Magda Magnuszewska: Giełda nauczyła mnie akceptowania straty i mówienia „stop”. Inwestowanie to nie gra, tylko praca na pełen etat (WYWIAD)
Wybrała karierę w private equity zamiast w banku, a po 15 latach zamieniła fundusz na kierowanie firmą. Choć z technologią jest za pan brat, stroni od startupów. Sporo inwestuje za to w nieruchomości i na giełdzie. – Inwestujmy tylko w to, co rozumiemy, inaczej zaczyna się ruletka – mówi Magda Magnuszewska, wieloletnia partnerka w Innova Capital, a obecnie prezeska Alsendo.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Co przesądziło o wejściu Magdy Magnuszewskiej do branży private equity i dlaczego zrezygnowała z zarządzania funduszem na rzecz kierowania spółkami portfelowymi inwestorów finansowych.
- Która inwestycja giełdowa okazała się dla niej wyjątkowo trafna, a która klapą i wycofaniem się na stałe.
- Jakie ma podejście do dywersyfikacji oszczędności.
Mariusz Bartodziej, XYZ: Trudniej zarządzać firmą czy funduszem private equity (PE)?
Magda Magnuszewska, prezeska Alsendo: To dwa zupełnie różne światy. W funduszu jest wąski zespół wysoko wykwalifikowanych i wyspecjalizowanych osób, pracujących w dużym stopniu niezależnie. Często wręcz rywalizują o kapitał na ich projekty.
Fundusz powinien trzymać się mniej więcej stałego poziomu inwestycji rocznie, bo gdyby wykorzystał większość kapitału w niefortunnym roku, wpłynęłoby to na zwrot na całym portfelu. W związku z tym nie jest w stanie angażować się we wszystkie projekty prowadzone przez partnerów i zespoły inwestycyjne, więc dynamika pracy jest bardzo duża.
A w biznesie?
W dużo większym stopniu to współpraca determinuje sukces. Konkurencja jest naturalna i zdrowa, ale jesteśmy od siebie zależni. Jeśli np. zespół technologiczny nie wyrobi się z przygotowaniem produktu, to zespół sprzedażowy nie będzie miał co oferować klientom.
Poza tym sukces w funduszu opiera się głównie na kilku kluczowych decyzjach, przede wszystkim w zakresie inwestycji i dezinwestycji. Jeśli pomylimy się na starcie, trudno to później wyprostować. Tymczasem rozwój firmy jest oparty na ciągu licznych, czasem drobnych działaniach. Spektrum możliwych kierunków jest znacznie szersze, a praca bardziej systematyczna. W konsekwencji biznesem operacyjnym kieruje mi się łatwiej.
Warto wiedzieć
Finansistka i menedżerka
Magda Magnuszewska jest wciąż jedną z nielicznych, doświadczonych przedstawicielek sektora private equity w Polsce. Związała się z nim tuż po studiach – w 2004 r. ukończyła finanse i bankowość na Akademii Leona Koźmińskiego (natomiast w 2018 r. uczestniczyła w Executive Program for Growing Companies na Stanford University Graduate School of Business).
Dołączyła do funduszu Innova Capital, w którym przez lata zajmowała stanowisko partnera. Odpowiadała za inwestycje w technologiczne biznesy, w tym grupę WP oraz Netsprint.
W 2019 r. wycofała się z funduszu, by pokierować spółką portfelową Innovy: Inelo. Po jej sprzedaży w 2023 r. została przy karierze menedżerki w firmach kontrolowanych przez fundusze. Została prezeską Alsendo z portfela Abris Capital Partners. To międzynarodowa grupa zbudowana na bazie m.in. Apaczki oferująca rozwiązania do zarządzania przesyłkami e-commerce dla pełnego przekroju firm, od małych po duże. W czerwcu 2025 r. Alsendo przejęło włoską platformę Spedire.
Praca i inwestowanie w private equity
Co w takim razie skłoniło panią, by w 2004 r. zaangażować się w bardzo młody wówczas w Polsce sektor PE, dołączając do Innovy Capital?
