Mateusz Morawiecki: Wartości to za mało. Prawica musi być aspiracyjna (WYWIAD)
Jakie szanse w wyborach prezydenckich ma Karol Nawrocki, co doprowadziło do utraty władzy przez PiS i jak partia planuje wrócić na polityczny szczyt – o tym opowiada były premier Mateusz Morawiecki.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak Mateusz Morawiecki ocenia szanse Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich oraz jakie były kulisy decyzji PiS o kandydacie na prezydenta.
- Czego były premier żałuje rok po utracie władzy i jak odnosi się do kontrowersji z okresu swoich rządów.
- Jakie są polityczne plany Mateusza Morawieckiego na najbliższe lata – powrót do roli premiera czy przejęcie władzy w PiS?
Grzegorz Nawacki i Rafał Mrowicki, XYZ: Dlaczego to nie pan został kandydatem na prezydenta?
Mateusz Morawiecki, były premier i wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości: Byłem gotowy do podjęcia również takiego wyzwania, jestem lojalny wobec obozu politycznego. W wyniku różnych zbiegów zdarzeń i analiz podjęliśmy jednak inną decyzję.
A dlaczego? Sondaże wskazują, że to pan jest najlepiej oceniany jako potencjalny kandydat PiS.
Rzeczywiście, widziałem wiele takich badań. Polityka to gra zespołowa, trzeba liczyć się z realiami. Jestem lojalnym i solidarnym członkiem naszej formacji, więc uwzględniam również inne okoliczności
Czyli był pan w gronie rozpatrywanych kandydatów.
Tak. Widziałem dobre badania dotyczące mojej osoby.
W piątek rano poseł Przemysław Czarnek stwierdził, że z panem jako kandydatem PiS miałoby pewną przegraną.
Nie wytrzymał ciśnienia. Nie wykazał się odpowiednią dojrzałością, ale to jego problem. Zdaje się, że mówił o mitycznym centrum. Dzięki temu „mitycznemu centrum”, czyli Trzeciej Drodze, Donald Tusk ma dziś władzę, a w Stanach Zjednoczonych Donald Trump wygrał wybory. Wiemy, że to agenda ludzkich spraw – portfelowa, bytowa, inwestycyjna i gospodarcza – doprowadziła do takiego wyniku, czego jeszcze kilka miesięcy temu większość komentatorów się nie spodziewała.
Dlaczego nie zaprezentowali państwo kandydata w okolicach 11 listopada, jak było to w przypadku prezydenta Andrzeja Dudy w 2014 r.?
Bo wybór był trudny i wymagał dodatkowych analiz. One nie prowadziły do jednoznacznych wniosków, może poza tym, że niektórzy z kandydatów cieszą się najwyższym poziomem braku zaufania, co pozwoliło zawęzić grono.
A badano możliwość wystawienia w wyborach Beaty Szydło?
Pani premier Beata Szydło była brana pod uwagę. Ma ogromne wyczucie społeczne, bardzo dobre rozumienie relacji międzynarodowych, umiejętność dotarcia do różnych grup społecznych i moim zdaniem byłaby znakomitą kandydatką. Działają jednak różne wektory, a pani premier świetnie realizuje naszą agendę na arenie międzynarodowej. Na pewno będzie to wzmocnieniem kampanii Karola Nawrockiego.
Jak pan ocenia jego szanse?
Karol Nawrocki ma wszystko, aby zostać prezydentem – i to bardzo dobrym prezydentem. Łączy w sobie silną osobowość, ambicję, wykształcenie oraz autentyczne zaangażowanie w polskie sprawy. W tych niespokojnych czasach Polska potrzebuje prezydenta, który jest szczerze oddanym patriotą. Kogoś, komu pojęcie suwerenności nie tylko jest bliskie, ale kto potrafi o tę suwerenność walczyć.
W czym był lepszy od pozostałych potencjalnych kandydatów?
W wielu przekrojowych badaniach Karol Nawrocki wypadł najlepiej. On ma w sobie siłę, autentyczność i niezależność. Nigdy nie był członkiem partii, ale zawsze był państwowcem.
Jakie ma atuty, którymi chce zawalczyć o prezydenturę?
Naprawdę można wymienić ich sporo. Pojedynek Karola z Trzaskowskim będzie pojedynkiem ideowca z człowiekiem bez właściwości. Z jednej strony mamy pracowitego człowieka, który do wszystkiego doszedł sam. Z drugiej – kogoś, kto najbardziej znany jest ze swojego lenistwa. Prawość i prawicowość to chyba największe atuty Karola. To jest ten typ człowieka, który będzie gryzł trawę do ostatniej minuty. Gwarantuję, że niejednym jeszcze was zaskoczy.
Prawość i prawicowość to chyba największe atuty Karola. To jest ten typ człowieka, który będzie gryzł trawę do ostatniej minuty.
Jak chcą państwo, jako PiS, pomóc mu w przygotowaniach kampanijnych?
Cała strategia jest już gotowa. Pozwólcie, że nie będę spoilerował i psuł wam zabawy. Jedno mogę powiedzieć na pewno: to będzie nowa energia, nowa świeżość.
Koalicja Obywatelska postawiła na Rafała Trzaskowskiego. To łatwiejszy czy trudniejszy rywal dla Karola Nawrockiego?
Myślę, że obaj kandydaci mocno pogubili się w prawyborach i dzięki temu sporowi mamy kilka dobrych materiałów na spoty wyborcze, np. wypowiedź, w której Rafał Trzaskowski nie odróżnia NATO od Paktu Północnoatlantyckiego [podczas spotkania z sympatykami w Białymstoku Rafał Trzaskowski wymienił obok siebie NATO i Sojusz Północnoatlantycki, jakby były to dwie oddzielne organizacje – red.]. Albo jego brak wiedzy o Nvidii, jednej z największych firm technologicznych na świecie. Człowiek, który aspiruje do takiego stanowiska, skompromitował się ogromnie. Aż strach pomyśleć, jakie jeszcze pokłady ignorancji mogą w nim zalegać. Jesteśmy gotowi na każdego rywala, również na Donalda Tuska – tego bym nie wykluczał.
Nie wierzy pan Donaldowi Tuskowi w deklaracje, że nie będzie kandydować?
Za grosz.
Jaka powinna być prezydentura i jakie systemowe wnioski można wyciągnąć z prezydentury Andrzeja Dudy? W Polsce od lat trwa dyskusja, który system jest lepszy: kanclerski, czy prezydencki?
To bardzo ciekawe i poważne pytanie. Bez ogródek: mamy wadliwie zorganizowany ustrój i trzeba to zmienić. Osobiście jestem zwolennikiem systemu kanclerskiego, ale jeżeli miałbym wybierać między obecnym, dwugłowym systemem władzy wykonawczej z wieloma zadaniami, które wpadają między krzesła, a różne ciała polityczne uzurpują sobie do nich kompetencje, a prezydenckim, wybrałbym ten drugi. Moja gradacja jest taka: kanclerski, prezydencki, a na końcu obecny.
