Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Norwegowie przy urnach. Były szef NATO kołem ratunkowym lewicy

Powrót Jensa Stoltenberga, byłego premiera i szefa NATO, do rządu wyraźnie namieszał przed poniedziałkowymi wyborami parlamentarnymi w Norwegii: z niemal pewnej porażki Partii Pracy wyłonił się wyrównany wyścig wyborczy, którego wynik może zaważyć na stabilności politycznej kluczowego członka NATO i głównego dostawcy gazu dla Europy. Norwegia jest także jednym z niewielu europejskich krajów, w którym lewica jeszcze realnie walczy o utrzymanie władzy. I to po trudnej kadencji naznaczonej rosnącymi kosztami życia, rozpadem koalicji rządowej i sporami o udział norweskiego funduszu naftowego w izraelskich spółkach zaangażowanych w wojnę w Gazie.

Jens Stoltenberg, minister finansów Norwegii, były szef NATO
Jens Stoltenberg, od lutego br. minister finansów Norwegii, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie norweskich polityków. Był m.in. szefem NATO w latach 2014-2024. Fot. Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak powrót Jensa Stoltenberga przełożył się na nagły wzrost poparcia dla Partii Pracy i zmienił dynamikę kampanii wyborczej.
  2. W jaki sposób spory o unijną politykę energetyczną i rolę Norwegii jako dostawcy gazu dla Europy oraz kontrowersje wokół norweskiego funduszu naftowego wpływają na zdolność koalicyjną głównych partii i decyzje wyborcze przy urnie.
  3. Dlaczego stabilność przyszłego rządu będzie ostatecznie zależała od mniejszych ugrupowań balansujących w okolicy progu wyborczego.

8 września (a w niektórych gminach 7 i 8 września) odbędą się wybory parlamentarne w Norwegii. Jak wygląda tamtejsza scena polityczna?

Jednym z najważniejszych tegorocznych wydarzeń w Norwegii był zaskakujący powrót powrót do krajowej polityki Jensa Stoltenberga. To obecnie najbardziej rozpoznawalny norweski polityk na świecie. W lutym, niedługo po rozpadzie koalicji rządowej centrolewicowej Partii Pracy i agrarnej Partii Centrum, Stoltenberg został ministrem finansów w mniejszościowym rządzie Jonasa Gahra Støre. Ten strategiczny ruch premiera wyraźnie zmienił dynamikę rozkręcającej się kampanii. Szybko trafił na czołówki jako „efekt Stoltenberga” lub niekiedy żartobliwie jako „StoltenBACK”.

Stoltenberg na ratunek. Fenomen byłego szefa NATO

Powrót Stoltenberga natychmiast przyniósł Partii Pracy skok notowań o 10 pkt proc.. Zamienił niemal pewną porażkę w bardzo wyrównany wyścig wyborczy. 65‑letni były premier (w latach 2000–2001 i 2005–2013) cieszy się szczególną wiarygodnością międzynarodową. Przez dekadę pełnił stanowisko sekretarza generalnego NATO (2014-2024) w jednym z trudniejszych okresów dla Sojuszu. Przypadł m.in. na rosyjską aneksję Krymu i układanie relacji z zupełnie nową administracją amerykańską podczas pierwszej prezydentury Donalda Trumpa.

Utrzymująca się popularność Stoltenberga wynika także z przywództwa. Okazał je w jednym z najtrudniejszych momentów współczesnej historii Norwegii. Chodzi o zamachy terrorystyczne z 2011 roku przeprowadzone przez Andersa Behringa Breivika, w których zginęło 77 osób. Reakcja Stoltenberga, podkreślająca wspólnotę narodową i konieczność obrony wartości demokratycznych, utrwaliła jego pozycję jako polityka, który potrafi zjednoczyć kraj. Jak wskazuje politolog Johannes Bergh w rozmowie z agencją Reuters, doświadczenie w NATO oraz dyplomatyczna zręczność w kontaktach z Donaldem Trumpem (stąd jego przydomek „zaklinacz Trumpa”) dają Partii Pracy istotny atut w czasach transatlantyckich napięć handlowych i geopolitycznych rozbieżności. Jego powrót wzbudził wyraźne ożywienie także wśród sympatyków Partii Pracy. Media społecznościowe zapełniły się wpisami „Tata wrócił!” i „Yes, we can”. To pokazuje, ile energii dało partyjnym aktywistom jego ponowne wejście do rządu.

