Operacja „Horyzont" rozłoży szkolenie wojska. To absurd
Państwo odpowiada na niedzielny atak terrorystyczny na linię kolejową. Jak zapowiedział minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz oraz Szef Sztabu Generalnego WP generał Wiesław Kukuła – rozpocznie się operacja „Horyzont”. 10 tys. żołnierzy, w tym wojska specjalne, będą kontrolować tory, rurociągi i linie energetyczne. – To niedorzeczne i doprowadzi do zapaści szkoleniowej wojska – mówią oficerowie.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Kiedy ruszy operacja "Horyzont", jaki jest jej cel i kto jest pomysłodawcą.
- Jakie siły Wojska Polskiego zostaną do niej zaangażowane.
- Jak przełoży się to na zdolności szkoleniowe Wojska Polskiego.
Niedzielny incydent na linii kolejowej łączącej Warszawę z granicą ukraińską granic będzie miał poważne konsekwencje. Pokazanie jak wrażliwa na akty terroru jest nasza sieć transportowa, uruchomiła mechanizmy państwa. Szkoda tylko, że w niezbyt mądry sposób.
Przypomnijmy: na linii kolejowej nr 7 eksplodował ładunek wybuchowy, który uszkodził torowisko. Do zdarzenia doszło w powiecie garwolińskim. Niedaleko Puław została z kolei uszkodzona trakcja elektryczna.
Rodzi to pytania o ochronę infrastruktury krytycznej, w tym transportowej. W niedzielę okazało się, że system tej "ochrony" jest bardzo umowny. Dlatego zareagowała armia. I tak rozpocząć się ma operacja "Horyzont".
Jak powiedział w środę podczas konferencji prasowej wicepremier, minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, celem operacji jest "podjęcie działań na rzecz bezpieczeństwa, ochrony infrastruktury krytycznej i współdziałanie wszystkich służb państwowych w celu przeciwdziałania aktom dywersji i podnoszenia poziomu bezpieczeństwa obywateli".
Tyle tylko, że pomysł ten odbije się negatywnie na armii. A konkretnie – na jej systemie szkoleń.
Pomysł „Horyzontu" powstał w Sztabie Generalnym. „Była o to afera"
Założenia operacji przedstawił szef MON. Podczas konferencji prasowej towarzyszył mu szef MSWiA, Marcin Kierwiński, Szef Sztabu Generalnego, komendant główny policji, nadinspektor Marek Boroń i Szef Sztabu Generalnego, gen. Wiesław Kukuła.
To zresztą gen. Wiesław Kukuła, jak słyszymy od osoby z kręgu władzy, jest pomysłodawcą operacji. I pomysł ten nie został wcale ciepło przyjęty. Członek rządu, zapytany, czy pomysł narodził się w MON-ie, czy w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego od razu wskazuje na Sztab Generalny.
– Była o to afera we wtorek – mówi z kolei osoba zbliżona do pałacu prezydenckiego.
Trudno się dziwić, bo minister obrony przekazał, że do działań w ramach Operacji "Horyzont" przeznaczonych zostanie do 10 tys. żołnierzy.
– To jedna z największych operacji. Wnioskujemy o to wspólnie z ministrem Kierwińskim do prezesa Rady Ministrów, a następnie ten wniosek premiera zostanie przedstawiony prezydentowi – powiedział szef MON.
Zaburzy to jednak bardzo poważnie proces szkoleń. A z tymi i tak już nie jest najlepiej w siłach zbrojnych. Mówią o tym żołnierze, z którymi rozmawiamy. Zgadzają się na rozmowę pod warunkiem zachowania anonimowości, ale o idei wielkiej operacji wypowiadają się bardzo negatywnie.
Jeśli będzie to trwało za długo, to system szkoleń zostanie zachwiany. Kupujemy dużo nowego sprzętu. To stawia określone wymogi przed dowódcami: zapoznania z nowym sprzętem, nauczenia obsługi, ale też potrzeby działań zgrywających.
