Kategorie artykułu: Biznes Technologia

„Księżyc to nowy kontynent, o który walczą Chiny i USA" (WYWIAD)

Indie kupują bardzo dużo satelitów, Chiny właśnie uruchamiają ośrodek do testowania lądowania na Księżycu, Amerykanie przegrywają wyścig, ale ich prezydent żąda sukcesów. O tym, jak świat przyspieszył, podczas gdy Polska dopiero uruchamia silniki do gwiazd w rozmowie na Gwiazdkę opowiada Jędrzej Kowalewski, założyciel i prezes Scanwaya, jednej z najszybciej rozwijających się polskich firm w tej branży. Jego zdaniem Polska potrzebuje strategii kosmicznej.

Jędrzej Kowalewski, prezes firmy Scanway
– Nasze urządzenia do obserwacji polecą w 2026 roku. Misja była zaplanowana na ten rok, ale opóźnienia w amerykańskich programach kosmicznych spowodowały przeniesienie terminu. Właśnie dostaliśmy potwierdzenie z ESA o zabezpieczeniu funduszy na kolejny instrument optyczny, który zostanie wykorzystany w jednej z kolejnych misji Innuitive Machines – mówi Jędrzej Kowalewski, prezes firmy Scanway. Fot. materiały prasowe spółki Scanway

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. O kontraktach międzynarodowych i krajowych pomysłach Scanwaya, polskiej firmy z sektora kosmicznego.
  2. O tym, jak przyspieszyła rywalizacja o ponowne lądowanie człowieka na Księżycu, tym razem z zamiarem kolonizacji.
  3. O prywatnej strategii powstania Doliny Kosmicznej na Dolnym Śląsku, która była zachętą dla rządu do zbudowania pierwszej narodowej polityki rozwoju sektora kosmicznego w Polsce.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Katarzyna Mokrzycka: Dzięki lotowi w kosmos dra Sławosza Uznańskiego i programowi, który umieścił na orbicie Ziemi pierwsze polskie satelity, w Polsce zaczęło się w tym roku mówić o przemyśle kosmicznym. To pozostawiło wrażenie, że w 2025 r. rozwój tych technologii przyspieszył. Był bardziej intensywny niż w poprzednich latach? Proszę wskazać trzy najważniejsze dla pana wydarzenia w sektorze kosmicznym z minionych 12 miesięcy.

Jędrzej Kowalewski, CEO Scanwaya: W ciągu ostatnich pięciu lat mieliśmy boom na sektor kosmiczny na całym świecie. A teraz rozpoczął się etap, w którym liczne inwestycje prywatne muszą przynieść wymierne rezultaty – to moment „sprawdzam” dla całej branży.

Wiele firm „nie dowiozło” obietnic, to trzeba sobie powiedzieć wprost. Wiele upada albo są przejmowane przez innych graczy. Ale są też takie, które bardzo rentownie skalują biznes. To są zarówno startujące podmioty, dopiero mozolnie zdobywające rynek, jak i wytrawni gracze, a my współpracujemy z wieloma z nich.

Najważniejsza zmiana to przełom w transporcie na orbitę okołoziemską. W ostatnim roku osiągnął poziom niewidziany nigdy wcześniej. W wyścigu na orbitę pojawiła się konkurencja. Z Elonem Muskiem i jego SpaceX konkurować zaczyna Jeff Bezos i jego Blue Origin. To jest superważne, ponieważ transport daje napęd całemu sektorowi. Wszystkie projekty, takie jak tworzenie konstelacji satelitów, które działają na orbicie w prywatnych modelach biznesowych, czy polskie satelity o znaczeniu wojskowym, są możliwe do zrealizowania tylko wtedy, kiedy mamy tani dostęp do orbity.

Koszty wynoszenia ładunków już mocno spadły, a dzięki konkurencji będą spadać dalej. W ostatnim roku mieliśmy dwa starty rakiety Blue Origin, oba z sukcesem, co nie jest oczywiste. Mieliśmy także wiele udanych testów nowej rakiety Starship. Wyścig największych graczy, którzy chcą otworzyć tani dostęp do przestrzeni kosmicznej, nabiera rumieńców. Do tej pory śmiało można było mówić o monopolu SpaceX, a teraz do gry włączają się kolejni uczestnicy.

Najważniejsza zmiana to przełom w transporcie na orbitę okołoziemską. W ostatnim roku osiągnął poziom niewidziany nigdy wcześniej.

