Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Finanse osobiste Kultura

Niepoliczalność umysłowa. 3 niepospolite obrazy, których notowania mogą intrygować

Przychodzi malarz do lekarza i słyszy: niepoliczalność umysłowa. Tak mogłaby brzmieć diagnoza Leona Chwistka. Jego rozpędzony matematyczny umysł mknął przez tak szeroki zbiór dziedzin, że nawet Witkacy upatrywał w nim mocy demonicznych. Jeden z obrazów Chwistka trafi niebawem na aukcję. A to pretekst do analizy, jak daleko rynkowi sztuki do przewidywalności  matematyki.

Olejna praca „Brasserie” Stanisława Dębickiego sprzedana została za 208,8 tys. zł, podczas gdy jej cena wywoławcza wynosiła 6 tys. zł. Dzieło powstało w Paryżu, w 1890–1891 r.
Olejna praca „Brasserie” Stanisława Dębickiego sprzedana została za 208,8 tys. zł, podczas gdy jej cena wywoławcza wynosiła 6 tys. zł. Dzieło powstało w Paryżu, w 1890–1891 r. fot. Agra-Art

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie mechanizmy rządzą rynkiem aukcyjnym i co decyduje, że spośród dwóch obrazów tego samego malarza jeden wart jest sto razy więcej od drugiego. 
  2. Jakie mniej popularne nazwiska artystów zaliczyć można do grona budzącego popyt wytrawnych kolekcjonerów. 
  3. Dlaczego obraz Jeremiego Kubickiego kosztował ponad 2 mln zł, jeśli w archiwach praktycznie nie ma aukcyjnych notowań tego autora. 

Gdyby do rynku sztuki należało dopasować jakiś dział matematyki, na pewno nie byłaby to logika. W podręcznikowej teorii kluczowym czynnikiem wzmagającym podaż jest rzadkość dzieła – „rzadkość muzealna!”, jak czytamy w płomiennych notach obiektów. Paradoksalnie jednak, prawdziwość tego twierdzenia warunkuje… popularność i pewna rozpoznawalność motywu dla jak najszerszego grona. Te dwie cechy stoją ze sobą w sprzeczności jedynie pozornie.

Matka 100 razy tańsza niż same fale

Za jeden z bardziej przejrzystych przykładów posłużyć może chociażby dorobek Jacka Malczewskiego, określany niekiedy umownie „cegłą z Wawelu”. Obfitość jego spuścizny – w której w dodatku odnotować można prawdziwy urodzaj wizerunków samego autora – czyni z każdego wypływającego na rynek autoportretu „markowy towar”. Fakt, że sami rozpoznajemy dzieło w mgnieniu oka, to niewątpliwie jeden z jego walorów. Projekcja, że odwiedzający nas goście rozpoznają Malczewskiego w salonie, może jednak okazać się wartością, w języku matematyków, dążącą do nieskończoności. Przykłady tego mechanizmu można mnożyć, wertując zarówno katalogi sztuki dawnej, jak i powojennej. To ikoniczne konie multiplikowane z lekkością przez ród Kossaków czy legendarne wielobarwne koła, zakreślane ochoczo przez Wojciecha Fangora. Wibrujące kontrastami okręgi i miękko opadające, abstrakcyjne fale Fangora od lat uchodzą za jedne z najbardziej poszukiwanych dzieł awangardy, osiągając nierzadko wielomilionowe notowania.

Pewnego dnia, podczas jednej z zimowych aukcji, pod młotek trafił jednak obraz prawdziwie nietypowy. Obok sztandarowej fali i nieco mniej typowego koła pojawił się… niezwykle wczesny olejny portret matki Fangora, namalowany w czasie wojny. Gdyby uczestnicy „Milionerów” mieli za zadanie prędko uszeregować te dzieła od najwyższej ceny, prawdopodobnie nikt nie powalczyłby w tym odcinku o główną wygraną. Obraz przedstawiający falę przekroczył pułap 4 mln zł, koło osiągnęło 1,2 mln zł, a portret matki został sprzedany za 35 tys. zł, a więc za mniej niż 1 proc. wartości płótna z falą.

Czyżby najchętniej licytowane były jedynie „melodie, które już raz się słyszało”? Rynku sztuki nie wypada podejrzewać o taką przewidywalność. Za fasadą zbudowaną z popularnych motywów i szyldów znanych nazwisk kryje się bowiem prawdziwy kolekcjonerski salon, w którym toczy się gra zupełnie innego formatu. Mowa o dziełach, które umykają odbiorowi większości, budząc jednocześnie płomień w oczach wtajemniczonego grona. Czy rodak zaczepiony na ulicy wiedziałby, kim był Jeremi Kubicki albo Leon Chwistek? Niekoniecznie, ale też nie szkodzi. Ważne, żeby inwestor poznał te nazwiska w porę.

