Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Sport

Kule, młoty i dyski na medal. Sprzęt lekkoatletyczny dla rekordzistów świata powstaje w Piotrkowie Trybunalskim (WYWIAD)

Na zeskoku tej firmy Armand Duplantis bił niedawno rekord świata w skoku o tyczce. Wcześniej jej sprzęt pomagał zdobywać medale Anicie Włodarczyk czy Tomaszowi Majewskiemu. Polanik, jedna z największych na świecie firm produkujących sprzęt lekkoatletyczny, działa w Piotrkowie Trybunalskim. – Nasze produkty trafiają chyba we wszystkie zakątki świata, poza Antarktydą – mówi Dariusz Szczepanik, prezes firmy Polanik.

Polanik dostarcza sprzęt na najważniejsze lekkoatletyczne imprezy na świecie. W przyszłym roku firma będzie obchodzić swoje 60-lecie. Fot. Polanik

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. W jaki sposób rodzinna firma z Piotrkowa Trybunalskiego stała się jednym z największych na świecie producentów sprzętu lekkoatletycznego.
  2. Którzy polscy sportowcy osiągali swoje sukcesy korzystając ze sprzętu Polanika.
  3. Jak wygląda certyfikacja profesjonalnego sprzętu lekkoatletycznego.


Michał Banasiak, XYZ: Na mistrzostwach świata w Tokio Armand Duplatnis znowu pobił rekord świata w skoku o tyczce. Teraz to 6,30 m. Kilka tygodni temu, skacząc centymetr mniej, bił rekord na mitingu w Budapeszcie. Zrobił to na zeskoku i stojaku przygotowanym przez Polanika. To duża satysfakcja?

Dariusz Szczepanik, prezes firmy Polanik: Oczywiście. Miło było oglądać ten skok. To też świetna promocja dla naszej marki, bo taki rekordowy skok idzie w świat: mnóstwo filmów, zdjęć, informacji prasowych. Natomiast mamy jednocześnie świadomość, że w tym przypadku stojaki, zeskok czy poprzeczka nie mają wpływu na wynik zawodnika. Większe powody do dumy ma producent tyczki. Dla nas najbardziej wartościowe są rekordy osiągane naszym sprzętem rzutowym, w którego produkcji się specjalizujemy: kula, młot, dysk czy oszczep. W przypadku wyników osiąganych przez Anitę Włodarczyk, Pawła Fajdka, Wojtka Nowickiego czy Asi Fiodorow, mieliśmy poczucie, że – zgodnie z naszym firmowym motto – pomogliśmy zwyciężyć.

Anita Włodarczyk swoje najlepsze rzuty oddawała złotym młotem Polanik. W czasach jej dominacji obserwowaliście większe zainteresowanie zakupem waszego sprzętu?

W ostatnich latach mieliśmy w Polsce wybitnych miotaczy, którzy zaufali naszemu sprzętowi i była to obustronnie korzystna współpraca. Dostarczaliśmy im sprzęt i do treningów, i do zawodów, a oni go po prostu na tych imprezach używali. To nam bardzo pomogło w tym, żeby inni zawodnicy, środowisko i klienci przekonali się, że ten produkt jest z najwyższej półki. Na profesjonalnym poziomie zawodnicy mają przekonanie, że sprzęt może dać tę decydującą różnicę. Mówimy przecież o dyscyplinach, gdzie o medalu lub jego braku potrafi decydować kilka centymetrów. Gdy w swoich najlepszych czasach Anita miała nad rywalkami nie kilka centymetrów, ale pięć, a nawet siedem metrów przewagi, to kiedy oddawała rzut, następna zawodniczka czekała, aż ten mały samochodzik przywiezie jej młot, żeby rzucić tym samym. Zawodnicy mogą przywieźć na zawody własny sprzęt, ale wtedy trafia on na stojak i staje się dostępny dla wszystkich.

Swoje największe sukcesy Anita Włodarczyk osiągała rzucając młotami firmy Polanik. Fot. Polanik

Jak to się stało, że rodzinna firma z Piotrkowa Trybunalskiego trafiła na lekkoatletyczne salony?

