Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Plac zabaw Trumpa. Polska jest kandydatem do nowego szantażu (OPINIA)

Po czyje zasoby może chcieć jeszcze sięgnąć w Europie Donald Trump? Na co i na kogo w następnej kolejności zwróci uwagę? Po ostatnich wydarzeniach to już nie jest political fiction, to nowa rzeczywistość. A Polska wcale nie jest pod szczególną ochroną. Przeciwnie – jest na krótkiej liście kandydatów do kolejnego szantażu.

Donald Trump z uniesioną ręką
Donald Trump stawiając na Amerykę stawia na transakcjonizm w stosunkach międzynarodowych. USA muszą zarobić. Fot.: Anna Moneymaker/Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Które kraje w Europie i jakie ich zasoby mogą być na tyle interesujące dla Donalda Trumpa, że może wymuszać współpracę tak, jak na Ukrainie.
  2. Dlaczego to Polska spełnia wszystkie warunki, by stać się dla USA najważniejszym narzędziem w rozgrywce z Unią Europejską, np. w sprawie ograniczania sankcji nałożonych na Rosję.
  3. Co jest dla Donalda Trumpa w Europie równie cennym jak surowce i minerały, choć niematerialnym, aktywem.

Do wszystkich już dotarło, że prezydentura Donalda Trumpa ma charakter transakcyjny. Odtąd każda działalność USA na świecie na koniec miesiąca ma wykazać zysk. Bez wskazania wyraźnych korzyści dla USA lepiej na ich zaangażowanie nie liczyć.

Rozgrywka o minerały ziem rzadkich na Ukrainie pokazała w transmisjach na cały świat to, co eksperci mówili już w dniu zaprzysiężenia Trumpa na prezydenta: chcesz sztamy, przynoś cenne dary. Owszem, powie ktoś, ale Ukraina stoi na słabej pozycji – nie jest w NATO, nie jest w Unii i prosi o pomoc. Inne kraje mają znacznie lepszą, partnerską pozycję wobec Stanów Zjednoczonych.

Na pewno? Kanada, członek NATO i najbliższy sąsiad USA, została jako pierwsza postawiona do pionu wystąpieniem Trumpa, który uważa, że powinna zostać 51. stanem USA. Dania, członek NATO, kolejny raz zderzyła się z „propozycją” oddania Trumpowi zasobnej w złoża Grenlandii. Unia Europejska – 23 państwa w NATO – praktycznie została nazwana wrogiem publicznym, który powstał, żeby „wyrolować Stany Zjednoczone”, jak to ujął prezydent USA.

Donald Trump w podobny sposób może szukać podobnych możliwości w innych krajach Europy. To, co jeszcze kilka tygodni temu zostałoby potraktowane wyłącznie jako political fiction, staje się właśnie przedmiotem debaty polityków i ekonomistów, próbujących stworzyć możliwe scenariusze.

– Stanów Zjednoczonych trzeba się dziś bać. Europa musi mieć politykę „de-riskingu”, taką jak wobec Chin – mówił niedawno w XYZ ekonomista dr Bartłomiej E. Nowak z Akademii Finansów i Biznesu Vistula.

Dlaczego łatwo nas wykorzystać?

Prezydent Trump szuka możliwości zarobkowania, chce przejmować zasoby na Grenlandii i na Ukrainie. Warto się zatem rozejrzeć, kto jeszcze w Europie może paść ofiarą jego merkantylnego zainteresowania.

Trzeba patrzeć dwutorowo – z jednej strony, co USA mogą ugrać, z drugiej – nie każdy kraj w Europie można w ten sposób rozgrywać. Gdy się jednak połączy zasoby danego kraju i możliwości stosowania na nim wymuszeń, może powstać krótka lista takich państw. A Polska będzie na niej bardzo wysoko.

Prezydent Trump prawdopodobnie zacząłby od Polski, ponieważ łączy ona strategiczną zależność od USA z potencjałem gospodarczym i geopolitycznym. Użyłby kombinacji nacisku militarnego (zagrożenie wstrzymaniem obecnego wsparcia), energetycznego (kontrola nad LNG – import gazu z USA stanowi ponad 70 proc. całego importu tego surowca do Polski) i gospodarczego (cła, inwestycje). Użyłby znanego już z Ukrainy argumentu: coś za coś, czyli Ameryka musi coś dostać w zamian za udzielaną ochronę.