Rzadki przypadek na tle Europy

Stosunkowo dobra kondycja norweskiej Partii Pracy to rzadki przypadek we współczesnej polityce europejskiej. Większość siostrzanych ugrupowań socjaldemokratycznych na kontynencie ponosi dotkliwe straty. Tymczasem Partia Pracy wyłamuje się z tego trendu i wciąż realnie walczy o utrzymanie władzy po trudnej kadencji u władzy.

W Skandynawii, gdzie partie socjaldemokratyczne od dekad cieszyły się silną pozycją, lewica rządzi jeszcze tylko w Danii. Tam jednak Socjaldemokracja premier Mette Frederiksen pielęgnuje raczej swój wizerunek jako partii lewicowo-narodowej, opowiadającej się za ostrym kursem w polityce migracyjnej. Jest to mniej typowe dla zachodnioeuropejskiej socjaldemokracji. W Niemczech SPD Olafa Scholza zanotowała w lutowych wyborach najgorszy wynik po 1945 roku. Zajęła trzecie miejsce za prawicowo-populistyczną AfD i w konsekwencji musiała oddać fotel kanclerza.

W trakcie mijającej kadencji, zgodnie z badaniem OECD z 2024 r., poziom zaufania Norwegów do rządu w Oslo spadł z 64 proc. w 2021 r. do 48 proc. w 2023 r. To największy spadek (o 16 punktów procentowych) spośród państw OECD, dla których dostępne są dane za ten okres. Na szczęście dla premiera Støre'a tąpnięcie to nastąpiło jeszcze w pierwszej części kadencji. Partia Pracy mierzyła się wtedy jeszcze z wieloma początkowymi wyzwaniami, w tym licznymi dymisjami ministerialnymi spowodowanymi skandalami: od plagiatów po oszustwa podatkowe.

Co pomogło Partii Pracy

Tegoroczne odbicie sondażowe dowodzi nadzwyczajnej odporności politycznej tego ugrupowania. Ostatnie przedwyborcze badania wskazują, że norweska Partia Pracy może liczyć na około 26–27 proc. poparcia. To niemal tyle samo, ile uzyskała w 2021 r. (26,3 proc.). Te liczby wyraźnie kontrastują z załamaniem poparcia dla socjaldemokracji w innych częściach Europy.

Częściowo tłumaczą to specyficzne warunki gospodarcze Norwegii. Stopa bezrobocia, choć wzrosła z 3,2 proc. w 2022 r. do 4,5 proc. w 2025 r., wciąż pozostaje niska względem międzynarodowych standardów. Wskaźnik zatrudnienia utrzymuje się na solidnym poziomie 69,5 proc. Znaczne bogactwo naftowe oraz utworzony na jego bazie gigantyczny norweski fundusz emerytalny zapewniają rządowi bufory finansowe. Brakuje ich wielu europejskim partiom socjaldemokratycznym borykającym się z presją oszczędności, zapaścią demograficzną i niestabilnością gospodarczą.

Polityka energetyczna UE rozbiła koalicję rządową

Największy kryzys polityczny mijającej kadencji wybuchł w styczniu 2025 r. Partia Centrum opuściła wtedy rząd koalicyjny Støre’a z powodu braku porozumienia w sprawie polityki energetycznej UE. Norwegia co prawda nie należy do UE, ale jest zobowiązana do wdrażania prawa Unii jako członek Europejskiego Obszaru Gospodarczego, mający dostęp do unijnego rynku wewnętrznego. Minister finansów i lider Partii Centrum Trygve Slagsvold Vedum wyprowadził swoje ugrupowanie z rządu. Sprzeciwił się planom Partii Pracy dotyczącym wdrożenia dyrektyw UE dotyczących odnawialnych źródeł energii i efektywności energetycznej.