W pewnym sensie przypadek. Studiowałam finanse i zainspirowało mnie jedno z wystąpień dotyczących potencjalnych kierunków kariery. O rozwoju w branży PE opowiadał co prawda przedstawiciel innego funduszu: Enterprise Investors.
Uznałam, że to świetna możliwość połączenia wiedzy finansowej i ogólnobiznesowej. Za tą decyzją nie stały żadne głębokie przemyślenia, jak to w trakcie studiów bywa. Niemniej okazała się słuszna, skoro spędziłam w sektorze 15 lat.
Miała pani różne opcje, atrakcyjne finansowo było pewnie wejście w bankowość. Jak pod tym względem wypadała w naszym kraju branża PE?
Rzeczywiście dla większości osób z mojego kierunku bank był podstawową ścieżką kariery. Jednak już po dwóch tygodniach przekonałam się, że korporacyjne środowisko kompletnie nie jest dla mnie – z trudem dotrwałam do trzeciego miesiąca praktyk.
PE zdecydowanie był i jest nadal konkurencyjny pod względem wynagrodzeń – wynagrodzenie partnerów jest powiązane z sukcesem poszczególnych transakcji lub całego portfela. Gdy wchodziłam w to środowisko, była to w pewnym sensie elita – w branży pracowało kilkadziesiąt osób w Polsce. Ta grupa systematycznie się powiększa, ale skala zatrudnienia nadal jest nieporównywalna z innymi sektorami z obszaru finansów.
W funduszach Venture Capital (VC) pojedyncze inwestycje mają zwrócić z nawiązką cały portfel. W PE w założeniu każda inwestycja ma przynieść zysk, niemniej i tak jest to ryzykowna klasa aktywów. Jak bezpieczna okazywała się przez lata dla pani?
PE to według mnie bardzo bezpieczna klasa aktywów, ponieważ opiera się na dywersyfikacji – zarówno pod względem momentu inwestycji, jak i branż. W każdym kryzysie jedne sektory tracą, a inne zyskują.
Było to widoczne m.in. w okresie pandemii COVID-19. Choć wiele biznesów mocno ucierpiało, to np. firmy związane z dostawą bezpośrednio do konsumenta – czyli tzw. ostatnią milą – przeżywały eldorado. Jeśli portfel jest odpowiednio skonstruowany, jego wartość systematycznie rośnie.
A minusy?
Bardzo długi cykl. Od przekazania funduszowi pierwszych pieniędzy do uzyskania całego zwrotu mija mniej więcej dziesięć lat. A jeśli akurat trafi się duży kryzys, okres może się nawet wydłużyć, by nie sprzedawać firm z przeceną.
Biorąc pod uwagę to wszystko, uważam, że reforma uniemożliwiająca funduszom emerytalnym inwestowanie w fundusze PE była błędem. Długoterminowo tracą na tym nie tylko fundusze i ich inwestorzy, ale też polscy przedsiębiorcy. Rozwinięty sektor PE zapewnia im kapitał na przyspieszenie ekspansji oraz zwiększa ich szansę na sprzedanie części lub nawet całości firmy za satysfakcjonującą kwotę.
Inwestowanie na giełdzie to nie gra
Przez lata musiała pani znaczną część majątku inwestować w fundusze Innovy. Czy już od pierwszych lat kariery dywersyfikowała pani portfel? A może jeszcze w okresie studiów podejmowała np. próby grania na giełdzie?
Zaczęłam w trakcie pracy, bo najpierw trzeba zgromadzić oszczędności. Inwestowałam m.in. bezpośrednio na giełdzie, ponieważ współzarządzając funduszem, byłam blisko gospodarczych trendów.
W obu wypadkach trzeba umieć ocenić, które branże będą najmocniej korzystać na bieżących warunkach gospodarczych i które spółki wśród nich mają największe szanse na sukces. Nie lubię jednak występującego w języku polskim określenia „gra na giełdzie”.
Dlaczego?
Bo to żadna gra, tylko praca na pełen etat. Nie mam i nie miałam na to nigdy czasu, więc inwestowałam na giełdzie we własnym trybie. Stawiałam na określone branże, które w danym momencie uznawałam za najbardziej perspektywiczne, a przede wszystkim na przedsiębiorców.