Jesteśmy producentem sprzętu lekkoatletycznego, ale tak naprawdę specjalizujemy się w przetwórstwie metalu – od tego zaczęła się nasza historia. A tak się składa, że 90 proc. sprzętu lekkoatletycznego jest wykonane z metalu: ze stali czarnej, nierdzewnej, z aluminium, z mosiądzu. Firma została założona przez mojego tatę. Tata nigdy nie był lekkoatletą, tylko wynalazcą i konstruktorem. Jego pasją było robienie różnych rzeczy z metalu. W latach 60., gdy zaczynał, wszyscy faceci nosili szelki, więc robił spinki do szelek. Potem przyszły tablice rejestracyjne, prostowody do desek kreślarskich i artykuły gospodarstwa domowego– łyżki, widelce i inne drobiazgi.

Skąd więc wziął się sprzęt lekkoatletyczny?

Pewnego razu tata dostał propozycję, żeby zrobić oszczep. Przyjął ją i opracował produkcję, wymyślił technologię, zrobił ten wyrób. Potem przygotował oszczepy aluminiowe, już takie wyczynowe, profesjonalne. Skonstruował maszyny, opracował technologię i tak poszło. Zaczęliśmy wdrażać tzw. rzutówkę, czyli młoty, dyski i kule. Gdy to się rozwinęło, porzuciliśmy wszystkie pozostałe artykuły i skupiliśmy się na lekkiej atletyce.

Teraz dostarczacie sprzęt na igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata, Europy... Trudno znaleźć lekkoatletyczne zawody bez sprzętu Polanika.

Na swoich pierwszych mistrzostwach świata, w Atenach w 1997 r., pojawiliśmy się dzięki nawiązanej wcześniej współpracy z greckim dystrybutorem. Pamiętam, że wtedy pojawiła się pierwsza medialna wzmianka o nas. Na jednej z fotografii w „Rzeczpospolitej” trener z zawodnikiem opierali się o płotek z naszym logotypem. Zrobiło się o nas trochę głośniej, zgłaszali się kolejni kontrahenci. Wcześniej, żeby utrzymać się na rynku, część sprzętu produkowaliśmy dla innych marek. Robiliśmy sprzęt, a oni dawali logo. W pewnym momencie podjęliśmy strategiczną decyzję o budowaniu własnej marki i sprzedaży wyrobów wyłącznie pod własnym logotypem.

Ile osób jest obecnie zatrudnionych w Polaniku?

Około 140 osób. Większość to pracownicy produkcyjni. Nie jesteśmy wielką firmą, ale mamy już własne struktury organizacyjne. Jesteśmy spółką rodzinną, więc działa zarząd i są wspólnicy. Przy okazji przygotowań do przyszłorocznego 60-lecia zauważyliśmy, że w ciągu ostatnich 10 lat zatrudnienie wzrosło o 40 proc., a powierzchnia produkcyjno-magazynowa powiększyła się ponad dwukrotnie – do ponad 10,5 tys. m kw. Sam byłem zaskoczony, jak mocno rozwinęliśmy się w tym czasie.

Siedziba firmy Polanik w Piotrkowie Trybunalskim. Fot. Polanik

Nie produkujecie przedmiotów, które kupi sobie człowiek z ulicy. Grupa ludzi rzucających oszczepem czy pchających kulą jest ograniczona. Jak wiele sztuk swoich produktów sprzedajecie rocznie?

To rzeczywiście nie są produkty takie jak piłki do siatkówki czy koszykówki, które kupują zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy. Nie istnieje rekreacyjny dysk, kula czy młot. Nikt – mam nadzieję – nie pójdzie do parku, by rzucać młotem czy oszczepem. Dlatego sprzedaż nie osiąga zawrotnych wolumenów. Mówimy o tysiącach sztuk rocznie, a nie o dziesiątkach czy nastu tysiącach. Wyjątkiem są oszczepy – tych sprzedajemy kilkanaście tysięcy rocznie.

Dlatego, bo oszczepy najszybciej się zużywają? Łamią?

Zdarza się, że się oszczep się po prostu wygnie, zdeformuje czy właśnie złamie. Choć widziałem przypadek, że oszczep wbił się w oszczep.

A pozostały sprzęt? Często trzeba go wymieniać?