W pierwszej części pytania zapytał pan o to, jaka powinna być prezydentura. Żyjemy w czasie geopolitycznego przełomu, może nawet rozpadu obecnego porządku światowego. Zmieniają się nie tylko wektory sił w geopolityce, ale trwają gigantyczne zmiany technologiczne. Mamy do czynienia z nowym rodzajem kapitalizmu – technokapitalizmem, jak mówi Yanis Varoufakis, czy z kapitalizmem platform jak mówił Nick Srnicek czy Robert Reich przed nim. Tu odpowiedź na pańskie pytanie: prezydent powinien mieć kompetencje rozumienia zmieniających się wektorów w układzie gospodarczym. Wielu komentatorów w Europie i Komisji Europejskiej jest zaskoczonych polityką USA i Chin. Będą cła, protekcjonizm stanie się normą, nastąpi zmiana paradygmatu globalizacji, który królował od konsensusu waszyngtońskiego przez blisko 40 lat. Prezydent musi rozumieć te wektory i być świadomym, jakie zmiany niosą. Dziś 95 proc. polskiej klasy politycznej nie zdaje sobie sprawy, w jakim świecie żyjemy.
Co ten nowy układ sił oznacza dla Polski? Choćby na poziomie wojny celnej między USA a Chinami?
Powiem, co powinien oznaczać. Mocną zmianę priorytetów i szybkie pójście w kierunku reindustrializacji całej Europy, ale Polski w szczególności. To wykorzystywanie produktów i dóbr podwójnego zastosowania i szybka praca w kierunku jak najniższych kosztów energii. Dla mnie oznacza to atom. Zablokowanie SMR-ów [małych reaktorów modułowych – red.] przez obecny rząd jest zbrodnią na polskiej gospodarce. Musimy mieć SMR-y, musimy mieć atom. Dopiero na takiej bazie można budować szeroką strategię dla źródeł odnawialnych. To oznacza mądre działania protekcjonistyczne, które nas dobrze wypozycjonują. O polityce przemysłowej trzeba myśleć szeroko. A cóż ja innego robiłem przez osiem lat, jak nie budowanie pakietów i zachęt, które przyciągały do Polski inwestycje takich firm, jak Google, Microsoft, Intel czy LG? To były ogromne inwestycje typu greenfield, które nie tylko stworzyły tysiące wysokiej jakości miejsc pracy, ale także umożliwiły innym przedsiębiorstwom zdobywanie doświadczenia i wdrażanie nowoczesnych technologii. Kluczową kwestią pozostaje również dostęp do surowców i metali ziem rzadkich, co powinno stać się integralną częścią strategii Europy. Nie można obrażać się na Donalda Trumpa – zresztą trudno zrozumieć, dlaczego liberalne elity częściej krytykują jego politykę niż działania Chin, które od trzech dekad stosują ukryte mechanizmy subsydiowania swoich firm oraz dumping cenowy i środowiskowy. Europa, a w szczególności Polska, potrzebuje odpowiedzialnej i przemyślanej polityki, która sprosta tym wyzwaniom. Tymczasem obecny rząd, zamiast działać proaktywnie, dryfuje bez kierunku w głównym nurcie polityki europejskiej. To właśnie brak zdecydowania i wizji sprawia, że regularnie docierają do nas informacje o kolejnych masowych zwolnieniach.
Odpowiedzią na to, o czym pan mówi, jest silniejsza Unia Europejska czy raczej widzi pan jej koniec i trzeba założyć coś nowego?
Ani jedno, ani drugie. Widzę Unię Europejską, która będzie silniejsza w polityce handlowej i gospodarczej, czyli powrót do idei Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Ale nie Komisję Europejską, która uzurpuje sobie prawa suwerennych państw, tworząc kolejne regulacje powodujące odpływ firm poza Europę. Mój plan polityczny zakłada znaczące ograniczenie kompetencji Unii tam, gdzie zasada subsydiarności powinna działać, a ingerencja wspólnotowa jest zbędna – na przykład w sprawach ideologii, polityki rodzinnej czy nielegalnej migracji. Suwerenne państwa poradzą sobie z tymi wyzwaniami znacznie lepiej. Mamy w Polsce więcej funkcjonariuszy straży granicznej niż liczy cały Frontex. Siła Unii Europejskiej mogłaby być wykorzystana w gospodarczym wyścigu przyszłości. Naszą aktualną sytuację najlepiej streścić w ten sposób: Mamy w Europie najgrubszy podręcznik do regulacji AI, tylko że nie mamy AI.
Widzę Unię Europejską, która będzie silniejsza w polityce handlowej i gospodarczej, czyli powrót do idei Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej.
Niedawno „Dziennik Gazeta Prawna” opisał, że choć Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiadało, że Polska wyda 1 mld zł na rozwój AI, to nie ma ani umów ani nowych pieniędzy.
I nic się z tym nie dzieje. Mam wiele kontaktów w Komisji Europejskiej, bo już 25 lat temu tam jeździłem. Unia Europejska – co mówię z autentycznym smutkiem – jest pogubiona i nie ma odpowiedzi na to, co dzieje się we współczesnym świecie. Brakuje też europejskich liderów z prawdziwego zdarzenia. Liderów, którzy rozumieją meandry świata finansów, wiry geopolityki i trudne realia nowej ekonomii.
Mija rok odkąd stracili państwo władzę. Jak się panu podoba to, co robi rząd?
Ten rząd jest wyjątkowo słaby – brak decyzyjności i strategii rozwoju został zastąpiony czarnym PR-em wymierzonym w konkurencję polityczną. Obietnice wyborcze nie są realizowane, co można określić mianem oszustwa wyborczego. Jak inaczej nazwać sytuację, w której zapowiadane „100 konkretów na 100 dni” nie zostanie zrealizowane nawet w ciągu 1000 dni? Najpoważniejsze zapowiedzi, takie jak podniesienie kwoty wolnej od podatku, akademiki za złotówkę czy zerowy VAT na bilety komunikacji publicznej, pozostają jedynie deklaracjami. Z kolei te działania, które są podejmowane, realizowane są w minimalnym zakresie – na przykład program dotyczący renty socjalnej. Chociaż objął 120 tys. osób, wyklucza 200 tys. innych, które również powinny zostać uwzględnione. Program „Aktywny rodzic” doprowadził do wzrostu cen w żłobkach, a jego koszt to kilka miliardów zł a nie 18-20 mld zł, jak zapowiadano. I wreszcie, to, co mnie szczególnie smuci, to podcięcie szans rozwojowych naszego kraju, czyli faktyczne zatrzymanie prac nad atomem czy Centralnym Portem Komunikacyjnym…
Przecież CPK ma być budowany, tylko w zmienionym kształcie.
