Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Sport

Piłkarska rewolucja czy internetowa moda? Baller i Kings League mogą rzucić wyzwanie FIFA

Bramki liczone podwójnie. Rzuty karne w formie akcji sam na sam z bramkarzem. Możliwość zdjęcia z boiska… zawodnika drużyny przeciwnej. To tylko niektóre z zasad obowiązujących w Kings League i Baller League – rozgrywkach piłkarskich, które mają podbić umysły, zwłaszcza młodszej widowni. I rzeczywiście, podbijają. A przy tym prowokują do zadania pytania: czy to tylko internetowa moda żyjąca z pieniędzy inwestorów, czy może początek piłkarskiej rewolucji, która zmusza FIFA i UEFA do przemyślenia zasad gry, jaką dziś znamy?

W brytyjską wersję Baller League zaangażowało się wielu byłych piłkarzy i internetowych celebrytów. Fot. Baller League

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czym są Kings League i Baller League oraz jakie zasady w nich obowiązują.
  2. Co stoi za sukcesem tych rozgrywek.
  3. Czy te ligi mogą być zagrożeniem dla turniejów organizowanych przez UEFA i FIFA.

W Baller League wszystko na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła gra na orliku. Jest piłka, są bramki i zawodnicy. Ale gdy mecz się zaczyna, momentami można odnieść wrażenie, że ogląda się grę komputerową, a nie rzeczywisty pojedynek piłkarski.

Rzuty rożne? Nieobecne. Jeśli dana drużyna trzy razy wybije piłkę poza linię końcową, rywale otrzymują rzut karny. Zupełnie tak, jak niegdyś nakazywały zasady futbolu podwórkowego.

Sam rzut karny też nie przypomina tego znanego z tradycyjnej piłki nożnej. Zamiast strzału z miejsca – dynamiczna akcja sam na sam z bramkarzem. Trochę jak w hokeju. I jak w porzuconym eksperymencie MLS z lat 90.

Ale prawdziwa zabawa zaczyna się w ostatnich trzech minutach każdej z piętnastominutowych połów. Gdy meczowy zegar wybija 12. i 27. minutę, gra zostaje zatrzymana. Gasną światła, a zawodnicy czekają na losowanie tzw. gamechangera . To dodatkowa zasada, która zmienia reguły gry w ostatnich trzech minutach przed końcem pierwszej połowy oraz całego meczu.

Jednym z możliwych scenariuszy jest pojedynek jeden na jednego. Każdy z zawodników ma 15 sekund na oddanie strzału, ale może to zrobić tylko ze środka boiska. Rywal natomiast nie może odbijać piłki rękami.

Inny scenariusz zakłada rywalizację po trzech graczy w każdej drużynie (pełne składy to zespoły sześcioosobowe). Kolejni zawodnicy mogą dołączyć dopiero po strzeleniu bramki.

Jeszcze inna możliwość to podwójne liczenie bramek zdobytych zza linii spalonego, specjalnie oznaczonej na boisku.

Chaos czy powrót do korzeni?

To wszystko może brzmieć chaotycznie. I rzeczywiście, w pierwszych meczach nawet komentatorzy nie byli pewni, co się dzieje i dlaczego sędziowie podejmują konkretne decyzje. Jednak po obejrzeniu kilku spotkań zasady stają się zrozumiałe.

– Baller League to nie tylko zabawa i show. To powrót do korzeni street footballu. Chcemy dać szansę różnym zawodnikom – nie tylko graczom z największych lig, ale też tym bez klubów czy na piłkarskiej emeryturze – mówił o powołaniu ligi Lukas Podolski, piłkarski mistrz świata z 2014 r. z reprezentacją Niemiec, a obecnie zawodnik Górnika Zabrze, który rok temu był jednym z założycieli tych rozgrywek.

– Wychowałem się, grając na ulicy, i to tam nauczyłem się najwięcej. Gra na małym boisku uczy twardości i daje mnóstwo okazji do sprawdzenia się. Nie ma czasu na przerwę – cały czas coś się dzieje – tłumaczył piłkarz.

