Niespełniony American dream Tadeusza Brzozowskiego
Jeżeli jakiś polski artysta osiąga sukces międzynarodowy, automatycznie wpływa to na jego pozycję rynkową w Polce. Nie inaczej jest z artystami i artystkami tworzącymi w dobie PRL. Nawet jeśli w minionych dekadach nie wpłynęło to na ich kariery, procentuje to dzisiaj. Tadeusz Brzozowski był o krok od sukcesu.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego na rynku aukcyjnym pojawiają się całe kolekcje sztuki.
- Co znajdowało się w kolekcji Lily i Jana Kunczyńskich.
- Jakie ceny osiągają prace Tadeusza Brzozowskiego.
21 listopada w Desie Unicum zlicytowana została kolekcja sztuki polsko-amerykańskiego przedsiębiorcy Jana Kunczyńskiego. Do tej pory funkcjonowała przede wszystkim w świadomości wielu znawców twórczości Tadeusza Brzozowskiego jako wybitny zbiór szczególnej jakości dzieł jednego z najważniejszych abstrakcjonistów polskiej powojennej awangardy. To jego prace stanowiły trzon całej kolekcji Kunczyńskich. Jednak same obrazy do tej pory znane były nielicznym. Prace od momentu powstania i jednej wystawy w San Francisco nie opuszczały wnętrz mieszkalnych rodziny i dopiero po śmierci kolekcjonera przebyły podróż do Polski, by w kraju narodzin swojego autora znaleźć nowych właścicieli.
Storytelling
Sprzedaż dzieł sztuki rządzi się pewnymi wewnętrznymi strategiami. Inaczej sprzedaje się sztukę aktualną, inaczej sztukę awangardową, jeszcze innymi metodami sztukę dawną. Wszystko uzależnione jest od oferty, ale i od potencjalnego klienta. Większość transakcji oparta jest na budowaniu narracji zachęcającej klienta lub klientkę do nabycia obiektu. By sprostać tym wymaganiom, domy aukcyjne coraz częściej opierają strategię sprzedażową na aukcjach tematycznych skonstruowanych wokół pewnego zagadnienia mającego skusić osoby kupujące do obranego lejtmotywu. Jednym z cieszących się większym powodzeniem na międzynarodowym rynku aukcyjnym sposobów jest oferowanie klientom całych kolekcji sztuki o sprecyzowanym charakterze. Czasem od jakości oferowanych obiektów ważniejsza jest ich proweniencja. Zyskują, jeśli w artystycznym CV mogą się pochwalić tym, że były w kolekcji wybitnej osobistości – wybrało je doświadczone oko. W związku z naszym narodowym ubóstwem w kwestii prywatnych kolekcji sztuki każda sprzedaż grupy obiektów mających w proweniencji wpis do katalogu znanego kolekcjonera bądź kolekcjonerki jest istotnym dodatkiem do jej wartości. Dobrze pokazała to sprzedaż części kolekcji Grażyny Kulczyk w 2022 r., która rozpaliła klienckie apetyty.
Coraz częściej na międzynarodowym rynku aukcyjnym pojawiają się nie tylko wybitne dzieła sztuki ze znakomitych kolekcji, ale całe zbiory budowane latami przez wytrawnych kolekcjonerów i ich zespoły kuratorskie. Młode pokolenie pozbywa się dzieł sztuki kupowanych przez ich antenatów. Powody są różne. Nie zmienia to faktu, że rynek zasilany jest przez wybitnej jakości prace kupowane w latach 60., 70. i 80. z pierwszej ręki, które w dużej mierze do tej pory nie pojawiały się na rynku sztuki lub były na nim wiele lat temu. Przez ten czas zdążyły nabrać wymiernej wartości i profity z aktualnej sprzedaży są znaczące. Zaszczytne pierwsze miejsce na liście najdrożej sprzedanych prywatnych kolekcji zajmuje Paul G. Allen Collection, która w dwa listopadowe wieczory w 2022 r. osiągnęła łączny obrót 1,6 mld dolarów.
Nietrafionym sposobem jest jednak budowanie wokół takich kolekcji aury tajemniczości czy formułowanie chwytliwych sloganów „odkryta kolekcja”, „zaginione dzieła” – co notorycznie zdarza się przy okazji obiektów, które przez lata znajdowały się w rękach prywatnych i wchodzą na rynek sztuki. Handlowcy i dziennikarze starają się nakręcić zainteresowanie nimi nie przez podkreślenie jakości artystycznej, ale marketingowe zabiegi rodem z broszury średniowiecznego zamku skarbów. Jest to krzywdzące przede wszystkim dla właścicieli obiektów, jakby nikczemnie ukrywali wybitne dzieła sztuki przed oczami rządnych artyzmu tłumów, a w dalszej kolejności negatywnie wpływa na postrzeganie własności prywatnej sztuki w ogóle.