Z mojego doświadczenia w PE wynika, że jeśli trafię na sprawnego przedsiębiorcę zarządzającego dobrą spółką, to szansa na sukces jest duża. Nie muszę takiej inwestycji skrupulatnie pilnować ani się martwić, co się stanie, jeśli menedżer zmieni pracę.
Jakie efekty przynosiła ta strategia?
Opłaciła się. Nawet jeśli któraś spółka okresowo traciła na wartości, co jest naturalne, to w przyjętej przeze mnie perspektywie co najmniej pięciu lat odrabiała straty z nawiązką, ponieważ zawsze miał kto pilnować biznesu.
Sukcesy i porażki
Która inwestycja giełdowa okazała się wyjątkowo udana?
CD Projekt. Bardzo wcześnie kupiłam akcje za kilkadziesiąt tysięcy złotych i wyszłam w odpowiednim momencie, czyli przed zawirowaniami wokół premiery Cyberpunk 2077 pod koniec 2020 r., które doprowadziły do spadku wartości spółki. Widać, że teraz znów CD Projekt jest na dobrej drodze.
Zarobiłam wielokrotność włożonej kwoty – osiągnęłam bardzo dobry zwrot, niemalże godny inwestora VC. To nie był jednak traf, tylko konsekwencja połączenia czynników, o których mówiłam wcześniej: sprzyjającego trendu, zaangażowanego zespołu i dobrego pozycjonowania spółki.
Czego nauczyło panią inwestowanie na giełdzie?
Akceptowania straty i mówienia „stop”, gdy już wszystkie wskaźniki przemawiają za tym, że inwestycja nie ma szans na odbicie. Nieraz traciłam pieniądze przez to, że patrzyłam na cały portfel, który wyglądał dobrze, przez co przeoczyłam właściwy moment na sprzedaż akcji niektórych spółek. Czasem takie nietrafione inwestycje potrafiły zredukować cały zysk do zera.
Która giełdowa inwestycja okazała się nieudana?
Niedawno musiałam zamknąć pozycję na akcjach europejskiego koncernu samochodowego, notowanego na zagranicznej giełdzie. Sporo stracił na gwałtownej ekspansji chińskich marek, a uważam, że od tego nie ma już odwrotu – zwłaszcza w segmencie samochodów elektrycznych. Musiałam pogodzić się ze stratą, bo czekanie na odbicie nie miało już sensu.

Kluczowa rola dywersyfikacji
Inwestowanie na zagranicznej giełdzie jest dla pani elementem dywersyfikacji majątku?
Tak, ponieważ dywersyfikacja jest bardzo ważna. Dotyczy każdego typu aktywów. Polski rynek jest zbyt płytki, by zapewnić ekspozycję na wszystkie sektory i trendy. W związku z tym inwestuję nie tylko na GPW, ale też na zagranicznych giełdach – bezpośrednio i przez fundusze inwestycyjne.
Warto kierować się dywersyfikacją także w przypadku innych papierów wartościowych – w płynnych aktywach mam dużą część oszczędności, szczególnie w polskich obligacjach – a także walut. Poza złotówką dobrze mieć też w portfelu na pewno euro, a może również dolara.
Trzeba wspomnieć jeszcze o dywersyfikacji w nieruchomościach. Nie bez powodu słyszymy wciąż o rekordowych inwestycjach Polaków np. w Hiszpanii.
Pani też się skusiła na kupno nieruchomości w tym kraju?
Tak, ale nie traktuję jej jako inwestycji, tylko miejsce, w którym lubię spędzać część roku. Choć biorąc pod uwagę długość sezonu w takich rejonach turystycznych, apartamenty pod wynajem mogą być całkiem dobrą inwestycją.
Ograniczyłam się jednak inwestycyjnie do mieszkań w Polsce. Traktuję je jako bardzo bezpieczną grupę aktywów, w dodatku na bieżąco generujących gotówkę. Z minusów trzeba wspomnieć o wymogu zaangażowania dużego kapitału oraz czasu na wybór nieruchomości i przeprowadzenie transakcji. Nie zrobimy tego zdalnie.
A portfel papierów wartościowych buduje pani sama ze względu na swoje doświadczenie w finansach?