Jednak dynamika gry i jeszcze większa niż w tradycyjnej piłce nieprzewidywalność boiskowych wydarzeń to tylko część sukcesu Baller League. Równie istotne – jeśli nie ważniejsze – jest atrakcyjne opakowanie rozgrywek i zaangażowanie w projekt licznej grupy celebrytów.

Najpierw show, potem piłka

Po udanym debiucie w Niemczech, w tym roku Baller League wystartowała także w Wielkiej Brytanii. Za sterami dwunastu drużyn stoją m.in. legendy futbolu znane z sukcesów na pełnowymiarowych boiskach. Kto? Chociażby John Terry, Alan Shearer, Luis Figo i Gary Lineker. Obok nich – popularni na Wyspach influencerzy i youtuberzy: Miniminter, TBJZL i AngryGinge. Formalnie pełnią funkcję menedżerów, choć oczywiste jest, że ich główną rolą jest firmowanie projektu swoim nazwiskiem i twarzą.

Byli piłkarze mają przyciągać kibiców – zwłaszcza tych tęskniących za „starą, dobrą piłką” i kultowymi reklamami, jak słynny spot Nike z tajnym turniejem gwiazd futbolu pod pokładem statku.

Wokół boiska roi się od influencerów, streamerów, youtuberów i innych celebrytów świata internetu. Dbają o oprawę, atmosferę i – co nie mniej ważne – gwarantują zasięgi. Mecze 7 z 11 kolejek rozegranych dotąd w Wielkiej Brytanii osiągnęły na samym YouTubie ponad milion wyświetleń. Kolejne setki tysięcy obejmują transmisje na Twitchu i posty publikowane przez zaangażowanych w projekt twórców.

– Postawili na najlepszych influencerów i to właśnie dzięki temu Baller League może stać się wyzwaniem dla tradycyjnej piłki nożnej – nie jako produkt sportowy, lecz rozrywkowy. Tak jak Fortnite czy Netflix konkurują o uwagę młodych fanów – mówi Xavi Sanchez z agencji Footballco, specjalizującej się w mediach piłkarskich.

Liga królów...

Baller League nie jest ani jedyną, ani pierwszą próbą stworzenia piłkarskiego widowiska, w którym to rozrywka, a nie sport, gra główną rolę. W 2023 r. na czele bliźniaczej Kings League stanął były reprezentant Hiszpanii i piłkarz FC Barcelony Gerard Piqué.

Jego nazwisko nadało projektowi rozgłos i przyciągnęło sponsorów. Dzięki niemu ligą zainteresowali się inni byli piłkarze: Ronaldinho, Iker Casillas i Andrea Pirlo. Ale za rozwój projektu nie odpowiadał żaden piłkarski działacz ani menedżer – ani nawet nikt związany bezpośrednio ze światem sportu. To reżyser i producent filmowy Oriol Querol.

Gerard Piqué z trofeum za wygranie rozgrywek Queens League, kobiecego odpowiednika Kings League. Fot. Borja B. Hojas/Getty Images

– Kings League narodziła się z przekonania, że można stworzyć produkt równoległy do tradycyjnej piłki, ale nastawiony na maksymalną rozrywkę. 90 minut to dziś za długo, a mecze czasem kończą się wynikiem 0:0. Chcieliśmy, żeby działo się więcej. Chcieliśmy zrobić z piłki grę wideo w świecie rzeczywistym. Postawiliśmy na coś pomiędzy klasyczną piłką a esportem – opowiadał Querol.

Od początku liga stawiała na nieoczywiste, łamiące piłkarskie konwenanse zasady oraz intensywną promocję w sieci, która miała być głównym kanałem dotarcia do kibiców. Do projektu zaproszono popularnych hiszpańskich youtuberów – część z nich stanęła na czele drużyn, inni zyskali szeroki dostęp do transmisji i relacjonowali rozgrywki na własnych kanałach.

