Następstwa protestów wyborczych. Konstytucjonalista ostrzega przed ryzykiem
Autorzy protestów wyborczych liczą na powtórne przeliczenie głosów oddanych w wyborach prezydenckich. Eksperci dostrzegają tu niebezpieczeństwo. – Mamy tu podważenie istoty demokracji – mówi prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista. Jego zdaniem zorganizowane podważanie wyniku wyborów może zniechęcać obywateli do udziału w kolejnych.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie są polityczne napięcia wokół protestów wyborczych.
- Czym jest protest wyborczy i jakie musi spełnić warunki, by być rozpatrzony.
- Jakie mogą być długofalowe skutki widocznych napięć.
Choć od terminu na składanie protestów minął tydzień, emocje wokół wyborów są coraz bardziej napięte. Do coraz ostrzejszych tarć dochodzi między czołowymi politykami. Premier Donald Tusk zwrócił się na platformie X do prezydenta Andrzeja Dudy, prezydenta elekta Karola Nawrockiego oraz prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.
Protesty wyborcze. Napięcia Tusk-Duda
"Panowie, nie jesteście tak zwyczajnie po ludzku ciekawi, jakie są prawdziwe wyniki głosowania? Na pewno jesteście. A jak wiadomo, uczciwi nie mają się czego bać" – napisał w sobotę premier Donald Tusk.
Prezydent Andrzej Duda nie pozostał dłużny. Kończący urzędowanie Andrzej Duda nie ma wątpliwości, że tegoroczne wybory wygrał Karol Nawrocki. Prezydent zarzucił Donaldowi Tuskowi, że nie potrafi pogodzić się z wynikiem wyborów. Jednoznacznie wyraził sprzeciw wobec prób wpływania na Sąd Najwyższy i Państwową Komisję Wyborczą ws. ponownego liczenia głosów. Przypomniał też premierowi, że kwestionowana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która rozpatruje protesty wyborcze, orzekała ws. ważności wyborów parlamentarnych z 2023 r.
"Problem nie wyborach, nie w decyzji Wyborców (bo ta jest jednoznaczna – 370 tyś. głosów przewagi, czyli duże polskie miasto), ale raczej w Panów mentalności. Uważacie, że macie wygrywać i koniec! To, co robicie teraz, to zwykłe tupanie nóżką. Obsadzaliście swoimi ludźmi i mężami zaufania kandydatów ugrupowań waszej koalicji wszystkie komisje wyborcze. Wybraliście i macie swoich członków w Państwowej Komisji Wyborczej. Firmy zamówione przez sprzyjające waszemu kandydatowi media robiły badania. I co?!? Wszyscy oszukiwali? Wszyscy kłamali? Wasi ludzie źle liczyli głosy, żebyście przegrali?" – napisał prezydent Andrzej Duda.
Nieprawidłowości w obwodowych komisjach
Wyniki z kilku obwodowych komisji wyborczych sprawdziła prokuratura. Ponowne przeliczenie głosów nastąpiło w pojedynczych obwodowych komisjach m.in. w Gdańsku, Grudziądzu, Mińsku Mazowieckim, Krakowie, Katowicach i Tarnowie. W siedmiu z dziesięciu badanych obwodów głosy oddane na Rafała Trzaskowskiego przypisano Karolowi Nawrockiemu.
Adam Bodnar, minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny, oznajmił, że najbardziej bulwersująca sytuacja miała miejsce w Kamiennej Górze (województwo dolnośląskie). Jak podał minister, w pakiecie głosów oddanych na Karola Nawrockiego znaleziono ważne głosy oddane na Rafała Trzaskowskiego. Po ponownym przeliczeniu głosów w tym obwodzie okazało się, że więcej otrzymał tam nie kandydat PiS a kandydat KO.
Ze strony niektórych polityków oraz sympatyków Koalicji Obywatelskiej słychać coraz częściej o potrzebie ponownego przeliczenia głosów. Senator Krzysztof Kwiatkowski z KO apeluje, by ponownie przeliczyć głosy w tych komisjach, w których widać anomalie. Polityk powołuje się na badania dr. Krzysztofa Kontka, eksperta analizy danych statystycznych ze Szkoły Głównej Handlowej. Analityk dostrzega nadnaturalny przyrost lub spadek liczby głosów w ok. 1500 obwodowych komisjach.
Poseł KO Roman Giertych idzie dalej. Chce, by ponownie przeliczono wszystkie głosy. Przed 16 czerwca przygotował wzór skargi wyborczej, którą licznie wypełniali i wysyłali do Sądu Najwyższego sympatycy KO.