Kiedyś tak, ale teraz w 100 proc. zdaję się w tej kwestii na profesjonalistów. Doba nie jest z gumy, a moja praca jest bardzo angażująca, wiec brakuje mi czasu. Poza tym niektóre z moich błędów inwestycyjnych okazały się dość kosztowne, więc wolę zaufać ekspertowi.

Inwestycyjne lekcje przedsiębiorców
Obserwowała pani przedsiębiorców, którzy zyskiwali na sprzedaży firmy dziesiątki, jeśli nie setki milionów złotych. Czego nauczyła się pani w kwestii prywatnego inwestowania na ich sukcesach i błędach?
W pewnym momencie bardzo wiele osób po sprzedaży firmy zaczynało dużo inwestować w nieruchomości – nie tylko w mieszkalne, ale też komercyjne. Wraz z pojawieniem się bańki okazywało się, że to nie jest oczywisty przepis na sukces. W ogóle dziś widzę inne podejście w zakresie nieruchomości wśród Polaków – zamiast wkładać jak najwięcej w swoje podstawowe miejsce zamieszkania, tworząc rezydencje, preferują kilka różnych lokalizacji, także za granicą.
Obserwowałam też, jak niektóre osoby zaczynały inwestować bez dokładnej analizy. Po dużym sukcesie chęć zrobienia szybko kolejnego kroku jest bardzo duża, a wtedy łatwo się potknąć.
Przede wszystkim jednak nauczyłam się, że powinniśmy inwestować tylko w to, co dobrze rozumiemy. Bo gdy nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak coś funkcjonuje, to zaczyna się ruletka. Widziałam już, jak niektórzy przedsiębiorcy bezskutecznie próbowali wejść w zupełnie nowy dla siebie sektor.
W takim razie, w co pani nie inwestuje z powodu braku znajomości tematu?
Moje doświadczenie jest skupione wokół technologii i sprzedaży B2B. To przede wszystkim w tych obszarach mogę wnieść jakąś wartość i skutecznie inwestować. Nie mam tyle pieniędzy, by próbować inwestować bardzo szeroko i modlić się o dobry rezultat.
A pod względem rodzajów aktywów jak choćby kryptowaluty?
To kategoria, której nie rozumiem i nie widzę konieczności, by ją rozumieć. W związku z tym mogę sobie wyobrazić kryptowaluty jako element portfela ułożonego przez profesjonalistę, ale na pewno nie jako bezpośrednią inwestycję.

Kobiety w biznesie i inwestycjach
Czy zauważyła pani, by kobiety podchodziły do inwestowania po exicie inaczej niż mężczyźni?
Szczerze mówiąc, przez blisko 15 lat spędzonych w funduszu nie mieliśmy żadnej inwestycji w firmę kierowaną i sprzedaną przez kobietę. Mam nadzieję, że sytuacja w tym obszarze zmienia się w branży PE, zwłaszcza że więcej mamy przedsiębiorczych kobiet. Podejrzewam, że rzeczywiście jest tak, jak pan mówi.
Dlaczego?
Bo kobiety co do zasady są bardziej konserwatywne i podejmują mniej ryzykownych decyzji niż mężczyźni. Tak samo byłoby więc pewnie z inwestowaniem własnego majątku po sprzedaży firmy.
Skoro kobiety są generalnie ostrożniejsze, to może powinno ich być więcej w branży PE?
Z radością obserwuję, że jest ich coraz więcej. Rozmawialiśmy na początku o konkurencyjnej naturze tego sektora. Kobiety wnoszą do niego umiejętność budowania relacji z przedsiębiorcami i potencjalnymi partnerami biznesowymi. To przeciwwaga dla pojawiania się czasem męskiego ego, które wszystko komplikuje.

Profity i wyzwania w kierowaniu spółką funduszu
Na współpracy z funduszami PE dorabiają się też zewnętrzni menedżerowie, zatrudniani na okres inwestycji – mają nawet kilkuprocentowy udział w przyszłej transakcji. Brzmi świetnie, a jaka jest rzeczywistość?