W odróżnieniu od Baller League, w Kings League rywalizują drużyny siedmioosobowe, a mecze trwają 40 minut. W trakcie gry menedżerowie mają do dyspozycji specjalne zagrywki, które mogą diametralnie zmienić przebieg spotkania.

Trener jednej z drużyn może np. zdecydować, że wskazany przez niego zawodnik rywali opuści boisko na kilka minut. Inne zagrywki pozwalają m.in. na wykorzystanie rzutu karnego „na żądanie” albo podwójne liczenie bramek przez ograniczony czas.

Zapełnili Camp Nou

Piłkarscy konserwatyści mogli kręcić nosem, ale najmłodszej, internetowej widowni – wychowanej na grach komputerowych i zafascynowanej esportem – taki format przypadł do gustu. Mecze streamowane na Twitchu i innych platformach przyciągały od 600 do 700 tys. widzów, a nierzadko przekraczały milionową widownię.

– 85 proc. naszej publiczności ma mniej niż 34 lata. To bardzo, bardzo młoda grupa odbiorców, która chce zmieniać zasady i decydować o czasie rozgrywania meczów. To oni mają wpływ na wszystko – mówił po pierwszym sezonie Gerard Piqué, przypominając, że zasady obowiązujące w lidze zostały ustalone w internetowym głosowaniu.

O skali sukcesu rozgrywek świadczy fakt, że finał pierwszego sezonu odbył się na Camp Nou – stadionie FC Barcelony. Na trybunach zasiadło wówczas ponad 95 tys. kibiców.

Wykorzystanie Camp Nou było możliwe dzięki kontaktom Gerarda Piqué – tym bardziej że finały Kings League odbyły się kosztem kobiecego El Clásico. Równolegle z męskimi rozgrywkami, od dwóch lat w Hiszpanii organizowana jest także Queens League, w której rywalizują kobiety.

Format Kings League zaczęto eksportować poza Hiszpanię. Pierwsze sezony rozegrano już w Ameryce Łacińskiej i we Włoszech. Kolejne mają ruszyć jeszcze w tym roku we Francji, Niemczech i Brazylii.

Młodzi wolą rozrywkę

„Liczby pokazują, że ludzie chcą oglądać piłkę w takim wydaniu. Czy to zagrożenie dla tradycyjnej gry? Z pewnością jest to sygnał dla FIFA i UEFA, że czasy się zmieniają i trzeba dostosować niektóre zasady. Pytanie brzmi, czy te nowe formaty urosną na tyle, by rzucić wyzwanie obecnemu modelowi. Nie chodzi o to, by go zastąpić, lecz by wymusić jego ewolucję – w przeciwnym razie może stracić widownię” – mówił w podcaście „Sport to pieniądz” Dawid Prokopowicz, konsultant ds. sprzedaży w Google i popularyzator technologii w sporcie.

FIFA i UEFA muszą już dziś myśleć o przyszłości. Choć ich pozycja wydaje się niezagrożona – co pokazały m.in. odpierając dotąd plany stworzenia konkurencyjnej Superligi – coraz więcej raportów zlecanych przez instytucje piłkarskie wskazuje, że dla młodych kibiców obecna formuła rozgrywek staje się coraz mniej atrakcyjna.

Sportowy fast food?

„Walczę z przekonaniem, że ta koncepcja ma szansę na trwały byt. Dla mnie to kolejna próba uzależnienia młodych ludzi, przyzwyczajonych do szybkich strzałów dopaminy. Nie przekonuje mnie to. Oczywiście, to dobra zabawa, ale przypomina sportową wersję fast foodu czy fast fashion” – napisał krytycznie o Baller League Michael Long z portalu SportsPro. Choć trzeba zaznaczyć, że sam nie należy do grupy docelowej tych rozgrywek.