Spór o unijne dyrektywy ujawnił dużo głębsze napięcia wokół relacji Norwegii z europejskimi rynkami energii. W niektóre dni grudnia 2024 r. ceny prądu w południowej części kraju sięgały ponad 345 euro/MWh. Na północy wynosiły poniżej 15 euro/MWh. Te rozbieżności tylko podsyciły niezadowolenie związane z połączeniami międzysystemowymi z rynkami UE. Partia Centrum twierdzi, że coraz ściślejsze powiązanie z „dysfunkcyjnymi i niestabilnymi” unijnymi rynkami energii odpowiada za te nierówności cenowe wewnątrz Norwegii.

Po rozpadzie koalicji rząd Partii Pracy, już jako gabinet mniejszościowy, ogłosił pakiet działań. Mają złagodzić obawy związane z cenami energii. To m.in. opcja stałej ceny na poziomie 0,40 koron norweskich za 1 kWh dla konsumentów, obniżka VAT na opłaty sieciowe, odrzucenie kontrowersyjnych unijnych reguł rynkowych oraz zobowiązanie, że nie powstaną nowe połączenia międzysystemowe. Przedstawiciele Partii Pracy nawet specjalnie nie ukrywali, że celem tego zwrotu w polityce energetycznej było odzyskanie przychylności Norwegów przed poniedziałkowymi wyborami.

Zaskakujący uczestnik kampanii wyborczej

Niespodziewanym tematem kampanii stał się wspomniany Norweski Państwowy Fundusz Emerytalny. To największy na świecie państwowy fundusz majątkowy, wart obecnie ok. 2 bln dolarów. Inwestuje m.in. w spółki izraelskie. W związku z nasilającymi się protestami przeciwko działaniom izraelskiego wojska w Gazie dyrektor zarządzający funduszu Nicolai Tangen określił sytuację jako „najpoważniejszy kryzys w swojej karierze”, co dobitnie pokazuje polityczną wrażliwość sprawy.

Kontrowersje nasiliły się po doniesieniach medialnych o udziale funduszu w Bet Shemesh Engines. To izraelska firma świadcząca usługi serwisowe dla myśliwców wykorzystywanych w Strefie Gazy. Od czerwca 2025 r. fundusz wycofał inwestycje z 23 izraelskich firm. Należą do nich głównie banki – Bank Hapoalim, Bank Leumi i Mizrahi Tefahot Bank. Na liście znalazł się także amerykański producent maszyn budowlanych Caterpillar. Jego sprzęt jest wykorzystywany przy wyburzeniach na terytoriach palestyńskich.

Partia Socjalistycznej Lewicy (SV), wspierająca mniejszościowy rząd Støre w mijającej kadencji, zwiększyła presję na Partię Pracy w toku kampanii wyborczej. SV uzależniła poparcie dla ewentualnego przyszłego gabinetu koalicyjnego od całkowitego wycofania inwestycji funduszu ze wszystkich spółek izraelskich. Ultimatum to może istotnie skomplikować powyborcze negocjacje koalicyjne, jeśli blok lewicowy będzie potrzebował wsparcia SV. Póki co Partia Pracy odrzuca ten postulat, utrzymując, że obowiązujące wytyczne etyczne funduszu są wystarczające.

Rosnące koszty życia ważniejsze od obronności

Kampanię wyborczą zdominował temat nierówności ekonomicznych. Jak ustaliła pracownia Respons Analyse, wyborcy wskazują je jako najważniejszy problem, nawet przed sprawami obronności i bezpieczeństwa narodowego (Norwegia graniczy z Rosją na północy). Ponadto z badania wynika, że inflacja cen żywności sięgająca 5,9 proc. r/r mocno obciążyła budżety domowe. Dlatego koszty życia stały się jednym z głównych wątków debaty publicznej.

