej piratowana
Według danych MUSO Analytics w 2024 r. globalna liczba wizyt na stronach oferujących nielegalne treści wydawnicze znacząco wzrosła. Najchętniej kopiowaną kategorią była japońska duma – manga, która stanowiła ponad 70 proc. wszystkich treści udostępnianych nielegalnie na świecie. Przekładało się to na 46,6 mld wizyt na tych portalach. Najwięcej ruchu generowali internauci ze Stanów Zjednoczonych, Indonezji, Rosji, Wietnamu i samej Japonii. Autorzy raportu określili mangę mianem „globalnego fenomenu”. Podkreślili również, że jednym z powodów nieformalnego udostępniania japońskich komiksów na taką skalę są oczekiwania społeczności czytelników. Fanowskie tłumaczenia pojawiają się w sieci znacznie szybciej niż legalne wydania.
Choć popularność poszczególnych serii różni się w zależności od regionu, to wśród najczęściej nielegalnie oglądanych lub czytanych na świecie znajdują się tytuły takie jak „One Piece”, „Demon Slayer” i „Jujutsu Kaisen”.
Japońscy prawodawcy i eksperci ds. własności intelektualnej coraz głośniej apelują do władz o szersze działania. Wśród nich jest Ken Akamatsu, twórca popularnych mangowych komiksów publikowanych od lat 90. XX w., który dziś zasiada w japońskiej Izbie Radców. Od 2022 r. działa jako nieformalny parlamentarny rzecznik praw ilustratorów. Także inni politycy wyrażają niepokój wobec nonszalanckiego traktowania japońskiej własności intelektualnej przez pirackie portale oraz firmy technologiczne.
Przedstawiciele największych wydawnictw podkreślają, że potrzebne są kolejne długoterminowe kampanie edukacyjne na temat szkodliwości piractwa. Ich zdaniem sytuacja twórców wciąż się pogarsza.
Warto wiedzieć
Prasa też walczy o swoje treści
Problemy z nielegalnym wykorzystywaniem ich artykułów mają również najbardziej opiniotwórcze japońskie media. W sierpniu 2025 r. właściciele dzienników „Yomiuri Shimbun” oraz „Asahi Shimbun”, a także agencja informacyjna Nikkei, pozwali za naruszenie praw autorskich twórcę aplikacji Perplexity. Oskarżyli Amerykanów o kradzież treści oraz rozpowszechnianie dezinformacji.
„Działania Perplexity stanowią masowe, długotrwałe pasożytnictwo na treściach artykułów, na których przygotowanie i napisanie dziennikarze z obu firm poświęcili ogromną ilość czasu i wysiłku, podczas gdy Perplexity nie płaci żadnej rekompensaty” – napisali dwaj ostatni wydawcy w oświadczeniu.
Właściciele mediów oskarżają twórców kalifornijskiej wyszukiwarki – korzystającej z generatywnej sztucznej inteligencji do odpowiadania na pytania – że wykorzystuje ich treści bez pozwolenia. Udowadniają też, że w części przypadków chatbot podawał ich artykuły jako źródła, podczas gdy w rzeczywistości przedstawiał fałszywe informacje nieznanego pochodzenia. Ich zdaniem godzi to w wiarygodność redakcji.
Wszystkie trzy firmy żądają zakazu kopiowania artykułów oraz usunięcia wszystkich skopiowanych treści. Każda domaga się również odszkodowania w wysokości 2,2 mld jenów (14,9 mln dolarów).
Amerykanie argumentują, że ich usługi są zgodne z prawem i że mają prawo do streszczania publicznie dostępnych tekstów. W październiku Perplexity otworzyła jednak program partnerski, w ramach którego wydawcy mają otrzymywać udział w przychodach w zamian za wykorzystywanie ich materiałów.
Rekordowe odszkodowanie i prawo do rewizji
Mimo wszystko widać światełko w tym tunelu.
Już w 2020 r. japoński parlament znowelizował ustawę o prawie autorskim tak, aby zwiększyć kary grożące nielegalnym portalom internetowym. Wcześniejsze przepisy prowadziły do niskich kwot odszkodowań, a właścicielom stron-piratów opłacało się je płacić, bo ich zyski były znacznie wyższe.
W kwietniu 2024 r. doszło do precedensu. Sąd okręgowy w Tokio nakazał byłemu właścicielowi pirackiej strony Mangamura zapłatę trzem wydawnictwom w sumie 1,7 mld jenów (około 15,5 mln dolarów) odszkodowania. Kara dotyczyła bezprawnej publikacji ponad 8 tys. komiksów i czasopism. Był to największy w historii kraju pozew o odszkodowanie związany z piractwem internetowym. Wydawcy wyrazili nadzieję, że wyrok odstraszy innych potencjalnych piratów.
Rząd w Tokio opracowuje też kolejną rewizję prawa autorskiego – tym razem biorąc na warsztat problemy związane ze sztuczną inteligencją. Ponieważ jednak wiele narzędzi AI powstaje za granicą, nie wiadomo, jak skuteczne będzie japońskie ustawodawstwo.
Na razie zamiast nawału pozwów widać przede wszystkim kampanie informacyjne i oświadczenia wydawców.
Eksperci sugerują, że to podejście strategiczne. Wydawcy nie chcą od razu angażować się w kosztowne i czasochłonne postępowania sądowe i liczą na zawarcie rozsądnych ugód. Ale jeśli firmy AI nie zechcą pójść na kompromis, a portale fanów nie będą rozpowszechniać treści uczciwie, seria batalii prawnych jest bardzo prawdopodobna. Przykłady gigantycznego odszkodowania dla wydawców od serwisu Mangamura oraz niedawnych pozwów wobec Perplexity pokazują, że Japończycy są gotowi do zdecydowanych działań w obronie uczciwych dochodów ze swojej popkultury.
Główne wnioski
- Roczne straty wydawców komiksów, albumów i książek z japońską mangą poniesione z powodu piractwa mogą sięgać około 55 mld dolarów. Globalnie stanowią one 70 proc. wszystkich treści wydawniczych nielegalnie ściąganych przez internautów. Najwięcej osób korzystających z nieautoryzowanych kopii mieszka w USA, Indonezji, Rosji, Wietnamie i samej Japonii.
- Z naruszeniami swoich praw autorskich mierzą się także twórcy filmów anime, a dużą rolę odgrywają tu algorytmy generatywnej AI. Wytwórnie i prawnicy podkreślają, że używanie kreskówek i komiksów do trenowania sztucznej inteligencji oraz rozpowszechnianie stworzonych w ten sposób treści to naruszenie prawa, poważnie zagrażające branży.
- W 2024 r. sama tylko branża anime osiągnęła wartość 25 mld dolarów. Wartość eksportowa całego japońskiego przemysłu rozrywkowego ma wkrótce dorównać sektorom takim jak półprzewodniki i stal, oscylując wokół 32 mld dolarów.


