Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Niemiecki rząd tonie w sporach koalicyjnych, a gospodarka w marazmie

Kanclerz Friedrich Merz zapowiadał „jesień reform”, która miała tchnąć nowe życie w anemiczną gospodarkę Niemiec. Po sześciu miesiącach jego rządów największa gospodarka Europy wciąż jednak tkwi w letargu. Mimo obietnicy ambitnych zmian strukturalnych i uchwalenia wieloletniego funduszu infrastrukturalnego o wartości 500 mld euro koalicja Merza z socjaldemokratami grzęźnie w coraz ostrzejszych sporach, a przemysł, będący fundamentem niemieckiej gospodarki, zmaga się z masowymi zwolnieniami, kurczącym się eksportem i coraz silniejszą globalną konkurencją.

Mężczyźni montują drzwi do samochodów na linii produkcyjnej
Niemiecka gospodarka jest pod coraz większą presją importu z Chin. Chodzi m. in. o sprowadzane pojazdy silnikowe. Fot. Bartek Sadowski/Bloomberg via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego niemiecka gospodarka wciąż tkwi w stagnacji?
  2. Jak wewnętrzne spory koalicyjne wpływają na realizację programu niemieckiego rządu?
  3. Dlaczego gospodarczy marazm Niemiec może doprowadzić do jeszcze głębszego kryzysu politycznego?
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Najnowsze dane gospodarcze malują ponury obraz niemieckiej gospodarki. W trzecim kwartale 2025 r. PKB Niemiec nawet nie drgnął (0,0 proc.), przez co gospodarka o włos uniknęła technicznej recesji po spadku o 0,2 proc. kwartał wcześniej. Produkcja przemysłowa w samym sierpniu skurczyła się o 4,3 proc. (to najgłębszy miesięczny spadek od 2022 r.), głównie za sprawą gwałtownego załamania w branży motoryzacyjnej. Eksport, tradycyjny motor niemieckiego dobrobytu, słabnie nieprzerwanie od trzech miesięcy: popyt z Chin gaśnie, a nowe amerykańskie cła coraz bardziej uwierają.

Zaktualizowane przewidywania rządu mówią o jedynie 0,2 proc. wzrostu PKB w 2025 r., a umiarkowany optymizm budzi dopiero prognoza wzrostu o 1,3 proc. w kolejnym roku. To nieznaczna korekta w górę wobec wcześniejszych, jeszcze bardziej pesymistycznych szacunków. „Stagnacja niemieckiego PKB w trzecim kwartale oraz spadek produkcji przemysłowej to wyraźne sygnały ostrzegawcze” – zauważa w rozmowie z lewicową "Tageszeitung" ekonomistka Silke Tober z Instytutu Makroekonomii i Badań Koniunktury. Po sześciu latach bez znaczącego wzrostu, naznaczonych pandemią, kryzysem energetycznym i politycznymi zmianami, gospodarka Niemiec zdradza raczej oznaki zmęczenia niż ożywienia, które zapowiadał Merz.

Małżeństwo z konieczności

Sojusz Merza z socjaldemokratycznym SPD narodził się z konieczności, a nie z bliskości ideowej. Po lutowych wyborach, które CDU co prawda wygrała z wynikiem 28,5 proc. głosów, lecz nie mogła znaleźć innego partnera do współrządzenia, partie stworzyły układ określany przez komentatorów mianem „koalicji celowej”. SPD, która zdobyła 16,4 proc. głosów, zapewniła brakujące mandaty do utworzenia większości w Bundestagu. Jednak już od samego początku porozumienie to obciążone było wzajemnymi animozjami. Friedrich Merz doświadczył dotkliwego upokorzenia, gdy 6 maja 2025 r. dopiero w drugim głosowaniu parlamentarnym został wybrany na kanclerza, po tym, jak w pierwszej turze część posłów nowej koalicji odmówiła mu poparcia.