Kolejna bardzo ważna rzecz z tego roku to trzy różne ekspedycje lądowników na Księżyc w tym samym czasie. Wszystkie trzy należały przy tym do firm prywatnych: Firefly, Intuitive Machine oraz iSpace. Kolejna dekada będzie stała pod znakiem eksploracji Księżyca. Już zaplanowanych jest ponad 300 misji na Srebrny Glob. I Amerykanie, i Chińczycy chcą na Księżycu wylądować i stworzyć tam swoje kolonie.

Warto wiedzieć

Jędrzej Kowalewski

Prezes firmy Scanway, którą założył w 2016 roku. Ekspert rynku kosmicznego, inicjator wielu projektów związanych z eksploracją kosmosu, lider technologii obrazowania satelitarnego i systemów wizyjnych w Polsce.

Scanway zajmuje się projektowaniem teleskopów i kamer na potrzeby obserwacji w kosmosie i z kosmosu. W 2017 roku firma zadebiutowała pierwszym wrocławskim komercyjnym produktem, który znalazł się w przestrzeni kosmicznej – komorą pomiarową dla projektu DREAM z Politechniki Wrocławskiej realizowanego we współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną. Dziś spółka jest notowana na warszawskiej giełdzie i współpracuje z liczącymi się na świecie firmami z sektora kosmicznego.

Intuitive Machine to firma, z którą podpisaliście duży kontrakt dokładnie rok temu. Czy w tej misji był wasz sprzęt?

Nasze urządzenia do obserwacji polecą w przyszłym roku. Rzeczywiście, misja była zaplanowana na ten rok, ale opóźnienia w amerykańskich programach kosmicznych spowodowały przeniesienie terminu na 2026. Nasza dotychczasowa współpraca z Intuitive Machines będzie rozwijana. Dostaliśmy potwierdzenie z ESA o zabezpieczeniu funduszy na kolejny instrument optyczny. Zostanie wykorzystany w jednej z kolejnych misji tej firmy.

Trzecie zdarzenie, superważne z naszej krajowej perspektywy, to misja Transporter–15. Poleciało w niej na orbitę najwięcej w historii polskiego sprzętu. To trzy satelity konstelacji PIAST (w każdym z nich był nasz teleskop), satelita wojskowy ICEYE, kupiony przez polski rząd i polska kamera (którą dostarczyliśmy) w satelicie w ramach misji Niemieckiej Agencji Kosmicznej. My do tej misji dostarczyliśmy łącznie cztery ładunki optyczne.

Warto wiedzieć

Europa w drodze na Księżyc

Europejska Agencja Kosmiczna zakwalifikowała w grudniu 2025 do kolejnej fazy projekt Mani udziałem Scanwaya, realizowany w ramach programu Małych Misji Księżycowych.

Jest to misja europejskiego orbitera księżycowego, który będzie mapował powierzchnię Księżyca z najwyższą dotychczas osiągniętą rozdzielczością przestrzenną, co otwiera zupełnie nowe możliwości eksploracyjne. Scanway odpowiada za dostarczenie instrumentu optycznego dla satelity krążącego wokół Księżyca. Pozyskane dane mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłych misji księżycowych. Mogą zostać wykorzystane np. do planowania lokalizacji przyszłej bazy księżycowej w ramach amerykańskiego programu Artemis. Jego celem jest stworzenie infrastruktury umożliwiającej trwałą obecność człowieka na powierzchni Księżyca.

Projekt Mani ma na celu wyniesienie orbitera księżycowego, który będzie mapował powierzchnię Srebrnego Globu z wysokości ok. 50 km.

Budżet całego projektu wyniesie ok. 50 mln euro, z czego do polskiej firmy może trafić ok. 8,6 mln euro w ciągu kolejnych czterech lat. Przedsięwzięcie finansuje ESA, m.in. z polskiej składki.

Scanway

Na najbliższy rok też jest zaplanowanych tyle różnych misji, w których zaangażowane będą polskie firmy albo polski rząd?

Polskiego sprzętu na pewno trochę poleci, zwłaszcza od nas. Na końcówkę 2026 planowana jest też misja, która wyniesie satelity Creotech dla MON w ramach programu Microglob. Znając specyfikę SpaceX, trzeba się i tu spodziewać przesunięcia terminu. To właśnie dlatego branża oczekuje na pojawienie się nowych systemów nośnych.