1. Utalentowany pan Chwistek

Lewa dłoń ministra – wsparta na śnieżnobiałym blacie biurka – zapoczątkowuje fioletoworóżowy ton, który przejmuje od niej rękaw marynarki, następnie jej wyłogi, a za nimi dalej majaczące w tle budowle. Ostro zarysowane klapy przy prawym rękawie są natomiast asfaltowo czarne, a druga dłoń wydaje się mieć naturalną barwę. Kanciastą kompozycję domyka krawędź zielonego podłokietnika, w której chowa się nasiąkający tą zielenią łokieć ministra. Te niecodzienne malarskie zabiegi, które zastosował w portrecie notabla Leon Chwistek, sam artysta określał terminem „strefizmu”. Jego koncepcja zakładała m. in. wydzielanie w obrazie partii, w których dominantą pozostawała wyłącznie jedna barwa.

 Portret Kazimierza Władysława Kumanieckiego autorstwa Leona Chwistka licytowany będzie w nadchodzący wtorek. Eksperci przewidują, że może osiągnąć wartość 350 tys.–500 tys. zł.

Portret Kazimierza Władysława Kumanieckiego autorstwa Leona Chwistka licytowany będzie w nadchodzący wtorek. Eksperci przewidują, że może osiągnąć wartość 350 tys.–500 tys. zł. Fot. Rempex

Namalowany w 1927 r. portret Kazimierza Władysława Kumanieckiego, ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego, trafi na licytację 19 sierpnia. Jego wartość szacowana jest w przedziale 350 tys.–500 tys. zł. Oczywisty wniosek, że Leon Chwistek musiał być malarzem wziętym, skoro portretował międzywojennych dygnitarzy, nie wyjaśnia jednak spodziewanej stawki.

Pełniejszy obraz zapewnia dopiero wgląd w jego surrealistycznie obszerny biogram. Chwistek bowiem określany bywa w notach jako tzw. polihistor, a więc osoba o nieprzeciętnym umyśle – takim, który pozwala być utalentowanym awangardzistą, czołowym teoretykiem wiodącego artystycznego nurtu, a przy tym doktoryzować się z filozofii i, naturalnie, objąć katedrę logiki matematycznej. Ku pokrzepieniu speszonych, Chwistek bezskutecznie zabiegał o wydawcę jako powieściopisarz, lecz – o tym znowu człowiek mógłby jedynie pofantazjować – słynął z wirtuozerii w wartkich intelektualnych starciach z Witkacym.

W ciągu ostatnich lat na rynku aukcyjnym pojawiło się zaledwie kilka obrazów Chwistka, a część i tak stanowiły zarysowane na papierze szkice. O ile wynik wtorkowej licytacji przewidzieć mógłby pewnie wyłącznie jakiś polihistor [osoba posiadająca rozległą wiedzę z wielu różnych dziedzin, encyklopedysta – red.], portret ministra Kumanieckiego o dwóch różnych łokciach to bezsprzecznie towar z ekskluzywnej „niszowej marki”.

2. Epicki Jeremi Kubicki

Budującym przejawem pewnej dojrzałości aukcyjnego rynku okazał się w minionym roku inny międzywojenny obraz. To perła wydobyta chyba z najgłębszej niszy. Pełna piętrzących się osobnych planów i przesycona ściślej nieokreślonym, słodko–cierpkim nastrojem praca „Manewry” osiągnęła w listopadzie 2024 r. pułap 2,1 mln zł.

Obraz „Manewry” Jeremiego Kubickiego – jako jedno z zaledwie kilkunastu zachowanych dzieł artysty – osiągnął wartość 2,1 mln zł.
Obraz „Manewry” Jeremiego Kubickiego – jako jedno z zaledwie kilkunastu zachowanych dzieł artysty – osiągnął wartość 2,1 mln zł. Fot. Sopocki Dom Aukcyjny

Stało się tak, mimo że jej autor znany był w archiwach notowań zaledwie z pojedynczego rejestru. Jeremi Kubicki, który mógł być najwybitniejszym twórcą swojej epoki, dla wielu uczestników rynku zaistniał dopiero w ubiegłym roku. W oczach współczesnej mu europejskiej krytyki był natomiast wizjonerem, laureatem Grand Prix na międzynarodowej wystawie w Paryżu, wirtuozem tworzącym we własnym, autorskim języku. Czemu więc takie nazwisko nie budziło nawet mglistych skojarzeń u większości odwiedzających przedaukcyjną wystawę?

