Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Sport

Maszynka do robienia pieniędzy? Po co amerykańskim uniwersytetom March Madness

Zawodnicy grają, kibice oglądają i obstawiają, a uniwersytety zarabiają grube miliony. Tak w skrócie można opisać wielkie święto koszykówki, które w marcu każdego roku celebrują Amerykanie. 

Czym jest March MAdness
Każda drużyna biorąca udział w March Mandess ma składającą się ze studentów orkiestrę dętą, która zagrzewa do boju zarówno muzycznymi klasykami, jak i współczesnymi hitami. Fot. Tyler Schank/NCAA Photos via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jaki wpływ na amerykańską gospodarkę ma koszykarski turniej March Madness.
  2. Dlaczego jest potrzebny uniwersytetom i jakie korzyści mają z niego zawodnicy.
  3. Czym elektryzuje kibiców oraz jak długa jest jego historia.

Gospodarkę Stanów Zjednoczonych czeka trudny okres. W ciągu najbliższych trzech tygodni jej produktywność zmniejszy się o równowartość 20 mld dolarów z powodu rozpoczętego właśnie turnieju finałowego uniwersyteckiej ligi koszykarskiej NCAA.  

Tak wynika z danych firmy Action Network i amerykańskiego Biura ds. Statystyk z Rynku Pracy (BLS). Instytucje przeprowadziły badanie, z którego wynika, że w trakcie wspomnianego turnieju o nazwie March Madness (z ang. marcowe szaleństwo) przeciętny Amerykanin zainteresowany sportem spędza średnio prawie 2,5 godziny dziennie na aktywnościach związanych z koszykówką uniwersytecką. 

Jakby tego było mało, dokładnie 23 proc. osób ogląda zmagania koszykarzy podczas tzw. marcowego szaleństwa przez co najmniej 4 godziny dziennie. Około 40 proc. z nich przynajmniej raz w życiu wzięło wolne od pracy, żeby móc bez stresu zasiąść przed telewizorem lub udać się na halę sportową czy do baru. Łączny koszt tych aktywności dla gospodarki USA oszacowano na 1,8 tys. dolarów na jednego obywatela rocznie, a mowa raptem o 20-dniowym turnieju, który odbywa się co roku. 

Niech przytoczone dane Was nie zmylą, drodzy czytelnicy. Spadek produktywności to tylko jeden, stosunkowo mały negatywny efekt koszykarskiego święta, jeśli spojrzymy na amerykańską gospodarkę. Turniej March Madness, którego historia sięga 1939 r., to perfekcyjny okaz amerykańskiej smykałki do biznesu. Koszykarska liga uniwersytecka, która w Polsce przynosi grosze (wiem, bo w niej grałem przez pięć lat), w USA jest maszynką do zarabiania pieniędzy dla wszystkich, którzy w niej uczestniczą. 

Na meczach March Madness bardzo często pojawiają się celebryci wspierający drużynę uniwersytetu, który ukończyli. Czasem też dopingują koszykarzy uczelni, na których studiują ich dzieci. Na zdjęciu Bill Murray, aktor, którego syn był… trenerem koszykarskiej drużyny Uniwersytetu Xaviera. Fot. Ezra Shaw/Getty Images

Ile zarabiają studenci-koszykarze? 

Paradoksalnie najmniej trafia do zawodników. Kiedyś nie dostawali ani centa (tylko pod stołem, by zaczęli studiować na danym uniwerku i potem z niego się nie przenosili), a od 2021 r. dzięki wieloletniej batalii sądowej i decyzji Sądu Najwyższego otrzymują pieniądze za tzw. NIL (name, image, likeness), czyli wykorzystanie ich nazwiska, wizerunku lub podobizny.

Nie zapominajmy jednak, że każdy koszykarz ma darmowe studia i mieszkanie w akademiku. To nie lada gratka, bo na najlepszych uniwerkach koszty sięgają setek tysięcy dolarów. W samej męskiej koszykarskiej lidze uniwersyteckiej NCAA bierze udział 2 tys. zespołów (w finałowym March Madness już 68), a w każdym jest 15 zawodników, więc aż 30 tys. chłopaków studiuje za darmo (bardzo rozwija się też kobieca koszykarska NCAA, dziewczyny też mają darmowe studia).

Do tego dochodzą pieniądze z reklam. Do portfela wpada nie tylko parę stówek od uniwerku za to, że baner reklamowy z wizerunkiem skłonił licealistę do złożenia aplikacji. Wpadają tysiące za kontrakty z lokalnymi firmami, których grupą docelową są kibice koszykówki uniwersyteckiej lub grube setki tysięcy za umowy z globalnymi markami, jak Nike czy Adidas, kierującymi produkty do młodzieży.

