Od początku pod górkę. Pierwsze 100 dni kanclerza Merza
Objęcie przez Friedricha Merza stanowiska kanclerza Niemiec miało być początkiem politycznej odnowy. Jednak bilans jego pierwszych 100 dni pozostaje daleki od oczekiwań: od bezprecedensowej porażki w głosowaniu nad jego kandydaturą, przez słabe wyniki sondaży i gospodarkę pogrążoną w stagnacji, po narastające tarcia w koalicji i bunty we własnej partii. Dziś Merz stoi przed pytaniem, czy jego rząd zdoła utrzymać się wystarczająco długo, by zrealizować zapowiadane reformy, czy też zapisze się w historii jako przywódca, który nie powstrzymał dalszego wzrostu popularności AfD.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak przebiegało pierwsze 100 dni Friedricha Merza w fotelu kanclerza Niemiec.
- W jakich obszarach rząd CDU/CSU-SPD mierzy się z największymi wyzwaniami.
- Jaki jest wpływ polityki Merza na notowania jego własnej partii i AfD.
Kadencja Friedricha Merza na stanowisku kanclerza Niemiec rozpoczęła się od bezprecedensowego potknięcia, które – jak już z obecnej perspektywy wiemy – okazało się jedynie zwiastunem dalszych trudności. W dniu powołania nowego rządu, czyli 6 maja 2025 roku, lider chadeckiej CDU zapisał się w historii w sposób, którego zapewne wolałby uniknąć. Jako pierwszy w powojennej historii kandydat na kanclerza nie zdołał uzyskać większości w pierwszym głosowaniu w Bundestagu, przegrywając je o zaledwie sześć głosów. Zwycięstwo zapewnił sobie dopiero w naprędce zorganizowanej drugiej turze. Często powtarzaną wśród komentatorów frazą jest, że było to upokorzenie, po którym Merz nigdy do końca się nie podniósł, a jego rząd stał się podatny na ciosy, jeszcze zanim na dobre rozpoczął pracę.
14 sierpnia mija, gdy mija sto dni od objęcia urzędu kanclerza przez 69-letniego Merza, jego koalicja notuje najniższe dotychczas poparcie i zmaga się z narastającą falą krytyki, także we własnych szeregach.
W sondażach ponuro
Liczby mówią same za siebie i nie są to dane, które mogłyby cieszyć kanclerza. Z najnowszego badania ośrodka Insa wynika, że jedynie 30 proc. Niemców jest zadowolonych z pracy Friedricha Merza jako szefa rządu, podczas gdy aż 59 proc. wyraża niezadowolenie. Szczególnie dotkliwe dla lidera CDU jest porównanie z jego niepopularnym poprzednikiem: Olaf Scholz po pierwszych stu dniach mógł liczyć na 43 proc. poparcia.
Niewiele lepiej przedstawia się sytuacja całego gabinetu: aż 60 proc. respondentów ocenia negatywnie koalicję CDU/CSU–SPD, podczas gdy zaledwie 27 proc. deklaruje zadowolenie z jej działań. „Süddeutsche Zeitung” podkreśla wprost, że sondaże nie zwiastują niczego dobrego dla czarno-czerwonej koalicji (od barw partyjnych), niegdyś określanej mianem wielkiej.
Jeszcze mniej korzystnie wypadają wskaźniki zaufania do samego Friedricha Merza: jedynie 26 proc. respondentów postrzega go jako polityka godnego zaufania, natomiast aż 61 proc. krytycznie ocenia jego sposób komunikacji. Od początku lipca poparcie dla Merza gwałtownie skurczyło się z 42 do zaledwie 35 proc. na początku sierpnia, co stanowi najgorszy wynik od momentu objęcia przez niego urzędu nieco ponad trzy miesiące temu.
Gospodarka nadal stoi
Mimo przedwyborczych zapowiedzi o szybkim wdrożeniu „Politikwechsel”, czyli zasadniczej zmiany kursu politycznego, niemiecka gospodarka wciąż tkwi w stagnacji. W drugim kwartale 2025 roku niemieckie PKB spadło o 0,1 proc. w porównaniu z pierwszym, a roczna dynamika wzrostu gospodarczego nadal pozostaje poniżej poziomów sprzed pandemii. Komisja Europejska obniżyła prognozę wzrostu dla Niemiec na 2025 rok z 0,7 proc. do zera, plasując naszych zachodnich sąsiadów wśród najsłabiej radzących sobie gospodarek państw rozwiniętych.
Ponad połowa niemieckich menedżerów (59 proc.) przewiduje, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy perspektywy gospodarcze kraju będą się nadal pogarszać. Producenci motoryzacyjni notują gwałtowne spadki sprzedaży, eksport do USA pikuje, a ceny energii wciąż należą do najwyższych w Europie.
