Michael Jordan zerwał z koszykówką, by realizować pasję z dzieciństwa. Pozornie emocjonalny ruch okazał się przemyślaną decyzją biznesową.
Legendarny “MJ” ze swoim ukochanym sportem rozstawał się kilka razy, jako zawodnik i biznesmen. Choć jego doradcy życiowi i finansowi radzili mu opuścić świat basketu lub pozostanie tam tylko w roli ambasadora, Jordan nie chciał odpuścić, głównie z powodu braku godnych alternatyw. Potrzebował adrenaliny i nowych wyzwań, a te w końcu zagwarantował mu… świat wyścigów Nascar.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak to się stało, że Michael Jordan opuścił świat koszykówki i otworzył nowy biznes.
- Co pomaga mu czerpać przyjemność i korzyści finansowe z nowej roli.
- Dlaczego rozpoczął batalię sądową z Nascarem.
Wyobraźmy sobie, że jako specjaliści z działu kadr w jednej z polskich firm mamy przeprowadzić rekrutację nowego pracownika. Z portalu ogłoszeniowego wpływa CV niejakiego Michaela Jordana. Szybki rzut oka na historię zatrudnienia i jeden wniosek: imponujące osiągnięcia, ale widać oznaki wypalenia zawodowego.
Koniec kariery koszykarskiej w 1993 r., wznowienie w 1995 r., kolejny koniec w 1998 r., wznowienie w 2001 r. i ostateczny koniec w 2003 r. Jeśli jeszcze dodać do tego ruchy biznesowe – zakup pakietu własnościowego w Washington Wizards w 2000 r. po czym sprzedaż i inwestycja w Charlotte Bobcats, których następnie przemianowano na Hornets, to można by dojść do wniosku, że relacja Pana Jordana z jego ulubionym sportem jest dość… toksyczna. Nie umie się z nim rozstać lub wraca do niego z powodu braku innych opcji.
Coś trzeba robić
Każdy potwierdzi, że najlepiej by było, gdyby Michael Jordan skończył na dobre karierę w 1998 r. i nigdy nie zajmował się zarządzaniem drużyną NBA. Nie dość, że zapamiętalibyśmy go wtedy wyłącznie jako niezawodnego i dominującego koszykarza (którym nie był w latach 2001-2003), to nigdy nie poznalibyśmy go jako słabego szefa, który kieruje się emocjami i liczy, że jego boiskowe doświadczenia przełożą się na umiejętności kierownicze.
Szkoda tracić czasu na dogłębne analizowanie ostatnich 20 lat, w których Michael Jordan był właścicielem i wpływową osobą zespołu NBA – najpierw z Waszyngtonu, a potem Charlotte – ponieważ ten epizod już od roku można uznać za oficjalnie zakończony (szczęśliwie dla czytelników, bo był nużący i pełen porażek, na boisku i poza nim). W 2023 r. Michael Jordan oficjalnie sprzedał udziały w Charlotte Hornets. Jedyne co go łączy od tego czasu z koszykówką, to odzież marki “Jordan”.
Do rezygnacji z roli zarządzającego (a w efekcie i inwestorskiej, bo “MJ” nie lubi inwestować w coś, na co nie ma wpływu) w NBA namawiali legendarnego koszykarza najpierw tylko jego krytycy. Po czasie dołączyli jego fani, z troski o wizerunek. Potem pojawiły się głosy kibiców zespołu, którym zarządzał – z uwagi na dobro drużyny. Lista beznadziejnych zawodników, których Jordan wybrał w drafcie, kierując się instynktem, jest naprawdę imponująca, szczególnie jak się ją zestawi z listą wybitnych zawodników, których pominął.
Dzięki statusowi, pieniądzom i renomie przez lata nikt jednak nie śmiał powiedzieć Michaelowi Jordanowi, że może czas odpuścić koszykówkę. On nigdy nie przejmował się kosztami, więc jeśli jego drużyna zarabiała mniej, bo dużo przegrywała, to trudno – trzeba było po prostu zrobić coś, aby zaczęła wygrywać, a kto się zna lepiej na wygrywaniu w kosza niż najlepszy koszykarz, który stąpał po ziemi? Poza tym Jordanowi brakowało perspektyw – nie dość, że znał się głównie na koszykówce, bo przecież zajmował się nią od dziecka, to mało co dawało mu tyle emocji, co wzloty i upadki na koszykarskich parkietach.