Polish painters
Mimo że prace Tadeusza Brzozowskiego nie były powszechnie znane, nie ma mowy o odkrywaniu tu czegokolwiek. Pojawienie się jednak tak wyjątkowej kolekcji jak Kunczyńskich pokazało, że najlepsze kolekcje polskiej awangardy gromadzone były w czasach powstawania tych prac, czyli latach 60. i 70. nie w Polsce, a właśnie za granicą, gdzie świadomość kolekcjonerów i opatrzenie ze sztuką aktualną było dużo bardziej powszechne. Kolekcjonerzy o polskich korzeniach lub z powojennej emigracji śledzili uważnie artystyczną scenę w kraju, z którego pochodzili. Kupowali obiekty przez państwową Desę lub przy okazji nielicznych, ale jednak czasem się zdarzających wystaw zagranicznych polskich artystów i artystek. Najważniejszym takim wydarzeniem było „15 Polish painters” – wystawa, która odbyła się w 1961 r. w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Wśród wystawionych prac były również obrazy Tadeusza Brzozowskiego.
Innym wybitnym przykładem aspiracji gromadzenia za oceanem polskiej sztuki współczesnej była kolekcja Hanny i Witolda Sylwestrowiczów w New Jersey. O ile kolekcja Kunczyńskich skupiona była przede wszystkim wokół cyklu obrazów Brzozowskiego, tak kolekcja rodziny Sylwestrowiczów była jednym z bardziej przekrojowych katalogów polskiej awangardy powojennej. Znajdowały się w niej wybitne prace Wojciecha Fangora, Jana Lebensteina, Aleksandra Kobzdeja, ale i Zofii Butrymowicz czy Teresy Pągowskiej. Właściciele wybudowali nawet specjalnie zaprojektowany pod ekspozycję sztuki dom. Również ta kolekcja została rozproszona i nie doczekała się stosownego opracowania.
Zjawisko polskiego kolekcjonerstwa w Stanach próbował uchwycić Czesław Czapliński w książce „Kolekcje sztuki polskiej w Ameryce” wydanej w 2005 r. Jednak nie ma w niej ani kolekcji Kunczyńskich, ani Sylwestrowiczów. Znalazły się w niej dużo bardziej konserwatywne przykłady zbiorów raczej sztuki dawnej, może z małym wyjątkiem znakomitej kolekcji Anety i Jerzego Szotów.
Jan i Tadeusz
Relacja Jana Kunczyńskiego z Tadeuszem Brzozowskim zaczęła się zaraz po wojnie, gdy kolekcjoner mieszkał jeszcze w Zakopanem i dzięki swojej ówczesnej partnerce Annie Micińskiej wszedł w kręgi ówczesnej bohemy. Po wyjeździe z Polski i długich tułaczkach osiadł na stałe w Stanach Zjednoczonych, gdzie ożenił się z córką potentatów kolejek górskich – rodziną Cushingów odpowiedzialnych m.in. za sukces zimowej olimpiady w 1960 r. w USA. Kunczyński rozwijał tam swój biznes związany z innowacyjnymi rozwiązaniami dla wyciągów narciarskich i kolejek. Sentyment do Polski jednak pozostał, zarówno biznesowy – jego firma Yan Lift robiła podejścia do wykupienia kolejki i stoków na Kasprowy Wierch, ale przede wszystkim społeczny – zapraszał znajomych do swojego domu, oferując chwile wytchnienia nad pięknym jeziorem Tahoa.
W taki sposób w malowniczej Nevadzie znalazł się Tadeusz Brzozowski. Przyjechał do Stanów w sierpniu 1971 r. i przez pięć miesięcy aż do lutego następnego roku przebywał w rodzinnym domu Lily i Jana Kunczyńskich. Niestety nie zachowało się zbyt wiele zdjęć z tamtego pobytu, przetrwało jednak trochę listów, które artysta pisał do swojej żony Barbary Gawdzik-Brzozowskiej, która z resztą przyjechała nieco później na podobną rezydencję jak jej małżonek. W listach zachwyca się otaczająca go naturą, światłem i zjawiskami przyrodniczymi, które zainspirowały go do stworzenia cyklu wybitnych w jego twórczości prac. Nie bez znaczenia pozostała również dostępność wysokiej jakości farb o wyjątkowo intensywnych barwach, które pozwoliły Brzozowskiemu na użycie innej niż do tej pory palety. Mimo wszystko pozostał wierny swoim charakterystycznym, organicznym formom i przepełnionym galicyjskim humorem tytułom jak „Kuca fyc”, „Laufer – nęka” czy „Grajzleraj”.