Powyborczy zwrot fiskalny
Obietnica Merza, że obywatele „już latem odczują poprawę”, okazała się pustą deklaracją. Jak zauważa w rozmowie ze stacją radiową „Deutschlandfunk” politolog Uwe Jun z Uniwersytetu w Trewirze: „W obszarze gospodarki nie doszło do zapowiadanego przełomu. Po 100 dniach trudno mówić o widocznych efektach”.
Impulsu rozwojowego ma dopiero dostarczyć inicjatywa polityczna, która radykalnie zrywa z konserwatywną ortodoksją fiskalną, przez lata kojarzoną z Merzem. Choć jeszcze w kampanii wyborczej Friedrich Merz ostro krytykował nadmierne wydatki, to natychmiast po zwycięstwie, jeszcze w starym Bundestagu, zawiesił wraz z przyszłymi koalicjantami i Zielonymi tzw. hamulec zadłużenia (Schuldenbremse) zapisany w niemieckiej konstytucji. Tym samym otworzył sobie drogę do uruchomienia 12-letniego funduszu infrastrukturalnego o wartości 500 mld euro oraz wyłączenia z ustawowych limitów zadłużenia wydatków obronnych przekraczających 1 proc. PKB. Pakiet finansowy przewiduje 300 mld euro na inwestycje w modernizację infrastruktury (w tym tej o zastosowaniu militarnym), 100 mld euro dla rządów landowych oraz 100 mld euro na fundusz transformacji klimatycznej (KTF). Zdaniem ekonomistów Deutsche Banku zwiększone wydatki publiczne mogą podnieść tempo wzrostu gospodarczego do 1,5 proc. w 2026 roku i nawet 2 proc. w 2027 roku.
W koalicji tarcia, w partii buntownicy
Obietnica stworzenia bardziej harmonijnego rządu niż skłócona „koalicja świateł drogowych” (Ampelkoalition) Olafa Scholza również okazała się złudzeniem. Najpoważniejszy kryzys wybuchł w związku z nieudaną nominacją Frauke Brosius-Gersdorf, prawniczki znanej z proaborcyjnych poglądów, do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Choć kierownictwo CDU poparło kandydaturę zgłoszoną przez SPD, około 50–60 posłów CDU/CSU zbuntowało się, doprowadzając ostatecznie do wycofania tej kandydatury.
Fiasko to obnażyło brak kontroli Merza nad własną partią.
– To rażąca porażka w kierowaniu partią. Nie można obiecywać SPD poparcia dla ich kandydatury, nie mając pewności, że własny klub parlamentarny dysponuje potrzebną większością – stwierdził Peter Müller, były sędzia tego trybunału i premier Saarlandu z ramienia CDU.
Politolog Wolfgang Schroeder z Uniwersytetu w Kassel ostro skrytykował w rozmowie z „Südkurier” styl zarządzania kanclerza.
– Postawa Merza jest dość problematyczna. Woli myśleć strategicznie i w dłuższej perspektywie czasu, oczekując, że szczegółami zajmą się inni. Tymczasem to właśnie w detalach tkwią źródła konfliktów – uważa politolog.
Kanclerz Spraw Zagranicznych
Friedrich Merz szybko dorobił się przydomka „Außenkanzler” (kanclerz ds. zagranicznych) ze względu na wyraźne skoncentrowanie się na polityce międzynarodowej. Wczesna wizyta w Kijowie w towarzystwie europejskich przywódców oraz głośne poparcie dla Ukrainy oznaczały odejście od ostrożnej linii Merkel i Scholza, mimo że Merz nie wywiązał się z obietnicy dostarczenia Kijowowi długo wyczekiwanych pocisków manewrujących Taurus. Zapowiedź podniesienia wydatków obronnych do łącznie 5 proc. PKB stanowi z kolei radykalne przyspieszenie modernizacji i rozbudowy Bundeswehry, z której Merz chce uczynić w ciągu najbliższej dekady „najsilniejszą konwencjonalną armię Europy”.
Ten kurs w polityce zagranicznej ma jednak też swoją cenę na krajowym podwórku. Zapowiedź częściowego embarga na dostawy broni do Izraela, ogłoszona bez konsultacji z partnerami koalicyjnymi ani nawet z własną partią, wywołała ostrą reakcję w CDU/CSU. Premier Bawarii i lider bawarskiej CSU Markus Söder określił tę decyzję mianem „poważnego błędu”, a krytycy oskarżyli Merza o zdradę wieloletnich fundamentów niemiecko-izraelskich relacji.