Bardzo dobra, dlatego dla mnie była naturalnym krokiem. Taka ścieżka kariery wymaga jednak specyficznego podejścia i zrozumienia, do jakiego świata wchodzimy. Ja to od początku rozumiałam, bo przez lata byłam po drugiej stronie. I obserwowałam, że nie wszyscy się sprawdzali.
Na czym polega różnica?
Generalnie menedżer z korporacji często potrzebuje jasnych wytycznych i reguł, których ma się trzymać, i całego zaplecza, które ma go wspierać w realizacji celów. Tymczasem osoba kierująca spółką, której właścicielem jest fundusz, w dużym stopniu sama kreuje rzeczywistość i ustala zasady. Poza tym musi być gotowa na zupełnie inne tempo pracy.
Fundusz stawia konkretne cele do zrealizowania mniej więcej w pięć lat. I gdy pojawiają się błędy, to zaczyna brakować czasu, by je naprawić. W takich sytuacjach decyzje niemal palą się w rękach. Niemniej jeśli potrafimy nad tym zapanować, to taka praca zapewnia dużo komfortu i w momencie exitu widzimy jej wymierny efekt.
Co przekonało panią do zaangażowania się w 2019 r. w kierowanie Inelo, ówczesną spółką portfelową Innovy?
Po latach pracy w funduszu zaczął mi przeszkadzać nadmiar pracy transakcyjnej. Jest jej naprawdę dużo. Tymczasem przekonałam się, że większą satysfakcję czerpię z operacyjnego zaangażowania w firmę i współpracy z jej menedżerami. Z biegiem czasu brakowało mi tego coraz bardziej, gdy musiałam zajmować się kolejnymi potencjalnymi transakcjami.
I co okazało się największym wyzwaniem mimo przygotowania na zmianę?
Przede wszystkim zarządzanie rekrutacjami i budową zespołu. Inwestor skupia się na stworzeniu kierownictwa najwyższego szczebla, a w samym funduszu przepływ informacji jest ograniczony ze względu na dużą niezależność.
Natomiast jako prezeska spółki portfelowej to ja odpowiadam za budowę zespołu, który ma decydujący wpływ na rozwój organizacji. Rekrutacji jest więc generalnie bardzo dużo – więcej, niż się spodziewałam. Ponadto muszę dbać, by wszyscy pracownicy wiedzieli i rozumieli, co i dlaczego robimy. Musiał minąć rok, nim się przyzwyczaiłam do tej nowej perspektywy.
Innova sprzedała Inelo po czterech latach za ponad 300 mln euro. Ten okres utwierdził panią w przekonaniu o słuszności zawodowej zmiany, skoro trafiła pani do Alsendo z portfela Abris Capital Partners?
Tak, ta ścieżka okazała się atrakcyjna zarówno finansowo, jak i zawodowo. Są menedżerowie świetni na czas spokoju i tacy, którzy świetnie odnajdują się w obliczu dynamicznych zmian. Ja zdecydowanie należę do drugiego grona. Obecna rola mi odpowiada. Choć muszę przyznać, że późniejsza sprzedaż i w konsekwencji brak wpływu na dalszy kierunek rozwoju firmy, którą się współtworzyło, nie jest łatwe.
Od inwestycji Abrisu minęło pięć lat, więc Alsendo prawdopodobnie niedługo zmieni właściciela. Pani nadal będzie chciała kierować jakąś firmą z portfela funduszu PE?
Jeszcze za wcześnie, by snuć plany. Jestem nadal skupiona w 100 procentach na Alsendo. Dużo zrobiliśmy już w naszym regionie, a wierzę, że mamy potencjał konsolidacji kolejnych rynków. Coraz więcej polskich firm wychodzi poza Europę Środkową i Wschodnią. Mam nadzieję, że Alsendo będzie kolejnym przykładem paneuropejskiego sukcesu.
Startupy nie, fundusze VC może, sztuka trochę
Zmiana ścieżki kariery wiązała się też z tym, że już nie musi pani angażować się kapitałowo w wehikuły Innovy. Jak postanowiła pani wykorzystać „uwolniony” kapitał?
Przede wszystkim zaczęłam inwestować w nieruchomości. Poza tym dużą część oszczędności powierzyłam w profesjonalne zarządzanie osobom, które zajmują się inwestowaniem na co dzień.
