Sprawdź relację:
Dzieje się!
Analizy

Konkurencyjność niemieckiej gospodarki względem strefy euro pogarsza się już od ponad dekady

O co chodzi w niemieckiej polityce gospodarczej i jaki ma ona wpływ na europejskie rynki?

Fot. GettyImages

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jaki wynik osiągnęła inflacja w listopadzie w strefie euro.
  2. Jak kształtowała się różnica między inflacją w Niemczech, a w całej strefie euro.
  3. Jakie miało to konsekwencje dla niemieckiej polityki gospodarczej.

Inflacja w strefie euro w listopadzie wyniosła 2,3 proc. w ujęciu rok do roku, wynika ze wstępnych danych opublikowanych w piątek przez Eurostat. Z kolei inflacja bazowa, czyli po odjęciu cen energii i żywności, wyniosła 2,7 proc. Dane nie były zaskoczeniem. Są jednak twardym orzechem do zgryzienia dla Europejskiego Banku Centralnego (EBC), który na grudniowym posiedzeniu będzie decydował o zmianach stóp procentowych. Z jednej strony, koniunktura w strefie euro mocno się pogarsza, co sygnalizują m.in. wskaźniki PMI. Z drugiej, wciąż zbyt wysoka jest inflacji bazowa i nie chce się obniżać.

Skupmy się jednak na innym zjawisku – różnym tempie zmian cen w Niemczech i pozostałych państwach strefy euro. Wzrost cen w niemieckiej gospodarce jest od wielu lat wyższy, niż w całej strefie euro. Widać to na wykresie od 2013 r. różnica między inflacją na całym obszarze wspólnej waluty jest ujemna. Szczególnie widoczne jest to w ostatnich latach – najpierw podczas pandemii, a następnie w czasie szoku energetycznego spowodowanego wojną na Ukrainie i przerwami w dostawie taniego gazu z Rosji.

Warto zauważyć, że ta różnica nie była duża – wynosiła średnio ok. 0,3 pkt. proc. rocznie. Jednak wywołuje ważne konsekwencje dla polityki gospodarczej prowadzonej przez to państwo.

Aby zrozumieć to zjawisko, spójrzmy na sytuację, w której ceny w jednym państwie rosną przez długi czas szybciej, niż w pozostałych krajach. W sytuacji, kiedy państwa mają dwie różne waluty, działa prosty mechanizm dostosowawczy. Przykładowo, kiedy inflacja w Polsce jest wyższa, niż w strefie euro, to wówczas złoty osłabia się w stosunku do euro. To powoduje, że ceny towarów importowanych rosną, a jednocześnie spadają ceny towarów eksportowanych kwotowanych w euro. Tym samym kraj nie traci konkurencyjności cenowej.

Zupełnie inaczej jest w obszarze wspólnej waluty, jaką jest strefa euro. Wszystkie państwa używają tej samej waluty, a to powoduje, że kurs walutowy między nimi jest sztywny. Euro używane w Niemczech jest warte tyle samo, co euro w Grecji, Hiszpanii, czy we Francji. Ten kurs nie zmienia się w czasie.

Kiedy ceny w jednym państwie rosną znacznie szybciej, niż w pozostałych krajach, nie ma to wpływu na kurs wymiany walut między nimi. Jeśli ceny w Niemczech przez wiele lat rosną szybciej, niż w pozostałych państwach wspólnego obszaru walutowego, to wówczas „niemieckie euro” jest nadal warte tyle samo, co greckie, hiszpańskie, czy francuskie.

Różne tempo zmiany cen powoduje, że ceny tych samych dóbr są różne w... różnych krajach. Możemy np. założyć, że produkcja samochodu w Niemczech i we Francji wynosi dziesięć tys. euro w danym roku. Jeśli ceny w Niemczech rosną o 0,3 pkt. proc. rocznie, to po dziesięciu latach, produkcja tego samego samochodu we Francji wynosi nadal dziesięć tys. euro (w cenach stałych), natomiast produkcja w Niemczech 10,3 tys. euro. To może niewiele i faktycznie taka zmiana raczej nie wywołuje poważniejszych skutków, ale...

... jednak Niemcy obawiają się wzrostu tej różnicy i utraty konkurencyjności względem innych partnerów w strefie euro. A to wywołuje istotne implikacje dla tamtejszej polityki gospodarczej.

Po pierwsze, kraj prowadzi restrykcyjną politykę fiskalną. Przed pandemią generował nadwyżki budżetowe rządu ponad 1 proc. PKB rocznie. Od 2020 r. ma deficyt, jednak jest on znacznie mniejszy, niż w innych krajach rozwiniętych, w tym m.in. we Francji, czy USA, a w dodatku szybko maleje. Dzieje się tak, ponieważ rząd nie chce dopuścić do jeszcze szybszego wzrostu cen, niż w innych państwach strefy euro.

Drugą implikacją jest to, że Niemcy starają się utrzymywać wzrost płac jak tylko "najniżej się da". To element liberalnej polityki migracyjnej. Imigracja powoduje bowiem, że zwiększa się zasób siły roboczej, a przez to maleje presja na podwyżki płac.

Opisane zjawisko dotyczy tylko konkurencyjności cenowej wewnątrz strefy euro, ponieważ konkurencyjność zewnętrzna jest wyznaczana przez kurs europejskiej waluty w stosunku do innych walut. Jednak już samo pogorszenie się cenowej konkurencyjności wewnątrz obszaru wspólnej waluty może być problemem, ponieważ osłabia potencjał eksportowy na rynki innych państw posiadających euro.

Oczywiście stopa inflacji w całej gospodarce nie pokazuje idealnie zmian w konkurencyjności cenowej w sektorach, które eksportują. Może być jednak dobrym przykładem, ze względu na złożone zależności pomiędzy tymi sektorami a resztą gospodarki, a także dlatego, że coraz więcej sektorów jest nastawionych na eksport (w tym również usługowych).

Taka polityka gospodarcza przekłada się na niski popyt wewnętrzny w Niemczech. W konsekwencji oznacza to słaby popyt zgłaszany przez tę gospodarkę na dobra z innych państw strefy euro. Czy Niemcy mają alternatywę? Być może obawy o ich konkurencyjność są wyolbrzymiane przez tamtejszych polityków. Choć z drugiej strony, historyczne przykłady krajów południa Europy (Włochy, Grecja, Hiszpania, Portugalia) pokazują, że cenowa konkurencyjność może się szybko pogorszyć i mieć fatalne skutki dla gospodarki. Niemcy dmuchają więc na zimne. I rykoszetem ochładzają popyt w całej europejskiej gospodarce.

Główne wnioski

  1. Inflacja w Niemczech jest od dziesięciu lat wyższa, niż w strefie euro. To powoduje, że pogarsza się konkurencyjność cenowa tamtejszej gospodarki względem innych krajów strefy euro.
  2. Niemiecka polityka gospodarcza stara się nie dopuścić do zwiększenia tej różnicy przez restrykcyjną politykę fiskalną oraz utrzymanie niskiego tempa wzrostu płac, m.in. z pomocą liberalnej polityki migracyjnej.
  3. To sprawia, że w niemieckiej gospodarce popyt wewnętrzny jest na niskim poziomie, a to przekłada się na słabszy popyt w całej Europie.