SpaceX pozostaje pod kontrolą jednego decydenta. To w praktyce oznacza, że dzieje się tak również ze znaczącą częścią globalnego rynku transportu kosmicznego oraz infrastruktury satelitarnej.

Kto, poza firmą Elona Muska, wynosi dziś sprzęt na orbitę? I kto – poza Jeffem Bezosem – szykuje się do tego?

Indyjscy oraz chińscy operatorzy dziś oferują stosunkowo tani dostęp do orbity, na razie mniejszymi nośnikami i nie tak niezawodnymi, jak amerykańskie. Ale budują nowe, duże rakiety. Na rynku działa też Rocket Lab, jednak w tej chwili ma w użytku tylko rakietę o małej ładowności. Także buduje nową. Własny nośnik buduje także Firefly. Nad podobnymi rozwiązaniami pracuje wiele mniejszych startupów, ale na razie bez większych sukcesów.

Nokia zapowiadała budowę na Księżycu sieci komórkowej. Ten projekt bardzo się odwlókł. Pandemia, jakieś nieudane testy. Na jakim jest dziś etapie? Czekam na to, bo tak mi się ten projekt kojarzy, że gdy jest sieć komórkowa, to już jest pierwszy krok do zaistnienia w takich warunkach człowieka.

Bardzo słusznie pani do tego podchodzi. To jest kontrakt NASA z Innuitive Machines na 5 mld dolarów. Nokia jest jednym z podwykonawców. My także – robimy teleskop, który będzie pracował w ramach całej tej sieci telekomunikacyjnej wokół Księżyca. Pierwszy satelita z tej konstelacji ma polecieć na orbitę Księżyca właśnie w 2026 roku.

W 2025 roku były co najmniej dwa projekty kosmiczne, które się nie powiodły. Lądowniki, które miały badać Księżyc, zaliczyły techniczne problemy i z researchu nic nie wyszło – najpierw w marcu maszyna Innuitive Machines, a w czerwcu z iSpace. Czy to bardziej dopinguje, czy może lekko zniechęca inwestorów? Jakich kolejnych zapowiedzi różnych inicjatyw kosmicznych spodziewa się pan w nadchodzących miesiącach?

Będziemy słyszeli coraz więcej o kolejnych projektach Chin i Indii. Z nieoficjalnych doniesień wiemy, że Indie kupują w tej chwili bardzo dużo satelitów. Bardzo często są to satelity prywatne. Chińczycy akurat skończyli budowę swojego ośrodka do testowania sprzętu do lądowania na Księżycu. Wyposażyli go w symulatory do lądowania na Księżycu lądowników, ale także misji załogowych. Mają zaplanowanych kilka misji na 2026 i już na 2027 rok.

Z polskiej perspektywy, gdzie w sprawach międzynarodowych najwięcej uwagi poświęca się wojnie na Ukrainie, a najważniejsze projekty są ukierunkowane na podwójne zastosowanie (czyli także militarne), zdobywanie Księżyca może się wydawać pomysłem abstrakcyjnym. Ale na świecie w tym obszarze dzieje się tak dużo, że coraz trudniej zapamiętywać kolejne przedsięwzięcia.

O Księżycu mówi się, że to nowy kontynent, który próbują przejąć w tej chwili Chiny i Stany Zjednoczone.

Hindusi nie pretendują? Może jakieś inne kraje, może Europa?

Hindusi też próbują się ścigać, udało im się osiągnąć pierwsze lądowanie, ale są w tyle. Nawet Amerykanie zaczynają sobie uświadamiać, że przegrywają ten wyścig i Chiny ich wyprzedzają.

A co o tym świadczy?

Postęp w chińskich misjach robotycznych na Księżyc. W tym samym czasie USA notują głównie ogromne opóźnienie w programie Artemis. Chiny zapowiedziały, że wylądują na Księżycu z człowiekiem do końca dekady. A ponieważ to są Chiny – nie można tego lekceważyć.  A ze Stanów Zjednoczonych dotarła niedawno informacja, że podobno Donald Trump zażądał, by lądowanie Amerykanów odbyło się do końca jego kadencji.

Najpierw obciął finansowanie dla NASA, teraz jednak wszystko może być skoncentrowane na amerykańskiej załogowej misji na Księżyc.