Nie zapominajmy też, że najzdolniejsi zawodnicy z NCAA trafią do NBA, gdzie zarobki są naprawdę pokaźne. Pozostali polecą szukać szczęścia do Europy i Azji, a tam kontrakty są mniej warte niż w najlepszej koszykarskiej lidze świata, ale nadal stanowią dość godne wynagrodzenie.

Kto organizuje March Madness?

NCAA to założony przez Theodore’a Roosevelta, prezydenta USA, związek, który jest organizatorem uniwersyteckich imprez sportowych w Stanach Zjednoczonych. Bez względu na to, czy mowa o koszykówce, futbolu amerykańskim, czy piłce wodnej – zawsze organizuje je NCAA. 

NCAA sprawuje pieczę zarówno nad sezonem zasadniczym koszykarskiej ligi uniwersyteckiej, który trwa od listopada do lutego, jak i nad turniejem finałowym March Madness odbywającym się w marcu. Współpracuje z konferencjami, które są oddzielnymi bytami zrzeszającymi określoną liczbę koszykarskich klubów uniwersyteckich (zazwyczaj 10-15 drużyn). 

W ciągu jednego sezonu koszykarskie drużyny z NCAA przynoszą około 1-1,5 mld dolarów przychodów z praw telewizyjnych, biletów, sponsoringu i reklam telewizyjnych. W sezonie 2022-2023 NCAA zarobiła na koszykarskich meczach 1,28 mld dolarów, z czego prawie miliard wyłącznie z trwającego trzy tygodnie March Madness. To pokazuje, jaką siłę przyciągania ma marcowy turniej.

Warto wiedzieć

Jak to działa

By wyrównać poziom, NCAA podzieliła uniwersyteckie zespoły koszykarskie na trzy dywizje według kwoty, jaką każdy uniwersytet przeznacza na halę, marketing i trenerów swojej drużyny. Najbardziej prestiżowa jest pierwsza dywizja i tylko w niej występujące zespoły mają szanse walczyć o awans do March Madness. 

Red Storm, czyli koszykarska drużyna Uniwersytetu św. Jana w Nowym Jorku rozgrywa swoje mecze sezonu zasadniczego na hali Madison Square Garden, mogącej pomieścić 19,8 tys. osób. Fot. XYZ, Mikołaj Śmiłowski

Ile uniwersytety zarabiają na March Madness?

Podczas sezonu zasadniczego przychody z meczów uniwersyteckich trafiają do konferencji, które po odliczeniu kosztów wypłacają równe kwoty poszczególnym uniwersytetom. Z March Madness, najbardziej dochodowym okresem sezonu, jest inaczej. Drużyny nie grają na swoich halach, ale neutralnych wynajętych przez NCAA. To do związku więc trafiają całe zarobki z turnieju finałowego i to on dalej rozdziela pieniądze. 

NCAA zarobioną kwotę dzieli na części proporcjonalne do tego, ile meczów w March Madness zagrały drużyny z danej konferencji. To turniej tzw. drabinkowy, gdzie jedna przegrana skutkuje eliminacją, więc stawka każdego meczu jest kolosalna, nie tylko z perspektywy kibiców, ale i uczelni. Przy założeniu, że zarobki wyniosły miliard dolarów, odbyło się 100 meczów, a drużyny z danej konferencji zagrały w dziesięciu, to konferencja dostanie 100 mln dolarów. 

Jak konferencje dalej dzielą pieniądze, zależy już od nich i każda ma swoją unikalną formułę: niektóre dzielą po równo, inne dają więcej mniejszym uczelniom, by wyrównać poziom, różnie bywa. Prawda jest taka, że bardzo często kilkanaście milionów dolarów może stanowić kolosalny zastrzyk dla małych uczelni, a dla większych jest drobną kwotą. 

Prestiżowe konferencje SEC i Big 10 za zeszłoroczny March Madness otrzymały kolejno 34 i 32 mln dolarów. Dużo, ale należą do nich uniwerki, które zarabiają na co dzień o wiele więcej. Tylko z działalności sportowej (a przecież to dodatek) aż 49 amerykańskich uczelni wyższych miało w 2024 r. ponad 100 mln dolarów przychodów. Rekordzista, Ohio State, miał 251 mln dolarów.