Dopiero w dalszej kolejności mógłby przejść do Rumunii lub krajów bałtyckich, stosując podobne taktyki, ale dostosowane do lokalnych realiów. Dla Donalda Trumpa kluczowy jest szybki efekt – jest przekonany, że sukces wzmacnia jego pozycję w negocjacjach z większymi graczami. Ten głód trofeum dobrze było widać przy próbie wymuszenia umowy na Ukrainie tu, teraz, zaraz. Patrzyła Unia, a co ważniejsze – patrzyła Rosja. Przecież w normalnych warunkach taki deal byłby negocjowany miesiącami, a może nawet latami.

Dlatego prezydent Trump używa każdego dostępnego narzędzia bez oglądania się na koszty polityczne. I, sądząc po jego wypowiedziach z ostatnich tygodni, ale też z pierwszej kadencji, uważa, że jeśli czegoś zażąda – Polska dowiezie.

Trzeba się zastanowić, jak to, co dziś w Polsce uważamy za korzyści ze współpracy z USA, może stać się obciążeniem przy potencjalnej zmianie podejścia Donalda Trumpa do naszego kraju. Jak sobie z tym poradzimy? Podkreślając wartość sojuszu z USA, politycy muszą się jednocześnie przygotować na każdą ewentualność. Potrzebujemy planu. Argument o wzajemnej – nawet publicznie deklarowanej przyjaźni – już nie daje pełnego poczucia bezpieczeństwa.

Plac kosztownych zabaw Trumpa

A skoro o zyskach mowa, które kraje w Europie byłyby też dla prezydenta Trumpa jędrną cytryną do wyciśnięcia za ich pozwoleniem lub z pomocą nacisków? Na co, na kogo zwróci uwagę jako przedmiot biznesu?

Naturalny potencjalny wybór to kraje oferujące surowce – Norwegia, Rumunia, a także Polska, jeśli wróci do pomysłu wydobywania gazu łupkowego. Jeśli Donald Trump postawi na strategiczne położenie, to w jego orbicie znajdą się Islandia i kraje bałtyckie.

Norwegia

Norwegia dostarcza ponad 30 proc. gazu importowanego do UE. Jej rola rośnie dzięki rozbudowie sieci gazociągów, takich jak Baltic Pipe. Wpływ, a najlepiej kontrola nad dostawami energii do Europy, mogłaby wzmocnić pozycję USA wobec Unii Europejskiej, która od wybuchu wojny na Ukrainie znacząco zwiększyła też zakupy LNG z USA. Nie bez znaczenia jest, że strategicznym dla Stanów Zjednoczonych obszarem jest Arktyka, w której Norwegia ma złoża.

Sposób działania: Trump mógłby naciskać na współpracę z norweskimi firmami lub proponować wspólne projekty w zamian za preferencyjne warunki handlowe.

Obosieczną bronią mogą być natomiast zamówienia dla norweskiej armii realizowane w USA. W ostatnich 15 latach Norwegia wydała na sprzęt ze Stanów co najmniej 12-15 mld dolarów. Rocznie na zakupy uzbrojenia w USA przeznacza średnio 0,8-1 mld dolarów, czyli 8-12 proc. rocznego budżetu obronnego. USA mogą to chcieć wykorzystać, na przykład grożąc opóźnieniem dostaw. Norwegia może straszyć ograniczeniem zamówień.

Rumunia

Rumunia ma złoża gazu na Morzu Czarnym i jest ważnym partnerem NATO w regionie. Donald Trump może widzieć szansę na zwiększanie pozycji energetycznej USA w Europie, zwłaszcza wschodniej, przez dostęp do nowych źródeł gazu. Nie bez znaczenia jest też zwiększenie wpływów USA w regionie Morza Czarnego.

Co może leżeć na stole? Wsparcie USA dla eksploatacji złóż offshore w zamian za udziały dla amerykańskich firm (ExxonMobil wycofał się ze złóż, z których wydobycie ma się zacząć w 2027 r.), oraz rozbudowa baz NATO i sprzedaż uzbrojenia. Amerykanie mogą argumentować, że bez nich rumuńskie złoża będą zagrożone, a Rosja może przejąć kontrolę nad regionem.

Islandia

Islandia, podobnie jak Grenlandia, leży w strategicznym punkcie Arktyki i także ma dostęp do złóż minerałów, a dodatkowo potencjał geotermalny. Choć jest małym krajem, jej położenie może interesować prezydenta Trumpa w kontekście rywalizacji z Chinami i Rosją.

Polska: sojusznik do użytku własnego

Wróćmy na nasze podwórko. Polska wcale nie jest pod szczególną ochroną. Jeśli bowiem Donald Trump chciałby zastosować jakąś formę wymuszenia, musiałby wybrać w Europie kraj, który jest wystarczająco zależny od USA, ale jednocześnie wystarczająco istotny, by wywarcie presji przyniosło wymierne korzyści.

