Polityka

Ostra końcówka prezydentury. Zwłaszcza dla premiera

Przez ostatnie 10 miesięcy prezydentury Andrzeja Dudy można spodziewać się dalszego iskrzenia między Pałacem Prezydenckim a Kancelarią Premiera. Prof. Renata Mieńkowska-Norkiene ocenia, że swoim sejmowym orędziem prezydent wyświadczył paradoksalnie przedwyborczą przysługę rządowi.

Według prof. Renaty Mieńkowskiej-Norkiene prezydent Andrzej Duda wyświadczył mimowolną przysługę rządowi. Fot. PAP/Marcin Obara

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak sejmową wymianę zdań między prezydentem a premierem oceniają politycy KO i PiS.
  2. Jak odbierane są przyjazne gesty prezydenta wobec PSL-u.
  3. Co sejmowy pojedynek słowny między prezydentem a premierem może oznaczać dla ich dalszych relacji przez ostatnie miesiące prezydentury Andrzeja Dudy?

Rok od wyborów parlamentarnych prezydent Andrzej Duda uczcił sejmowym orędziem. Ostrą retoryką wobec rządu zachwycił posłów PiS.

Premier Donald Tusk nie pozostał mu dłużny. Prezydent oskarżał rząd premiera o łamanie praworządności poprzez zmiany w prokuraturze i próby zmian na placówkach dyplomatycznych bez zgody Pałacu Prezydenckiego. Zarzucał wspieranie sędziów mających przeszłość w PZPR, na co posłowie KO wołali z ław, przypominając, że przyjął ślubowanie od Stanisława Piotrowicza na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Oskarżał rząd o rosnący kryzys finansów publicznych, krytykując jednocześnie stan inwestycji (CPK i elektrownie atomowe) oraz problemy finansowe w ochronie zdrowia. Zarzucił rządzącym „uchwałokrację” w sytuacjach, gdy zmiany były poprzedzane uchwałami, a nie ustawami, jak np. w mediach publicznych. 

Odnosząc się do ostatnich zapowiedzi premiera Tuska dotyczących polityki azylowej, prezydent wytknął mu wcześniejsze popieranie unijnej polityki migracyjnej oraz domagał się ochrony dla białoruskich opozycjonistów, którzy szukają w Polsce pomocy, uciekając przed reżimem Łukaszenki. 

– Ci z państwa, którzy liczą czas, zwłaszcza w mediach, do sierpnia przyszłego roku, opatrzeni uśmiechami obywateli, popełniają grzech pychy – mówił prezydent, komentując internetowe odliczanie do zakończenia jego drugiej kadencji. 

Reakcja Donalda Tuska

W wystąpieniu prezydenta znalazły się jednak życzliwe słowa pod adresem prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego, Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wicepremier i minister obrony narodowej był chwalony za współpracę w sferze obronności. Pochwałę otrzymał również inny polityk PSL – minister rolnictwa Czesław Siekierski. 

Premier Donald Tusk nie pozostał bierny wobec prezydenta i odpowiedział mu również w ostrym tonie, choć prezydenta na sali już nie było. Wytykał błędy rządów PiS, określając Andrzeja Dudę jako „część tej ekipy”. W kwestii polityki azylowej niepomagania białoruskim opozycjonistom stwierdził, że „nic głupszego nie można było powiedzieć”, dodając, że w zorganizowanych grupach migrantów przekraczających nielegalnie granicę nigdy nie było białoruskich opozycjonistów. 

– Nawet pan prezydent postanowił wygłosić orędzie, w końcu chyba w ten sposób podkreślając wagę tego, co stało się rok temu. 15 października Polacy powiedzieli jednoznacznie, że mają dość rządów partii, która także pana prezydenta usadowiła tam w Pałacu Prezydenckim – powiedział w Sejmie premier. Po tych słowach Donalda Tuska posłowie PiS opuścili salę plenarną.

– Prezydent powiedział, że praworządność ma w sercu. Nie będę spekulował, gdzie ma praworządność i konstytucję, ale na pewno nie w sercu. I to udowodnił na początku swojej kadencji i także dziś w swoim wystąpieniu – mówił dalej premier. 