W nieco łagodniejszym tonie w poniedziałek zabrał głos rzecznik rządu. Adam Szłapka nie mówi o kwestionowaniu wyborów, a o wyjaśnianiu nieprawidłowości.
– Dopóki nie zostaną udowodnione nieprawidłowości, nie ma podstaw, by kwestionować wyniki wyborów. To, co dotyczy rządu, to jest to, co może robić Prokurator Generalny. On sprawdza, czy doszło do nieprawidłowości. Jeżeli do nich doszło, jak w Kamiennej Górze, to wszczyna postępowanie. Interesuje mnie zapis Konstytucji, który mówi, że każdy obywatel ma prawo do protestu wyborczego – powiedział na spotkaniu z mediami Adam Szłapka.
Rozdźwięk w koalicji
W koalicji słychać jednak głosy przeciwne ponownemu przeliczaniu głosów. Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z Polskiego Stronnictwa Ludowego, przypomniał w niedzielę w mediach społecznościowych, że w Polsce obowiązuje domniemanie ważności wyborów. Przestrzegł, że powtórne liczenie głosów powodowane niezadowoleniem z wyniku wyborczego, może wpisać taką procedurę w każde kolejne wybory. Za ten głos podziękowała mu Anna Maria Żukowska, szefowa parlamentarnego klubu Lewicy.
W podobnym tonie co Zgorzelski wypowiedział się w poniedziałek prezes PSL-u, wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Stwierdził, że "wynik wyborów jest jasny" i "nie widzi powodów do przeliczania wszystkich głosów".
Ponad 50 tys. skarg w Sądzie Najwyższym
I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska poinformowała w poniedziałek rano w Radiu Zet, że liczba protestów wyborczych, które wpłynęły do SN, przekroczyła 50 tys. Jeszcze w poniedziałek 16 czerwca (czyli ostatniego dnia na składanie protestów) liczba skarg wynosiła ok. 5 tys. Sąd Najwyższy bierze pod uwagę protesty, które wpłynęły drogą tradycyjną i na których data stempla pocztowego nie przekraczała 16 czerwca.
Sędzia Małgorzata Manowska część tych protestów określiła mianem "giertychówek". Jej zdaniem, ok. 90 proc. skarg to dokumenty wypełnione według wzoru udostępnionego przez posła Romana Giertycha.
Centrum Informacyjne Sądu Najwyższego przekazuje, że do godz. 13 w poniedziałek 23 czerwca zarejestrowano 10 513 protestów wyborczych. Pozostałe z ponad 50 tys. czekają jeszcze na rejestrację. Sąd Najwyższy w komunikacie podaje, że suma skarg to w przybliżeniu odpowiednik liczby spraw, które wpływają do Sądu Najwyższego w ciągu 2-3 lat.
Również w poniedziałek Adam Bodnar zwrócił się do I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej o przekazanie prokuraturze wszystkich protestów wyborczych. Jak przekazała rzeczniczka Prokuratura Generalnego prokurator Anna Adamiak, do tej pory wpłynęły do niego 304 protesty. Z jej relacji wynika, że Sąd Najwyższy odmówił przesłania wszystkich skarg, twierdząc, że zdestabilizowałoby to pracę SN.
Co jest protestem wyborczym?
Prawo do protestu wyborczego jest zagwarantowane w Konstytucji. Prof. Ryszard Piotrowski, prawnik i konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę, że sensem stwierdzenia ważności wyborów jest potwierdzenie wysokiego stopnia legitymizacji uzyskanej przez wybranego kandydata.
Protest wyborczy może zostać uznany za ważny, jeżeli spełnia przesłanki określone w Kodeksie Wyborczym. Jak mówi prof. Piotrowski, Kodeks "określa to, by wyeliminować próbę zamienienia tej instytucji w trzecią turę wyborów". Te przesłanki to przestępstwo przeciwko wyborom oraz naruszenia Kodeksu wyborczego. Muszą one jednak mieć wpływ na przebieg głosowania, ustalenie wyniku wyborów lub głosowania. Protesty niespełniające tych formalnych warunków nie są rozpatrywane.
Po rozpatrzeniu prawidłowo złożonych protestów Sąd Najwyższy orzeka o ważności wyborów. Na mocy ustawy o Sądzie Najwyższym wyznaczona do tego jest Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Jeżeli stwierdzi ona nieważność wyborów, wówczas organizowane są nowe wybory na zasadach ustalonych w Kodeksie wyborczym.
"Środek do przeprowadzenia zamachu na prawa wyborcze"
Jak mówi prof. Ryszard Piotrowski, jeżeli Sąd Najwyższy zleci dokonanie przeliczenia głosów, wówczas sąd rejonowy z właściwą obwodową komisją wyborczą sprawdza karty wyborcze. Konstytucjonalista widzi tu pewne ryzyko.