Wyraźną linię podziału między blokami partyjnymi wyznacza polityka podatkowa. Partia Pracy opowiada się za utrzymaniem w miarę stabilnego poziomu obciążeń. Natomiast jej potencjalni sojusznicy po lewej stronie postulują wyższe podatki dla najzamożniejszych. Chcą w ten sposób sfinansować ulgi dla rodzin o niższych dochodach i rozbudować usługi publiczne. Główne partie prawicowe, czyli Konserwatyści byłej premier Erny Solberg i Partia Postępu, jednoznacznie opowiadają się za obniżkami podatków.

W Norwegii także może być na żyletki

Najnowsze sondaże rysują obraz silnie rozdrobnionej sceny politycznej oraz stosunkowo wysokiej zmienności poparcia. Według najświeższego zestawienia Faktisk Partibarometer, który agreguje 13 ogólnokrajowych badań z ostatnich dwóch miesięcy kampanii, prowadzi rządząca Partia Pracy z wynikiem 26,5 proc. Za nią plasuje się z 21,7 proc. narodowo-konserwatywna Partia Postępu. W ostatnich dwóch latach odbiera ona wyborców przede wszystkim centroprawicowej Partii Konserwatywnej, notującej obecnie 15,3 proc. To jeden z najniższych rezultatów w historii tego ugrupowania.

O ostatecznym układzie sił w Stortingu, norweskim jednoizbowym parlamencie, w dużej mierze zdecydują ugrupowania balansujące wokół 4‑procentowego progu. Uprawnia on do tzw. mandatów wyrównawczych w skali kraju. Poniżej progu partie mogą liczyć co najwyżej na pojedyncze mandaty w okręgach. Partia Zielonych wyłania się jako potencjalny „języczek u wagi”, gdyż ostatnie sondaże lokują ją w przedziale 3,9-4,8 proc. Jeśli Zieloni przekroczą próg, mogą dostarczyć blokowi lewicowemu brakujących mandatów. Jeśli pozostaną poniżej, arytmetyka parlamentarna stanie się dla Partii Pracy znacznie bardziej skomplikowana. Podobnie o przetrwanie walczy Partia Liberalna, notując obecnie 3,8–4,6 proc. Natomiast Chrześcijańska Partia Ludowa utrzymuje się tuż powyżej progu, w okolicach 4,7-4,8 proc. Ostateczne wyniki tych formacji balansujących wokół progu wyborczego zapewne przesądzą o przyszłości Norwegii. Czeka ją albo ponownie trudny okres rządów mniejszościowych, albo rządy większości.

Różne scenariusze

Po przeliczeniu poparcia dla partii na mandaty w liczącym 169 miejsc Stortingu nie widać prostej i stabilnej drogi do wyłonienia nowego rządu. Potrzebne jest poparcie co najmniej 85 deputowanych. Obecne prognozy wskazują, że blok lewicowy (Partia Pracy, Partia Socjalistycznej Lewicy, Partia Czerwona, Zieloni, Partia Centrum) może liczyć na 88–93 mandaty. Tymczasem blok prawicowy (Partia Konserwatywna, Partia Postępu, Partia Liberalna, Chrześcijańska Partia Ludowa) mógłby zdobyć 76–85 mandatów. 

W razie przewagi lewicy premierem pozostałby Jonas Gahr Støre. Póki co Stoltenberg zarzeka się, że się nie ubiega o powrót na fotel premiera. W przypadku kontynuacji gabinetu mniejszościowego Støre miałby ograniczone pole manewru, zwłaszcza w takich obszarach jak relacje z UE czy podatki. Jeśli zwycięży blok prawicowy, prawdopodobnie dojdzie do zaciętej rywalizacji o urząd premiera. Rozegra się ona między Erną Solberg (która już pełniła ten urząd w latach 2013–2021) a Sylvi Listhaug, liderką Partii Postępu.