Jestem w stałym kontakcie ze środowiskiem „Tak dla CPK”. Wszyscy poważni eksperci nie szczędzą krytyki zarówno wobec komponentu kolejowego, który został niemal zniszczony, jak i komponentu lotniczego. Polska wykorzystuje jedynie 17 proc. cargo, które trafia do naszego kraju. To około 200 tys. ton – podczas gdy pozostały milion ton przelatuje nad Polską z Korei Południowej, Chin i Japonii, lądując w niemieckich portach lotniczych. Tam towary są oclone, a 25 proc. wartości cła trafia do Niemiec. Następnie te same ładunki wracają do Polski na tirach! Jak można tak marnować potencjał rozwojowy? Cisną mi się na usta najgorsze słowa. Porty polskie – kolejny wspaniały skok za naszych rządów jest dziś przyhamowany jak choćby port kontenerowy w Świnoujściu, port zewnętrzny w Gdyni i port zbożowy w Gdańsku. Panowie, mówimy o gigantycznych kwotach! Za naszych czasów wartość przeładunków wzrosła z 18 mld zł do 57 mld zł w ciągu zaledwie ośmiu lat, dzięki rozbudowie portów. To środki, które zostają w Polsce. Jest się o co bić!
Port w Gdańsku ma być rozbudowany na morzu, decyzję podjęto jeszcze za państwa rządów.
Decyzje podjęte za naszych rządów są częściowo realizowane, ale porty zbożowy w Gdańsku i Gdyni, port kontenerowy w Świnoujściu, rozbudowa suchego portu w Gdyni – to wszystko zostało przyhamowane. Pytam: dlaczego? Komu to przynosi korzyść?
Mówił pan o uwiądzie decyzyjnym. Ma pan na myśli tarcia koalicyjne?
Rząd jest od roboty, a nie od ścierania się. Owszem, można przypuszczać, że obecny uwiąd decyzyjny jest wynikiem tarć koalicyjnych. Ale to nie wszystko. W grę wchodzi również nieudolność w zarządzaniu i – brutalnie mówiąc językiem politycznym – konieczność spłacania zobowiązań wobec ośrodków, które pomogły ekipie Tuska wrócić do władzy.
W pańskim rządzie również zdarzały się tarcia z mniejszymi koalicjantami.
To prawda, niestety. Ale te tarcia nigdy nie stanęły na drodze naszych najważniejszych osiągnięć. Proszę spojrzeć, jak wiele udało się nam zrobić w kwestii uszczelnienia systemu podatkowego i naprawy finansów publicznych. To właśnie tam tkwiło źródło wszystkich późniejszych sukcesów – w polityce bezpieczeństwa, polityce społecznej i inwestycjach lokalnych. Udało się także wyrównać szanse mniejszych i średnich samorządów, co stanowiło przełom w porównaniu z działaniami obecnej ekipy. Wierzę, że Polacy szybko dostrzegą tę różnicę.
Skoro mowa o finansach publicznych, to ostatnio było głośno o zmniejszeniu wydatków budżetowych m.in. na Kancelarię Prezydenta, Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Premier Tusk pisał na Twitterze, że oszczędności mają trafić na ochronę zdrowia, podczas gdy mogą one wynieść kilkadziesiąt milionów złotych, a w ochronie zdrowia brakuje miliardów.
Mowa o 50 mln zł tzw. oszczędności. To jedynie słaby zabieg PR-owy, i to na dość żenującym poziomie. W ochronie zdrowia potrzeba obecnie według moich szacunków od 10 do 20 mld zł. Przypomnę, że zostawiliśmy w rezerwie NFZ 14 mld zł – czterokrotnie więcej niż w 2015 r. Co do finansów publicznych, warto przyglądać się temu, szczególnie pod lupą. To panowie i wszyscy polscy obywatele są stratni, żeby nie powiedzieć okradani, na skutek powrotu mechanizmów, z którymi udało mi się skutecznie walczyć w czasie naszych rządów. Mam na myśli karuzele VAT, które wracają i mam na to dowody. Dotyczy to również różnego rodzaju optymalizacji podatkowych, stanowiących w istocie próby obejścia systemu – w tym przypadku również dysponujemy solidnymi dowodami, jak np. spadek wpływów z podatku CIT. Nominalny PKB w tym roku wzrośnie o około 8 proc. Zyski firm rosną. Dlaczego w takim razie aż tak mocno spadają wpływy z podatku od firm i od korporacji międzynarodowych?
Mam na myśli karuzele VAT, które wracają i mam na to dowody. Dotyczy to również różnego rodzaju optymalizacji podatkowych, stanowiących w istocie próby obejścia systemu – w tym przypadku również dysponujemy solidnymi dowodami.
Skoro ma pan dowody na karuzele VAT, to czy będzie pan podejmował działania?
Oczywiście. Do mojego biura poselskiego wpływają zawiadomienia pokazujące lewe faktury, czyli mechanizmy, z którymi walczyliśmy od początku rządów PiS. To mnie martwi, bo łatwo rozszczelnić system finansowy, a potem potrzeba lat, by go zreperować.
Myślałem, że może pochwali pan rząd za poprawę wizerunku Polski, czyli odblokowanie Krajowego Planu Odbudowy.
A gdzie jest to mityczne KPO? Widzieliście gdzieś tablice w którejś z 2477 gmin? Bo ja nie. Nie widzę, by w istotny sposób wpływało na rozwój gospodarczy czy mechanizmy rozwojowe. Pamiętam, jak obecny rząd, będąc jeszcze w opozycji, twierdził, że samorządy dostaną więcej pieniędzy dzięki KPO. Proszę zadzwonić do dowolnego samorządu i zapytać o korzyści z KPO. Poza Warszawą i dużymi miastami usłyszą panowie jęk zawodu. KPO jest wykorzystywane w sposób spóźniony i nieudolny. Proszę pamiętać, że pierwsze transze KPO wpływały jeszcze za moich rządów.
Choć trzeba było na nie poczekać przez parę lat.
Tak, to prawda. Był spór o sądownictwo, polityczna blokada na poziomie KE i trzeba było na to poczekać, ale pierwsze transze wpłynęły we wrześniu, październiku i grudniu 2023 r.
A propos sporu o sądownictwo. Po fuzji PiS z Suwerenną Polską jest pan w jednej partii z osobami, które kopały pod panem dołki. Jak się pan z tym czuje?
Polityka to sztuka wybaczania i dochodzenia do kompromisów. Ostatnio koledzy z Suwerennej Polski znacząco stępili swoje ostrza. Radziłbym im, by tak pozostało. Tylko na takiej zasadzie można budować konsensus w ramach jednej partii dużego namiotu, jaką jest PiS. A wróg jest zupełnie gdzie indziej.