Pierwszy raz o zmianie zatrudnienia i zainteresowań pomyślał tuż przed pandemią. Pewien blady jegomość, który pojawiał się regularnie na meczach Charlotte Hornets, złożył mu propozycję nie do odrzucenia…
Tajemniczy jegomość
Charlotte w stanie Karolina Północna jest kolebką amerykańskich sportów motorowych. Historycznie z tego rejonu wywodzi się Nascar i tam siedzibę ma większość zespołów obecnie występujących w serii. Z uwagi na bliskość fabryk zespołów, torów i siedzib sponsorów, zamieszkała tam większość zdolnych amerykańskich kierowców wyścigowych, więc to nie zaskoczenie, że któryś z nich pojawi się w lokalnej restauracji czy na hali sportowej.
Denny Hamlin, występujący od prawie 20 lat w Nascarze i uznawany za jednego z najzdolniejszych kierowców XXI w. upodobał sobie mecze NBA. Z początku pojawiał się na spotkaniach Charlotte Bobcats (dziś Hornets) jako gość, ale potem kupił karnet na miejsca przy parkiecie i kiedy tylko mógł, to pojawiał się na hali Spectrum Center. Jak się okazało, nie tylko z miłości do basketu…
Po pierwsze, w oko wpadła mu cheerleaderka o imieniu (o ironio!) Jordan, a do tego był wielkim fanem Michaela Jordana. Liczył, że uda mu się poznać ich bliżej i z perspektywy czasu trzeba przyznać, że osiągnął cel z nawiązką. Tajemnicza wówczas tancerka jest jego narzeczoną i matką dwóch córek, a Michael Jordan to jego bliski przyjaciel oraz od kilku lat partner biznesowy.
Nietypowa przyjaźń
Wiele osób chce poznać Michaela Jordana i po cichu marzą, że zostanie ich przyjacielem. Z początku legendarny koszykarz traktował Hamlina, właśnie jak kolejnego natrętnego fana. Potem zdał sobie sprawę, że chociaż natrętny, to może się przydać, bo ma nosa do biznesu. Z czasem zauważył w nim kolejne cechy godne uwagi, a po kilku wspólnych spotkaniach panowie złapali kontakt i zaczęli spędzać razem czas poza pracą.
Choć doniesienia i wywiady dotyczące przyjaźni Jordana i Hamlina są zabawne i wciągające, to warto się skupić na ich kwitnącej od prawie dwóch dekad relacji biznesowej. Na początku była oparta na wymianie przysług – Hamlin jeździł w butach z logiem Jordana, a Jordan mówił w wywiadach, że Hamlin to jego ulubiony kierowca. Hamlin zapraszał Jordana na wyścigi, a Jordan Hamlina za kulisy meczów NBA itd.
Michael Jordan nigdy nie zaoferował Hamlinowi umowy sponsorskiej ani też nie chciał zainwestować w zespół, w którym ten jeździł. Wiedział, że nie będzie miał wpływu na poczynania szefa Hamlina, czyli Joe Gibbsa, legendarnego trenera futbolu amerykańskiego, który założył jeden z najbardziej utytułowanych zespołów Nascar w historii.
Przełom
W 2019 r. pozycja negocjacyjna Denny’ego Hamlina była wyjątkowo mocna – zarobił setki mln dolarów, a zespół chciał go zatrzymać za wszelką cenę, Mógł więc zrobić to, co kilku wielkich kierowców zrobiło przed nim – założyć własny zespół Nascar jeszcze w trakcie kariery zawodniczej. Miał na to fundusze i zielone światło od pracodawcy, natomiast potrzebował sponsorów.
Powiedział o tym Michaelowi Jordanowi, licząc, że ten użyje swojej sieci kontaktów i umówi go z przedstawicielami firm godnych uwagi. Po cichu liczył, że może kumpel zechce sam zostać sponsorem przez markę Jordan, której współwłaścicielem jest Nike. To, co wydarzyło się później, przerosło jego oczekiwania.
Okazało się, że “MJ”, za namową swoich doradców biznesowych i żony, postanowił, że wystawi na sprzedaż udziały w Charlotte Hornets i spróbuje zająć się czymś innym. Nie wiedział jeszcze czym, ale chciał, by to było związane ze sportem. A gdyby tak założyć wspólny zespół Nascar? Michael Jordan jako dziecko uwielbiał z tatą chodzić na wyścigi, więc to może byłoby spełnieniem wieloletniej pasji i dodatkowo wynikającą z rywalizacji – dawką adrenaliny?
Nie zważając na dość burzliwą biznesową przeszłość koszykarza, Hamlin przystał na propozycję. W sekrecie zaczęli szukać sponsorów (marka “Jordan” miała być tylko jedną z wielu) oraz kierowców. Na początku trudno było zachować całą sprawę w sekrecie. W mediach zaczęto spekulować, że Jordan chce kupić zespół Front Row Motorsports, bo widziano go jak rozmawia z ich kierowcą Bubbą Wallace’m. Na szczęście dla nich wkrótce przyszła pandemia, więc wszyscy paparazzi i reporterzy zostali zamknięci w domu i cały proces powstawania zespołu o nazwie 23XI (z numerem 23 grał Jordan, a z jedenastką jeździ Hamlin) udało się zrealizować w ukryciu.