Arytmetyka parlamentarna pozostaje źródłem ciągłej niepewności. Mając jedynie 52 proc. mandatów w Bundestagu i nie dysponując samodzielną większością w Bundesracie, koalicja od początku zmaga się z trudnościami w realizacji swojej agendy. Dorobek legislacyjny rządu jest skromny, a wewnętrzna spójność koalicji wyraźnie krucha. Napięcia regularnie dochodzą do głosu, coraz częściej także publicznie. W październiku posłowie z konserwatywnego skrzydła CDU zorganizowali swego rodzaju bunt podczas posiedzenia frakcji parlamentarnej. Sepp Müller, wiceprzewodniczący klubu, apelował do Merza o powstrzymanie „szaleństwa” nowych regulacji forsowanych przez resorty kontrolowane przez SPD, ostrzegając przed dodatkowymi kosztami dla przedsiębiorców na poziomie nawet 450 mln euro. Gitta Connemann, liderka wpływowego stowarzyszenia przedsiębiorców Mittelstandu, dodała stanowczo: „Firmy nie mają już czym oddychać”. Tymczasem na korytarzach Bundestagu rosną podejrzenia, że resorty kontrolowane przez SPD realizują własną agendę, która nie zawsze jest zgodna z uzgodnionymi celami koalicji.

Miesiąca miodowego nie było

Przez pierwsze sześć miesięcy rząd Merza nie zaznał nawet krótkiego „miesiąca miodowego”, szybko popadając w polityczny impas. Największe napięcia w koalicji uwidoczniły się przy okazji reformy systemu świadczeń społecznych. Program „Bürgergeld” (zasiłku dla bezrobotnych), wprowadzony przez poprzedni, socjaldemokratyczny rząd, stał się źródłem frustracji konserwatywnego skrzydła koalicji. Friedrich Merz określił obecny system państwa opiekuńczego jako „finansowo niemożliwy do utrzymania” i zażądał zdecydowanych zmian, które miałyby ograniczyć koszty oraz zwiększyć motywację do podjęcia pracy. Po długotrwałych negocjacjach koalicjanci zgodzili się, że „Bürgergeld” zostanie zastąpiony przez system „Grundsicherung” (podstawowe zabezpieczenie), przewidujący surowsze sankcje dla osób unikających pracy.

Proponowane regulacje zakładają, że beneficjenci, którzy nie pojawią się na trzech kolejnych wizytach w urzędzie pracy, będą stopniowo tracić świadczenia. Pomysł ten spotkał się z gwałtownym sprzeciwem ze strony związków zawodowych, partii opozycyjnych oraz wpływowych środowisk wewnątrz samej SPD. Młodzieżówka SPD oraz parlamentarzyści tej partii rozpoczęli zbieranie podpisów przeciwko reformie, argumentując, że „SPD nie może popierać polityki, która karze za ubóstwo”. Jeśli co najmniej 20 proc. członków partii oficjalnie poprze odrzucenie reformy, dojdzie najpewniej do ponownego zaognienia koalicyjnych napięć mimo osiągniętego kompromisu.

Niemieccy giganci masowo zwalniają

Słynny niemiecki sektor przemysłowy mierzy się obecnie z poważnym kryzysem, wynikającym z wielu nakładających się problemów: trudnej transformacji w stronę elektromobilności, silnej konkurencji ze strony Chin, wysokich kosztów energii oraz restrykcyjnych ceł nałożonych przez administrację Donalda Trumpa. Analitycy banku ING ostrzegają, że krótkotrwały wzrost popytu, który pojawił się przed wprowadzeniem ceł przez USA, już się wyczerpał, co sugeruje, że największe trudności mogą dopiero nadejść.

Volkswagen, największy producent samochodów w Europie, ogłosił zamiar likwidacji 35 tys. miejsc pracy w Niemczech do 2030 r., co stanowi około jednej czwartej wszystkich jego pracowników w kraju. Do połowy bieżącego roku około 20 tys. osób skorzystało już z programu dobrowolnych odejść, a firma przyspieszyła wygaszanie fabryk mimo wcześniejszych zapewnień o utrzymaniu produkcji na terenie Niemiec. Audi, będące częścią grupy Volkswagen, planuje zredukować zatrudnienie o 7,5 tys. etatów do 2029 r., realizując szerszy program cięcia kosztów o wartości miliarda euro.

Redukcje zatrudnienia obejmują kolejne gałęzie niemieckiego przemysłu. Bosch, największy globalny dostawca części samochodowych, zapowiedział likwidację 13 tys. stanowisk (10 proc. wszystkich miejsc pracy w Niemczech), by osiągnąć roczne oszczędności na poziomie 2,5 mld euro, co jest odpowiedzią na przenoszenie się popytu poza Europę. „Czasy, gdy Niemcy mogły produkować bardzo dużo dla reszty świata, minęły” – stwierdził Markus Heyn, szef Bosch Mobility. Continental, Schaeffler, ZF Friedrichshafen oraz inni ważni dostawcy również ogłosili redukcje zatrudnienia liczone w tysiącach miejsc pracy.