W Polsce, przy okazji awantury o niedofinansowanie nauki, pojawiły się pretensje przedstawicieli środowiska akademickiego o różne wydatki ministerstwa nauki, ich zdaniem nieuzasadnione lub nieracjonalne. W tym kontekście pojawiło się również nazwisko astronauty dra Sławosza Uznańskiego. Pojawiły się pytania, kto i za co mu płaci, a przy okazji także o sens jego tour de Pologne z wykładami. Przyznam, że mnie jego prelekcja nie przekonuje, miałam okazję posłuchać, ale być może nie o treść naukową w niej chodzi. Czy to, co robi, ma znaczenie dla polskiego sektora kosmicznego?

My podróż dra Sławosza przez kraj odbieramy bardzo pozytywnie. Zawsze liczba chętnych na wydarzenia z jego udziałem jest bardzo wysoka. Dla nas najważniejsze zaś jest, że temat, o którym opowiada, zaczął wreszcie odbijać się szerokim echem wśród polityków. Dzięki dr. Sławoszowi kosmos dociera do ludzi, którzy na co dzień decydują o przyszłości sektora kosmicznego w Polsce. Jego prelekcje to otwieracz do gremiów dotychczas raczej zamkniętych na temat rozwoju tej branży w Polsce i w ogóle obecności Polski w zdobywaniu kosmosu. Jego praca na stacji kosmicznej i osiągnięcia w badaniach przenikają do sfer decyzyjnych. Dzięki temu przedstawicielom sektora znacznie łatwiej rozmawia się o „polskim kosmosie” z władzami, inwestorami, biznesem.

Czego jako branża potrzebujecie od decydentów? Na co pan liczy? Czego potrzebuje Scanway od polityków?

Sektor kosmiczny przez lata rozwijał się w Polsce oddolnie. Uczelnie zajmowały się tym we własnym zakresie, podobnie instytuty PAN, firmy same finansowały udział w różnych misjach. Startupy z tej branży dostawały mizerne wsparcie finansowe. Samodzielnie zbudowały swoje kompetencje i rynki. Zainwestowały sporo pieniędzy w testowanie swojego sprzętu w kosmosie. Zadebiutowały na giełdzie. Dziś mogą się pochwalić udziałem w wielu ważnych projektach za granicą, ale także i rządowych przedsięwzięciach w kraju.

I po tych wszystkich latach i wszystkich projektach, łącznie z wysłaniem w Kosmos pierwszego Polaka od prawie 50 lat, wciąż brakuje nam jednej, teoretycznie bardzo prostej rzeczy. Brakuje strategii państwa dla rozwoju sektora kosmicznego w Polsce. I nikt nad nią w rządzie nie pracuje.

Ostatnio w kosmos poleciały pierwsze satelity do obserwacji Ziemi finansowane przez polski rząd – „oczy” Polski w kosmosie. Scanway, jak wspominałem, jest częścią tego projektu. Jednocześnie trzeba jasno powiedzieć, że impuls do jego realizacji był w dużej mierze konsekwencją wojny, a nie efektem długofalowej strategii kosmicznej państwa.

Nawet jednak po ostatnich osiągnięciach i po naszych rozmowach z polską administracją nie mam poczucia, żeby została jasno wytyczona ścieżka, w jaki sposób jako kraj chcemy budować nasze zdolności obserwacji z orbity.

Od decydentów oczekiwalibyśmy zatem szerszego spojrzenia na cały sektor. Możliwości rozwoju i inwestycji jest mnóstwo, ale chodzi o to, by przemyśleć, jakie podmioty deep tech finansować, by długofalowo budować polską obecność w kosmosie. Chodzi o odejście od działań wyłącznie reaktywnych i doraźnych, skoncentrowanych na wyzwaniach bezpieczeństwa, na rzecz długofalowej polityki rozwoju, a także eksploracji.

Jesteśmy nadal w fazie poszukiwania w Polsce tych naszych specjalizacji. Mówi się oczywiście, że taką specjalizacją jest obserwacja Ziemi i przetwarzanie danych. Ja natomiast uważam, że jasno określonych specjalizacji jeszcze nie mamy. Są firmy, które w swoich sektorach wiodą prym – np. Creotech, Scanway, Astronika – ale trudno byłoby powiedzieć, że mamy jeden duży wyspecjalizowany ośrodek koncentrujący się na technologiach kosmicznych. Zwłaszcza że technologie satelitarne są bardzo interdyscyplinarne, co utrudnia jednoznaczne definiowanie specjalizacji.

