Lubiliście NBA w czasach Jordana? To spodoba się wam gra Houston Rockets
Mentalnie zatrzymaliście się w XX w. – większość z nas odebrałaby taki komentarz jako krytykę, natomiast dla zawodników drużyny z Teksasu to komplement. Prezentują styl gry i podejście do rywalizacji rodem z lat 90., ku uciesze kibiców i z dobrym skutkiem dla wyników sportowych i finansowych.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Co współczesnej NBA zarzucają jej najwięksi krytycy.
- Dlaczego Houston Rockets wyróżniają się na tle ligi.
- Na czym opiera się ich styl gry.
Na początku grudnia firma badawcza Sports Media Watch opublikowała raport na temat oglądalności NBA w rozpoczętym w październiku sezonie NBA. Po podliczeniu danych z lokalnych telewizji oraz krajowych – ESPN, ABC i TNT – okazało się, że liczba widzów spadła o 19 proc. Ten katastrofalny wynik reaktywował coroczną debatę na temat współczesnej koszykówki.
W zagranicznych mediach pojawiła się narracja, że winny jest styl gry, który od około dekady mocno opiera się na analityce. Od kiedy w sporcie pojawiła się matematyka i rachunek prawdopodobieństwa – mówiące m.in., że bardziej opłaca się oddać trudny rzut za trzy punkty niż łatwy za dwa z pół-dystansu lub że więcej sensu ma delikatna obrona niż twarda kończąca się faulem – koszykówka mocno się zmieniła.
Trudno powiedzieć, czy na gorsze lub lepsze, bo dopóki mowa o wrażeniach estetycznych, to każda opinia będzie subiektywna. Nie wiemy nawet, jakie opinie przeważają, bo nie przeprowadzono głosowania lub ankiety wśród fanów, aby ci mogli się wypowiedzieć, czy koszykówka jest lepsza lub gorsza niż kiedyś.
Patrząc głębiej
Dziennikarzom, szczególnie tym z mediów nieszukających sensacji, ale opartych na pogłębionych treściach, pozostaje skupić się na danych. One niestety również rysują niejednoznaczny obraz.
Uśredniając, oglądalność NBA spada, ale nie szybciej niż ogólne zainteresowanie telewizją i innymi sportami, jak hokej czy bejsbol, które tracą widzów znacznie szybciej. Może być tak, że zmienia się po prostu sposób, w jaki ludzie oglądają sport i dane telewizyjne nie są już miarodajne. Jako potwierdzenie tezy – w ostatnich dwóch sezonach NBA zaliczała rekord łącznej frekwencji na halach i liczby reakcji na posty na mediach społecznościowych.
Ponadto z jednej strony łączna oglądalność telewizyjna jest mniejsza, ale z drugiej strony padają wieloletnie rekordy oglądalności pojedynczych spotkań. Tylko w minionym tygodniu świąteczne spotkanie między Warriors a Lakers w USA obejrzało 8 mln osób, najwięcej od pięciu lat. Mecz otwierający Święta w NBA, między Spurs a Knicks, obejrzało 5 mln amerykańskich widzów, najwięcej od 13 lat.
W wynikach finansowych zespołów też nie widać załamania. Mogłoby się wydawać, że spadek oglądalności telewizyjnej będzie skutkował mniejszymi przychodami, ale wręcz przeciwnie. Nie było zespołu, który w ubiegłym sezonie miał niższe przychody w ujęciu rok do roku, a większość poprawiła też zysk operacyjny. Do portfela rekordzisty, czyli zespołu Golden State Warriors, wpłynęło w zeszłym roku 800 mln dolarów, z czego udało się wypracować 142 mln dolarów zysku operacyjnego.
Na swój sposób
Co ciekawe wysoko, jeśli chodzi o przychody, jak i zysk operacyjny plasują się Houston Rockets. Drużyna nie jest z miejscowości turystycznej, nie grają w niej medialni zawodnicy oraz nie wspiera jej żaden celebryta, a mimo to w sezonie 2023 -2024 miała szóste najwyższe przychody (416 mln dolarów) i trzeci najwyższy zysk (160 mln dolarów). Duża w tym zasługa wiernych kibiców, którzy średnio na każdym meczu zapełniają 97 proc. krzesełek.
Nie zawsze tak było, a wyraźna zwyżka nastąpiła w ubiegłym sezonie. Nieprzypadkowo, bo wtedy też rozpoczęła się rewolucja sportowa, którą wprowadził nowy trener, Ime Udoka. Wyrzucony dyscyplinarnie z Boston Celtics objął stanowisko kapitana statku, który od kilku lat dryfował bez celu. Znany z rządów twardą ręką na pierwszym spotkaniu z zawodnikami przedstawił nowe motto: na parkiecie nie ma przyjaciół. Dość przybijania piątek i rozmów z przeciwnikami.
