Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka

Na norweskich drogach nie ginie już prawie nikt. To zmiana mentalności, nie surowe kary

Polska wciąż pozostaje czarną plamą na drogowej mapie Europy. Wystarczy kilka dni długiego weekendu, by bilans ofiar urósł do dramatycznych rozmiarów – tylko między 14 a 17 sierpnia w wypadkach zginęło 41 osób. Kogo za to winić? Przykład Norwegii pokazuje, że problem leży przede wszystkim w mentalności polskich kierowców.

Na zdjęciu pojazdy na autostradzie w Norwegii.
Norwegowie doprowadzili bezpieczeństwo ruchu drogowego do tak wysokiego poziomu, że teraz trudno im będzie jeszcze bardziej zredukować liczbę ofiar wypadków drogowych. Fot. ullstein bild/ GettyImages

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jaki wygląda poziom bezpieczeństwa na polskich drogach w porównaniu z innymi państwami Europy.
  2. W jaki sposób Norwegia niemal całkowicie wyeliminowała śmiertelne wypadki.
  3. Dlaczego kluczowym czynnikiem poprawy bezpieczeństwa nie są surowe kary.

Pijany kierowca lawety wjeżdża w prawidłowo jadącego Seata i zabija troje nastolatków. Starszy mężczyzna, ignorując przejazd kolejowy, pakuje samochód prosto pod pociąg Polregio – są cztery ofiary. Na drodze krajowej nr 57 auto osobowe uderza w samochód ciężarowy, czwórka pasażerów ginie na miejscu. Kierowca osobówki nigdy nie powinien znaleźć się za kółkiem – od lat miał dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów za jazdę pod wpływem.

To nie makabryczny przegląd wypadków z ostatnich lat, lecz seria tragicznych zdarzeń zaledwie z kilku dni sierpniowego długiego weekendu.

Statystyki są bezlitosne: w Polsce, między 14 a 17 sierpnia (czwartek–niedziela), doszło do 360 wypadków, w których zginęło 41 osób. To niemal dwa razy więcej niż rok wcześniej, gdy odnotowano 21 ofiar. Policjanci zatrzymali także blisko 1,5 tys. nietrzeźwych kierowców.

Czarna plama

Pomimo bardzo dobrze rozwiniętej infrastruktury – po transformacji Polska zyskała ponad 12 tys. km nowych dróg – wciąż pozostajemy czarną plamą na mapie Europy. W 2024 r. w wypadkach drogowych zginęło blisko 1,9 tys. osób. To zdecydowanie mniej niż jeszcze pięć lat wcześniej: w 2019 r. ofiar było niemal 3 tys., co oznacza spadek o 35 proc. w stosunkowo krótkim czasie. Jednak od 2022 r. liczba ofiar śmiertelnych praktycznie nie ulega zmianie.

Jednocześnie to wciąż znacznie więcej niż w innych krajach Unii Europejskiej. Mimo postępów Polska wciąż plasuje się w ogonie państw UE pod względem bezpieczeństwa na drogach. Dane Eurostatu nie pozostawiają złudzeń – średnia unijna wynosi 44 ofiary śmiertelne na milion mieszkańców, podczas gdy w Polsce wskaźnik ten to aż 52. Gorzej wypadają tylko Portugalia (56), Łotwa (59), Chorwacja (62), Grecja (64) oraz liderzy niechlubnego rankingu: Bułgaria (74) i Rumunia (77).

Najbezpieczniejszymi krajami w Unii Europejskiej pozostają Szwecja i Dania, gdzie współczynnik ofiar śmiertelnych na drogach wynosi odpowiednio 20 i 24 osoby na milion mieszkańców. Poza Wspólnotą szczególnie wyróżnia się Norwegia – tam wskaźnik jest jeszcze niższy i sięga zaledwie 16 zabitych na milion mieszkańców.

Jak to możliwe w kraju o postrzępionej, trudnej do jazdy linii brzegowej, pełnym dzikich zwierząt i krętych dróg? Okazało się, że nie były potrzebne drakońskie kary. Kluczową rolę odegrała zmiana mentalności kierowców oraz konsekwentna edukacja.

Różnice są diametralne

Statystyki wypadków drogowych w Polsce i Norwegii różnią się diametralnie. Trudno zestawiać liczby bezwzględne – w Norwegii mieszka jedynie 5,5 mln osób, czyli ponad sześć razy mniej niż w Polsce – ale nawet w ujęciu przeliczeniowym różnica jest ogromna. Norwegia w kwestii bezpieczeństwa ruchu drogowego wyprzedza Polskę o lata świetlne.