Zdaniem eksperta
Były szef Sztabu Generalnego WP: Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka
Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Nie możemy wysyłać żołnierzy do innych zadań i jednocześnie mieć dobrze wyszkolonej armii.
Hasło o żołnierzach "wszystkich rodzajów sił zbrojnych" odbieram jako PR-owy wytrych, nie wyobrażam sobie, by do takich działań skierowano pilotów, obsługi Patriotów, czy wojsk specjalnych. Jeśli dotyczyłoby to WOT-u, to widzę jakieś podstawy, bo będą mogli lepiej poznać teren czy elementy infrastruktury krytycznej, które mają chronić. Ale jeśli mówimy o dywizjach ogólnowojskowych, o personelu lotniczym, czołgistach, artylerzystach, operatorach wojsk specjalnych to nie są to, powiedzmy dyplomatycznie, czynności "pierwszej kolejności odśnieżania".
Byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że to pomysł szefa Sztabu Generalnego WP. Powinien dbać o to, by wojsko zajmowało się szkoleniami, czyli przygotowywało się do podstawowego celu, do jakiego jest przeznaczone. Pamiętajmy o tym, co jest zasadniczym posłannictwem armii. A tym jest wojna. Prowadzenie działań zbrojnych. Jeśli będziemy tę armię kierować na inne tory, to będzie ona mało atrakcyjna dla osób, które myślą o wstąpieniu w jej szeregi.
Szkolenia? Jakie szkolenia. „Ten system zostanie rozłożony"
Doświadczony oficer wojsk lądowych, obecnie zaangażowany w kształcenie młodych żołnierzy mówi wprost: "to zatrzyma proces szkolenia sił zbrojnych".
– Mówię o szkoleniach specjalistycznych. Może częściowo poza Wojskami Obrony Terytorialnej (WOT), bo ochrona infrastruktury krytycznej to jedno z ich zadań. Problem polega na tym, że do operacji zostaną pewnie skierowani ci najbardziej doświadczeni żołnierze, którzy mieli – z założenia – szkolić tzw. młody narybek, więc ten system po prostu zostanie rozłożony – mówi oficer.
Nie wiadomo na razie, jaki będą proporcje wydzielonych do tych działań żołnierzy wojsk operacyjnych i WOT-u. Na potrzeby równego rachunku przyjmijmy, że będzie to pół na pół.
Nasz rozmówca zakłada, że dowódca WOT-u skieruje do działań żołnierzy najbardziej doświadczonych.
– To sprawi, że WOT rozbije swoje szkolenia całkowicie. A co z programami szkoleń dla cywilów? Mieliśmy przecież plany przeszkolenia 400 tys. cywilów. Co z logistyką? Nie mówiąc już o tym, że w ten sposób zajeżdżamy sprzęt, który powinien być gotowy na czas "W" – wskazuje oficer.
Stawia też konkretne pytanie: "czy znowu będziemy wyciągać ludzi, czy kierować całe jednostki, jak do operacji ochrony granicy?" I ma sto procent racji. Musimy bowiem pamiętać, że spośród czterech dywizji wojsk operacyjnych, jedna w zasadzie w całości przebywa na granicy z Białorusią, chroniąc Polskę przed nielegalnymi migrantami.
Cztery dywizje wojsk operacyjnych. Jedna stoi na granicy, ekwiwalent drugiej ruszy patrolować tory i rurociągi
Ekwiwalent kolejnej (biorąc pod uwagę zadeklarowaną liczebność: 10 tys. żołnierzy) zostanie skierowany do operacji "Horyzont". Ale żołnierzami wykonującymi zadania trzeba rotować. Kiedy więc z dyżuru na granicy zejdą obecnie służące tam jednostki, trzeba będzie dokonać rotacji i wysłać tam kolejne.
A wojsko, które wykonuje zadania policyjne – tak jak na granicy, czy w nadchodzącym "Horyzoncie", nie robi tego, co powinno. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak kilkumiesięczny pobyt na pograniczu wpływa na rozpisane i ustalone plany szkoleniowe pododdziałów. Mówiąc obrazowo: rozbija je w pył. Żołnierze nie jeżdżą na ćwiczenia poligonowe, nie szkolą się z obsług nowych rodzajów uzbrojenia, nie przekazują wiedzy nowym żołnierzom.