A startupy? W końcu firmy technologiczne są pani bardzo bliskie.
Otrzymywałam różne propozycje, ale odrzucałam je z powodu, o którym już mówiliśmy – inwestuję tylko w to, co rozumiem. A nie czuję, bym miała kompetencje do oceny startupów. Przez całą karierę mam do czynienia z dojrzałymi biznesami, a to zupełnie inny świat. Rolą funduszu PE jest zbudowanie profesjonalnego zarządu, podczas gdy fundusz VC przede wszystkim inwestuje w założycieli startupu. Logika jest więc diametralnie inna.
Raczej nie zmieni pani podejścia?
Po części. Nie mamy w Polsce wystarczająco dużo pieniędzy na wspieranie innowacji. W związku z tym rozważam, w imię „lokalnego patriotyzmu” zainwestowanie w fundusz VC. Rozmawiałam już nawet z zarządzającymi kilkoma tego typu podmiotami, jednak nigdy nie był to dla mnie inwestycyjny priorytet. Pewnie kiedyś zmienię zdanie, zwłaszcza że społeczność, którą startupy i fundusze VC tworzą wokół siebie, jest inspirująca.
A mniej typowe inwestycje? Może sztuka?
Tak, ale nie podchodzę do niej stricte inwestycyjnie. Sztuka może być świetną długoterminową inwestycją, gdyż zachowuje się inaczej niż np. rynki finansowe. Znam osoby, które potrafią to wykorzystać. Jednak potrzeba do tego kompetencji i czasu, których mi brakuje.
Zdaniem partnera
Rola lidera
Osobiście mocno sympatyzuję z projektami, które mają dodatkową zaletę – właściciela czy lidera, który dobrze rozumie swoje środowisko, a działalność firmy jest jego pasją. To czynnik, który często pomaga przetrwać trudny okres lub znaleźć niestandardowe rozwiązanie, które staje się fundamentem sukcesu. Pracując w eFaktor, mam szczęście spotykać przedsiębiorców, których determinacja inspiruje do działania każdego dnia.
Połączenie odpowiedzialności i pasji to właściwy przepis na sukces. Dodajmy do tego dywersyfikację, która zarówno w inwestycjach, jak i zarządzaniu firmą jest ważna, a otrzymamy solidne podstawy do patrzenia z optymizmem w przyszłość.
Główne wnioski
- Kariera
Choć dla większości osób z kierunku, który studiowała Magda Magnuszewska, bank był podstawową ścieżką kariery, ona ledwie wytrzymała praktyki w korporacyjnym środowisku. Do branży private equity przyciągnęła ją przede wszystkim możliwość połączenia wiedzy finansowej i ogólnobiznesowej, a także przyłączenia się do pewnej elity. Po 15 latach zaczął jej jednak przeszkadzać nadmiar pracy transakcyjnej. Większą satysfakcję czerpie z operacyjnego zaangażowania w firmę, więc została menedżerką kierującą firmami z portfela funduszy PE. - Giełda
Magda Magnuszewska nie lubi określenia „gra na giełdzie”. Uważa, że to nie gra, tylko praca na pełen etat. Nie miała na to nigdy czasu, więc stawia długoterminowo na określone branże, które w danym momencie uznaje za najbardziej perspektywiczne, przede wszystkim na przedsiębiorców. Ta strategia popłaca, bo prawie każda spółka odrabia w długiej perspektywie przejściowe straty. Wyjątkowo dobrą inwestycją okazały się akcje firmy CD Projekt. - Inwestycje
Z obserwacji przedsiębiorców, którzy sprzedali firmy, Magda Magnuszewska wyciągnęła kilka lekcji. Przede wszystkim nauczyła się, żeby inwestować tylko w to, co się naprawdę rozumie – w przeciwnym razie to ruletka. Z tego powodu nie inwestuje w startupy, choć technologiczne biznesy są jej bliskie – nie jest jednak w stanie ocenić potencjału młodych spółek. Rozważa za to zainwestowanie w fundusz venture capital w imię „lokalnego patriotyzmu”.