– Dla przeprowadzenia wyborów powołano ponad 30 tys. obwodowych komisji. Wykonały swoją pracę, a ich członkowie potwierdzili rezultaty swoimi podpisami. By zakwestionować prace tych komisji, trzeba przed sądem wykazać, że doszło do oszustwa albo niedopatrzenia oraz że miało to wpływ na wynik wyborów. Prawdopodobieństwo odwrócenia wyniku wyborów w drodze uruchomienia i zastosowania tej procedury zależy od tego, czy Sąd Najwyższy stwierdzi nieważność wyborów.
Jeżeli stwierdzi ważność, to instytucja protestu wyborczego stanie się narzędziem do delegitymizacji prezydenta. Będzie środkiem do przeprowadzenia zamachu na prawa wyborcze obywateli. Oni mają prawo wyboru prezydenta i z niego skorzystali. Próbuje się im teraz powiedzieć, że wyboru nie dokonali, bo nie wiadomo, czy dobrze policzono ich głosy. Państwo musi mieć problem ze sobą, jeżeli te 30 tys. komisji mogłoby źle policzyć głosy. Nie należy odbierać ludziom poczucia, że uczestniczyli w przyzwoitej procedurze, w której warto było się pofatygować do lokalu wyborczego, by mieć legalnie wybranego prezydenta – komentuje prof. Ryszard Piotrowski.
Jeżeli SN stwierdzi ważność wyborów, to instytucja protestu wyborczego stanie się narzędziem do delegitymizacji prezydenta. Będzie środkiem do przeprowadzenia zamachu na prawa wyborcze obywateli.
Prof. Piotrowski: zła konsekwencja
Ekspert ds. prawa konstytucyjnego uważa, że obecnie trwa "kampania dezawuowania wyborów", która może prowadzić do kwestionowania kolejnych instytucji publicznych. Podaje przykłady sędziów, których status jest kwestionowany oraz Sądu Najwyższego.
– Skoro mamy kwestionowaną Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, to czy mamy nieprawidłowo wybrane Sejm i Senat? Jeżeli Polska nie jest w stanie mieć legalnie działających władz, to może warto uznać, że państwo nie jest w stanie istnieć, bo nie może wybrać sobie prezydenta. To zła konsekwencja. Z jednej strony ważne jest rozpoznanie tych wszystkich protestów. Z drugiej jednak nie może to prowadzić do przekreślenia sensu wyborów – twierdzi wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
Według prof. Piotrowskiego skutki takich działań mogą być niebezpieczne dla kolejnych wyborów. Ekspert mówi podważaniu istoty demokracji.
– Mam wrażenie, że instytucja protestu wyborczego zostanie wykorzystana do podważenia samej procedury wyborczej jako takiej i jej finalnego rezultatu. Organizowanie – z czym mamy do czynienia po zakończeniu kampanii wyborczej – kolejnej kampanii, która ma na celu zniesienie rezultatu wyborów z powodu osiągniętego wyniku, jest niedopuszczalne. Mamy tu podważenie istoty demokracji, która polega na pokojowej zmianie władzy. Jeżeli te protesty – według tego, co mówi rzecznik Sądu Najwyższego – są zorganizowaną akcją, to mamy do czynienia z zamachem na prawa obywateli do wyboru prezydenta. Jeżeli do tego uznamy, że organ, który te protesty rozpatruje, nie jest do tego powołany i dlatego nie można stwierdzić ważności wyborów, to mamy do czynienia z odrzuceniem rezultatu wyborów. To jest bardzo zniechęcające do procedury demokratycznej – ocenia prof. Ryszard Piotrowski.
Jeżeli te protesty są zorganizowaną akcją, to mamy do czynienia z zamachem na prawa obywateli do wyboru prezydenta.
Emocje zawiedzionego elektoratu
Dr Agnieszka Kwiatkowska, politolog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie uważa, że szanse na ponowne liczenie wszystkich głosów są niewielkie. Wskazuje, że liczne protesty mają osłabić pozycję przyszłego prezydenta Karola Nawrockiego.
– To duży koszt dla państwa, a wiemy też, że Sąd Najwyższy nie jest organem neutralnym politycznie i obecnie nie opłaca mu się wykonywać działań korzystnych dla koalicji rządzącej. Każda z zaangażowanych w spór o głosy stron chce coś ugrać politycznie, chociaż oficjalnie uzasadniają to troską o rzetelność wyborów.