A przecież kupujemy i wprowadzamy do jednostek mnóstwo nowego sprzętu. Czołgi Abrams, wyrzutnie rakietowe HIMARS i K-239 Chunmoo, czołgi K2, armatohaubice K9 – to wszystko wymaga wdrożenia żołnierzy. Przeszkolenia obsług czy personelu zajmującego się serwisem technicznym. Ale to zostało zachwiane przez kryzys graniczny. Operacja "Horyzont" rozbije system jeszcze bardziej.
Gen. Jarosław Mika: W Iraku i Afganistanie też wykonywaliśmy działania patrolowe
Z drugiej strony, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, gen. Jarosław Mika mówi XYZ.pl, że jeżeli żołnierze będą wyznaczeni do działań w ramach operacji "Horyzont" przez krótki czas, możemy rozpatrywać to nawet pozytywnie. Dlaczego? Ponieważ, jak mówi generał, nabędą nowych umiejętności, choćby patrolowania czy dozorowania.
– Choćby pomoc przy katastrofach naturalnych – to też jest forma sprawdzenia procedur na czas kryzysowy. Ale jeśli ma to być długi czas, to będziemy mieli problem. Dowódcy muszą określać cele i dążyć do podnoszenia umiejętności żołnierzy – wskazuje gen. Jarosław Mika.
Przypomina, że w Iraku czy Afganistanie też wykonywaliśmy działania patrolowo-dozorowe. Tyle że czas jest tu kluczowy.
– Jeśli będzie to trwało za długo, to system szkoleń zostanie zachwiany. Kupujemy dużo nowego sprzętu. To stawia określone wymogi przed dowódcami: zapoznania z nowym sprzętem, nauczenia obsługi, ale też potrzeby działań zgrywających – tłumaczy generał.
I ma wątpliwości, czy właściwe jest ujawnianie liczby żołnierzy zaangażowanych w operację. W jego ocenie polityka informacyjna powinna być ukierunkowana na nasze korzyści, a nie na korzyści przeciwnika.
– Nie wyobrażam sobie, że żołnierze nie umieją wykonać działań zabezpieczających, patrolowych czy dozorowych. Wojsko musi wykonywać swoje zadania w tych pododdziałach, z którymi szkolą się na co dzień. Spotkałem się kiedyś ze starszym podoficerem armii USA, saperem, który wraz ze swoimi żołnierzami chodził np. na patrole. Ale o swoich ludziach wiedział wszystko i potrafił wykonać zadania, które im dysponował. To jest bardzo ważne – podsumowuje oficer.
Szkoleniowa fikcja. Wojsko nie jest od pilnowania torowisk i rurociągów
Przeczytajmy zresztą, co na ten temat mówią sami wojskowi. Większość naszych rozmówców jest w służbie i nie zgadza się na podanie danych. In gremio wskazują jednak:
Oficer Wojsk Lądowych: – Brakuje nam przede wszystkim porządnych planów. Tory, szlaki kolejowe, powinny być pilnowane przede wszystkim z powietrza. Dlatego powinno się to robić albo przy pomocy śmigłowców, albo bezzałogowców. A my wyślemy żołnierzy, żeby pilnowali torowisk? Albo rurociągów?
Żołnierz po misji w Afganistanie: – Mamy całe pokolenie podoficerów, którzy stali się nimi, nie będąc wyszkolonymi szeregowymi. Ze szkolenia pozostało nam planowanie szkolenia i ewidencja szkolenia. Które się tak naprawdę wcale nie odbyło.