Szacuje się, że z całego dorobku Kubickiego zachowało się jedynie kilkanaście obrazów. Kiedy w 1939 r. prace artysty trafiły do ramiarza, budynek przy Nowym Świecie mieszczący jego warsztat, został zbombardowany. „Manewrom” udało się ocaleć wyłącznie dlatego, że obraz wysłany został wcześniej na londyńską ekspozycję. Dzieł tego formatu nie mogło ponadto powstać już więcej, bo w momencie, w którym zapłonął Nowy Świat, artysta już nie żył. Kubicki, przytłoczony emocjami po śmieci żony, odebrał sobie życie w wieku zaledwie 27 lat. Zrobił to w przeddzień otwarcia wystawy, która miała mu przynieść kolejny gromki aplauz.

3. Stanisław Dębicki de Brasserie

Niespełna rok przed imponującą licytacją ponad dwumetrowego obrazu Kubickiego kolekcjonerów wprawić mogła w zdumienie aukcja pracy niewątpliwie kameralnego formatu, podczas której ponad trzydziestokrotnie przebito cenę wywoławczą. Namalowany na desce olejny obraz, którego dłuższy bok mierzył zaledwie 35 cm, licytowano w Warszawie od ostrożnego progu 6 tys. zł, kończąc na kwocie blisko 209 tys. zł, z uwzględnieniem aukcyjnych opłat.

Olejna praca „Brasserie” Stanisława Dębickiego sprzedana została za 208,8 tys. zł, podczas gdy jej cena wywoławcza wynosiła 6 tys. zł. Dzieło powstało w Paryżu, w 1890–1891 r.
Olejna praca „Brasserie” Stanisława Dębickiego sprzedana została za 208,8 tys. zł, podczas gdy jej cena wywoławcza wynosiła 6 tys. zł. Dzieło powstało w Paryżu, w 1890–1891 r. Fot. Agra-Art

Datowana na początek lat 90. XIX wieku praca Stanisława Dębickiego przedstawiała kadr z francuskiego lokalu o wiśniowych tapicerowanych ławach, drobniutkich kremowych abażurach i długich marmurowych blatach wspierających się na żeliwnych podstawach. Dzieło noszące tytuł „Brasserie” stanowiło jeden z kilku obrazów Dębickiego widzianych na rynku w ciągu ostatniej dekady, choć stylistycznie nie było ono obce bywalcom Muzeum Narodowego w Warszawie. W zbiorach instytucji znajduje się zbliżona praca zatytułowana „Paryska kawiarnia”, pochodząca ponadto z tej samej przedwojennej kolekcji budowanej we Lwowie.

Czy cena przekraczająca 200 tys. zł za tak niewielki obraz jest wysoka? W statystykach nie ma jej do czego odnieść, jednak w obrębie samego obrazu zdecydowanie jest co robić. Mimo wykwintnie schłodzonej palety barw, bieli koszul i połysku atłasowych cylindrów, we wnętrzu tytułowej brasserie panuje atmosfera powolnego rozprężania się, wtapiania w monotonne hałasy rozmów i kieliszków. Jedna z kobiet uśmiecha się łagodnie, odchylając podpartą na dłoni głowę, druga błądzi gdzieś myślami, wysuwając spod wizytowej czarnej sukni stopy i kiwając się od niechcenia na dwóch nogach krzesła. Trudno się spodziewać, żeby kolejna taka kawiarenka miała zagościć w najbliższym okresie na rynku. Zostaje nam film „O północy w Paryżu”, choć Woody Allen miałby do tych niszowych dorobków wysublimowanej kultury, jak stąd do belle époque.

Główne wnioski

  1. O wartości obiektu na rynku sztuki sztuki decydują pozornie sprzeczne czynniki: rzadkość, a jednocześnie rozpoznawalność. Przykładowy obraz Wojciecha Fangora przedstawiający jeden z typowych motywów podejmowanych przez malarza wylicytowany został do ponad 4 mln zł, podczas gdy wczesny i unikalny portret matki artysty kosztował ponad sto razy mniej (35 tys. zł). 
  2. Twórczość takich artystów jak Jeremi Kubicki, Stanisław Dębicki czy Leon Chwistek nie zalicza się do regularnie widywanych na rynku aukcyjnym. Mimo że w archiwach dostępne są jednostkowe notowania ich prac, kolekcjonerzy potrafią o nie ostro rywalizować. Ubiegłoroczna licytacja obrazu Jeremiego Kubickiego zakończyła się na poziomie 2,1 mln zł, a obraz Stanisława Dębickiego, który trafił na aukcję w 2023 r., ponad 30 razy przebił swoją cenę wywoławczą. 
  3. Bezsprzecznie jednym z najpopularniejszych malarzy na polskim rynku sztuki jest Jacek Malczewski. Co nieoczywiste, na wysokie notowania jego dorobku wpływa przede wszystkim fakt, że jest on bardzo obszerny. Autoportrety artysty, ze względu na ich ogromną rozpoznawalność, przyrównać można do budzącej popyt „luksusowej marki”, która przy okazji podkreślać może materialny status.