Nie za każdym razem musi zaś chodzić o minerały, surowce i złoża. Jeśli rozszerzymy definicję korzyści, to cennym aktywem może być na przykład głos słuchany w Brukseli. Nasz głos. Żądanie politycznej przysługi w zamian za utrzymanie pomocy wojskowej wydaje się dziś bardzo prawdopodobne.

Polska mogłaby stać się pierwszym wyborem Donalda Trumpa do rozgrywania jego interesów w Europie nie z powodu braku przyjaźni między naszymi krajami, ale właśnie ze względu na tę przyjaźń. Bliskie relacje – i zależność od USA – czynią nas idealnym celem dla Donalda Trumpa, który mógłby wykorzystać ten sojusz jako narzędzie do wymuszenia ustępstw na Unii Europejskiej. Prezydent USA oczekuje przecież od sojuszników konkretnych korzyści, a więc wymuszenie na sojuszniku wsparcia realizacji własnych potrzeb byłoby przedłużeniem tej logiki. Wydaje się, że w jego optyce przyjaźń oparta na wspólnie uzgodnionym stacjonowaniu wojsk USA na wschodniej flance NATO nie wyklucza próby osiągnięcia indywidualnych celów. Jest po prostu argumentem, by Polska zgodziła się na nowe warunki, gdy Donald Trump takowe postawi.

Może oczywiście uznać, że Polska jest zbyt cenna jako sojusznik i wówczas mógłby się skupić na słabszym ogniwie, jak Rumunia czy kraje bałtyckie. To jednak Polska daje mu największy zwrot z inwestycji przy stosunkowo niskim ryzyku politycznym. A korzyści dla USA przeważają u Donalda Trumpa nad kosztami presji na sojusznika. Presja na Polskę mogłaby być przedstawiona jako „twarda miłość” w ramach sojuszu, a nie atak na partnera.

Miesiąc temu koncepcja, że Trump może zmusić Brukselę do poluzowania sankcji nałożonych na Rosję lub do zwrotu zamrożonych rosyjskich aktywów, wydawał się niedorzeczny. Czy dziś nadal taki jest, na przykład po informacjach płynących z USA i Niemiec, że amerykańscy inwestorzy mogą się zaangażować we wznowienie Nord Stream 2, który ma pompować do Europy gaz z Rosji? Polska musi być przygotowana do udzielenia odpowiedzi, gdy na przykład Donald Trump „poprosi” / zasugeruje / zażąda / zarekomenduje / będzie chciał wymusić, by za tym zagłosowała (niepotrzebne skreślić). To będzie sprawdzian polsko-amerykańskich relacji, ale także siły integracji europejskiej.

Od dawna eksperci mówią, że polityka Trumpa jest nastawiona na rozbicie jedności Unii Europejskiej. Prof. Tomasz Płudowski z Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie tłumaczy, że nie musi dojść do całkowitego rozbicia UE, wystarczy osłabienie Wspólnoty.

– W tym sensie Trump ma wspólne cele z Putinem. Wszystkie partie prawicowe, antysystemowe w krajach europejskich, plus Rosja i Trump mają cel – osłabienie dotychczasowego porządku i powołanie jakiegoś nowego układu. To jest niebezpieczne – mówił prof. Płudowski w XYZ.

Zdaniem dr Bartłomieja Nowaka z Akademii Finansów i Biznesu Vistula to sytuacja bez precedensu.

Pierwszy raz od końca II wojny światowej mamy do czynienia z prezydentem USA, który jest otwarcie wrogiem europejskiej integracji. Unia działająca jako całość może bowiem skutecznie kontrować jego pomysły w skali globalnej mówi dr Nowak.

Naturalnymi kandydatami na V kolumnę wydają się kraje utrzymujące dobre relacje z Rosją. Węgry czy Słowacja nie mają posłuchu w Brukseli. Mogą mącić i opóźniać decyzje, ale same nie przekonają Komisji Europejskiej do zmiany stanowiska. Polska byłaby słuchana.

Miliarder, prezydent, szantaż

Polska jest bardzo zależna od USA. To rodzaj partnerstwa, w którym jedna strona wniosła majątek, a druga potencjał. Donald Trump może nas szantażować na wiele sposobów: wycofaniem inwestycji, zakręceniem kurka z LNG, cłami, opóźnieniem dostaw sprzętu wojskowego, wreszcie wycofaniem wojsk. Może też obiecywać: korzystne kontrakty w sektorze energetycznym, zgodę na większe inwestycje w bazy wojskowe (oczywiście w zamian za udziały w zyskach z przedsięwzięć biznesowych) albo nowe inwestycje technologiczne (w końcu szefowie big techów to jego koledzy).