Planem było stworzenie zespołu, który będzie grał twardo w obronie i szybko w ataku, podobnie jak to robiły najlepsze drużyny lat 90. ubiegłego wieku. Choć nie zrezygnowano całkowicie z analityki, to postawiono większy nacisk na siłę fizyczną i intuicję. Zdaniem nowej kadry trenerskiej młodzi zawodnicy zagubili się w świecie cyferek i potrzebowali prostego przekazu – walcz, ile masz sił, przede wszystkim w obronie, a wyniki przyjdą same.
Teza musiała być słuszna. W ostatnim sezonie przed rozpoczęciem rządów Ime Udoki Rockets mieli 60 porażek i plasowali się na 27. miejscu w lidze pod względem efektywności defensywy. Rok później przegrali już tylko 40 razy i mieli 10. najlepszą obronę w lidze. Teraz mają bilans 21-9 i wyglądają wyjątkowo dobrze po kilku kluczowych transferach, a ich styl gry porównuje się do „bad boys” z Detroit Pistons, którzy wygrali mistrzostwo NBA dwukrotnie w latach 1989 r. i 1990 r.
Filary zespołu
Jeżeli lubicie koszykówkę pełną spektakularnych rzutów trzypunktowych i niesamowitych zwodów, to mecze Rakiet raczej nie są dla was. Zawodnicy z Houston nie tylko rzadko rzucają za trzy i raczej skupiają się na prostych rzutach podkoszowych, ale też do tego samego zmuszają przeciwnika. Rockets są na 25. miejscu w lidze pod względem trafianych trójek w meczu (12 na mecz) i na drugim miejscu pod względem trójek trafianych przez przeciwnika (11,9 na mecz).
Często są bohaterami bójek, zwarć czy kłótni, które kończą się faulami niesportowymi. Chociaż sami są z tego dumni – jako motywację przed sezonem oglądali zbiór swoich najbardziej kontrowersyjnych zagrań i komentarzy – mają świadomość, że czasami warto nie poddawać się emocjom. O zdrową równowagę emocjonalną zawodników, poza sztabem psychologów, dbają weterani – Steven Adams i Jeff Green – którzy dołączyli do składu głównie po to, by pomagać trenerowi.
Są mentorami dla młodzieży – Jalena Greena, Amena Thompsona i Jabariego Smitha Jr. – bardzo zdolnych zawodników, wyróżniających się w ataku i w obronie, ale skłonnych do wybuchów. Wspierają też Freda VanVleeta i Dillona Brooksa, najważniejszych graczy defensywnych, którzy znają wszystkie zagrania ofensywne i defensywne na pamięć i oczekują tego samego od młodszych kolegów, a tym czasami trzeba przypomnieć, co mają robić na parkiecie. Zawsze pamięta, co ma robić, być może przez stosunkowo powolny styl gry, turecki gwiazdor Alperen Sengun. Zarabia obecnie najwięcej w Houston (185 mln dolarów za pięć lat gry), ponieważ to na nim opiera się przyszłość Rockets.
Nowe spojrzenie
Jest wiele statystyk, które dużo mówią o stylu gry Houston Rockets. Przez pewien czas obawiano się, że drużyna będzie niewyważona, gdy w jednym czasie na boisku wystąpią niezwykle szybcy Jalen Green i Amen Thompson oraz wolni Alperen Sengun i Fred VanVleet. Tymczasem jak się okazuje, przeciwności perfekcyjnie się bilansują – Rockets są na 15. miejscu pod względem efektywności ofensywnej i na drugim miejscu podium defensywnie. Mało trafiają za trzy (25. miejsce w lidze), dużo za dwa (ósme miejsce), dobrze zbierają (pierwsze miejsce) i słabo asystują (29. miejsce).
Moglibyśmy wejść jeszcze głębiej, skupić się na zaawansowanych wskaźnikach, ale… nie ma sensu. Cała debata na temat stanu współczesnej koszykówki wynika właśnie z tego, że wydarzenia boiskowe zeszły na dalszy plan. Zarówno dla zwolenników, jak i przeciwników popularnego obecnie stylu gry najważniejsze są cyferki: liczba rzutów, widzów, fauli, kibiców, dolarów, followersów, lajków itd.
A gdyby tak po prostu włączyć mecz i oglądnąć go od początku do końca? Tego sobie życzmy na nowy rok – wystarczająco dużo czasu i cierpliwości, by zasiąść przed odbiornikiem i pooglądać grę, np. takich Houston Rockets, którzy są zaprzeczeniem tego, jak źle mówi się o obecnej NBA.
Główne wnioski
- Choć w zagranicznych mediach mówi się, że zainteresowanie NBA spada, frekwencja na halach oraz wyniki finansowe temu zaprzeczają.
- Spadła oglądalność telewizyjna najlepszej koszykarskiej ligi świata, ale mniej niż w przypadku innych sportów czy nawet programów rozrywkowych.
- Ci, którym nie podoba się współczesna koszykówka, powinni oglądać Houston Rockets, bo stylem gry przypominają Detroit Pistons lub Chicago Bulls z początku lat 90. ubiegłego wieku.