Emerytowany generał: – To jest załamanie systemu szkolenia. To jest chore. Jeżeli te 10 tys. to będą żołnierze WOT-u, to pół biedy, niech maszerują. Np. na swoim terenie – niech się go uczą, poznają, rozpoznają. Ale wyjęcie kolejnych pododdziałów z wojsk operacyjnych? To jest szalone! Domeną żołnierzy jest szkolenie. A nie chodzenie wzdłuż torów, rurociągów czy linii energetycznych. Mamy technikę, którą możemy się pochwalić. Mamy bezzałogowce, mamy pojazdy lądowe, kamery, które jesteśmy w stanie na nich zainstalować. Niech patrolują teren. Ale nie angażujmy w to ludzi z wojsk operacyjnych. Nie wyobrażam sobie, że żołnierze wojsk specjalnych będą mieli chodzić wzdłuż torów od stacji kolejowej do godz. 15 po południu.
Żołnierz wojsk pancernych: – Bez sensu. Jest WOT, niech się tym zajmie. Nie wydaje mi się, żeby była potrzeba wysyłania 10 tys. ludzi na taką operację. WOT dałby radę na spokojnie. Wystarczyłoby ich bez wysyłania ludzi z wojsk operacyjnych.
Podoficer WOT: – Będzie g...o z pętelką. Wyjęcie z systemu 10 tys. ludzi... Aby wystawić 10 tys. żołnierzy do linii, trzeba do tego doliczyć kolejne 30 tys. do zabezpieczenia. Co daje nam już 40 tys. ludzi. To jest jedna trzecia armii! Kilka dni da się wytrzymać, ale potrzeba ludzi do rotacji. System szkoleń się posypie. Część instruktorów będzie musiała iść na służbę: na słupki, na patrole. I teraz będą ganiać po torach. Nawet nie chcę myśleć, jak na głowie muszą stawać ludzie z wojsk operacyjnych, tego przesunąć, tego nie wysłać na poligon. Tam będzie kosmos. A co z transportem? Na kompanii mamy jeden motor, jednego quada i kilka Jelczy. Jak i czym dowieziemy ludzi i sprzęt?
Od wysadzenia metra szyny – do zaangażowania dwóch dywizji. Co mówi o stanie bezpieczeństwa państwa atak na tor pod Życzynem?
Zastanówmy się też jeszcze nad jedną kwestią. Ogłoszenie operacji "Horyzont" jest efektem wyrwania z torowiska metra szyny. Kilka dni po tym zdarzeniu, minister obrony i Szef Sztabu Generalnego WP de facto ogłasza, że w działania zabezpieczające zaangażuje w ramach odpowiedzi dywizję.
Trudno nie zadać pytania: czy przypadkiem nie mamy do czynienia z absurdem? Jak uzasadnić zaangażowanie ekwiwalentu dwóch dywizji (opisana wyżej rotacja wojsk) do przeciwdziałania skutkom operacji terrorystycznej, przeprowadzonej przez dwóch zamachowców? Którzy zresztą uciekli na Białoruś.
Ciekawe, jak wjechali do Polski? Dwóch obywateli Ukrainy (w tym jeden skazywany za działania sabotażowe w Ukrainie) przez Białoruś wjeżdża do Polski, gdzie prawdopodobnie zostały im przekazane materiały wybuchowe i know-how dokonania zamachu... To otwarte pytanie.
Jeśli jednak tak się stało, to system bezpieczeństwa państwa w zasadzie abdykował. I to jest najsmutniejsza lekcja, jaką dostało państwo polskie po wysadzeniu metra torowiska na granicy Mazowsza i Lubelszczyzny.
W czwartek rzecznik Karola Nawrockiego Rafał Leśkiewicz, poinformował, że prezydent podpisał postanowienie o użyciu wojska w ramach operacji "Horyzont”.
Główne wnioski
- Wysadzenie metrowego odcinka szyny kolejowej wywołało nieadekwatną reakcję organów państwa. W ramach odpowiedzi angażujemy do działań ekwiwalent dywizji (a de facto dwóch) wojska.
- Były Szef Sztabu Generalnego, Mieczysław Cieniuch mówi, że takie zaangażowanie sił zbrojnych na pewno odbije się na poziomie wyszkolenia wojska. A z tym i tak nie jest najlepiej.
- Pomysłodawcą operacji miał być, jak słyszymy z dwóch ośrodków władzy, obecny Szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła.