Tymczasem w raporcie „Engaging the Younger Generation”, przygotowanym przez Europejskie Stowarzyszenie Klubów (ECA), wykazano, że osoby w wieku 16-24 lat znacznie chętniej oglądają skróty meczów niż pełne spotkania. Młodzi kibice podkreślali, że w piłce nożnej najbardziej cenią sobie doświadczenie emocji i elementy rozrywkowe – czyli dokładnie to, co oferują Baller i Kings League.

W tych rozgrywkach kibice mają dostęp do każdego zakątka boiska, a nawet szatni. Nikogo nie dziwią operatorzy biegający po murawie w poszukiwaniu najlepszego kadru – to część widowiska.

FIFA, UEFA, krajowe ligi, kluby i nadawcy nie pozostają wobec tych zmian bierni. Liczba kamer podczas transmisji rośnie, zawodnicy mają coraz więcej obowiązków medialnych, a kluby prześcigają się w kreatywnych działaniach w mediach społecznościowych. Do walki o młodego widza coraz częściej włączani są influencerzy.

Jeden z nich – IShowSpeed, mający blisko 40 mln subskrybentów na YouTube – niedawno gościł Gianniego Infantino. Przewodniczący FIFA pokazał mu trofeum tegorocznych Klubowych Mistrzostw Świata – to samo, które kilka miesięcy wcześniej prezentował w Białym Domu u Donalda Trumpa.

Jednocześnie federacje pozostają bardzo oporne wobec wprowadzania jakichkolwiek zmian w samej grze. Postulaty wielu kibiców, takie jak zatrzymywanie czasu gry przy przerwach czy głośne komunikowanie decyzji sędziów, wciąż pozostają co najwyżej w fazie testów.

Skończą się pieniądze – skończy się rewolucja?

Na razie Baller League i Kings League funkcjonują jak dobrze zapowiadające się, agresywnie promowane startupy. Źródłem finansowania są głównie sponsorzy i inwestorzy. W grudniu szef Baller League, Felix Stark, ogłosił, że rozgrywki pozyskały 33 mln euro, z czego 25 mln wyłożył fundusz EQT Ventures.

„To klasyczna historia, stara jak świat. Bogaci inwestorzy, zauroczeni ideą radykalnej reformy futbolu, ładują horrendalne sumy w błyszczącą nową ligę, przekonani, że złamali kod. Ale nie złamali. Nigdy tego nie robią” – pisał na LinkedIn Jordan Wise z agencji kreatywnej CAOS.

Do Kings League w różnych krajach dołączają kolejne piłkarskie gwiazdy – także te wciąż aktywne. W Brazylii menedżerem został Neymar, we Francji – Jules Koundé i Aurélien Tchouaméni. W ich zespołach trudno jednak szukać zawodników z pierwszych stron gazet, choć w pojedynczych meczach wystąpili m.in. Andrij Szewczenko i Javier Saviola. Na stałe zatrudnienie nawet byłych piłkarzy topowych klubów liga nie może sobie jeszcze pozwolić.

W pierwszym sezonie za mecz w Kings League zawodnik otrzymywał niespełna 100 euro. Według BBC, Baller League UK płaci obecnie około 400 funtów za spotkanie. Chętnych nie brakuje – ale są to przede wszystkim hobbyści, a nie gwiazdy piłki. Zarówno oni, jak i twórcy ligi liczą, że stawiając na Baller i Kings League, kupują los na piłkarskiej loterii.

Główne wnioski

  1. Baller League i Kings League stawiają przede wszystkim na rozrywkę. Taki model sportu trafia głównie do młodej widowni, przyzwyczajonej do dynamicznej konsumpcji treści.
  2. W oba projekty zaangażowanych jest wielu byłych piłkarzy oraz internetowych celebrytów, co zwiększa ich zasięg i atrakcyjność w mediach społecznościowych.
  3. Jeśli tego typu formaty nadal będą zyskiwać na popularności, FIFA i UEFA mogą zostać zmuszone do wprowadzenia reform w organizowanych przez siebie rozgrywkach, aby nadążyć za zmieniającymi się oczekiwaniami nowego pokolenia kibiców.