Łatwo pan wybacza?
Zgodnie z dewizą Jana Pawła II: wybaczamy, nie zapominamy.
Bliski pana sercu Dolny Śląsk mierzył się z powodzią. Jak pan ocenia działania rządu w przeciwdziałaniu, walce z żywiołem i likwidowaniu skutków?
Tuż przed powodzią, gdy dostawałem jeszcze sygnały z Republiki Czeskiej, polski rząd lekceważył niepokojące sygnały. Czeski premier Petr Fiala już 10 września podjął odpowiednie kroki. Polski rząd czekał kilka dni i 13 września Donald Tusk ogłosił, że prognozy nie są przesadnie alarmujące. A dwa dni później mówił, że tama chroniąca Stronie Śląskie nie powinna pęknąć, ale jednak pękła. To przykład takiej nonszalancji i niefrasobliwości, że gdyby zdarzyły się mojemu rządowi, to jestem przekonany, że bylibyśmy przez kilka tygodni na ustach wszystkich mainstreamowych mediów. Tylko ścisłej ochronie medialnej, którą cieszy się ten rząd – ale mam nadzieję, że już niedługo, bo za wiele rzeczy przenika między bańkami wyborczymi – może zawdzięczać, że nie został poddany ogromnej krytyce. Powódź wyrządziła wiele szkód i co stało się potem? Proszę przypomnieć sobie powódź z 2019 r. na Podkarpaciu i w Małopolsce oraz nasze ówczesne działania. Obecnie rządzący wykazują się nie tylko ogromną niefrasobliwością, ale wręcz brakiem realnej zdolności do reakcji. Jedną z przyczyn – rzadziej to pada w debacie publicznej, więc powiem o tym – jest zastraszanie urzędników. Poprzez atak na urzędników rządzący popełniają gigantyczny grzech wobec państwa. W sytuacjach takich jak COVID-19, wojna w Ukrainie, kryzys na granicy z Białorusią, trzeba było działać w ciągu godzin, dni i tygodni. Tymczasem mniejszy kataklizm niż COVID-19 i wojna w Ukrainie doprowadził do paraliżu rządu. Gdyby nie presja ze strony części mediów i partii opozycyjnych, żyliby w przeświadczeniu, że wszystko jest w porządku. Czytałem niedawno raport samorządowców z Dolnego Śląska, z którego wynika, że 2,5 miesiąca po powodzi nie wykonano 90 proc. płatności. A płatności dla tysięcy osób bez dachu nad głową są wypłacane z opóźnieniem i mogą pokryć może 20-30 proc. kosztów odbudowy. To jest dramat.
Zarzucił pan mediom taryfę ulgową wobec rządu, ale po chwili przyznał pan, że wywierały presję na rządzących.
Część mediów wywierała presję.
Niedawno materiał lokalnego oddziału TVP wywołał reakcję wojewody dolnośląskiego, jednak nie powstrzymało to jego dymisji. Nie wiem czy widział pan, jak wyglądało to w Hiszpanii. Tam szkody było większe, było więcej ofiar. Mieszkańcy Hiszpanii mieli większe zastrzeżenia wobec rządzących w kwestii walki ze szkodami i reakcji na żywioł.
Hiszpania jest normalnym demokratycznym krajem, w którym media rzeczywiście pełnią funkcję kontrolną, więc rządzący, którzy przyjechali do ludzi – łącznie z królem i premierem – zostali niemalże wywiezieni na taczkach. Potraktowano ich brutalnie. W Polsce nie mamy normalnej demokracji. Nie rzucam takich słów na wiatr, ale uważam, że w Polsce mamy do czynienia z atakiem na Konstytucję i mechanizmy demokratyczne, a zarazem takim zawłaszczeniem sfery medialnej, że jesteśmy dalecy od demokracji. Mamy do czynienia z systemem półautorytarnym. „Tusk rozgrywał to jak Putin” – tak działania Donalda Tuska w czasie powodzi ocenił Jacek Żakowski, którego trudno uznać za naszego sojusznika. W odpowiedzi na tę wypowiedź natychmiast wylała się na niego fala krytyki ze strony mainstreamu, który szybko przywołał go do porządku. Tusk unika spotkań z mieszkańcami. Ja spotykam się z mieszkańcami, ale nie pokazuję tego w mediach społecznościowych, bo to są dramaty. To mój rodzinny region. Wiem, co mówią o obecnie rządzących. Wybieram się zresztą w najbliższych dniach na Dolny Śląsk, bo ludzie i samorządowcy proszą mnie o to, żebym zaczął publicznie nagłaśniać lenistwo i nieudolność rządu. Porównanie tego do Hiszpanii, co zrobił pan w swoim pytaniu, panie redaktorze, jest z różnych względów nietrafione. Tam władza zareagowała źle i tu władza zareagowała bardzo źle. Tam reakcja społeczna jest widoczna, a tu jest to ukrywane przed opinią publiczną.
Mam wrażenie, że teza PiS o układzie medialnym jest powtarzana odkąd pamiętam, a są sprzyjające państwu trzy telewizje, do tego kilka gazet. Nie bardzo widzę tę autorytarność.
Panowie, proszę nie żartować. Wystarczy spojrzeć na zasięgi poszczególnych mediów. Po jednej stronie mamy trzy największe telewizje, z TVN na czele, Wirtualną Polskę, Onet i największe stacje radiowe – wszystkie dysponujące ogromnym zasięgiem i gigantycznymi budżetami. Po drugiej stronie są pojedyncze, bohatersko walczące z rzeczywistością wyspy mediów niezależnych od rządu – prawdziwe wyspy wolnego słowa. Ja nie proszę o nic więcej, jak tylko o realną debatę – o Polskę, o wyzwania, wizję i przyszłość.
Przez osiem lat państwa rządów otrzymały sporo państwowych pieniędzy, niewspółmiernie dużo do zasięgów.
Nie przeczę temu, ale odnoszę się do rdzenia pańskiego pytania. Stawiam tezę, że przewaga strony przeciwnej stanowi 90-10. Jaki panów zdaniem jest ten podział?
Nie wiem, ale za waszych rządów TVP sprzyjała rządowi.
I za naszych rządów ta proporcja stanowiła 70-30. Właśnie dlatego, że TVP była taka za naszych rządów. Ale teraz to 90-10!
Tylko, że teraz media, które pan wymienił patrzą na ręce również obecnej władzy…
To dlaczego np. Telewizja Republika nie jest wpuszczana nawet na konferencje prasowe w KPRM? Uważacie, że to normalne? Za moich czasów była pełna otwartość, a TVN często zadawał po kilka pytań na jednej konferencji, co czasami bywało dość zabawne.