Nie uważa pan, że wskazanie specjalizacji to nie jest najlepsza droga do wyznaczenia rozwoju wysokotechnologicznego sektora? Nie powinny się wyłonić same, razem z działalnością konkretnych firm, tak jak to się zresztą dzieje?

To się oczywiście dzieje, ale każdemu przedsięwzięciu towarzyszy dyskusja, która wynika właśnie z tego, że nie ma strategii wskazującej cel, jaki chcemy osiągnąć jako kraj. Debatujemy, czy warto było wysłać Polaka w kosmos, czy nie, czy 60 mln euro kosztów się opłaci, czy nie, czy większa składka do ESA to racjonalny plan, czy nie. I tak dalej.

Nie unikniemy takich dyskusji, niezależnie od tego, czy będzie strategia, czy jej nie będzie. A ja bym się jednak obawiała, że politycy wskażą jakieś obszary rozwoju, które nijak mają się do realiów, albo nie dostaną dofinansowania, za to dobrze wypadają w propagandzie do elektoratu.

Nam by zależało na tym, żeby usłyszeć, co w najbliższych latach chcielibyśmy jako Polska zrealizować w kontekście rozwoju technologii kluczowych. Te satelity, z których dziś tak się cieszymy, są najlepszym przykładem. Nikt nie zgłaszał potrzeb na satelitę telekomunikacyjnego, nie było planów, konsultacji, zapotrzebowania. Ostatecznie takie satelity kupujemy z zagranicy. A przecież Polska ma zdolności do zbudowania takich urządzeń. Gdyby istniał długofalowy program dojścia do technologicznej niezależności w tym obszarze – byłoby to możliwe.

Nie chodzi więc o to, żeby z góry nam ktoś zapowiedział, co mamy robić, tylko żeby powiedział, że chciałby w określonej perspektywie osiągnąć określony poziom niezależności technologicznej w określonym obszarze. Skonsultował nasze możliwości i potrzeby oraz uruchomił programy. I fundusze.

Zbigniew Jagiełło, były prezes PKO BP, a dziś członek kilku rad nadzorczych, menedżer, strateg, innowator, jak go opisują notki biograficzne, sam przygotował zarys „Strategii budowy polskiego ekosystemu komercyjnych technologii kosmicznych”. Jego zdaniem, za 10 lat SpaceTech może być dla Polski tym, czym IT w latach 2000-2020. Z budżetem 1,5 mld zł rocznie da się zbudować na Dolnym Śląsku polską Dolinę Kosmiczną. W tamtym regionie już działa kilka znanych firm z tego sektora. Czy bez strategii się zatem nie da? A finansowanie publiczne to niezbędny warunek do powstania tego hubu? 

Kluczowe pytanie brzmi: jaki cel chcemy osiągnąć, realizując tego typu inicjatywy. Faktem jest, że w Polsce rozwijamy pewne technologie, ale niemal zawsze finansuje je wyłącznie prywatny kapitał. W naszym przypadku to akurat kapitał giełdowy. Są jednak inicjatywy, z których dotowania państwo miałoby wielkie korzyści, bo na koniec dnia to w Polsce pozostaną najnowsze technologie. Mówimy przede wszystkim o zwiększaniu możliwości technologicznych produkowania określonych komponentów i przejęcie kawałka globalnego tortu technologii kosmicznych. Tego bez perspektyw finansowania publicznego zrobić się naprawdę nie da. Choć korzyści mogą być bardzo duże, to koszty wyjściowe są ogromne.

Na obecnym etapie rozwoju krajowe firmy nie są w stanie sfinansować ich wyłącznie z kapitału prywatnego.

Bo inwestorzy uznają to za zbyt ryzykowne przedsięwzięcia?

To też, chociaż na przykład polska giełda już się nauczyła sektora kosmicznego i rozumie, o co walczą firmy i jakie to daje zwroty z inwestycji.

Chodzi bardziej o to, że firma naszej wielkości, żeby móc pozyskać z giełdy dużo pieniędzy, na przykład na nową fabrykę, praktycznie musiałaby oddać kontrolę nad jedną czwartą akcji. To oczywiście jest do zrobienia, ale to dość drastyczne i rzadko tak się dzieje w biznesie.