Dyski mają metalową obręcz, ale okładziny mogą być z kompozytów. Zdarzają się też jeszcze ze sklejki bądź z tworzyw drewnopochodnych. To wszystko się niszczy. To nie tak, że zawodnik na treningu ma jeden dysk, rzuca go w pole, idzie, wraca i znowu rzuca. Ma kilkanaście dysków, robi kilkanaście rzutów, zbiera je i dopiero wtedy zaczyna kolejną serię. Zdarza się, że dysk w dysk uderzy. Zimą zawodnicy trenują na zmarzniętej ziemi, na szutrowych rzutniach, więc on się fizycznie, mechanicznie uszkadza.

Podobnie z młotami. Młot wykonany jest z metalu, ale leci kilkadziesiąt metrów i ten impet uderzenia w ziemię jest duży. Jeżeli jest lato i trawiasta nawierzchnia, to uszkodzenia są niewielkie. Ale nawet wtedy głowica się wyciera i młot powoli traci swoją wagę. A to dyskwalifikuje go z użycia na zawodach. Najmniejsze ryzyko zużycia, zniszczenia jest w przypadku kuli. Ale tu również sprzęt traci swoją regulaminową wagę. Kula może starczyć na kilka lat, ale jak już się wytrze, to zawodnik może przyjść do nas na doważenie albo zrobić z niej kulę treningową, bo na treningu te kilka-kilkanaście gramów nie robi aż takiej różnicy.

Pojedyncze produkty Polanika można kupić w sklepie internetowym. Domyślam się jednak, że to jedynie dodatkowy kanał sprzedaży, a większość zamówień składają organizatorzy dużych imprez, federacje czy kluby.

Najwięcej sprzętu sprzedajmy dzięki naszej siatce dystrybutorów. To oni startują w przetargach i podpisują umowy na zamówienia. Kiedy powstaje nowy stadion albo jakiś obiekt jest kompleksowo remontowany, trzeba wtedy dostarczyć cały garnitur sprzętu. Dlatego też poszerzyliśmy naszą ofertę o zeskoki, płotki, stojaki, bloki startowe itd. W internecie zakupy najczęściej robią rodzice początkujących zawodników, którzy chcą im zapewnić lepszy sprzęt niż ten dostępny w klubie.

Piotr Małachowski opowiadał mi w podcaście „Sport to pieniądz”, że w Tajlandii, gdzie obecnie mieszka, poszedł na stadion i ku swojemu zdziwieniu zobaczył mnóstwo sprzętu Polanika – wszystko nowe, jeszcze nieodpakowane. Żartował nawet, że skoro sprzęt już tam jest, można by zorganizować polskim lekkoatletom obóz treningowy na miejscu.

Można powiedzieć, że nasze produkty trafiają chyba we wszystkie zakątki świata, poza Antarktydą. Mniej więcej połowa naszego eksportu to kraje Unii Europejskiej. Często nawet mnie zaskakuje to, gdzie trafia nasz sprzęt. W Tajlandii akurat nie mamy dystrybutora, natomiast działamy w Malezji i prawdopodobnie tą drogą sprzęt trafił do Tajlandii. Nieraz ktoś dzwoni do mnie albo pisze, że pojechał do miejscowości, o której wcześniej nie miałem pojęcia – i tam też zobaczył nasz sprzęt.

Zdarzyło się jakieś zamówienie, które zaskoczyło was swoją wielkością albo nietuzinkowością?

Przygotowywaliśmy spektakularną dostawę sprzętu do Omanu, gdzie realizowaliśmy zamówienie na wyposażenie stadionu w Muskacie. Zamówienie wpłynęło krótko przed zawodami i nie było już możliwości transportu morskiego do Zatoki Perskiej. Całe wyposażenie musieliśmy więc dostarczyć samolotem, łącznie z zeskokami lekkoatletycznymi. To było dla nas ogromne wyzwanie logistyczne, a dla klienta potężny wydatek, bo wysyłka stadionowego wyposażenia drogą lotniczą kosztuje fortunę. Sprzęt nie leciał bezpośrednio do Muskatu, tylko do Abu Dhabi, skąd został przetransportowany tirem do Omanu. Zdążyliśmy na czas.

