Korea Północna pręży rakietowe muskuły. Dla reżimu Kima to być albo nie być
Tuż przed wyborem nowego amerykańskiego prezydenta Korea Północna przetestowała międzykontynentalny pocisk balistyczny, zdolny dosięgnąć Stany Zjednoczone. W kierunku Japonii wystrzeliła rakiety krótkiego zasięgu. Według ekspertów, rakietowy i nuklearny straszak ma zapewnić reżimowi Kim Dzong Una niezależność i przetrwanie.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego reżim Kim Dzong Una rozwija program rakietowy i nuklearny mimo międzynarodowych sankcji
- Jaki jest potencjał militarny państwa Kimów i jak wykorzystuje ono wojnę w Ukrainie.
- Ile Korea Północna zarabia na pomocy Rosji w inwazji na sąsiedni kraj i co jeszcze może na tym ugrać
Rakieta Hwasong-19, którą w ostatni czwartek wystrzeliła Korea Północna, to największy międzykontynentalny pocisk balistyczny na świecie. Wojskowi eksperci z Seulu szacują, że gigant mierzy co najmniej 28 metrów długości – o prawie dziesięć więcej, niż najpotężniejsze rakiety tego typu w arsenałach Rosji i Stanów Zjednoczonych.
Część analityków powątpiewa, czy ogromna rakieta, wraz z trzydziestometrową mobilną wyrzutnią byłaby efektywnym narzędziem w razie realnego konfliktu. Nie ulega jednak wątpliwości, że posiadanie pocisku o zasięgu szacowanym na 15 tys. kilometrów to techniczny sukces północnokoreańskiego reżimu.
Do testu międzykontynentalnej broni doszło na kilka dni przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi. Zresztą o świcie, bezpośrednio przed głosowaniem, Koreańczycy z Północy ponowili swój sygnał, wystrzeliwując co najmniej siedem rakiet krótkiego zasięgu, które wpadły do Morza Japońskiego. Poinformowało o tym ministerstwo obrony Japonii, a tamtejszy rząd wystosował protest przeciwko testom.
Salwy Kim Dzong Una wywołały także (wyrażone w publicznych oświadczeniach) zaniepokojenie USA, ministrów spraw zagranicznych pozostałych państw G7 i Filipin. Trzy dni po teście północnokoreańskiego pocisku dalekiego zasięgu Amerykanie przeprowadzili wraz z Koreą Południową i Japonią wspólne ćwiczenia.
Tylko w tym roku generałowie Kima przetestowali także dwie rakiety średniego zasięgu i dużą liczbę mniejszych pocisków. Południowokoreański wywiad wojskowy jest zdania, że totalitarne państwo w każdej chwili może też przeprowadzić kolejną próbę nuklearną. Do poprzedniej doszło ponad siedem lat temu.
Eksperci zgodnie jednak podkreślają, że nie ma żadnych szans na to, że Pjongjang z własnej woli się zatrzyma. Broń masowego rażenia jest dla tamtejszego reżimu gwarancją przetrwania.
Ćwierć budżetu na zbrojenia
Korea Północna przeprowadziła dotąd sześć udanych, podziemnych testów broni jądrowej. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę przyspieszyła produkcję zarówno rakiet, jak i głowic nuklearnych. Według organizacji Arms Control Association tych ostatnich ma dziś około 50. Posiada też wystarczająco dużo materiału rozszczepialnego, by niemal potroić ten arsenał. Od kilku dekad Koreańczycy z Północy dysponują także bronią biologiczną i chemiczną.
Władze w Pjongjangu mogą się przy tym poszczycić niebywałym potencjałem sił konwencjonalnych. Według waszyngtońskiego think tanku International Institute for Strategic Studies, Korea Północna dysponuje jedną z najliczniejszych armii świata, liczącą blisko 1,3 mln żołnierzy w aktywnej służbie. Do tego trzeba doliczyć 600 tys. rezerwistów i… prawie dziesięciokrotnie więcej personelu paramilitarnego. Mowa tu o państwie, które liczy zaledwie 26 mln mieszkańców.
