Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Kultura Lifestyle

Odzyskane kadry. Komiks na wystawie

W Bunkrze Sztuki w Krakowie komiks wychodzi z dymków i opisuje rzeczywistość – transformacyjną, kobiecą i polityczną. Wystawa „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji” to nie tylko przegląd twórczości, ale diagnoza społeczna ostatniego trzydziestolecia rysowana tuszem i ironią.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Która partia polityczna po 1989 roku zamówiła jako pierwsza komiks propagandowy.
  2. Kiedy kobiety weszły jako twórczynie historii z dymkiem na polski rynek.
  3. Który znany polski malarz jest twórcą komiksu o życiu w Polsce.

Gdy w 1989 roku runął mur oddzielający Polskę od mitycznego Zachodu, przerwano PRL-owskie zasieki wokół kultury popularnej. Kraj zalała fala zachodnich dymków. Spiderman i Batman oraz ci wszyscy bohaterowie na dopingu wolności i w polskim, czasem nawet nieco kulawym tłumaczeniu – zaczęli rozgaszczać się na półkach kiosków Ruchu.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Wersje filmowe, adaptacje, przygodówki, historie z Universum Marvela i DC – to był popkulturowy zastrzyk adrenaliny, który zainicjował nie tylko modę, ale i metamorfozę. Wówczas była to kultura bardzo wąskiego odbiorcy, ale to właśnie ten margines zaczął budować polski komiks po transformacji. Własny, lokalny, z krwi, tuszu i ironii.

Na tę wystawę wchodzimy, by spojrzeć na polską rzeczywistość od 1989 roku oczami tych, którzy woleli rysować niż pisać manifesty. Tutaj komiks nie jest tylko medium rozrywkowym, ale staje się nośnikiem pamięci zbiorowej, wehikułem traum i papierową latarnią wyznaczającą trasę feminizmu. Ale po kolei.

Komiksowa wersja ustrojowej przemiany

Lata 90., czyli czas, gdy prawie wszystko w życiu społecznym było „pierwsze”: prywatne sklepy, bezrobocie, discmany i turbokapitalizm z odzysku. Komiksy z tego okresu działają jak soczewki powiększające społeczne pęknięcia.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Wśród prac znajdują się m.in. rysunki z kultowego magazynu „Produkt”, gdzie młodzi artyści eksplorowali rzeczywistość zderzoną z zachodnimi aspiracjami. Na tym piśmie wychowały się kolejne pokolenia komiksowych autorów. Co więcej, narodziło się tu także wiele postaci z dymkiem, jak np. Wilq braci Bartosza i Tomasza Minkiewiczów. Dziś to już klasyka.

Komiks budzi zainteresowanie w kręgach twórców głównego nurtu sztuki współczesnej, Wśród nich szczególnie wyróżnia się „Życie codzienne w Polsce lat 90.” – cykl ironiczno-dokumentalny, który uderza swoją surowością i trafnością. Był manifestem zwrotu współczesnej polskiej sztuki w kierunku zainteresowania tym, co banalne i zwyczajne.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Autorem był Wilhelm Sasnal, którego komiksowe plansze są jak obrazy bez filtra. Sasnal rezygnuje z ozdobników, skupiając się na pozornie błahych momentach: przystanku autobusowym, pustej klatce schodowej, półce z chlebem. Ale to właśnie tam czai się esencja przemiany. Jego komiksowe interwencje są jak haiku o kapitalizmie – krótkie, oszczędne, ale gęste od sensu.

Symbolizują też zwrot w stronę rysobiografii. Sporo tu osobistych przeżyć, jak tacierzyństwo, związek, rozwój kariery.

Ale – co ciekawe – to był wciąż rysunek męskiej ręki. Czas kobiet dopiero nadchodził.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Kobiety odzyskują kadry

Drugi trop, który prowadzi nas przez wystawę, to właśnie ta rewolucja narracyjna: kobieta nie jest już tylko obiektem, ale autorką. Pierwsze pięciolecie XXI wieku przyniosło polskiemu komiksowi kobiecy „coming-in” – nagłe pojawienie się Sylwii Resteckiej, Dagmary Matuszak i Joanny Karpowicz, które wówczas traktowano niemal jak prorokinie w świecie zdominowanym przez rysowników. Ich obecność podkreślił ostatni numer „Krakowskiego Klubu Komiksu” z 2004 roku: numer był co prawda o twórczyniach, ale na okładce – rozebrane kobiety. Przez chwilę wyglądało to tak, jakby żeński głos musiał zostać podszyty męskim żartem, żeby w ogóle wybrzmiał.