Za granicą mamy przykłady inicjatyw publicznych, które wspierają lokalny biznes kosmiczny. Byłem niedawno w siedzibie Intuitive Machines w Houston – wybudowało ją za darmo miasto. Po to, aby tworzyć miejsca pracy w sektorze high-tech. W Polsce nie słyszałem o żadnej formie takiej inicjatywy. Nie jest to krytyka, lecz próba zwrócenia uwagi na fakt, że nasza konkurencja z sektora kosmicznego na świecie korzysta z różnych dodatkowych form strategicznego myślenia o rozwoju tego przemysłu w swoich krajach.

Skoro Dolina Kosmiczna miałaby powstać na Dolnym Śląsku, a Scanway też jest z Wrocławia to czy już rozmawialiście lokalnymi władzami o możliwościach bliższej współpracy? Nie mówię, żeby od razu wam budowali siedzibę, ale czy macie jakieś wspólne projekty?

Nie chciałbym wchodzić w szczegóły. Toczą się różne rozmowy o różnych projektach w całym kraju. Ostatnio dużo się dyskutuje o tym, gdzie powinien powstać polski ośrodek ESA i zabiegają o niego różne miasta.

Pewne działania są po prostu niezbędne, żeby przejść do wyższej ligi globalnych dostawców podsystemów. Trzeba zwiększyć skalę działania, przejść z poziomu kilku teleskopów rocznie w naszym przypadku, do produkcji wielkoseryjnej – ponieważ w takim kierunku idzie sektor New Space. Do tego potrzeba zbudować ośrodki wytwórcze i w tym polska administracja mogłaby pomóc.

Jak długi czas dzieli waszą spółkę od przejścia do wielkoskalowej produkcji?

W strategii na lata 2026–2028 zakładamy, że w najbliższe trzy lata osiągniemy skalę, w której możemy produkować rocznie kilkanaście dużych teleskopów w przedziale cenowym 0,5–2 mln euro za każdy. Na pewno będziemy inwestować w rozbudowę zdolności wytwórczych na Dolnym Śląsku. Nie widzimy żadnych większych korzyści z ewentualnej wyprowadzki za granicę. Ale na razie będziemy budować zdolności produkcyjne pod nasze potrzeby, pod potrzeby naszych klientów. Państwo swoich potrzeb nie określiło.

Kilka lat temu Artur Chmielewski z NASA trafnie opisał polski krajobraz rozwoju technologii w Polsce. Powiedział, że mamy bardzo dużo jeziorek technologii kosmicznych, które jednak nie są spięte jakąś jedną rzeką przepływu technologii. W Stanach Zjednoczonych programy rządowe, które inwestują w deep tech, to wielka rzeka, do której wpadają wszystkie dopływy różnych sektorów New Space, a całość tworzy jeden ekosystem.

Dobrze byłoby mieć i u nas jeden program rozbudowy polskich zdolności orbitalnych, który będzie scalał wszystkie kompetencje różnych firm. Przykładem mogłaby być narodowa konstelacja satelitów do obserwacji Ziemi, zarówno w celach wojskowych, jak i cywilnych, badawczych.

Czy brak takiej strategii powoduje, że z Polski uciekają firmy z tej branży? Tracimy potencjał? Pytam, bo dziś wszyscy chętnie nazywają ICEYE, dzięki któremu Polska wystrzeliła swojego satelitę, spółką polsko-fińską. Wysyłając satelity w kosmos, premier Tusk dziękował panu Rafałowi Modrzewskiemu, założycielowi spółki ICEYE. Nikt nie chce pamiętać, że ICEYE to polska porażka i wstyd – firma powstała w Finlandii, gdyż nie miała szans, by powstać w Polsce. Ile startupów z Polski może być w podobnej sytuacji?

Jesteśmy w Polsce zapatrzeni w opasłe programy, niekoniecznie pasujące do New Space, który wymaga szybkich decyzji i szybkich zmian. Tu technologie rozwijane są w szybkich cyklach. Są faktycznie firmy, które uciekają z Polski. Znam takie, które źle kończyły przez to, że wzięły dotację z różnych instytucji państwowych. Później te dotacje były im zabierane, firmy musiały nagle zwracać pieniądze. Ostatecznie, żeby móc spłacić długi, albo się wyprzedawały, albo bankrutowały. W branży kosmicznej znam przynajmniej jedną taką firmę. W Polsce jest mało znana, ale ma niesamowite przełożenie na całym świecie, jeśli chodzi o technologie satelitarne. Problemy z rozliczeniem dotacji wymusiły sprzedaż firmy – kupił ją kapitał arabski.

