Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Lifestyle Sport

Magda Linette opowiada, jak znalazła siłę, gdy powinna ją stracić

Na pytanie o koniec kariery co roku odpowiadam: „Za trzy lata” – mówi Magda Linette, jedna z najciekawszych polskich sportsmenek. Chce jeszcze raz zawojować Australię, opisuje też, jak trudno jest tenisistkom zabezpieczyć się finansowo na przyszłość.

Magda Linette siedząca na korcie z rakietą tenisową w ręce
Mam sporo screenów z wiadomościami od hejterów uzależnionych od zakładów. Może kiedyś je udostępnię – mówi Magda Linette. Fot. Radka Leitmeritz

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak nieprzyjemni potrafią być „kibice” kobiecego tenisa
  2. Dlaczego tenisistki spoza czołówki nie mogą pozwolić sobie na dłuższe przerwy w grze
  3. Na czym polega program emerytalny WTA

Teoretycznie wszystko mogło potoczyć się inaczej. Zamiast pewnej siebie i urzekająco dowcipnej Magdy Linette, moglibyśmy widzieć ją wchodzącą na kort zdeprymowaną, zasłoniętą niemal od stóp do głów. Po fantastycznym sukcesie ze stycznia 2023 r. – półfinale Australian Open – nie nastąpił długo oczekiwany przez kibiców i samą tenisistkę przełom. Linette nie zagościła na stałe w ścisłej światowej czołówce. Nie utrzymała wysokiej formy, doszły problemy zdrowotne. Przyszedł też gorzki wpis na Instagramie (trzy miesiące po półfinale w Australii): „Zastanawiam się, dlaczego tak często wynik potrafi decydować o moim poczuciu wartości…”

Później pojawiły się kolejne rozczarowania na korcie i kolejne kontuzje. I jeszcze raz to samo. Minęły też 32. urodziny, a to w tenisie duża liczba.

Kilka tygodni temu, czyli około półtora roku po gorzkim wpisie Linette, Francuzka Caroline Garcia w dramatycznym oświadczeniu niemal słowo w słowo powtórzyła zdanie Polki. Ogłaszając przedwczesne zakończenie sezonu, napisała: „Mam dość świata, w którym wartość tego, kim jestem, jest mierzona wynikami osiąganymi w danym tygodniu”. Nieco wcześniej pokazała też groźby, również dotyczące rodziny, które otrzymuje od „kibiców”. Inne tenisistki przyznały, że i one dostają podobne wiadomości. Źródłem zjawiska są głównie zakłady bukmacherskie.

Tymczasem Magda Linette, mimo że nie zbliżała się do poziomu z Australian Open 2023, od któregoś momentu zaczęła demonstrować pewność siebie większą niż kiedykolwiek wcześniej. Również dostaje nieprzyjemne wiadomości od kibiców, ale…

XYZ: Pani Magdo, czy ja mogę to zacytować?

Magda Linette, 40. rakieta rankingu WTA: Może pan (ze śmiechem).

Kilka miesięcy temu jeden z kibiców zwrócił się do Magdy Linette w mediach społecznościowych słowami: „Znajdź sobie faceta i przestań tak krzyczeć na korcie podczas uderzeń”. Ta odpowiedziała: „Ale przecież to są jedyne okrzyki kobiece, na które ty możesz liczyć w swoim życiu”. To tylko jeden zabawny dowód pewnej zmiany. Czy kilka lat wcześniej na pytanie: „Dlaczego grasz tak dużo debla”, odpowiedziałaby pani bezpośrednio: „Bo daje mi to 200 tysięcy dolarów rocznie”? Albo – proszę wybaczyć i może się nawet rozłączyć [Linette podczas rozmowy była w Chinach] – również pani ubiór na korcie jest inny, można powiedzieć: seksowny. Albo ten wpis w czasie igrzysk w Paryżu: „Wdzięczność, radość, duma, szczęście. Aż nie mogę uwierzyć, że tak wygląda moje życie. Dziękuję, Polsko”.

Ten post opublikowany w czasie igrzysk… Bo jeśli tak się człowiek zatrzyma na chwilę i spróbuje ogarnąć, w jakim wydarzeniu bierze udział… A hejt wynikający z przegranych zakładów? Mam z dawnych lat sporo screenów z twórczością takich „fanów”. Ale wracając do pana opisu sytuacji – tak, myślę, że stałam się pewniejsza siebie. Pewniejsza tego, co mówię publicznie. I gotowa na konsekwencje swoich słów.

