Na carskim Kazaniu
Rosja nie jest wcale izolowana – na szczyt grupy BRICS przyjechały delegacje 35 państw, w tym 20 wysokiej rangi przywódców, m.in. z Chin i Indii. Do ugrupowania dołączają kolejne kraje. Zachód nie będzie jedynym ani najważniejszym rozgrywającym w światowej gospodarce.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Władimir Putin może uznać szczyt grupy BRICS za sukces.
- Do czego wykorzystali wydarzenie przywódcy Indii i Chin.
- Które zachowania sekretarza generalnego ONZ António Guterresa budzą wątpliwości.
Od momentu rosyjskiej pełnoskalowej agresji na terenach Ukrainy przywódca Federacji Rosyjskiej Władimir Putin jest objęty sankcjami i ostracyzmem ze strony Zachodu. Co więcej, Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Hadze w marcu 2023 r. wydał na niego nakaz aresztowania za agresje i przestępstwa wojenne. Kiedy jednak we wrześniu tego roku udał się on z oficjalną wizytą do Mongolii, państwa objętego rygorami MTK, przyjęto go z fanfarami i na czerwonych dywanach.
Natomiast szczyt grupy BRICS w stolicy Tatarstanu, Kazaniu w dniach 22-24 października rosyjski przywódca może uznać za swój prawdziwy triumf: zjawiły się tam bowiem delegacje aż 36 państw, w tym 20 wysokiej rangi przywódców, od Chin i Indii poczynając. Wydarzenie – i słusznie – odbiło się sporym echem, choć nie u nas, gdzie zostało przemilczane lub wprost zignorowane – no bo jak tu relacjonować sukcesy Rosji czy Putina?
Tymczasem sprawa robi się poważna. Wykoncypowana na początku tego stulecia przez analityka banku Goldman Sachs, Jima O’Neilla grupa BRIC (Brazylia, Rosja, Indie i Chiny) wyłoniła się z poglądu, iż ani amerykańska „jednobiegunowa chwila”, ani dominacja Zachodu nie odpowiadają już nowej mapie świata. Wcześniej czy później na czołowe pozycje wyjdą też największe organizmy świata niezachodniego, wtedy jeszcze zaliczane do Trzeciego Świata, a dziś do światowego Południa.
To założenie potwierdziło się: po kryzysie gospodarczo-finansowym z 2008 r. państwa te, stale powiększając swój zasięg i liczebność, zamieniły się we Wschodzące Rynki (Emerging Markets) a grupa BRIC ukonstytuowała się na szczycie w Jekaterynburgu w czerwcu 2009 r. (ten szczyt w Kazaniu był już 16.). Było to w pół roku po tym, jak nastąpiła inna znacząca zmiana instytucjonalna. Do G-7 skupiającej największe rynki świata zachodniego, wraz z Japonią, dołączyły właśnie Wschodzące Rynki, jak Chiny, Indie, Indonezja czy Brazylia, zamieniając je w nowy światowy Dyrektoriat o nazwie G-20. Ten natomiast od ubiegłego roku, z woli Indii, które przygotowały przyjęcie do ugrupowania Unii Afrykańskiej, zamieniły się w G-21, którą też warto śledzić.
Warto wiedzieć
Co ustalono na szczycie BRICS?
Rozmowy na szczycie w Kazaniu dotyczyły m. in. wojny w Ukrainie, sytuacji na Bliskim Wschodzie, reformy międzynarodowego systemu finansowego i handlu między krajami grupy. Podczas szczytu przyjęto deklarację, zawierającą 134 punkty.
W deklaracji znalazły się między innymi:
- postulat utworzenia giełdy zbożowej dla krajów BRICS,
- postulat wzmocnienia walut lokalnych w handlu międzynarodowym,
- plan budowy własnego systemu płatności międzynarodowych,
- w odniesieniu do Ukrainy – wezwanie wszystkich państw do działania zgodnego ze standardami ONZ,
- krytyka obowiązujących sankcji,
- potępienie działań Izraela na Bliskim Wschodzie.
Przy czym BRIC już po roku funkcjonowania z woli Chin zamienił się w BRICS, bowiem przyjęto do niego przedstawiciela Afryki, czyli RPA. Dlaczego „z woli Chin”? Z prostej przyczyny: wszyscy pozostali członkowie ugrupowania razem wziąwszy mieli mniejsze obroty handlowe i PKB niż same Chiny. I to one do dziś są głównym rozgrywającym w ramach tej struktury, co potwierdziły obrady w stolicy Tatarstanu (i nie tylko w symbolicznym, ujętym przez kamery momencie, gdy Putin czekał na Xi Jinpinga).
Nadal tak jest, mimo tego że na ubiegłorocznym szczycie w Durbanie (RPA) do pierwotnej piątki dołączono: Arabię Saudyjską (która jednak się waha), Egipt, Etiopię, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie (na papierze przyjęto też Argentynę, ale ta się wycofała). Chiny nadal są głównym graczem, a kolejka do tego ugrupowania przekracza już 20 państw, od Indonezji czy Turcji poczynając. A przecież ta druga to członek NATO i druga liczebnie armia tego sojuszu.
Mimo tego Turcja zgłasza akcesję do BRICS, a jej prezydent Recep Tayyip Erdogan osobiście się w Kazaniu stawił i – co więcej – ku uciesze gospodarzy z uznaniem przyjął rozwiązania wielostronne a samo BRICS pochwalił za to, że w „wyjątkowy sposób przyczynia się do kształtowania sprawiedliwego porządku świata”.