Mam na myśli media, które wymienił pan jako wspierające obecną władzę i przeciwstawiające się państwu. Przykładem mogą być teksty Wirtualnej Polski, po których dwóch wiceministrów straciło stanowiska w obecnym rządzie.
I słusznie, tak właśnie powinno być! Sam czytam te materiały i staram się być na bieżąco. Podstawową rolą mediów jest patrzenie na ręce władzy, a nie opozycji. Jednak włączając TVN, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta zasada nie jest tam podzielana. Nadal dostrzegam wyraźny przechył na korzyść rządzących.
Nie widzę tak tego, ale zostawmy media, bo czytelników interesuje to zapewne mniej niż nas. Co będzie dalej z Mateuszem Morawieckim, skoro nie będzie kandydować na prezydenta? Jakie są pana ambicje polityczne?
Przedstawiłem program, który ma na celu walkę o powrót do władzy i odzyskanie zaufania wyborców. To 1000 bitew w ciągu 1000 dni, które czekają nas do kolejnych wyborów parlamentarnych. Kluczowe elementy to odbudowa zdolności koalicyjnej oraz zaprezentowanie poważnej, ambitnej oferty. Oferty, która skupia uwagę społeczną, ma charakter rozwojowy i nawiązuje do naszych wcześniejszych sukcesów, takich jak uszczelnienie budżetu – solidnej podstawy do realizacji projektów aspiracyjnych. Mam na myśli nie tylko Centralny Port Komunikacyjny, ale także rozwój sztucznej inteligencji, polskiej nauki i automatyzację jako fundament rozwoju Polski. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka! Tutaj też możemy pochwalić się sukcesami, bo w 2015 r. na badania i rozwój wydawano ok. 0,89 proc. PKB, a obecnie to ok. 1,5 proc. To przyrost z 18 mld zł na 53 mld zł. Ale to ciągle za mało! Oprócz tego rozwój silnej, polskiej armii, ale taki rozwój, by był on kołem zamachowym polskiej gospodarki, czyli jak w modelach południowokoreańskim, izraelskim czy amerykańskim. Buduję program gospodarczy i to jest w samym środku moich działań.
To 1000 bitew w ciągu 1000 dni, które czekają nas do kolejnych wyborów parlamentarnych. Kluczowe elementy to odbudowa zdolności koalicyjnej oraz zaprezentowanie poważnej, ambitnej oferty.
A z kim widziałby pan koalicję? Porozumienia Gowina praktycznie już nie ma, powstali z niego Republikanie są częścią PiS. Podobnie Suwerenna Polska. Może być trudno znaleźć koalicjanta – czy to w PSL-u czy Konfederacji – który mógłby obawiać się podzielenia ich losu.
Zarówno Republikanie, jak i Suwerenna Polska same wnioskowały o wejście do PiS. To nie jest integracja przymusowa. Może panowie zauważyli, może nie, ale ja od pięciu lat nie atakuję Konfederacji ani PSL-u. Ja sam jestem przez nich regularnie atakowany, ale się im nie odpłacam pięknym za nadobne. Wiem, że powinniśmy budować naszą zdolność koalicyjną, choć dostrzegam krytykę, która spływa na nas z tamtej strony. Uważam, że walka o zwycięstwo w wyborach prezydenckich, czyli walka o osoby niezdecydowane i interesujące się agendą gospodarczą, czyli o ten elektorat, dzięki któremu Donald Trump wygrał swoje wybory i dzięki któremu Donald Tusk rządzi w Polsce, jest kluczowy w walce o odzyskanie zaufania wyborców i zwycięstwo w 2027 r. I na tym chcę się skoncentrować.
Podczas tego tysiąca bitew chce pan być generałem? Chce pan ponownie zostać premierem?
Będę ciężko pracować, aby w przyszłości raz jeszcze pokazać, jak można skutecznie rozwijać nasze zdolności produkcyjne i finansowe. Moim celem jest realizacja strategii ambitnej Polski, jeśli taka będzie wola wyborców. Chcę przekonywać do naszej wizji poprzez konkretną ofertę, rzetelny program i naszą wiarygodność, podkreślając to, co już osiągnęliśmy w wyrównywaniu szans w każdym zakątku kraju. Fundamentem naszego programu muszą być odwaga, odbudowa i przemyślana oferta.
Będzie pan chciał walczyć o przywództwo w PiS po prezesie Kaczyńskim?
PiS jest zbudowane przez prezesa Kaczyńskiego i tak długo, jak będzie chciał, będzie prezesem. Ten temat jest zamknięty.
Czyli nie ma pan takich ambicji?
Jak powiedziałem: to partia złożona z różnych nurtów przez Jarosława Kaczyńskiego, który zadeklarował, że będzie startował w przyszłym roku na szefa partii, i to kończy temat.
Skoro mówi pan o swoich rządach jako o transformacji Polski oraz, że wiele rzeczy się udało, to dlaczego przegraliście wybory? Jak pan patrzy na to po roku?
Przegraliśmy ze względu na kilka czynników. Bezpośrednio przed wyborami straciliśmy ok. 4-5 proc. przez tzw. pseudoaferę wizową. Dziś wiemy, że nie było żadnej afery. Pan Szczerba przyznał, że korupcja została wykryta przez nasze służby i dotyczyła kilkuset wiz. To oczywiście naganne, ale nie dotyczyło dziesiątek czy nawet setek tysięcy, jak dzięki mediom usłużnym wobec PO udało się wmówić Polakom.
Po drugie, jeśli spojrzymy na średnią sondażową z 2020 r., wyraźnie widać, że presja radykałów z PiS i Solidarnej Polski, która doprowadziła do przyspieszenia decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, kosztowała nas stratę 10 pp. poparcia. Tego poziomu nie udało się już nigdy odzyskać.
Trzecia przyczyna to nieumiejętność reformy wymiaru sprawiedliwości, która była kulą u nogi systemu gospodarczego.
Przegraliśmy ze względu na kilka czynników.
I kolejny punkt sporu z koalicjantami, a właściwie z jednym.
Tak, z jednym koalicjantem, ale abstrahując od tego, reforma nie przyniosła takich pozytywnych efektów, jak wyobrażaliśmy sobie 10 lat temu. Sądzę, że znaczna część społeczeństwa popierała tę reformę. Niemniej, zmęczenie polityczne ekipą rządzącą przez osiem lat również odegrało swoją rolę. Podsumuję to w ten sposób: osiągnęliśmy drugi najwyższy wynik w historii III RP, a pierwszy – w 2019 r. – również należał do nas.
Jako ciekawostkę mogę dodać, że po 15 października 2023 r. odebrałem cztery telefony od premierów innych krajów Unii Europejskiej, którzy byli przekonani, że to my zbudujemy rząd. W ich systemach politycznych partia, która wygrywa wybory, automatycznie buduje rząd. Specyfika polskiej polityki sprawiła jednak, że nie byliśmy w stanie tego dokonać.