Rzeczywiście jakoś próbuję odseparować się od wyników, chcę być po prostu Magdą Linette. I myślę, że powoli mi się to udaje i jestem z tego zadowolona. Cieszę się, że to, o czym pan mówi, widać. Bo to potwierdzenie tego, jak odważny wykonałam ruch. Że będę po prostu Magdą Linette.

Cieszę się, że ludziom się to też podoba. Fajnie jest wyrażać siebie, ale też fajnie jest złapać kontakt z mediami, kibicami.

Ale skąd to się wzięło? Mogło być odwrotnie, gdy po Australian Open 2023 przyszedł trudny czas.

Ogromna praca mentalna nad sobą. Nie tylko psycholog, również ludzie, których mam wokół siebie, np. trenerzy, którzy na wielu rzeczach znają się lepiej niż ja. Samoedukacja. Również prosty nawyk – starać się robić pozytywne rzeczy, nawet jeśli to tak ryzykowny żart, o którym mówiliśmy… Wiem, że ktoś może to rozumieć opacznie, ale jestem okej z konsekwencjami decyzji, ponieważ to są moje decyzje.

Na zdjęciu Magda Linette, jedna z najbardziej znanych polskich tenisistek
Magda Linette, fot. Radka Leitmeritz

Rysujemy tu obraz imponującej przemiany, ale żyjemy w prawdziwym świecie, nie ma czarodziejskich różdżek. Udało się pani w znacznej mierze „odseparować siebie od wyników” i „być po prostu Magdą Linette”, ale przecież to nie oznacza, że znikła motywacja sportowa. Są więc inne problemy. Kilka miesięcy temu napisała pani: „Nie potrafię odpoczywać (…) Gdy nie trenuję, gdy nie jestem na siłowni, ogarnia mnie dziwne poczucie utraty kontroli. Wiecie, kiedy odpuszczam? Kiedy jestem chora…”. To zahacza o pracoholizm.

Zastanawiałam się nad tym. I sądzę, że nasz zawód, a zwłaszcza specyfika sezonu, temu sprzyja. Turnieje odbywają się prawie co tydzień, od początku stycznia do połowy listopada. A my mamy ranking, raz awansujemy, raz spadamy. A od rankingu zależy, czy w danym turnieju będziemy rozstawione [czyli czy droga do sukcesu będzie teoretycznie łatwiejsza]. Trzeba tak to układać, żeby też myśleć o pieniądzach. Co odpuścić, gdzie zagrać mimo kontuzji, bo pieniądze niezłe, a stawka słabsza… To jak wyścig szczurów. I tak cały rok, u nas przerwy międzysezonowe są niezwykle krótkie. Tylko pojedyncze osoby mogą sobie pozwolić na dłuższe przestoje, reszta spada w rankingu. Pytanie o pracoholizm jest zasadne.

Caroline Garcia mówiła też innym razem, że tenis może doprowadzić do szaleństwa, że taka jest struktura tej gry. Jeden drobny błąd może mieć kolosalne znaczenie. Mówiła: „…boję się iść spać. Mózg mi wariuje. Za każdym razem, gdy gaszę światło i się kładę, widzę swój mecz. Serwis, który trafia w linię podczas break-pointa albo zepsuty łatwy forhend. Albo tamta zła decyzja”.

Ja tak mam chyba po każdym przegranym meczu… Widzę wymiany piłek. Czasami w ogóle nie śpię. Staram się czytać, gdy wiem, że już nie zasnę. Z tego wynika moja słynna słabość do Remigiusza Mroza! Gdy się dowiedział, natychmiast przysłał 18 książek, które zostały bardzo szybko przeczytane.

Pamiętam, gdy po sukcesie w Australii mówiła pani, że wiek to tylko liczba. Od tamtej pory tych kontuzji było sporo… Może świat jednak nie jest tak piękny, jak myślimy?

Hmm… Nie wycofuję się z tego całkowicie. Odpowiem trochę naokoło. Czasami żałuję, że za młodu nie umiałam się tak dobrze i mądrze przygotowywać jak teraz. Już nie mogę przeprowadzać tak długich sesji treningowych, ale są bardzo konkretne, nie ma zbędnych rzeczy. Jest dużo mniej emocjonalnego zachowania. Za młodu miewałam treningi, które bardzo się rozciągały w czasie, ponieważ nie radziłam sobie z gorszymi momentami, nie byłam w stanie dokończyć jakiegoś ćwiczenia.