Historia Rafała Modrzewskiego i ICEYE dowodzi, że warto dofinansowywać projekty studenckie. A u nas brakuje programów dla studentów. Już niejednokrotnie Scanway pomagał ekipom studentów w realizacji różnych kosmicznych projektów, ponieważ uczelnie rzadko się angażują. To jest coś, czemu ja osobiście się mocno przyglądam i zastanawiam się, jak temu można zaradzić. Może rozwiązaniem byłby jakiś dobrze zaprojektowany crowdfunding. Nie mam jeszcze gotowego pomysłu.

Czy zwiększona polska składka do Europejskiej Agencji Kosmicznej (z 69 mln euro do 244 mln euro w latach 2026-2028) gwarantuje polskim firmom większy udział w jej projektach?

Nie gwarantuje, ale daje taką szansę.

Czyli trzeba mieć nadzieję i wierzyć?

Trzeba mieć lobbystów. Strona rządowa też musi jasno podkreślać, że chcielibyśmy więcej kooperacji, która zaowocuje tym, że te pieniądze faktycznie będą wracały do Polski w zleceniach i kontraktach.

Dziś – mówię to z doświadczenia firm z branży – standardowo to wygląda tak, że ESA uruchamia projekt, zgłaszają się polskie firmy, polskie konsorcja i są zapraszane do konkursów. Po czym na spotkaniu w ESA okazuje się, że polskie firmy są traktowane jak ryzyko przez opiekunów technicznych z agencji, ponieważ nie mają jeszcze produktów „z półki”, czyli takich od dawna działających rozwiązań, jakie mają firmy z Francji czy Niemiec, które robią to znacznie dłużej. W takich sytuacjach szybko pojawia się alternatywa: jeśli udział polskiej firmy w dużym, krytycznym programie ESA wiąże się z ryzykiem niedostarczenia rozwiązania na czas, decyzja często przechyla się na korzyść bardziej doświadczonego dostawcy, np. Francji. Trzeba pamiętać, że sposób podejmowania decyzji w ESA jest w pierwszej kolejności ukierunkowany na minimalizację ryzyka.

Czy to znaczy, że budżet ESA jest bardziej nastawiony na konsumpcję technologii niż na ich rozwój, na komercjalizowanie nowatorskich rozwiązań?

Aspekt komercjalizacyjny nigdy nie był w ESA najważniejszy, a jego finansowanie zazwyczaj było na niskim poziomie.

A co byłoby czynnikiem najmocniej popychającym branżę kosmiczną z Polski do przodu, skoro nie jest nim ESA? Narodowa strategia właśnie?

Strategia narodowa nastawiona na to, żeby tworzyć w Polsce czempionów na poziomie światowym.

Główne wnioski

  1. Jednym z najważniejszych osiągnięć w sektorze kosmicznym w 2025 r. był przełom w dostępie do orbity i eksploracji Księżyca. Ten rok przyniósł intensywny rozwój transportu kosmicznego dzięki konkurencji i spadkowi kosztów. Kluczowe były udane starty nowych nośników oraz aż trzy prywatne misje lądowników na Księżyc. Chociaż nieudane, to także wniosły nową wiedzę. W Polsce misja Transporter-15 wyniosła najwięcej w historii polskiego sprzętu.
  2. Bariery to brak narodowej strategii kosmicznej w Polsce. Mimo sukcesów takich jak lot dra Sławosza Uznańskiego, wysłanie satelity wojskowego czy kontrakty prywatnych polskich firm z ESA i zagranicznymi zleceniodawcami prywatnymi, sektor nadal rozwija się oddolnie, bez długofalowej polityki państwa. Jędrzej Kowalewski podkreśla potrzebę strategii wspierającej rozwój, eksplorację i niezależność technologiczną zamiast wyłącznie reaktywnych działań w zakresie bezpieczeństwa.
  3. Branża potrzebuje publicznego finansowania na skalowanie produkcji i tworzenie czempionów. Zwiększona składka do ESA daje szanse na pozyskiwanie nowych zleceń, ale wymaga lobbingu i politycznego wsparcia. Politycy powinni definiować cele technologiczne i uruchamiać programy wspierające deep tech, w tym także programy studenckie.