Poważna sprawa
Samochód z numerem 23 po raz pierwszy pojawił się w stawce w 2021 r. Kto za kierownicą? Bubba Wallace, jedyny czarnoskóry kierowca w serii, ten, z którym Jordan rozmawiał w 2021 r. Wiadomo było, że wszyscy członkowie zespołu “23XI” byli niezwykle kompetentni, lecz obawiano się jednego – czy Michael Jordan będzie w stanie powstrzymać się od zarządzania zespołem? Bo zna się na wyścigach, ale od strony trybun, a nie garażu.
Zarówno wyniki, jak i setki doniesień i wywiadów z pierwszych czterech lat startów samochodów marki Toyota w barwach 23XI wskazują, że projekt okazał się spektakularnym sukcesem.
Choć nie udało się jeszcze zdobyć mistrzostwa (nic dziwnego, Hamlin sam bezskutecznie próbuje od 20 lat) to było wiele zwycięstw i ostatnio nawet awans do finałowego wyścigu, w którym o mistrzostwo walczyło czterech najlepszych kierowców – w tym Tyler Reddick, który od dwóch lat prowadzi drugi samochód z ekipy 23XI, z numerem 45 (z nim Jordan grał w bejsbol i chwilę w kosza w sezonie 1994/1995).
Sam fakt, że zwiększono zatrudnienie dwukrotnie, by wprowadzić do stawki drugi samochód zespołu wskazuje, że „się powodzi”. Do tego oba samochody 23XI sponsorowane są przez prestiżowe firmy, takie jak: McDonald’s, Columbia, Monster Energy czy Leidos. Kilka miesięcy temu otwarto nową siedzibę zespołu o nazwie “Airspeed”, która jest tak futurystyczna, że przypomina stację kosmiczną rodem z Gwiezdnych Wojen.
Michael Jordan pojawia się niemal na każdym wyścigu i bierze udział w spotkaniach zespołu oraz regularnie chłonie wiedzę na temat Nascaru w prywatnych sesjach naukowych z legendami sportu. Nie wtrąca się jednak w decyzje operacyjne “23XI” i pociągać za sznurki pozwala bardziej kompetentnym partnerom i pracownikom.
Kierowcy publicznie i anonimowo wypowiadają się niezwykle ciepło o Jordanie. Nie ma żadnych negatywnych doniesień na temat jego zachowań w garażu czy fabryce zespołu. Sam skupia się na mentoringu pracowników (wygłasza mowy motywacyjne, prowadzi prywatne rozmowy i bierze udział w eventach). Do tego czerpie przyjemność obcowania ze światem, który kiedyś podziwiał z ojcem.
Stary dobry Jordan
Wyjaśnijmy sobie na koniec jedno – zmiana podejścia Michaela Jordana do biznesu nie oznacza, że przeszedł wewnętrzną przemianę i stał się innym człowiekiem. Nadal czerpie satysfakcję z rywalizacji i nie boi się konfrontacji, jeżeli jest konieczna. Nawet jeśli mowa o potyczce z takim gigantem jak… Nascar.
Kiedy ogłoszono powstanie zespołu Michaela Jordana, od razu było wiadomo, że obecność koszykarza w sporcie da się odczuć. I rzeczywiście tak było – przyciągnął do Nascaru nowych sponsorów, zainteresował nim nowych kibiców oraz inwestorów (np. takich jak znany raper Pitbull, który też postanowił założyć zespół).
Legendarny “MJ” zaczął zmieniać świat amerykańskiego motosportu, jednak nikt nie spodziewał się, jak duże mogą być te zmiany.
Nascar jest prywatną organizacją zrzeszającą kilka lig wyścigowych. Najbardziej znana jest Cup Series (to w niej ścigają się kierowcy Jordana), potem są niższe Xfinity Series i Truck Series. Do tego Nascar jest właścicielem, z każdym rokiem powiększającej się liczby regionalnych, mniejszych lig, skupuje też tory (jest właścicielem 70 proc. torów wyścigowych w USA).
Działa na zasadach podobnych do franczyzy. By móc ścigać się w Cup Series, trzeba posiadać tzw. czarter uprawniający do startów wyścigach. Liczba czarterów jest ograniczona do 43., więc taki można odkupić tylko od innego zespołu. Tak też zrobili Jordan i Hamlin – kupili najpierw jeden, a potem drugi czarter od innych zespołów, które zwinęły działalność.