Wyjście posłów PiS było formą protestu przeciwko, ich zdaniem, niekonstytucyjnemu trybowi wystąpienia premiera Donalda Tuska. Tłumaczyli, że art. 140 Konstytucji nie przewiduje debaty po prezydenckim orędziu. 

Marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, tłumaczył jednak, że premier oraz członkowie Rady Ministrów, na mocy Regulaminu Sejmu, mają prawo zabierać głos w dowolnym momencie. Przypomniał, że podobnie postępowali ministrowie ustępującego rządu Mateusza Morawieckiego po ubiegłorocznych wyborach, gdy Sejm miał już nowy skład, ale rząd wciąż był tworzony przez PiS. 

Pomimo zarzutów o złamanie przez premiera w ten sposób Konstytucji, rzecznik PiS Rafał Bochenek przyznał w rozmowie z Wirtualną Polską, że jego partia nie będzie domagać się wyciągnięcia konsekwencji wobec premiera. 

Zachwyt w PiS, oburzenie w koalicji

Wojownicze wobec rządu wystąpienie prezydenta oklaskiwał na stojąco nawet Jarosław Kaczyński. Osobiste relacje prezesa PiS z Andrzejem Dudą do najlepszych nie należą, czemu sam prezes dał niedawno wyraz, mówiąc dziennikarzom, że nie rozmawiał z nim od ponad czterech lat. 

– Wchodzimy w fazę kampanijną, więc grzecznie nie będzie. Gołym okiem widać, że ostatnie osiem miesięcy to czas rujnowania demokracji w Polsce. Bardzo się cieszę, że prezydent powiedział o tym z mównicy. To słowa prawdy, zwłaszcza w kontekście rujnowania praworządności. Przyznam szczerze, że to było najlepsze wystąpienie prezydenta od lat – mówi poseł PiS Michał Wójcik. 

– W sprawach, które są polską racją stanu, prezydent Duda będzie współpracował z każdym rządem. Z jego strony nie będzie obstrukcji, pomimo ciągłych fauli ze strony Donalda Tuska, do czego wszyscy się już przyzwyczaili. Ambasadorów nie można powołać, ponieważ nie zostali odwołani poprzedni. Nie można powołać dwóch osób na jedno stanowisko. Należy się spodziewać dalszego ciągu złośliwości i obcinania budżetu Kancelarii Prezydenta przez większość rządzącą – ocenia poseł PiS Janusz Cieszyński. 

– Prezydent w swoim wystąpieniu pokazał, że poszukuje swojego miejsca w PiS, jako potencjalny następca Jarosława Kaczyńskiego. Nie był ostatnio obecny w pewnych ważnych sprawach. Na powódź się spóźnił. Środowe wystąpienie było adresowane głównie do jego obozu politycznego. Drogę do poważnej kariery międzynarodowej po prezydenturze ma raczej zamkniętą. Nie jestem zdziwiony, że prezydent Duda mrugał do PSL-u i chwalił wicepremiera Kosiniaka-Kamysza. Nic mu z tego nie wyjdzie. Koalicja przetrwa. Wyjście posłów PiS-u w trakcie wystąpienia premiera było pokazem braku kultury – komentuje poseł KO Piotr Adamowicz. 

Jak te prezydenckie mrugnięcia wobec Władysława Kosiniaka-Kamysza odbierane są w jego partii?

– Jest pewne przegrupowanie myślenia w PiS-ie. PiS w obecnej formule nie ma szans na przyszłość ze względu na brak zdolności koalicyjnych. Prezydent Duda ma duży problem z obecnością w swoim własnym środowisku, bo nie jest ulubieńcem prezesa Kaczyńskiego. Gdy skończy się jego druga kadencja, nie wiadomo, czy wróci do PiS-u, czy skupi się na tworzeniu własnej formacji. To wystąpienie było dość ryzykowne. Biorąc pod uwagę zagrożenia zewnętrzne, należy poszukiwać rozwiązań, które będą konsolidować wokół ważnych spraw, a nie wprowadzać kontrowersje, bo padło tam kilka groźnych sformułowań – ocenia senator Waldemar Pawlak, były premier i były prezes PSL. 