Pół roku później „Zeszyty Komiksowe” wychodzą z zupełnie innym obrazem: kobieta nie jest już maskotką albo ozdobą, lecz autorką kadrów. W tym samym czasie Agata „Endo” Nowicka odpala akcję „Dziewczyny do kredek” i otwiera komiksowy nowy rozdział, bo nagle wysypują się rysunkowe pamiętniki trzymane wcześniej w szufladzie.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Na rynku franko-belgijskim Marzena Sowa gra pierwsze skrzypce autobiografią dorastania, pokazując zachodniej publiczności, że polska dziewczyna potrafi nabić dymek słowami i znaczeniami nie gorzej niż najlepsi męscy autorzy.

Od tej pory kobiecy komiks zaczyna rysować własny indeks doświadczeń: dojrzewanie, pierwsza fucha, macierzyństwo i strefa zero-intymności stają się motywami nie do pominięcia. A gdy w społecznym kadrze pojawia się błyskawica protestu, autorki biorą ją na okładki i plakaty, zamieniając tusz w megafon. Dzisiaj te wszystkie femino-grafki nie proszą o miejsce przy stole.

Ich styl? Bezpośredni i ostry. Ale to nie forma jest prowokacją – to treść, która wcześniej była przemilczana. Kobiety w komiksie wreszcie zaczęły mówić swoim głosem – i nie jest to szept zza kadru, ale donośny krzyk spod znaku błyskawicy, który przerywa patriarchalny dymek.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Historia, jakiej nie przeczytasz w podręczniku

Trzeci wątek to napięcie między komiksem a narracjami historycznymi. W dobie rosnącego sporu o pamięć twórcy komiksowi rysują nawet nie tyle alternatywne, co uzupełniające wersje historii. Nie ma tu pomników, są zwykli ludzie: chłopak z gitarą, nauczycielka, taksówkarz. Ale sporo tu też napięć politycznych.

Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”.
Widok wystawy „W szerokim kadrze. Komiks polski po transformacji”. Fot. Rafał Sosin

Kuratorska decyzja Artura Wabika, by te prace pokazać w kontekście wydarzeń historycznych, manifestów czy dokumentów z epoki, nadaje wystawie walor nie tylko artystyczny, ale i archiwalno-polityczny.

Jest tu m.in. rysunkowa historia Jerzego Szyłaka, fikcyjna opowieść o rewolucji, będąca echem wydarzeń z okresu Okrągłego Stołu, zamówiona przez pewnego producenta krawatów w latach 90. Można tu znaleźć także pierwszy polski komiks polityczno-erotyczny „Love Robot” Piotra Drzewieckiego, który nigdy nie wszedł do dystrybucji, a odnaleziony został w piwnicy jednego ze szczecińskich bloków. Jest wreszcie pierwszy polski komiks polityczny, jaki w 2001 roku Platforma Obywatelska zamówiła na wybory.

Bunkier Sztuki nie idzie na łatwiznę. Wystawa jest zaproszeniem do myślenia – o tym, jak bardzo komiks przestał być zabawą, a stał się narzędziem diagnozy społecznej. Jak przeniknął mury uniwersytetów, ale nie stracił ulicznego ducha. I jak potrafi mówić wprost, ironicznie, trafnie. A w Bunkrze Sztuki robi to jeszcze w znakomitej – często dowcipnej – aranżacji.

Główne wnioski

  1. W 1989 roku Polskę zalała fala zachodnich komiksów. Spiderman czy Batman w polskim, czasem nawet nieco kulawym tłumaczeniu.
  2. Pierwsze pięciolecie XXI wieku przyniosło polskiemu komiksowi kobiecy „coming-in” – nagłe pojawienie się Sylwii Resteckiej, Dagmary Matuszak i Joanny Karpowicz, które wówczas traktowano niemal jak prorokinie w świecie zdominowanym przez rysowników.
  3. Do dziś zdarzają się niezwykłe odkrycia – jak zamówiony przez pewnego producenta krawatów w latach 90. pierwszy polski komiks polityczno-erotyczny „Love Robot” Piotra Drzewieckiego, który nigdy nie wszedł do dystrybucji, a odnaleziony został w piwnicy jednego ze szczecińskich bloków.