„Liczba wypadków w Norwegii stanowi średnio w ostatnim dziesięcioleciu 13,8 proc. liczby wypadków w Polsce. Liczba zabitych to zaledwie 4,3 proc. analogicznej liczby w Polsce, zaś dla rannych wielkość ta wynosi 14,7 proc.” – czytamy w raporcie „Kompleksowe badanie porównawcze w obszarze bezpieczeństwa ruchu drogowego Norwegii i Polski”, przygotowanym przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR na zlecenie Komendy Głównej Policji.

Podobne proporcje widać przy zestawieniach liczby ofiar w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Dla przykładu, w 2014 r. w Norwegii zginęło 147 osób na 100 tys. osób. Do 2021 r. tę liczbę udało się zredukować do 80 – niemal o połowę. Jeszcze wyraźniej widać przewagę Norwegii przy analizie wskaźnika zabitych na 10 wypadków: w latach 2014-2023 w Polsce średnio ginęło dziewięć osób, podczas gdy w Norwegii trzy.

„Nie oceniając tego, który system jest lepszy, należy jedynie zauważyć, że z punktu widzenia ruchu drogowego i jego interakcji z pozostałymi uczestnikami ruchu, porządek i bezpieczeństwo są w Norwegii na nieosiągalnym dziś dla Polski poziomie. Z kolei wszechobecność zdarzeń powodujących zagrożenie lub dyskomfort dla kierowców, pieszych, rowerzystów i innych osób przemieszczających się po drogach i chodnikach w Polsce jest równie niepokojąca, co i niestety akceptowana społecznie” – zauważają autorzy raportu.

Systemy sprawiedliwości dość podobne

Wbrew obiegowym opiniom, to nie surowość sankcji sprawiła, że Norwegowie istotnie ograniczyli liczbę ofiar wypadków drogowych. W norweskim systemie sprawiedliwości kary za przekroczenie prędkości czy jazdę pod wpływem alkoholu nie są wyższe niż w Polsce. Istotną różnicą jest jednak to, że większą władzę pozostawia się sądowi.

Tym, co różni znacząco oba systemy, jest podejście praktyczne w wymierzaniu kar – na przykład za prowadzenie w stanie nietrzeźwości.

„(…) sądownictwo norweskie ma dużą elastyczność w kształtowaniu wymiaru kary. Przepisy karne pozostawiają pewną przestrzeń na zmniejszenie lub zwiększenie wymiaru kary w porównaniu z tym, o co wnosi Policja w akcie oskarżenia (norw.: tiltalebeslutning) skierowanym do sądu”, czytamy.

Jak podają autorzy raportu, praktyka pokazuje, że norweskie sądy częściej zasądzają wysokie kary finansowe, podczas gdy polskie orzekają surowsze wyroki pozbawienia wolności. W Norwegii nie istnieje też przepis o możliwej konfiskacie auta – co w teorii mogą zastosować polskie sądy.

Edukacja, edukacja

W czym więc tkwi szkopuł? Zasadnicza różnica pomiędzy systemem polskim i norweskim, polega na odmiennym postrzeganiu kwestii związanych z bezpieczeństwem ruchu drogowego (BRD). Norwegowie wprowadzili zagadnienia z zakresu BRD do szkół, przedszkoli, a nawet do żłobków, szczegółowo określając adresatów i grupy docelowe.

Wachlarz działań, dotyczących BRD realizowany w Norwegii, jest dosyć szeroki. Obejmuje nie tylko kierowców, ale kładzie nacisk na działania w firmach transportowych, a także wśród władz gminnych. Dużą wagę przywiązuje się do bezpieczeństwa pieszych czy rowerzystów. Zasady bezpieczeństwa ruchu drogowego Norwegowie propagują także wśród migrantów, których stale przybywa.

W Polsce nie ma porównywalnego, spójnego programu. Działania sprowadzają się głównie do okresowych kontroli pojazdów. Nawet jeśli pojawiają się elementy kultury bezpieczeństwa, są one rozproszone i nieuporządkowane.

Zdaniem eksperta

Policja więcej już zrobić nie może

W ostatnich udało się zrobić bardzo dużo w kwestii poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach. W pięć lat zmniejszyliśmy o 35 proc. liczbę ofiar śmiertelnych wypadków drogowych, a w skali dekady ta liczba zmniejszyła się jeszcze bardziej. Oczywiście, mamy do czynienia z mentalnością kierowców, na którą składa się pewna skłonność do podejmowania ryzykownych zachowań na drodze i gdzieś z tyłu głowy świadomość, że może jednak uda się uniknąć odpowiedzialności.