Obok Xi Jinpinga i Erdogana uwagę zwracała obecność premiera Indii Narendry Modiego, który wykorzystał ten pobyt do przeprowadzenia pierwszej od pięciu lat bezpośredniej rozmowy z przywódcą Chin, a potem obie strony klimat tej rozmowy chwaliły. Po napięciach, a nawet starciach granicznych przyszedł czas na dialog. Modi mówił, że „relacje Indie-Chiny są ważne nie tylko dla naszych narodów”, a Xi Jinping dodawał: „obie strony powinny poprawić komunikację i współpracę, a także odpowiednio zarządzać różnicami i nieporozumieniami”.
Czy tym samym dojdzie do trwałego ocieplenia w stosunkach pomiędzy dwoma największymi rynkami wschodzącymi i najludniejszymi państwami świata? Interesy obu stron zdają się na to wskazywać, jednakże spór pomiędzy nimi o przywództwo na światowym Południu też jest wyraźnie zauważalny. A wspólna granica nadal jest niedelimitowana. Więc trzeba te relacje na linii Pekin – New Delhi uważnie śledzić.
W Kazaniu pojawił się też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Wzbudził spore kontrowersje. Po co? – pytało wielu komentatorów na Zachodzie. No i po co nie tylko spotykał się z Władimirem Putinem, ale też ściskał z przywódcą Białorusi Alaksandrem Łukaszenką? Mówił, co prawda, o Ukrainie i wzywał do „sprawiedliwego pokoju”, ale prezydent Zełenski w Kijowie go po tej wizycie nie przyjął. Raz jeszcze potwierdziło się, że niestety ONZ w dzisiejszym formacie to nic innego jak Organizacja Narodów Zagubionych, a nie organizm niosący pokój, do czego został powołany.
Gospodarz szczytu Władimir Putin miał powody do zadowolenia. Sankcje i ostracyzm Zachodu w niego wymierzone wyraźnie się nie powiodły. Potwierdziły się tezy od dawna forsowane przez dyplomację rosyjską i chińską, a w Kazaniu powtórzone też przez prezydenta Erdogana, iż rysuje się nam na horyzoncie nowy, wielobiegunowy ład, w ramach którego Zachód nie będzie już dominował; pozostanie jedynie jednym z głównych rozgrywających, poczynając oczywiście od USA, nadal najsilniejszego mocarstwa z najsilniejszą armią na globie.
Uczestnicy przyjęli deklarację pt. „Wzmacnianie wielobiegunowości dla sprawiedliwego globalnego rozwoju i bezpieczeństwa”. A idąc w ślad za tym na konferencji prasowej kończącej szczyt prezydent Putin oznajmił, że państwa Azji, Afryki i Ameryki Południowej powinny odgrywać większą rolę w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Oczywiście nic nie wspomniał o tym, że jego flagowy projekt przed tym szczytem, a mianowicie stworzenie alternatywnej dla zdominowanej przez Amerykanów i dolara platformy płatności międzynarodowych SWIFT nie powiódł się, bowiem natychmiast nie zaakceptowały go Indie, Brazylia i RPA, a chiński przywódca Xi Jinping też uznał go za „przedwczesny”.
W zamian za to Putin, jak na Kazań przystało, wygłaszał swoje kazania i przekonywał, uderzając w swoje ulubione tony, że „Ukraina jest wykorzystywana, aby stanowić dla Rosji zagrożenie strategiczne” i „zadać Moskwie klęskę”. Zapewnił przy tym zebranych, że są to „iluzoryczne zamiary”. Ale o żadnym porozumieniu pokojowym czy zawieszeniu broni w Ukrainie nawet się nie zająknął, mimo że na konferencji pytał go o to korespondent BBC, Steve Rosenberg. On natomiast odpowiadał: Czy to sprawiedliwe, że nasi zachodni partnerzy przez lata ignorowali nasze ciągłe apele o nieposzerzanie NATO na wschód? Że kłamali nam w twarz i naruszali wszystkie swoje zobowiązania?
Jeśli chodzi o konflikty w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, nic nie wskórano. Ale też nie po to się w Kazaniu zebrano. Chodziło raczej o to, by po raz kolejny pokazać dotychczas dominującym państwom zachodnim, począwszy od USA, że rośnie alternatywa. A to się akurat w Tatarstanie udało.
Główne wnioski
- Rosja nie jest do końca izolowana. Szczyt w Kazaniu pokazał, że ma pole do popisu, a Władimir Putin wcale nie poczuwa się do roli agresora i przestępcy, jak jest w świecie zachodnim malowany. To wcale nie ułatwi, niestety, pokojowego wyjścia z konfliktu na Ukrainie, którego tak byśmy chcieli.
- Dotychczasowa dominacja USA i Zachodu jest podważana. Jest coraz więcej sygnałów i wskaźników, że Zachód będzie jedynie jednym z ważnych graczy, ale nie jedynym i najważniejszym, jak było przez ostatnie dekady, a nawet stulecia.
- Na horyzoncie wyłania się nowy wielobiegunowy świat z coraz istotniejszą rolą Wschodzących Rynków i ugrupowań takich jak – stale rosnący – BRICS.