Na miesiąc zbudował pan rząd.
Ale nie udało się zbudować większości dla jego poparcia.
Jak pan to tłumaczył kolegom z zagranicy?
Odbierałem te telefony 16 i 17 października, wciąż mając nadzieję, że uda się stworzyć rząd z PSL-em, z premierem wywodzącym się z tej partii.
Wspomniał pan o wyroku ws. aborcji. Nie żałuje pan tego wyroku, nie tylko z powodu spadku poparcia?
Żałuję. Dziś potrzebujemy spójności społecznej, zgody i zdolności do współpracy w ramach klasy politycznej. Ten wyrok – wskutek presji politycznej radykałów – doprowadził do większej polaryzacji społecznej. A wielki wróg czyha u naszych bram. Hannibal ante portas. Jestem przeciwnikiem aborcji, ale byłem i jestem zwolennikiem tego kompromisu, który był. Bo polityk musi też odpowiadać za skutki swoich działań. Gdyby w parlamencie była ustawa, która wracałaby do tego kompromisu, to głosowałbym za taką ustawą. Potrzebujemy dziś spokoju społecznego i obrony przed wrogiem zewnętrznym, a nie kłótni o aborcję.
Taki projekt złożyła Polska 2050. Może liczyć na pana głos?
Tak.
Ten wyrok – wskutek presji politycznej radykałów – doprowadził do większej polaryzacji społecznej
Żałuje pan czegoś jeszcze z tego, czego nie udało się zrealizować?
Dużo udało się osiągnąć w uszczelnieniu systemu podatkowego, jednak nie udało się go uprościć, co z perspektywy przedsiębiorców jest niezwykle istotne. W swoim planie na 2027 r. kładę ogromny nacisk na uproszczenie tego systemu. Rozpocząłem już rundę rozmów z przedsiębiorcami. Za pośrednictwem państwa portalu chciałbym zaapelować do zrzeszeń i przekazać, że jestem otwarty na rozmowy o propozycjach zmian. To właśnie przedsiębiorcy najlepiej wiedzą, jak usprawnić system, choć korzystam również z wiedzy grona ekspertów, którzy się w tym specjalizują.
Zamknięcie cmentarzy podczas pandemii COVID-19 było błędem – działaniem nadmiarowym. Dziś, bogatszy o tamto doświadczenie, nie zgodziłbym się na podobną rekomendację rady medycznej. Nigdy też nie zaakceptowałem przymusowych szczepień całego społeczeństwa, co w styczniu 2022 r. doprowadziło do rezygnacji większości członków ówczesnej rady medycznej.
Uproszczenie systemu podatkowego ma być ukłonem w stronę elektoratu Konfederacji i bardziej wolnorynkowego elektoratu Trzeciej Drogi, czyli Polski 2050? Z myślą o ewentualnej koalicji w 2027 r.?
To kolejny etap budowy sprawnego i skutecznego państwa – państwa, które wspiera przedsiębiorczość, zamiast ją blokować. Przedsiębiorczość jest fundamentem rozwoju, dlatego to ukłon przede wszystkim w stronę przedsiębiorców. Nie zamierzam kłaniać się żadnym partiom politycznym, lecz tym, którzy są solą ziemi – przedsiębiorcom. Jako osoba, która na początku lat 90. współtworzyła z przyjaciółmi udany startup, znam funkcjonowanie firm od podstaw. Jako prezes banku miałem styczność z tysiącami firm, a jako minister rozwoju i finansów, a później premier, mogłem działać na rzecz ich rozwoju na szerszą skalę. Chcę skupić się na wspieraniu polskich przedsiębiorców w rozwijaniu skrzydeł na rynkach europejskich, umiędzynaradawianiu polskich firm i zwiększaniu ich skali działania. Model ściągania firm zagranicznych, by polskie przedsiębiorstwa mogły się od nich uczyć poprzez tzw. osmozę i wykorzystywać tę wiedzę w ekspansji na rynki międzynarodowe, przynosi dobre efekty i będzie ważnym elementem mojego programu. Pomoc w rozwoju polskich firm i ich ekspansji na rynki zagraniczne to zadanie, które już realizowałem, ale w nadchodzących latach stanie się jednym z kluczowych priorytetów.
To byłaby trochę nowa twarz PiS, które mówiło wcześniej dużo o wartościach, historii, patriotyzmie, Kościele. Nie mówiło tak dużo o gospodarce.
Zawsze mówiłem dużo o gospodarce, ale polska prawica musi opierać się na wartościach. Sam jestem zakorzeniony rodzinnie w świecie wartości. Spuścizna „Solidarności” i Armii Krajowej oraz nasza piękna historia to dla mnie coś niesamowicie ważnego. To sprawy fundamentalne. Polska prawica musi jednak również opierać się na aspiracjach. Jeśli prawica nie będzie oddychać dzięki dwóm płucom, jakimi są aspiracje i wartości, to nigdy nie wróci do władzy. Prawica skupiona wyłącznie na wartościach pozostanie ugrupowaniem na poziomie 10–15 proc. poparcia. Aby osiągnąć sukces, musi być aspiracyjna. Dlatego z jednej strony mocno opieram się na świecie wartości – sam byłem w młodości działaczem antykomunistycznym – ale równocześnie rozwijam agendę gospodarczą, proprzedsiębiorczą, kładąc szczególny nacisk na wspieranie polskich przedsiębiorców. Polska, podobnie jak Niemcy czy Chiny, powinna budować zawoalowane mechanizmy ochrony rodzimego kapitału oraz stosować ukryte formy wsparcia przedsiębiorstw, które są powszechnie wykorzystywane przez Amerykanów. Wystarczy zauważyć, że Joe Biden kontynuował politykę pierwszego Donalda Trumpa – tam widać wyraźną ciągłość instytucjonalną. W Polsce tej ciągłości niestety brakuje, a to kluczowy element skutecznego działania państwa. Na ten problem staram się szczególnie zwracać uwagę, bo uważam go za niezwykle istotny.
Wróćmy jeszcze do państwa rządów. W piątek Sejm zajmował się sprawozdaniem komisji śledczej ds. wyborów kopertowych. Obawiał się pan?
Tak? Nawet o tym nie wiedziałem.
Czekałem, aż wymieni pan wśród przyczyn porażki wyborczej przeróżne afery, czyli np. zakup maseczek i respiratorów w pandemii, pieniądze z NCBiR, czy sprawę z właścicielem Red Is Bad. To nie zaszkodziło PiS?
Kilka dni temu ukraiński system energetyczny został ostrzelany. Ukraina znowu błaga o generatory energetyczne. Dokładnie taka sama sytuacja była dwa lata temu, gdy pomagaliśmy Ukrainie utrzymać zdolność bojową poprzez utrzymanie jej systemu energetycznego. Tyle o generatorach.