Koncern chemiczny BASF borykający się z wysokimi kosztami energii oraz globalną nadprodukcją poinformował o zwolnieniu 600 pracowników w zakładzie w Antwerpii, a jego główny kompleks przemysłowy w Ludwigshafen przechodzi dalsze restrukturyzacje. Siemens planuje zredukować zatrudnienie o 5,6 tys. osób w segmencie Digital Industries na całym świecie, z czego 2,6 tys. miejsc pracy zostanie zlikwidowanych tylko w samych Niemczech, głównie z powodu spadku zamówień w obszarze automatyki przemysłowej.

Poluzowanie hamulca długu (jeszcze) nie pomogło

Największym politycznym osiągnięciem Merza był jak dotąd przyjęty w marcu 2025 r., jeszcze przed objęciem przez niego stanowiska kanclerza, historyczny pakiet zmian konstytucyjnych, który poluzował niemiecki hamulec zadłużenia („Schuldenbremse”), czyli regułę ograniczającą roczne zadłużenie publiczne do poziomu 0,3 proc. PKB. Reforma powołała specjalny fundusz infrastrukturalny o wartości 500 mld euro, rozłożony na dwanaście lat, wyłączyła z limitów zadłużenia wydatki obronne przekraczające 1 proc. PKB oraz zwiększyła autonomię finansową landów.

W przypadku Merza jest to zaskakująca zmiana stanowiska, ponieważ przez lata spędzone w opozycji ostro krytykował fiskalną rozrzutność rządzących. Zwrot ten wynikał z dwóch kluczowych czynników: niepewność co do polityki Trumpa wobec partnerów z NATO wymusiła gwałtowne zwiększenie wydatków na obronność, a wyniki lutowych wyborów wywarły na rządzących presję, by uchwalić zmianę konstytucji, wymagającą większości dwóch trzecich głosów w parlamencie, zanim zbierze się nowy, jeszcze bardziej podzielony Bundestag.

Jednak jak dotąd nowy plan wydatkowy nie przyniósł oczekiwanych efektów gospodarczych. Pomimo obietnic dotyczących przełomowych inwestycji infrastrukturalnych wykorzystanie funduszu przebiega zbyt powoli. Analizy Bundesbanku wskazują, że wiele z rzekomo „nowych” wydatków faktycznie służy jedynie pokryciu istniejących luk budżetowych, zamiast znacząco zwiększać poziom realnych inwestycji publicznych. Wydatki infrastrukturalne wzrosły w 2025 r. jedynie o 2,5 mld euro w porównaniu do roku poprzedniego, co znacznie odbiega od oczekiwanego impulsu wzrostowego. Opóźnienia wynikają ze strukturalnych przeszkód: skomplikowanych procedur sprawozdawczych, ograniczonych możliwości realizacji projektów przez samorządy oraz nierównego tempa wdrażania inwestycji.

Pomimo częstego powoływania się koalicji na półbilionowy fundusz infrastrukturalno-klimatyczny umowa koalicyjna pozostaje niezwykle ogólna w kwestii szczegółowych mechanizmów finansowania. Ta niejasność dość dobrze odzwierciedla głębsze podziały wewnątrz koalicji: konserwatyści priorytetowo traktują wydatki na obronność i tradycyjnie rozumianą infrastrukturę, podczas gdy socjaldemokraci kładą nacisk na inwestycje związane z ochroną klimatu. 

Zima społecznego niezadowolenia zamiast „jesieni reform”

Wraz z końcem wakacji Merz zapowiedział przełomową „jesień reform” („Herbst der Reformen”), która miała zmodernizować niemiecką biurokrację, ożywić gospodarkę i przywrócić zaufanie biznesu. Dwa miesiące później krytycy z różnych stron sceny politycznej zarzucają mu raczej działania pozorne niż faktyczne zmiany strukturalne.

Program koalicji obejmuje około 80 inicjatyw, które mają obniżyć obciążenia regulacyjne o 16 mld euro rocznie oraz zredukować zatrudnienie w administracji o 8 proc. do 2029 r. Proponowane reformy obejmują zarówno praktyczne zmiany, jak stworzenie jednolitego krajowego portalu rejestracji pojazdów zamiast istniejących 400 lokalnych systemów, jak i dużo większe projekty, jak powołanie nowej „Agencji Zatrudnienia i Pobytu” („Work-and-Stay-Agentur”), mającej uprościć procedury wizowe oraz uznawanie kwalifikacji zagranicznych specjalistów.