1/3 unijnych dostaw gazu

Wynik poniedziałkowych wyborów nie pozostanie bez znaczenia dla bezpieczeństwa energetycznego i poziomu cen energii w Europie. Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Norwegia stała się największym dostawcą gazu do UE. W 2024 r. kraj ten odpowiadał za około 33 proc. importowanego do Unii gazu (91,1 mld m sześc.). Ciężar tej roli opiera się na sieci gazociągów liczącej ok. 8,8 tys. km oraz na nowych inwestycjach. 1,2 mld USD zostanie przeznaczone na rozwój złoża Troll, które ma podtrzymać wysoką podaż w nadchodzących latach. Jednocześnie tegoroczny szczyt prac serwisowych ograniczył norweskie dostawy na początku września 2025 r. o około jedną trzecią. Przypomniało to o systemowym wręcz znaczeniu Norwegii dla rynku europejskiego. W praktyce oznacza to, że decyzje nowego Stortingu dotyczące wolumenów eksportu, nowych połączeń i tempa dekarbonizacji będą miały ponadnarodowe konsekwencje. Wpłyną na takie kwestie, jak stopień zapełnienia magazynów, ale też koszty życia konsumentów w całej Europie.

Północna kotwica NATO

W wymiarze bezpieczeństwa Norwegia pozostaje północną kotwicą NATO. Kraj osiągnął już cel wydatków obronnych na poziomie 2 proc. PKB. Przyjął też ambitny plan rozbudowy sił zbrojnych na lata 2025–2036. Zwiększy on nakłady o 60 mld USD do 160 mld USD. Rząd w Oslo zapowiedział także podniesienie wydatków okołoobronnych do 5 proc. PKB (w porównaniu z 3,3 proc. w 2025 r., przy uwzględnieniu wsparcia dla Ukrainy). Po akcesji Finlandii i Szwecji do NATO przyspiesza również integracja nordycka. Dokument NORDEFCO Vision 2030 zakłada zdolność do prowadzenia wspólnych operacji, w tym misji lotniczych nad Bałtykiem. Ponadto nowa strategia arktyczna rządu nadaje północnym regionom Norwegii dużo wyższy priorytet bezpieczeństwa. Rządowe plany przewidują ściślejsze powiązanie działań wojska z ochroną infrastruktury strategicznej i przygotowaniem obrony cywilnej. To istotne zwłaszcza w obliczu rosnącej aktywności Rosji i postępujących zmian klimatu na tym obszarze.

W rezultacie stabilność przyszłego rządu w Oslo będzie miała istotne znaczenie. Nie tylko dla polityki krajowej, lecz także dla warunków współpracy w zakresie bezpieczeństwa regionalnego, handlu surowcami energetycznymi, wzmacniania relacji transatlantyckich oraz przeciwdziałania skutkom globalnego ocieplenia.

Główne wnioski

  1. Powrót Stoltenberga zdecydowanie poprawił szanse Partii Pracy na zwycięstwo, lecz o kształcie przyszłego rządu ostatecznie zdecydują partie balansujące „na progu” (Zieloni, Partia Liberalna, Chrześcijańska Partia Ludowa).
  2. Spory o politykę energetyczną rozbiły poprzednią koalicję rządową i mogą w dużym stopniu warunkować powyborcze negocjacje koalicyjne.
  3. Wynik wyborów w Norwegii ma znaczenie międzynarodowe: jako główny eksporter gazu do UE i ważny członek NATO Norwegia ma znaczący wpływ na bezpieczeństwo regionalne i stabilność energetyczną Europy.

Artykuł opublikowany w wydaniu nr 311
Strona główna Polityka Norwegowie przy urnach. Były szef NATO kołem ratunkowym lewicy