Wspomniał Pan o maseczkach i respiratorach – o te zaopatrzenie rywalizował cały świat. Jestem wdzięczny wszystkim urzędnikom, na czele z ówczesnymi ministrami zdrowia, za odważne i szybkie podejmowanie decyzji. Dziś, pod rządami Tuska, państwo zostało sparaliżowane. Jeśli ktoś w tamtym czasie popełnił błąd, powinien spotkać się z wyrozumiałością – oczywiście pod warunkiem, że nie doszło do mechanizmów korupcyjnych. W takich przypadkach nie ma mowy o wybaczeniu. Jednak w odniesieniu do tych konkretnych sytuacji nie dostrzegam dowodów na korupcję.
Nie widzi pan nic niewłaściwego w tym, że państwo polskie, za pośrednictwem różnych agencji, kupowało maseczki od instruktora narciarstwa, a generatory prądotwórcze od właściciela firmy odzieżowej?
Nie pamiętacie panowie, jak wyglądał świat zaledwie cztery lata temu? Czy wiecie, że Włosi kupowali generatory trzy razy drożej niż Polacy, a Niemcy maseczki dwa razy drożej niż my? W tamtym czasie wszyscy szukali maseczek, respiratorów – wszędzie! O czym wy w ogóle mówicie? Abstrahowanie od tego kontekstu to postawienie rzeczywistości na głowie! Absolutnie nie zgadzam się z takim spojrzeniem. Ratowaliśmy Polskę przed COVID-em, organizując zakupy maseczek i respiratorów na całym świecie. Dziękuję wszystkim, którzy w tamtych trudnych chwilach podejmowali się organizacji tego zaopatrzenia. Dziękuję polskim szwalniom, które w ekspresowym tempie szyły maseczki, oraz wszystkim, którzy ściągali z zagranicy niezbędny sprzęt, by ratować życie i zdrowie Polaków, a później pomagać Ukrainie w obliczu rosyjskiej agresji. Podkreślam – nie dostrzegłem korupcji w tych działaniach. Korupcję widziałem gdzie indziej, choćby w doniesieniach o Sławomirze Nowaku, gdzie ponoć znaleziono kilka milionów ukrytych w nogach od stołu. Co się dzieje z tą sprawą?
Za państwa rządów nie doczekał się aktu oskarżenia.
To wstyd.
Wspomniał pan o Ukrainie. Widzi pan tu jakieś błędy po państwa stronie? Konfederacja zarzuca państwu, że nie uzyskali nic w zamian.
O czym my w ogóle mówimy? Gdyby nie działania prezydenta Dudy, prezesa Kaczyńskiego i moje w pierwszym miesiącu wojny, Ukrainy by dziś nie było. Mobilizowaliśmy opinię publiczną, wysyłaliśmy broń, która umożliwiała obronę Kijowa. Tymczasem Macron, na pierwszej Radzie Europejskiej po rosyjskiej agresji, w Wersalu – mogę to ujawnić, bo mówił o tym były premier Słowenii Janez Janša – zastanawiał się, po co nam rozmowy o obronie Ukrainy, skoro za dwa tygodnie Ukrainy już nie będzie. Gdybyśmy wtedy nie działali, wojska rosyjskie – wraz z ukraińskimi oddziałami służącymi Rosji – stałyby pod Zamościem, Chełmem i Przemyślem. Kiedy Macron wzywał Ukrainę do poddania się, my pojechaliśmy do Kijowa, by wesprzeć tamtejsze władze. Gdy cała Europa rozważała, jak przetransportować prezydenta Zełenskiego do USA, pojechałem do Scholza i otwarcie krytykowałem go za oferowanie Ukrainie jedynie 5 tys. hełmów. W pierwszych miesiącach wojny Polska odegrała kluczową rolę w pomocy Ukrainie w obronie przed rosyjskim atakiem. Kolejne miesiące zawdzięczamy Amerykanom, przede wszystkim dzięki organizacji hubu logistycznego w Jasionce. Proszę spojrzeć, jak szybko go zorganizowaliśmy – wyobrażacie sobie, żeby Tusk i PO potrafili zrealizować takie przedsięwzięcie? Mieliśmy postawić na szali ryzyko wejścia po dwóch latach ruskiego wojska na Podlasie czy Podkarpacie? Tego chce którykolwiek z takich komentatorów? Nie wierzę w to. Oczywiście, że jako Polska powinniśmy aktywnie uczestniczyć w odbudowie Ukrainy, nasze firmy powinny mieć wielomiliardowe kontrakty, to jest dla mnie oczywiste.
Mobilizowaliśmy opinię publiczną, wysyłaliśmy broń, która umożliwiała obronę Kijowa. Tymczasem Macron, na pierwszej Radzie Europejskiej po rosyjskiej agresji, w Wersalu zastanawiał się, po co nam rozmowy o obronie Ukrainy, skoro za dwa tygodnie Ukrainy już nie będzie.
Jak patrzy pan na przyszłość Ukrainy? Wybory w USA coś tu zmieniają?
Patrzę umiarkowanie pesymistycznie. Putin zbroi się na potęgę. Przestawił gospodarkę na tory wojenne. Zachód nie chce skonfiskować wielkich rosyjskich aktywów, które zostały zamrożone. Dostawy broni płyną zbyt późno i są zbyt małe. Brakuje chętnych do wspierania finansowego Ukrainy. Mamy coraz bardziej zmęczone wojną społeczeństwo ukraińskie i trzymane twardo pod totalitarnym butem społeczeństwo rosyjskie. Czas gra na korzyść Putina.
Wiążę jednak pewne nadzieje ze zwycięstwem prezydenta Trumpa. Nie chce mi się wierzyć, że chciałby dopuścić do takiego uszczerbku na swoim prestiżu doprowadzając do upadku Ukrainy tak, jak prezydent Biden doprowadził do upadku amerykańskiej obecności w Afganistanie w 2021 r. Myślę, że nie chciałby tak potężnej skazy na swoim wizerunku w pierwszym roku prezydentury. Sądzę, że dostarczy dużo broni Ukrainie i zmusi Putina do realnych negocjacji. Realnych, czyli takich, które pozwolą Ukrainie istnieć jako suwerenne państwo, które coraz bardziej przybliża się do świata zachodniego. Tak zdefiniowany pokój zostałby zapewne odebrany przez Ukraińców jako akceptowalny.
Czyli spodziewa się pan dalszych dostaw broni, a nie – jak zapowiadał prezydent Trump – szybkiego telefonu do Putina i zakończenia wojny w ciągu kilkunastu godzin.
Spodziewam się dużo większych dostaw broni.
Nie wierzy pan w hasła, że Trump jest przyjacielem Putina?
Nie wierzę. Nie ma na to żadnych dowodów.