Minusem systemu franczyzowego – czy w tym przypadku czarterowego – jest to, że trzeba podporządkowywać się decyzji franczyzodawcy. Z bolączkami franczyzobiorców Żabki czy Dino muszą się borykać więc też właściciele zespołów Nascar.
Jedną z takich bolączek, która nie spodobała się Jordanowi, było wprowadzenie nowych regulacji dotyczących samochodów. W 2022 r. wszystkie zespoły musiały pozbyć się dotychczasowych modeli na rzecz nowych, niezwykle rozwiniętych technologicznie (z dyfuzorem i pięciobiegową skrzynią), ale koszmarnie drogich. Czterokrotnie powiększył się koszt zbudowania auta oraz jego naprawy, a pieniądze z umów sponsorskich od lat pozostaje ta sama, bo zainteresowanie Nascarem więdnie.
To jednak Jordan przełknął, bo liczył, że nowe samochody przyciągną nowych kibiców i wyższe koszty okażą się uzasadnione. Nie mógł jednak zaakceptować warunków nowej umowy z Nascarem i rozpoczął batalię sądową.
Wziąłem to do siebie
Każdy, kto oglądał dokument Ostatni taniec, wie, że kiedy Michael Jordan uzna jakiś konflikt za osobisty, to nie będzie łatwo z nim wygrać. Takim jest trwający od kilku miesięcy spór o pieniądze – prawnicy “23XI” oraz Nascaru mają w tej sprawie sporo pracy.
Zespoły występujące w wyścigach Nascar dostają pieniądze od sponsorów, by opłacić pracowników i móc się dalej rozwijać. Do tego otrzymują określoną kwotę od samego Nascaru, która pochodzi m.in. ze sprzedaży praw telewizyjnych, ale też szeregu innych źródeł. O tym, jaka to kwota, ustala się cyklicznie co kilka lat. Zazwyczaj kilka miesięcy trwają negocjacje, po czym wszystkie zespoły podpisują umowę.
Ostatnio byłoby podobnie, gdyby nie to, że zabrakło podpisu 23XI i Front Row Motorsports. Zdarzyło się to pierwszy raz, że po zakończeniu sezonu nie ma podpisanej umowy na… kolejny. To dlatego, że dwa zespoły nie tylko nie zgodziły się na warunki, ale pozwały Nascar o praktyki monopolistyczne. Cel batalii sądowej, jaki określił Michael Jordan? Sprawiedliwe warunki.
Każdego tygodnia z sal sądowych w południowych stanach USA spływają informacje na temat kolejnych epizodów tej wojenki. Informacji jest mnóstwo, ale teraz warto tylko wiedzieć, że dwa zespoły – 23XI i Front Row Motorsports (reszta tylko przygląda się z boku, w strachu przed Nascarem, ale i z nadzieją na lepsze warunki) zażądały od Nascaru akceptacji ich warunków (kwoty nie są znane, ale Jordan chce więcej, bo jak przekonuje, kasa zaproponowana przez serię nie odzwierciedla pozytywnego pływu, jaki miał na zainteresowanie wyścigami) lub wglądu w księgi Nascaru.
Wyniki finansowe serii NASCAR nie są udostępniane publicznie. To spółka prywatna, więc nie musi publikować danych i nie robi tego z premedytacją. Ułatwia jej to negocjacje ze sponsorami i zespołami. Sponsorzy nie wiedzą, czy zarobki Nascaru rosną lub maleją, przez co nie są w stanie stwierdzić, czy biznes się rozwija i czy warto go sponsorować. Za to zespoły nie mają pojęcia, ile Nascar zarabia i jaka kwota wypłaty będzie godziwa.
Czekamy na rozwinięcie sprawy, ale konflikt może potrwać. Zespoły 23XI i Front Row Motorsports wyjątkowo dostały możliwość występów w Cup Series w 2025 r. na starych warunkach i potem ewentualnie otrzymają zaległe pieniądze, jeżeli uda im się wynegocjować większą kwotę niż dotychczas. Pozostaje jednym okiem patrzeć na wiadomości sądowe, a drugim na tory Nascar, bo pierwszy wyścig już w lutym.
Główne wnioski
- Nowy zespół wyścigowy Michaela Jordana mimo krótkiej historii ma już wiele sukcesów sportowych i biznesowych.
- Wbrew krytykom legendarny koszykarz jest w stanie powstrzymać się od ingerowania w sprawy operacyjne zespołu.
- Mimo dużej życiowej zmiany „MJ” nadal czerpie przyjemność z rywalizacji sportowej i nie boi się konfliktów.