A kontuzjogenność?

Owszem, jest większa. Na pewno nie trenuję już tak intensywnie fizycznie. Myślę, że wykonuję teraz ok. 30 proc. tego, co kiedyś. Nie regeneruję się tak szybko, a kontuzja mięśnia dwugłowego z 2023 r. po Australian Open ciągnęła się właściwie przez 15 miesięcy. Raz bolało mocniej, raz słabiej. Często trzeba było nakleić plaster i iść grać. Ja nie mogę sobie pozwolić na długie przerwy. Kiedyś regeneracja trwała znacznie krócej. Dawniej mogłam przelecieć pół świata i jeszcze tego samego dnia zagrać trening.

Może to też bierze się z przeładowanego kalendarza, o którym chyba wszystkie tenisistki mówią. Ale zapytam przekornie, mając w głowie słowa Garcii oraz pani o trudnych nocach. Może to dobrze, że tak szybko, już za tydzień czy dwa, dostajecie okazję, żeby się odegrać?

Myślałam o tym w czasie igrzysk… Weźmy bieg na sto metrów, gdy jeden ze sprinterów np. popełni falstart.

I musi czekać cztery lata!

To było dla mnie takie : „Ojej”. Mentalnie tak trudne, że ja sobie tego nie potrafię wyobrazić.

Kontuzje, nieprzespane noce, a Remigiusz Mróz nie może codziennie wydawać nowej książki… Może powoli… nie chcę tak otwarcie zapytać…

Co roku odpowiadam: za trzy lata.

Na zdjęciu Magda Linette, jedna z najbardziej znanych polskich tenisistek
Magda Linette
Fot. Radka Leitmeritz

Nie jest pani tak ustawiona finansowo, by móc już nic nie robić?

Nie, moja sytuacja nie jest na tyle dobra, by móc tak powiedzieć. Tenisiści są w specyficznej sytuacji, gdyż każdy teoretycznie widzi ich zarobki. Teoretycznie, ponieważ sumy, które znajdujemy w internecie, nie uwzględniają podatków, kosztów utrzymania teamu, kosztów leczenia kontuzji, lotów, zakwaterowania itd. Stawki podatkowe są różne w zależności od kraju, w którym gramy.

Pamiętam, gdy pisała pani parę lat temu, że koszt utrzymania teamu to rocznie ok. 350 tysięcy dolarów. Bazę treningową ma pani na Florydzie.

Tak, a te koszty oczywiście stale rosną. W ogóle sprawy finansowe to trudny temat. My całe życie gramy w tenisa, często nie mamy rozeznania w finansach. Nie mamy takiego miejsca, w którym można znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, w co zainwestować itd.

To niebezpieczna sytuacja, ponieważ wielu ludzi przychodzi i oferuje pomoc. Chcą pomóc, ale mogą też chcieć zarobić na tenisistce czy tenisiście. Komu zaufać? Zwłaszcza że, przypominam, my niemal bez przerwy gramy.

Trochę szkoda, że organizacja WTA [ciało zarządzające kobiecym tenisem] nie pomaga bardziej.  Teoretycznie istnieją kursy oferujące minimalną wiedzę, można z kimś porozmawiać.

Jest program emerytalny WTA.

Tak. Trzeba zanotować taką serię: pięć lat z rzędu należy zagrać kilkanaście turniejów singlowych, zdobyć odpowiednią liczbę punktów, i to oznacza wejście do systemu. Od 50. roku życia taka zawodniczka otrzymuje określoną stawkę. Po rozegraniu pięciu takich sezonów każdy kolejny rok w tourze to już praca nad wyższą emeryturą.

Czyli – pół żartem, pół serio – nadal pani chce tę emeryturę powiększać. A czy jeszcze szczerze wierzy pani w finał Szlema?

Oczywiście. Inaczej nie wychodziłabym na kort. Czekam na styczniowy Australian Open, czuję, że jesteśmy z powrotem na dobrej drodze, ostatnio pokonałam kilka mocnych rywalek, mój sposób gry bardzo mi się podobał.

Rozmawiał Marek Deryło

Główne wnioski

  1. Obrona tezy, iż „wiek to tylko liczba”, nie jest w tenisie łatwa
  2. Bardzo łatwo za to o pracoholizm w tym sporcie
  3. „Przeładowany” kalendarz tenisowy niesie ze sobą jedną zaletę – szybko można się odegrać