Myśli pan, że wynik wyborów amerykańskich może mieć wpływ na wynik wyborów prezydenckich w Polsce?
Może mieć, ale niewielki. Już ma w sferze mentalnej i emocjonalnej. Wśród naszych wyborców i wielu naszych polityków nie tylko wróciła nadzieja w zwycięstwo w 2027 r., ale też pojawiła się nadzieja na zwycięstwo w 2025 r.
Widzieliśmy w Sejmie osobliwe obrazki. Politycy PiS na sali plenarnej skandowali nazwisko Donalda Trumpa, występowali w czapkach z hasłem „Make America Great Again”.
Widzę taki entuzjazm. Pamiętajcie panowie, że Partia Republikańska jest również częścią Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorow. To nasza bratnia partia, z którą jesteśmy w jednej organizacji. Oczywiście bez prawa głosu, bo to Parlament Europejski. Bardzo blisko z nią współpracujemy i dlatego wielu ludzi identyfikuje się z tymi ideami.
Widać w Europie lekki skręt w prawo.
I bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że ten trend będzie kontynuowany. Bardzo mocno go wspieram. Jestem w bliskim kontakcie z Giorgią Meloni, Viktorem Orbanem i innymi prawicowymi przywódcami w Europie. Wierzę, że prawica to synonim zdrowego rozsądku i sprzeciwu wobec szaleństwa. Koniec z przyjmowaniem nielegalnych migrantów – na południe od nas żyje 1,4 miliarda ludzi, z których 99 proc. marzy o życiu w Europie. Koniec z absurdem Zielonego Ładu. Koniec z promowaniem 56 płci i tożsamości, które forsuje Komisja Europejska. Czas na powrót do zasady subsydiarności, na przywrócenie Unii Europejskiej jako organizacji gospodarczej i na powrót do zdrowego rozsądku.
Wspomniał pan o Orbanie. Nie niepokoją pana jego ruchy ws. niedawnych wyborów w Gruzji?
Niepokoją mnie wszystkie ruchy Viktora Orbana dotyczące Rosji i pochodnych tej polityki, a więc wobec Ukrainy i Gruzji. Tak, to mnie niepokoi, ale polityka jest niestety skomplikowana. W tych obszarach fundamentalnie nie zgadzam się z Viktorem Orbanem, a w wielu innych obszarach bardzo mocno się zgadzamy. Musimy umieć współpracować z tymi, z którymi zgadzamy się w większości spraw i wpływać na nich w tych sprawach, w których się nie zgadzamy. Gdy byłem premierem, udawało mi się dziesiątki razy wpływać na Viktora Orbana w eliminacji jego weta w odniesieniu do sankcji i tego typu polityk. Orban nie blokował pomocy Unii Europejskiej dla Ukrainy. Skutek naszej współpracy był pozytywny.
W tych obszarach fundamentalnie nie zgadzam się z Viktorem Orbanem, a w wielu innych obszarach bardzo mocno się zgadzamy.
Skoro mowa o Rosji, to niedawno w TVN24 był głośny reportaż o Polskiej Izbie Handlowej w USA, która powstała z pańskim udziałem i przez którą polskie pieniądze trafiły do człowieka związanego z Kremlem. Odniesie się pan?
Niech mnie pan nie rozśmiesza. Przecież tam była postawiona teza, jakoby powstanie Izby w USA miało służyć finansowaniu rosyjskiej propagandy. Trudno o większy absurd. Nie interesuje mnie wchodzenie w takie alejki. Jeśli miałbym sobie coś zarzucić, to zbyt mało środków zainwestowanych w lobbing w USA za rządów PiS. Węgry, kraj czterokrotnie mniejszy od nas, potrafiły zbudować siłę swojego lobby w USA.
Ministerstwo Obrony Narodowej skierowało do prokuratury wnioski ws. Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka. Chodzi o podkomisję smoleńską. Nie obawia się pan, że pojawią się wnioski dotyczące pana jako premiera, który ich nadzorował?
Nie obawiam się i te ataki uważam za bezzasadne.
Wierzy pan w hasła lansowane przez Antoniego Macierewicza ws. katastrofy smoleńskiej?
Przypominam sobie tamten czas i wypowiedzi pani premier Kopacz o rzekomym zryciu ziemi na metr w głąb, co okazało się nieprawdą. Pamiętam także proces identyfikacji wszystkich ofiar katastrofy. Widziałem liczne prezentacje i materiały, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że ten samolot nie mógł rozpaść się na 10 tysięcy części w wyniku uderzenia o błotnistą ziemię po upadku z wysokości 20 metrów. Zbyt wiele zdjęć innych katastrof lotniczych, gdzie maszyny nie rozpadły się na tak drobne fragmenty, nie pozwala mi uwierzyć w tę wersję wydarzeń.
Wierzy pan w zamach? Rządzili państwo osiem lat i mieli wszelkie narzędzia, by to wyjaśnić.
Pamiętacie panowie nagrania, na których rosyjscy kontrolerzy lotów mówili polskiej załodze, że samolot znajduje się na kursie i ścieżce podejścia do lądowania, chociaż wcale się na niej nie znajdował? To, że nie udało się wyjaśnić wszystkiego lepiej – również prokuraturze – to duży błąd.
Co dla PiS oznaczałyby scenariusze, w których kandydat PiS wygrywa lub przegrywa w wyborach prezydenckich?
Wierzę, że kandydat popierany przez PiS wygra wybory prezydenckie. Dzień i noc będę pracował, by wygrał. Będę docierał do kolejnych grup społecznych, pójdę do każdego podcastu, na każdy wywiad, pojadę do każdego powiatu, jeśli tylko czas pozwoli, by przekonywać do naszej wizji Polski. Nie tej z przeszłości i naszych ośmiu lat, ale tej wizji aspiracyjnej na przyszłość. Wierzę, że to zwycięstwo doprowadzi do szybkiej dekompozycji obecnego obozu władzy. To byłaby dobra wiadomość dla Polski.
Główne wnioski
- Mateusz Morawiecki był rozważany przez PiS w kontekście startu w wyborach prezydenckich. Pomimo dobrych notowań byłego premiera, partia postawiła jednak na prezesa IPN-u Karola Nawrockiego. To on miał być najlepiej oceniany w badaniach zamówionych przez władze PiS.
- Wśród błędów rządów PiS Mateusz Morawiecki wymienia m.in. polityczną presję ze strony radykalnej frakcji Zjednoczonej Prawicy, która doprowadziła do wyroku zaostrzającego prawo aborcyjne. Wtedy PiS utraciło bezpowrotnie kilka proc. w sondażach.
- Mateusz Morawiecki – wbrew wcześniejszym deklaracjom – nie planuje obecnie przejęcia władzy w partii po Jarosławie Kaczyńskim. Przygotował jednak oparty na gospodarce plan, który ma pomóc PiS w powrocie do władzy.