Jednak dotychczasowe rezultaty tych planów są rozczarowujące. „Zapowiadana powszechna obniżka podatku od energii elektrycznej została odłożona na bok, zniesienie ustawy o łańcuchach dostaw pozostaje nierozstrzygnięte, a realna elastyczność czasu pracy nadal jest blokowana” – alarmuje zrzeszenie przedsiębiorców Handwerk. „Redukcja biurokracji dokonuje się głównie na papierze” – podsumowują przedsiębiorcy. Nawet drobne zapowiedzi, jak zniesienie zakazu niedzielnego wypieku pieczywa czy rezygnacja z obowiązku drukowania paragonów, ugrzęzły w procesie legislacyjnym.

Rozczarowanie to dość dobrze oddaje także wskaźnik klimatu biznesowego instytutu ifo. W październiku wzrósł on wprawdzie do 88,4 pkt z poziomu 87,7 pkt we wrześniu, jednak wciąż pozostaje na historycznie bardzo niskim poziomie. „Jesień reform” może więc ustąpić miejsca zimie społecznego niezadowolenia, a pole manewru kanclerza Merza zawęża się z każdym kolejnym kwartałem stagnacji. Clemens Fuest, prezes instytutu ifo, podkreśla, że choć firmy nadal mają nadzieję na poprawę sytuacji gospodarczej w przyszłym roku, Niemcy stoją w obliczu realnego spowolnienia, które wymaga pilnych i gruntownych reform w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, aby uniknąć dalszego pogorszenia sytuacji gospodarczej.

Obawa przed powtórką scenariusza francuskiego

Koalicja Merza mierzy się z bardzo trudną rzeczywistością polityczną: brakuje jej wystarczającej większości parlamentarnej, by przełamać wewnętrzne opory bez konieczności zawierania bolesnych kompromisów. Nie ma też odpowiedniego poparcia społecznego, które umożliwiłoby przetrwanie okresu niepopularnych reform, ani wystarczająco dużo czasu, aby efekty inwestycji publicznych stały się widoczne jeszcze przed wyborami w 2029 r., w których po zwycięstwo – zgodnie z ostatnimi sondażami – zmierza skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec.

W rozmowie z "Reutersem" politolog Philipp Köker ujmuje problem rządu Merza krótko: „Jeśli koalicja będzie dalej funkcjonować w ten sposób, nie będzie w stanie dowieźć żadnych istotnych zmian.” Jak podkreślają inni analitycy cytowani przez agencję, efektywne rządzenie utrudniają brak zaufania zarówno między partiami, jak i wewnątrz nich, głębokie różnice ideologiczne oraz skala wyzwań stojących obecnie przed Niemcami. Wszystkie te problemy dodatkowo pogłębia napięty kalendarz wyborczy na rok 2026, obejmujący aż pięć wyborów landowych. Przykład Francji – z tygodniami parlamentarnych impasów, częstymi głosowaniami nad wotum nieufności oraz realnym ryzykiem politycznego paraliżu – pokazuje, jak szybko stagnacja polityczna w dużych gospodarkach może przerodzić się w znacznie szerszy kryzys państwa.

Główne wnioski

  1. Sytuacja gospodarcza Niemiec nie poprawia się: zapowiadane reformy gospodarcze kanclerza Merza nie przynoszą efektów, PKB stoi w miejscu, przemysł traci impet, a masowe zwolnienia w dużych firmach stają się coraz częstsze.
  2. Koalicja CDU-SPD pogrąża się w wewnętrznych konfliktach: rozbieżności ideologiczne, krucha większość parlamentarna oraz publiczne spory między koalicjantami uniemożliwiają efektywne wdrażanie obiecanych reform.
  3. Rosnące niezadowolenie społeczne grozi pogłębieniem kryzysu politycznego: niewystarczające działania rządu oraz przedłużająca się stagnacja gospodarcza zwiększają ryzyko scenariusza podobnego do Francji, z długotrwałym politycznym paraliżem.
Artykuł opublikowany w wydaniu nr 363
Strona główna Świat Niemiecki rząd tonie w sporach koalicyjnych, a gospodarka w marazmie