W ramach polityki Songun („po pierwsze armia”) wszystkie zasoby kraju w pierwszym rzędzie trafiają na potrzeby wojska. Amerykański Departament Stanu szacuje, że Korea Północna wydaje rocznie na zbrojenia od 20 do 30 proc. swojego budżetu bijąc tym na głowę wszystkie inne kraje. W 2019 r. reżim miał przeznaczyć na ten cel równowartość 4 mld dolarów, czyli około 26 proc. PKB. Lwią część tej sumy pochłonęła budowa i rozwój międzykontynentalnych pocisków, których Kim Dzong Un może mieć kilkadziesiąt.
O co chodzi Koreańczykom z Północy?
Korea Północna, oficjalnie Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna (KRLD), to relikt zimnej wojny. Powstała w 1948 r. jako marionetkowe państewko kontrolowane przez Związek Radziecki. Jego pierwszego przywódcę, Kim Ir Sena, Sowieci zainstalowali jako głowę koreańskiej partii komunistycznej na polecenie Józefa Stalina.
W latach 1950-53 Korea Północna stoczyła wojnę z okupowanym przez Amerykanów Południem. Walki, w których wzięli udział także żołnierze z Chin i USA, zakończyły się rozejmem i trwałym podziałem Półwyspu Koreańskiego.
Reżim w leżącym na północy Pjongjangu szybko zyskał niezależność od Moskwy, a partyjny ustrój komunistyczny przekształcił zaledwie w fasadę. Kim Ir Sen stopniowo tworzył totalitarne, nacjonalistyczne państwo oparte na doktrynie dżucze – samodzielności. On sam miał w nim władzę absolutną. Z tych powodów relacje reżimu z najbliższymi sojusznikami – ZSRR i Chinami, często bywały napięte.
Kim Ir Sena w 1994 r. zastąpił jego syn Kim Dzong Il, a gdy ten zmarł siedemnaście lat później, władzę w kraju objął wnuk pierwszego Kima– wychowany w tajemnicy w Szwajcarii, lecz często porównywany z dziadkiem – Kim Dzong Un.
Przez dekady najważniejsze funkcje w państwie sprawowali także inni członkowie rodziny, wokół której zbudowano propagandową legendę. Niektórzy badacze określali rządzący klan mianem jedynej komunistycznej dynastii w historii.
Korea Północna sama siebie widzi jako prawdziwie suwerenne i niezależne państwo. Tamtejsza propaganda karmi mieszkańców hasłami o potężnym, rozkwitającym mocarstwie, szanowanym na arenie międzynarodowej, lecz zagrożonym przez wrogie siły. Zwłaszcza przez Stany Zjednoczone, które przedstawia się jako głównego przeciwnika. Wielu zwykłych obywateli jest przekonanych, że rozwój śmiercionośnej broni masowego rażenia to cios zadany zachodnim imperialistom.
Kolejna próba jądrowa?
Pod koniec października agencja wywiadu wojskowego Korei Południowej poinformowała, że sąsiedzi z Północy prawdopodobnie są już gotowi do swojego siódmego testu nuklearnego. Podobnie jak poprzednio, w 2017 r., miałoby do niego dojść w górach na północnym wschodzie kraju.
Czy jednak Kim Dzong Un, zachęcany przez swoich generałów, zdecyduje się na odpalenie bomby mimo świadomości, że grożą mu za to międzynarodowe sankcje gospodarcze?
– Cywilne elity są zapewne bardziej świadome dyplomatycznych i ekonomicznych konsekwencji testu nuklearnego, ale ostatnie wydarzenia wskazują raczej na powrót do militaryzmu – mówi dr Balázs Szalontai, badacz północnokoreańskiego reżimu z Uniwersytetu Kwangwoon w Seulu.
Jak wyjaśnia, Korea Północna, choć z wolna się liberalizuje i stara się poprawiać jakość życia swoich mieszkańców, nadal pozostaje najbardziej zamkniętym na zewnętrzne wpływy krajem świata. Dotyczy to także dopływu informacji z zewnątrz.