Jednak jako policja robimy wszystko, żeby piraci drogowi nie unikali tej odpowiedzialności. Z pomocą przychodzą nam systemy automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym, którymi zarządza Inspekcja Transportu Drogowego: odcinkowe pomiary prędkości, sieć fotoradarów. Przyjmujemy też zgłoszenia na skrzynki mailowe Stop agresji drogowej. To, że kierujący nie zostanie zatrzymany do kontroli w momencie podjęcia ryzykownego zachowania na drodze, wcale nie oznacza, że uniknie on odpowiedzialności. Tacy kierujący są później ustalani na podstawie chociażby zapisów z kamerek wideo czy monitoringu miejskiego.

Ale faktycznie, poza wzmożoną kontrolą, to, co trzeba robić, to edukować – wszystkich uczestników ruchu drogowego, począwszy od dzieci, bo te za kilka lat będą kierowcami. Kierowcy powodują około 90 proc. wypadków, do których dochodzi na polskich drogach.
Nasi policyjni "profilaktycy" starają się dotrzeć już do dzieci, które są w przedszkolu i szkole podstawowej, później w szkole średniej. Sam ciężar edukacji, związanej z bezpieczeństwem ruchu drogowego spoczywa na szkołach i opiekunach. Dla młodszych dzieci rozstawiamy miasteczka ruchu drogowego, przygotowujemy dzieciaki do egzaminu na kartę rowerową. Ale wiadomo, że taka „pogadanka” nie odbywa się codziennie. W zakresie edukacji i profilaktyki trudno oczekiwać, żeby policja robiła więcej, niż do tej pory.

Diagnoza: Mentalność do zmiany

Autorzy raportu podkreślają, że kluczową rolę odgrywa mentalność społeczeństwa. Norwegowie traktują bezpieczeństwo na drogach jako dobro wspólne i aktywnie zgłaszają niebezpieczne zachowania. Każdy obywatel staje się w pewnym sensie „strażnikiem” porządku.

To możliwe dzięki ogromnemu zaufaniu do instytucji – Policji ufa aż 92 proc. Norwegów. W Polsce dominuje odwrotna postawa. Na tle Europy wyróżnia nas wyjątkowo wysoki poziom nieufności wobec instytucji publicznych – od sądów, przez administrację, po organy stanowiące prawo. Brak zaufania deklaruje od 27 do 61 proc. obywateli, czytamy w raporcie ZDG TOR.

Źródła tego zjawiska sięgają historii. Od zaborów w XVIII w., przez okupację niemiecką, aż po PRL, Polacy postrzegali prawo jako narzędzie opresji, wobec którego należy się buntować. W Norwegii kultura poszanowania prawa kształtowała się od co najmniej 250 lat. A w Polsce? Dopiero od niespełna 35 lat.

„W polskiej ustawie o drogach publicznych oraz ustawie Prawo o ruchu drogowym brak jest przepisów, które traktowałyby BRD jako dobro wspólne” – konkludują autorzy raportu.

Główne wnioski

  1. Polska – mimo ogromnych inwestycji w infrastrukturę – wciąż należy do najbardziej niebezpiecznych krajów Europy pod względem liczby ofiar wypadków drogowych. Wskaźnik zabitych na milion mieszkańców pozostaje wyższy niż średnia unijna. Problemem nie są już głównie warunki techniczne dróg, lecz niska kultura bezpieczeństwa i społeczne przyzwolenie na lekceważenie przepisów.
  2. Norwegia udowodniła, że poprawa bezpieczeństwa nie wymaga drakońskich kar. Kluczowe okazały się długofalowa edukacja, działania w szkołach, przedszkolach i żłobkach oraz konsekwentne budowanie świadomości, że przestrzeganie prawa leży w interesie całej wspólnoty. To właśnie zmiana mentalności i traktowanie bezpieczeństwa jako wartości nadrzędnej doprowadziły tam do niemal całkowitego wyeliminowania śmiertelnych wypadków.
  3. W Polsce największą barierą pozostaje właśnie mentalność. Brakuje tradycji postrzegania bezpieczeństwa ruchu jako dobra wspólnego, a działania edukacyjne są rozproszone i nieskoordynowane. W efekcie przepisy postrzegane są częściej jako przeszkoda niż zasada – co wyraźnie odróżnia nas od Norwegii, gdzie kultura poszanowania prawa budowana jest od pokoleń.