Profesjonalny sprzęt musi być certyfikowany. Jak to wygląda?

Certyfikację przeprowadza światowa federacja lekkoatletyczna, czyli World Athletics. Wysyła się próbki sprzętu do Monako, gdzie jest siedziba organizacji. Oni je mierzą, sprawdzają zgodność z przepisami i na tej podstawie wydają certyfikat. Poza tym, kiedy zawodnik przywozi na zawody swój sprzęt, to jest on sprawdzany na samym początku, jeszcze przed eliminacjami. Trzeba więc dbać o jakość przy produkcji każdej sztuki.

Jeśli chodzi o wyposażanie stadionów i dużych imprez, Polanik skupia się na Polsce i Europie, prawda?

Od 2023 r. mamy umowę o współpracy z European Athletics i promujemy naszą markę głównie na imprezach europejskich. W tym roku mieliśmy halowe mistrzostwa Europy w Apeldoorn w Holandii, gdzie cała hala była wyposażona w nasz sprzęt. Ponadto byliśmy obecni na Drużynowych Mistrzostwach Europy w Madrycie, Mistrzostwach Europy U23 w Bergen oraz Mistrzostwach Europy U20 w Tampere.

To oznacza, że na trwających mistrzostwach świata w Japonii sprzętu Polanik nie ma?

Jest, ale nie wyposażaliśmy całego stadionu, jak to miało miejsce np. w Budapeszcie. Gdy ten stadion powstawał, dostaliśmy zlecenie, by wyposażyć go od zera. A więc wszystko, włącznie ze zeskokami, blokami startowymi czy płotkami, jest naszej produkcji. W Tokio będzie nasz sprzęt rzutowy, który jest na mistrzostwach świata od 1997 r., od Aten. Był też na igrzyskach w Sydney, Atenach, Pekinie. Kule, młoty, dyski i oszczepy to taki sprzęt, który zawodnik musi czuć. Wielu lekkoatletów ma swego rodzaju więź z daną firmą, bo akurat jej produkty najlepiej leżą w ręku.

Wymiary i waga sprzętu są dokładnie opisane. Czy to oznacza, że nie ma przestrzeni, żeby przy produkcji gdzieś pokombinować, poszukać przewagi na konkurencją?

Przepisy federacji sprawiają, że producenci nie mają pola manewru, by stworzyć oszczep, dysk czy młot, który poleci dalej. Istnieją jednak niuanse techniczne, wynikające z precyzji wykonania albo np. z konstrukcji uchwytu w przypadku młota. Tolerancja jego długości wynosi kilka centymetrów, ale najlepiej zrobić go możliwie najdłuższym – wtedy siła odśrodkowa jest większa i rzut może być dalszy. Sprzęt lekkoatletyczny to nie statek kosmiczny, ale czasem można wpaść na pomysł pozornie banalny, na który nikt wcześniej nie wpadł, i zostać pionierem na rynku.

W Polaniku powstało coś takiego?

Kiedyś skontaktował się z nami Tomek Majewski. Poprosił, byśmy zrobili kulę wyglądającą na używaną. Każdy kulomiot, gdy dostaje nową kulę, nie zabiera jej od razu na zawody – najpierw „obrzuca” ją na treningach, żeby stała się bardziej chwytna, lepiej łapała magnezję i sprawiała wrażenie oswojonej. Zrobiliśmy więc taki model. W firmie mieliśmy bęben, do którego wrzuciliśmy kule – obijały się w nim, dzięki czemu wyglądały na już używane. Przygotowaliśmy egzemplarze w różnym stopniu „zużycia”. Zawiozłem je Tomkowi, a on po kilku próbach wybrał tę, która najlepiej mu pasowała. Tak powstała seria Old School by Tomasz Majewski. To były kule niemalowane, wykonane ze zwykłej czarnej stali, jedynie oksydowane, by nie rdzewiały zbyt szybko. Produkt uzyskał certyfikację i szybko się przyjął – na zawodach używali go m.in. Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk.