Powstałe w czasie rezydencji obrazy – 11 prac malarskich i 26 rysunków tuszem na papierze, wystawione zostały w drugiej połowie stycznia 1972 r. w San Francisco w galerii Donalda McDonalda. Tak miała zacząć się amerykańska kariera polskiego malarza. Brzozowski chciał sprzedać całość wystawy, nie rozbijając jej na pojedyncze obiekty, jako spójne dzieło sztuki. Ku rozczarowaniu Brzozowskiego oferowane obrazy nie znalazły nabywcy wśród zachłyśniętej pop-artem amerykańskiej publiczności i zespół trafił w ręce ich największego admiratora – Jana Kunczyńskiego, pozostając z nim aż do śmierci. Przez lata obrazy zmieniały razem z rodziną domy i wraz z kolekcją ludowych obiektów stanowiły o ekscentrycznym wystroju wnętrz. Jan Kunczyński zwykł siadać w swoim fotelu przed największym obrazem Brzozowskiego „Ront” i przy dźwiękach ulubionego Bacha powtarzać „Ten Tadzio to był jednak genialny”.
Polski sen
Zespół obrazów wraz z pozostałymi pracami Rajmunda Ziemskiego, Jerzego Tchórzewskiego, Barbary Gawdzik-Brzozowskiej, Marty Gąsienicy-Szostak i Józefy Wnukowej został wystawiony na sprzedaż na aukcji w Desa Unicum. Dom aukcyjny wydał z tej okazji pokaźny katalog i zadziałał mocno marketingowo. Do kupienia tak wybitnych prac Brzozowskiego chyba jednak nikogo nie trzeba było przekonywać.
Tadeusz Brzozowski nie jest artystą, po którego prace sięgają klienci w pierwszej kolejności. Jego twórczość doceniają raczej koneserzy dostrzegający w obrazach geniusz malarski, inteligentny, ironiczny humor i niezwykłe wysmakowanie formy i kolorystyki. Aukcja w Desie poszła nadspodziewanie dobrze. Dwa pierwsze obrazy sprzedały się w granicach estymacji – „Flejtuch” za 220 tys. zł, a „Fleja” za 210 tys. zł. Jednak to trzecia pozycja rozbudziła salę. „Papiloty” przy estymacji 350-500 tys. zł osiągnęły cenę 600 tys. zł. To przygotowało odpowiedni grunt dla gwiazdy wieczoru, czyli jednego z największych płócien, jakie namalował Brzozowski w swojej karierze – mierzącego 244,5 x 204 cm „Rontu”, który sprzedał się wysoko ponad estymację za 2,7 mln zł. Największym zaskoczeniem aukcji była jednak doskonała sprzedaż prac na papierze, które zwyczajowo nie cieszą się taką popularnością kolekcjonerów jak prace olejne. Wszystkie rysunki osiągnęły ceny powyżej estymowanych 15 tys. zł.
– W twórczości Brzozowskiego papier zajmuje miejsce szczególne, ponieważ artysta nie traktował go jako drugorzędnego podłoża. Gdy w latach 80. len, na którym zwykł malować, nie był dostępny, przerzucił się na malowanie na papierze, bez uszczerbku dla wartości artystycznej obrazów – mówi Wiktor Komorowski, kurator aukcji.
Prace licytowane były przez wiele osób. Nie była to bitwa dwóch zacietrzewionych rywali. Zainteresowanie aukcją, przede wszystkim krajowe, było bardzo duże. Było również kilka zleceń z zagranicy. Mimo wszystko Tadeusz Brzozowski nadal pozostaje artystą rozpoznawanym tylko w Polsce, bez międzynarodowej obecności rynkowej – niesłusznie, bo potencjał jest znaczny.
Tadeusz Brzozowski zmarł w 1987 r., Jan Kunczyński w 2024 r. Jego ostatnią wolą i marzeniem przez lata było, aby zespół prac Brzozowskiego został w całości zaprezentowany na wystawie w Polsce. Nie jestem pewna, czy miał na myśli ciemną salkę przy ul. Pięknej. Wielka szkoda, że nie udało się pokazać kolekcji w instytucji publicznej z odpowiednią do niej oprawą i opracowaniem merytorycznym. Zabrakło czasu czy chęci? Nie jest nowością, że polskie instytucje nie palą się do pokazywania prywatnych kolekcji sztuki, mimo że to one niegdyś dały początek naszym narodowym muzeom. Powoli ten stan na szczęście się zmienia, najwyraźniej jeszcze zbyt powoli, skoro tak wybitna kolekcja nie doczekała się wystawy w porządnej galerii publicznej.
Główne wnioski
- Tadeusz Brzozowski jest jednym z polskich artystów, który wciąż nie doczekał się odpowiedniej obecności rynkowej, co może być szansą na kupienie jego prac w dobrych cenach.
- Młode pokolenie kolekcjonerów kupuje sztukę inną niż ich rodzice.
- Kolekcja Kunczyńskich była jednym z ciekawszych zbiorów prac wybitnego polskiego awangardzisty Tadeusza Brzozowskiego.