– Z relacji uciekinierów z Północy wynika, że opuszczali kraj albo z głodu albo dlatego, że groziła im śmierć z powodów politycznych. Nie tracili jednak swojej wiary w ojczyznę i miłości do Wodza. Dlatego nawet klęska głodu wywołana przez jakieś szczególnie dotkliwe sankcje nie byłaby zagrożeniem dla pozycji klanu Kimów. Nadal będą raczej kładli nacisk na zbrojenia niż inwestowali w inne dziedziny gospodarki, takie jak niewydolny system dystrybucji żywności. Pomoc żywnościową zawsze można przecież wymóc od USA w zamian za kolejną obietnicę wstrzymania prac nad programem nuklearnym, a techniczną od Rosji, za pomoc w wojnie w Ukrainie – wyjaśnia ekspert.
Sojusznicy na Kremlu i w Pekinie
Zdaniem Roberta Dujarrica, szefa Instytutu Studiów nad Współczesną Azją na Uniwersytecie Temple w Tokio, Chiny i Rosja będą nadal wspierały Pjongjang, mimo że ten bywa nieprzewidywalny nawet dla nich.
– Z punktu widzenia Pekinu zmiana polityki wobec sąsiada byłaby niekorzystna, bo zakręcenie kurka z pomocą dałoby przewagę w regionie Stanom Zjednoczonym. Chińczycy nie życzą sobie ani napływu głodnych koreańskich uchodźców, ani obecności amerykańskich wojsk nad swoimi granicami. To prawda, że dawniej chińskie media rządowe wzywały do zmniejszenia pomocy, jeśli sojusznicy będą kontynuowali zbrojenia, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że zwiększanie sankcji nie spowoduje upadku reżimu, tylko sprawi, że stanie się on bardziej niebezpieczny – mówi badacz.
Od czasu rozpoczęcia przez Władimira Putina pełnoskalowej wojny w Ukrainie dobre relacje z Kimami są coraz ważniejsze także dla Kremla. Stały się też niezwykle korzystne dla KRLD.
Według szacunków pochodzących z raportu badaczki Oleny Gusejnowej z seulskiego Uniwersytetu Hankuk, który w październiku opublikowała niemiecka Fundacja im. Friedricha Naumanna, od 2023 r. Korea Północna zarobiła od niespełna 2 mld do ponad 5 mld dolarów na dostawach amunicji i broni do Rosji. Część analityków jest zdania, że w zamian za wysłanie do walki w Ukrainie swoich żołnierzy (Seul podał, że trafiło ich tam co najmniej 11 tys.), Pjongjang zażąda dostępu do rosyjskich technologii, które pozwolą mu na dalszą poprawę jakości swoich rakiet.
Zdaniem cytowanych przez agencje wojskowych ekspertów reżim nie jest jeszcze w stanie sięgnąć terytorium USA rakietami uzbrojonymi w bojowe głowice nuklearne. Do pokonania pozostają trudności techniczne, w tym opracowanie technologii umożliwiającej opuszczenie i ponowne wejście w ziemską atmosferę bez szkody dla przenoszonego ładunku. Jednak Pjongjang teoretycznie już teraz mógłby zaatakować bronią atomową dowolny cel na terytorium Korei Południowej. W odpowiedzi na rozwój północnokoreańskiego potencjału USA już w 2017 roku zainstalowały u swoich południowokoreańskich sojuszników system obrony przeciwrakietowej THAAD.
Jednak według Roberta Dujarrica Kim Dzong Un powiększa swój arsenał wcale nie po to, żeby go użyć, tylko aby w przyszłości wykorzystać go do uzyskania rozmaitych ustępstw. Zbrojenia stabilizują zarazem status quo, bo reżim trwa wyłącznie dzięki temu, że co jakiś czas jest w stanie pogrozić palcem światu.
Główne wnioski
- Korea Północna nadal będzie rozwijała swój arsenał rakietowy i nuklearny. Przygotowuje się do kolejnego testu bomby atomowej. Stanowi to system odstraszania, który jest gwarancją przetrwania tamtejszego reżimu.
- Wojna w Ukrainie pomaga Kim Dzong Unowi i jego klanowi w dalszym umacnianiu władzy.
- Pjongjang zarobił miliardy dol. na kontraktach zbrojeniowych z Rosją, dostarczając jej głównie amunicję. Relacje z władzami na Kremlu stale się zacieśniają.