Ten pomysł wyszedł tak naprawdę od wybitnego kulomiota, który nam zaufał i poprosił o realizację. Kilka miesięcy później konkurencja podchwyciła temat. Jako pierwsi na rynku wprowadziliśmy też elektroniczny odczyt wysokości w skoku o tyczce – i również tutaj szybko pojawili się naśladowcy.

Przy produkcji sprzętu lekkoatletycznego Polanik wsłuchuje się w opinie zawodników. Jeden z modeli kuli powstał przy współpracy z dwukrotnym mistrzem olimpijskim Tomaszem Majewskim. Fot. Polanik

Rywalizacja między producentami jest bardzo ostra?

Na świecie jest kilka firm produkujących sprzęt lekkoatletyczny. Choć chyba tylko my zajmujemy się wyłącznie tym – pozostałe firmy produkują też dla innych dyscyplin. Każda firma ma swoją specjalizację. U nas to sprzęt rzutowy. Francuska Dima to specjaliści od zeskoków. Amerykański UCS ma najlepsze tyczki na świecie. Konkurujemy, ale czasami też współpracujemy. To jest tak specjalistyczny sprzęt, że nie da się robić wszystkiego najlepiej, więc jak mamy zamówienie na wyposażenie stadionu od A do Z na imprezę sportową, to zdarza się, że zamawiamy coś z innej firmy, a oni od nas. Szwedzki Nordic specjalizuje się w produkcji kompozytów. Mają maszyny, know-how. Nam nie opłacałoby się w to w tym momencie wchodzić.

Z tego samego powodu nie produkujecie tyczek? Przeglądając katalog sprzedażowy zauważyłem, że chyba tylko tego nie ma w waszej ofercie.

Z naszego punktu widzenia uruchamianie technologii tylko po to, żeby produkować same tyczki, byłoby kompletnie nieopłacalne. Przy produkcji rzeczy, które są wykonywane z kompozytów, a więc tyczka, poprzeczka, współpracujemy z firmami, które się w tym specjalizują. Choć z drugiej strony oszczepy kompozytowe z włókien węglowych czy dyski z okładzinami z włókien węglowych już robimy sami. Ale oszczep to nasza tożsamość. Od niego po prostu wyszliśmy, więc trudno byłoby mieć podwykonawcę na oszczepy karbonowe. Zajęło to nam trochę czasu, ale mamy własną technologię i produkujemy je. Trudno się z nimi przebić na rynku, ale działamy. Z dyskami już jest łatwiej, bo one mają swoją renomę i dobrze się sprzedają, szczególnie na amerykańskim rynku.

Na tak specjalistycznym polu, gdzie konkurencja może szybko podejrzeć każde nowe rozwiązanie, jest pole do rozwoju?

Zawsze trzymaliśmy się zasady, żeby nie kopiować nikogo. Zbudowaliśmy markę w oparciu o te rozwiązania techniczne, które były nasze własne, opatentowane. W tej chwili nie tylko produkujemy sprzęt i wyposażamy stadiony, ale też świadczymy usługi doradztwa technicznego dla inwestorów. Jeżeli jakaś gmina czy miasto chcą zbudować stadion i nie mają doświadczenia, mogą się do nas zwrócić z prośbą o wsparcie. Polecimy biuro projektowe, zaopiniujemy już zrobione projekty, sporządzamy ofertę. Mamy w ofercie praktycznie wszystko. Jestem dumny z pozycji rynkowej, jaką zdobyliśmy. W drugim pokoleniu działania firmy udało się ją rozwinąć i doprowadzić do sytuacji, gdzie markę Polanik kojarzy pewnie 99 proc. osób związanych z lekkoatletyką.

Główne wnioski

  1. Firma Polanik rozpoczynała swoją działalność od produkcji drobnych przedmiotów z metalu. Pierwszym wyprodukowanym przez nią sprzętem lekkoatletycznym był oszczep.
  2. Polanik od 1997 r. dostarcza sprzęt na lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Od 2023 r. ma umowę z European Athletics, dzięki czemu wyposaża stadiony na największe imprezy w Europie.
  3. W katalogu Polanik można znaleźć całe wyposażenie stadionu lekkoatletycznego: tory, płotki, bloki startowe itd. Specjalizacją firmy jest sprzęt rzutowy: dyski, kule, młoty i oszczepy.