Uczelniom na zarobkach szczególnie nie zależy, grunt to wyjść na zero (jak wspomniane Ohio State). Finansują sekcje sportowe – budują kolosalne stadiony (jeden z nich, w Michigan, jest trzeci pod względem wielkości na świecie, pomieści 107 tys. osób) i hale, zatrudniają setki pracowników fizycznych, trenerów, marketerów, nie po to, by zarobić. Sport to dla nich jedna wielka kampania marketingowa. Nic tak nie rozsławi uniwersytetu i nie umocni miłości do niego, jak wygrana w meczu, który oglądają miliony osób przed telewizorami i dziesiątki tysięcy na żywo. 

Konferencje mają wiele sposobów na maksymalizację przychodów z koszykówki. Przed turniejem March Madness organizują swoje mini-turnieje między zespołami wewnątrz konferencji. Rozgrywają je na największych halach w USA, często w dużych miastach, by wypromować uniwersytety w nowych regionach i zarobić na biletach kupowanych przez zamożniejszych fanów z metropolii, takich jak Nowy Jork czy Los Angeles. Fot. XYZ, Mikołaj Śmiłowski

Bez kibiców NCAA nie ma prawa bytu

Byłem na meczach wszystkich profesjonalnych lig sportowych w USA i niewiele z nich ma tak zagorzałych fanów, jak NCAA. Jest na to bardzo proste wytłumaczenie. 

Amerykanie są świetni w patriotyzmie narodowym i równie dobrze potrafią krzewić tzw. lokalny patriotyzm. Studenci od pierwszych dni na nowej uczelni są uświadamiani, że reprezentować barwy “X” to wielka duma, a uczelnia jest ich domem, do którego mogą wracać latami. Dzięki temu czują dużą przynależność do sportowej drużyny uniwersytetu, wiąże ich z nimi większa więź niż z innym profesjonalnym klubem sportowym. 

Do tego pamiętajmy, że jest 2 tys. męskich uniwersyteckich drużyn koszykarskich, co w porównaniu z NBA, w której jest ich 30, daje niesamowity zasięg obejmujący całe kolosalne Stany Zjednoczone. Często w małych mieścinach jedyną drużyną, jakiej można kibicować, jest ta z lokalnego uniwersytetu. Więc ludzie kibicują, bo kochają sport. Czują wdzięczność, że jakiś zespół w ogóle jest niedaleko i wspierają go całym sercem. 

Sercem i portfelem. Kiedyś w USA obstawianie meczów było nielegalne, więc kwitła nielegalna bukmacherka, a dziś jest dozwolone niemal we wszystkich Stanach, co chętnie wykorzystują setki zakładów. Ich wyniki finansowe oraz rosnąca z każdym tygodniem liczba wskazuje, że robią dobry biznes. Szczególnie w marcu. W 2023 r. aż 68 mln Amerykanów obstawiło wynik meczu March Madness, wynika z danych American Gaming Association. 

Jako akredytowany dziennikarz NBA co tydzień dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.

Warto wiedzieć

Zabawa dla wszystkich

Bardzo znanym sposobem na celebrowanie March Madness, w którym bierze udział 68 zespołów uniwersyteckich, jest wypełnianie tzw. drabinki, czyli obstawianie zwycięzcy każdego meczu. Ten, kto to zrobi poprawnie, może wygrać pokaźną sumę. Wiele firm oferuje setki tysięcy dolarów osobie, która dobrze przewidzi wszystkich wygranych.

Nie bez powodu, bo turniej jest na tyle nieprzewidywalny, że niemal niemożliwe jest 100-procentowo poprawne obstawienie. Po pierwszym dniu tegorocznego turnieju tylko 1 proc. z obstawionych drabinek ma jeszcze szanse na trafienie. Znany finansista Warren Buffett w 2014 r. zobowiązał się dać 1 mln dolarów pracownikowi firmy należącej do konglomeratu Berkshire Hathaway, który stworzy tzw. perfekcyjną drabinkę. Do dziś pieniądze czekają w sejfie na szczęśliwca.

Główne wnioski

  1. Wpływ na gospodarkę: March Madness ma istotny wpływ na gospodarkę USA, powodując spadek produktywności o równowartości 20 miliardów dolarów w ciągu trzech tygodni.
  2. Finansowanie uniwersytetów: Turniej jest ważnym źródłem dochodu dla amerykańskich uniwersytetów, które otrzymują znaczne kwoty z praw telewizyjnych i sponsorów.
  3. Kultura i zaangażowanie kibiców: March Madness jest nie tylko wydarzeniem sportowym, ale także kulturowym fenomenem w USA. Kibice są bardzo zaangażowani, często biorą wolne w pracy, aby oglądać mecze, co wskazuje na silną więź między sportem a społecznością lokalną.