– Na randkę z modliszką się nie wybieramy – mówił w programie „Kwiatki polskie” na antenie TVP Info Miłosz Motyka, rzecznik prasowy PSL-u. Takich samych słów używał przed rokiem, gdy ustępujący premier Mateusz Morawiecki nawoływał Ludowców do współpracy, licząc, że wejdą w koalicję z PiS. Tak się jednak nie stało. 

Paradoks prezydenckiej przysługi dla rządu

Choć politycy PiS powtarzali, że wystąpienie prezydenta było łączące i ponad podziałami, zupełnie inaczej widzi to prof. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka i socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem nie było to wystąpienie godne prezydenta RP. 

– Gdyby to było orędzie, prezydent nie występowałby w roli fightera jednej opcji politycznej. Prezydent jest zobowiązany konstytucyjnie, by łączyć, a nie dzielić, a to tymczasem robił. W swoim rozkoszowaniu się słowami prezydent Andrzej Duda pokazał, że zaspokaja swoje ego i ambicje polityczne. Ma świadomość, że po swojej prezydenturze nie zostanie wysłany w przytulne miejsce przez kogokolwiek, kto jest zwolennikiem demokracji. Pozostanie mu budowanie nowej formacji politycznej, które być może właśnie się rozpoczęło, lub szukanie miejsca u Jarosława Kaczyńskiego – mówi prof. Renata Mieńkowska-Norkiene. 

Jej zdaniem prezydent zaprezentował się jako polityk wspierający macierzystą formację, co „w normalnych demokratycznych społeczeństwach powinno skazywać na potępienie i negatywne reakcje obywateli, którzy – jak deklarują w badaniach – po prezydencie oczekują, że będzie łączył, a nie dzielił”.

– Polacy chyba uodpornili się na polaryzację – komentuje ekspertka. Jak wylicza, poza uderzaniem w Donalda Tuska i mruganiem do PSL-u, prezydenckie wystąpienie było przedpolem dla kandydata PiS na prezydenta. 

– Co do Donalda Tuska, to formalnie po orędziu nie powinno być debaty i premier starał się unikać roli debatującego. Uczciwie mówiąc, po tym, jak prezydent nie wygłosił orędzia, tylko agitował na rzecz jednej partii, to nie ma znaczenia, co potem mówił Donald Tusk. On z kolei próbował mówić o migracji i prostował pewne wypowiedzi Andrzeja Dudy, do czego nawiązał też Radosław Sikorski w sprawie ambasadorów – ocenia naukowczyni. 

Prof. Renata Mieńkowska-Norkiene przyznaje, że prezydent mógł nieświadomie wyświadczyć rządzącym przedwyborczą przysługę. 

– Paradoksalnie Donald Tusk otrzymał od Andrzeja Dudy przysługę przed wyborami prezydenckimi. Elektorat niezdecydowany lub nieinteresujący się polityką zobaczył, że prezydent nie jest prezydentem wszystkich Polaków i wspiera jedną opcję. To może pokazać – chyba kontrproduktywnie do tego, co zamierzał Andrzej Duda – że warto wybrać prezydenta z innej opcji niż obecny po to, by nie przeszkadzał w rządzeniu. Bo ta „uchwałokracja”, o której mówił, to jego zasługa. Nie będzie to miało pozytywnego wpływu na pozyskanie głosów dla kandydata PiS-u, a wręcz odwrotnie. To może podziałać wręcz w sposób mobilizujący na elektorat przyszłego kandydata obecnie rządzącej opcji – twierdzi ekspertka. 

Główne wnioski

  1. Relacje na linii prezydent – premier mogą się zaostrzać. Emocje mogą być podsycane w kampanii wyborczej.
  2. PSL nie wierzy w szczerość gestów prezydenta Andrzeja Dudy.
  3. Według prof. Renaty Mieńkowskiej-Norkiene wojownicze przemówienie prezydenta może zniechęcić niezdecydowanych wyborów do głosowania w wyborach prezydenckich na kandydata PiS.