W relacjach z Polską urzędowanie Friedricha Merza rozpoczęło się od oficjalnego ogłoszenia „restartu” stosunków dwustronnych. Symbolicznym gestem była jego wizyta w Warszawie już w pierwszym pełnym dniu urzędowania. Ten początkowy entuzjazm szybko jednak przyćmiły spory o politykę migracyjną, w tym decyzja o przywróceniu wzajemnych kontroli granicznych, oraz wynik wyborów prezydenckich w Polsce, który – jak przyznają niemieccy politycy, w tym sam kanclerz – nie był po myśli Berlina. Mimo publicznych zapewnień o utrzymaniu pragmatycznej współpracy w stolicy Niemiec narastają obawy, że nowy prezydent Polski z PiS ponownie sięgnie po ostrzejszą retorykę wobec Berlina, jeszcze intensywniej eksploatując niewygodny dla Niemiec temat reparacji wojennych.
Polityka migracyjna zaostrzona, a AfD nadal rośnie w siłę
Od pierwszych chwil po objęciu urzędu kanclerza Merz energicznie wdraża zapowiadaną przez siebie Migrationswende, czyli zwrot w polityce migracyjnej. Już w pierwszym dniu urzędowania nowy szef MSW Alexander Dobrindt wzmocnił kontrole graniczne wbrew sprzeciwowi krajów sąsiednich i mieszkańców terenów przygranicznych. W porozumieniu z reżimem Talibów rząd Merza nakazał także deportację 81 obywateli Afganistanu skazanych wyrokami karnymi. Nielegalne przekroczenia granicy mają być bezwzględnie zablokowane, a granice pozostać pod ścisłym nadzorem. Zapowiedziano również dalsze zaostrzenie procedur deportacyjnych oraz rozszerzenie uprawnień policji pilnującej granic. Wszystko po to, by – jak zapowiadał Merz – przywrócić Niemcom poczucie kontroli nad tym, kto wjeżdża do ich kraju. Nawet mimo niekorzystnych dla rządu rozstrzygnięć sądowych - jak w przypadku czerwcowego wyroku unieważniającego decyzję policji o odmowie wjazdu dla trzech somalijskich migrantów ubiegających się o azyl – Merz utrzymuje, że „twardy kurs” w polityce migracyjnej będzie kontynuowany.
Dotychczasowe działania nie przyniosły jednak oczekiwanych efektów w sondażach. Zaostrzona polityka migracyjna miała powstrzymać odpływ wyborców w stronę skrajnej prawicy, tymczasem najnowsze badania opinii publicznej wskazują, że AfD ponownie wysunęła się na prowadzenie z 26 proc. poparcia, wyprzedzając CDU/CSU (24 proc.). Wzrost notowań AfD – mimo przejęcia części jej postulatów przez rząd Merza – podkreśla narastającą polaryzację społeczną i zwiastuje dalsze, głębokie przeobrażenia niemieckiej sceny politycznej.
Miesiąca miodowego nie było
Wkraczając w kolejne sto dni urzędowania, Friedrich Merz staje wobec coraz dłuższej listy wyzwań. Nie tylko AfD wysuwa się na prowadzenie w najnowszych sondażach, ale sama koalicja rządowa straciłaby dziś większość w Bundestagu, gdyby doszło teraz do wyborów.
Ocena politologa Albrechta von Lucke, piszącego dla fachowego czasopisma „Blätter für deutsche und internationale Politik”, jest bezlitosna: „Miesiąc miodowy Merza, o ile w ogóle miał miejsce, definitywnie się skończył”. Koalicję czekają poważne próby: od negocjacji budżetowych po realizację obiecanych reform systemu opieki społecznej, emerytur i służby zdrowia. Pytanie nie brzmi już, czy Merz zrealizuje zapowiadaną transformację, lecz czy jego gabinet przetrwa wystarczająco długo, by w ogóle się za nią na poważnie zabrać.
Podsumowując ostatnio politykę kanclerza, premier Hesji Boris Rhein, wpływowy polityk CDU, ujął to z nutą filozofii: Das beruhigt sich alles – „Wszystko się uspokoi”. To, czy okaże się to wyrazem politycznej mądrości, czy jedynie pobożnym życzeniem, zadecyduje nie tylko o przyszłości samego Merza, ale i o kierunku, w jakim podążą Niemcy w nadchodzących latach w coraz bardziej niestabilnym świecie.
Główne wnioski
- Friedrich Merz od początku dużo bardziej skupił się na polityce zagranicznej i myśleniu długofalowym, zaniedbując krajowe i wewnątrzpartyjne spory.
- Wiele reform i działań rządu Merza jest hamowanych przez spory w koalicji z siostrzaną CSU i socjaldemokratami z SPD.
- Dotychczasowe działania rządu nie zatrzymały wzrostu poparcia dla AfD, a relacje z sąsiadami, w tym z Polską, uległy ochłodzeniu mimo początkowych deklaracji „restartu”, głównie z uwagi na jednostronnie zaostrzoną politykę migracyjną.