Strona składająca protesty wyborcze ma na celu podważenie legitymizacji nowo wybranego prezydenta. To chęć pokazania, że nie został wybrany tak dużą liczbą głosów oraz w sposób nie do końca uczciwy, co pokazują dane z niektórych komisji. Oczywiście nam, jako obywatelom, powinno zależeć na pełnym wyjaśnieniu przypadków fałszowania wyników, jednak różnica głosów między kandydatami jest w skali kraju na tyle duża, że mało prawdopodobna jest taka skala fałszerstw i pomyłek, która zmieniłaby wynik wyborów – komentuje dr Agnieszka Kwiatkowska.
Ekspertka zwraca uwagę na emocje zawiedzionych wyborców. Na ich fali działa część polityków, którzy najbardziej domagają się ponownego liczenia.
– Widać tu również próbę zagospodarowania emocji zawiedzionego żelaznego elektoratu PO, który bardzo mocno zaangażował się w wybory. Dla tej grupy wyborców wszelkie działania PO, które osłabiają pozycję PiS, dalej są uznawane za korzystne i uzasadnione.
Inne zawiedzione grupy, jak elektorat lewicy, który miał za złe kandydatowi PO mocny skręt w prawo w trakcie kampanii, mają neutralne emocje. Tutaj zaangażowanie emocjonalne nie było aż tak duże, jak u rdzennego elektoratu PO. W przypadku żelaznego elektoratu PO, protesty wyborcze mogą pokazać, że przegrana Trzaskowskiego nie była aż tak zasłużona. W przypadku, gdy Sąd Najwyższy nie zgodzi się na ponowne przeliczenie wszystkich głosów, pozwoli to na interpretację, że PO zablokowały instytucje państwowe, które wcześniej przejął PiS – ocenia dr Agnieszka Kwiatkowska.
Gdy Sąd Najwyższy nie zgodzi się na ponowne przeliczenie wszystkich głosów, pozwoli to na interpretację, że PO została zablokowana przez instytucje państwowe przejęte wcześniej przez PiS.
Odwrócić się od polityki
Na emocje zwraca uwagę również dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS w Sopocie. Ocenia on – podobnie jak prof. Ryszard Piotrowski – że rosnąca polaryzacja wokół protestów wyborczych oraz wyniku wyborów prezydenckich, przyczynia się do obniżania poziomu legitymizacji władzy w Polsce.
– To jeszcze jeden silny argument, by od polityki się odwrócić. Decyzja wyborcza podejmowana jest na podstawie wielu czynników, ale proces, który ma miejsce, powoduje, że bardzo istotna przyczyna staje się mniej ważna. Ta przyczyna to udział w kształtowaniu legalnej władzy. Postępująca delegitymizacja władzy to groźne zjawisko. Po pierwsze, potrzebujemy władzy. Po drugie, potrzebujemy takiej, która jest legitymizowana i której ludzie przypisują prawo do rządzenia. Konsekwencją tej delegitymizacji jest anarchizacja i rządy tych, którzy krzyczą głośniej i wyprowadzą na ulice więcej osób – ocenia dr Wiesław Baryła.
To jeszcze jeden silny argument, by od polityki się odwrócić.
Dwa jawne posiedzenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, które dotyczą protestów wyborczych, zaplanowano na piątek 27 czerwca.
Główne wnioski
- Część polityków KO domaga się ponownego przeliczenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich. Nie zgadzają się z tym politycy PiS i prezydent Andrzej Duda. W kilku komisjach stwierdzono nieprawidłowości – głosy na Rafała Trzaskowskiego przypisano Karolowi Nawrockiemu. Do Sądu Najwyższego wpłynęło ponad 50 tys. skarg. Prokurator Generalny Adam Bodnar zawnioskował, o przekazanie prokuraturze wszystkich protestów. Sąd Najwyższy odmówił.
- Kodeks Wyborczy określa, że protest wyborczy musi spełnić konkretne przesłanki, by zostać rozpatrzony. Protesty muszą zawierać informację o przestępstwie wyborczym lub naruszeniu Kodeksu wyborczego, które mają wpływ na wynik głosowania lub wyborów.
- Konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski uważa, że tak liczne protesty wyborcze niewskazujące na przestępstwa wyborcze, mogą doprowadzić do podważenia istoty demokracji. Jego zdaniem dezawuowanie wyniku wyborów, po uznaniu go przez Sąd Najwyższy, może prowadzić do delegitymizacji nowego prezydenta. Może to zniechęcać również do udziału w kolejnych wyborach. Podobnego zdania jest psycholog społeczny dr Wiesław Baryła. Z kolei dr Agnieszka Kwiatkowska, ocenia, że strona składająca protesty, próbuje w ten sposób osłabić pozycję przyszłego prezydenta.