Nasz rząd, zwłaszcza nieprzygotowany do takiej sytuacji, może być bardziej skłonny do ustępstw wobec USA niż Niemcy czy Francja, które mają większą autonomię i siłę negocjacyjną. Silniejsze karty rozdała im i geografia, i ekonomia. A Donald Trump sięga po narzędzia dostępne poza polityką. Jest mistrzem publicznego dyskredytowania tych, których rozgrywa. Donald Tusk nie kibicował mu w kampanii wyborczej, podobnie, jak wielu przywódców z Europy, o czym obecny prezydent na pewno pamięta, bo urazy traktuje bardzo osobiście. Sześć lat czekał, żeby odegrać się na Wołodymyrze Zełenskim (procedurę impeachmentu wobec niego rozpoczęto po tym, jak po rozmowie z prezydentem Ukrainy został oskarżony, że wsparcie militarne uzależnia od pomocy w znalezieniu haków na Bidena). Szybko możemy usłyszeć z Białego Domu: „Polska nie docenia tego, co Ameryka dla niej robi”. Dwa dni później można przecież powiedzieć, że się tego nie pamięta. I z tym trzeba dać sobie radę. Doświadczenie prezydenta Ukrainy z Białego Domu udowodniło, że to nie jest oczywiste i łatwe. Człowiek, który od trzech lat jest pod obstrzałem, nie wytrzymał pyskówki. Nasi politycy muszą z tego wyciągnąć lekcję dla siebie.

Czy silna pozycja Polski w Europie w przypadku próby wymuszenia czegoś przez Donalda Trumpa zadziała na korzyść Polski, czy przeciwnie? To zależałoby także od pozycji, jaką w takiej sytuacji zajmą liderzy innych państw. Zdecydowany wspólny front, który daje Polsce poczucie jedności i bezpieczeństwa, jest niezbędny. Niestety, interesy narodowe wciąż zbyt często górują w UE nad wspólnotowymi. Polska bez zaplecza będzie musiała lawirować między potrzebami USA i własnym bezpieczeństwem a twardym stanowiskiem wobec Rosji jako agresora.

Europejczyków, a Polaków zwłaszcza, sumienie i mentalność obligują do traktowania sojuszy „zerojedynkowo”. Donald Trump zaś stawia pragmatyzm nad sentymenty – sojusznik, którego można użyć, nadal jest sojusznikiem. Jego podejście skupione na maksymalizacji zysków dla USA może prowadzić do wzrostu napięć z UE. Bardzo ciekawy może też być przebieg zdarzeń na osi USA – Wielka Brytania. Po brexicie wyspiarze szukają nowych układów, nowych partnerów handlowych, a prezydent Trump mógłby chcieć wykorzystać tę sytuację do negocjacji korzystnych umów gospodarczych, odciągając też w ten sposób Wielką Brytanię od Unii. Obszary interesujące dla niego to zapewne eksploracja złóż ropy i gazu na Morzu Północnym, gdzie brytyjskie firmy już mają doświadczenie, czy wzmocnienie współpracy między londyńskim City a Wall Street – chociażby poprzez ułatwienia dla amerykańskich banków i inwestorów.

Dlaczego nie Niemcy, Francja czy Włochy? Z Włochami jeszcze wiele się może zdarzyć – Giorgię Meloni i Donalda Trumpa łączy ogromna niechęć do migracji i prawicowe poglądy. Niemcy i Francja, jak już wspominałam, są zbyt silne ekonomicznie i politycznie, by poddać się szantażowi. Chociaż wszyscy kupują sprzęt wojskowy w USA, to jednak gdyby Donald Trump chciał próbować nacisku, to bardziej prawdopodobne są negocjacje niż wymuszenie.

Główne wnioski

  1. Polska jest atrakcyjnym potencjalnym celem dla Donalda Trumpa ze względu na jej strategiczną zależność od USA, potencjał gospodarczy i geopolityczny oraz wpływy w UE. Prezydent USA mógłby wykorzystać tę relację, stosując szantaż militarny, energetyczny lub ekonomiczny (cła, inwestycje), by wymusić ustępstwa, np. poparcie dla złagodzenia sankcji na Rosję, traktując Polskę jako narzędzie w rozgrywce z UE.
  2. Transakcyjny styl prezydentury Donalda Trumpa zakłada, że USA angażują się tylko tam, gdzie widzą zysk. Prezydent Trump szuka w Europie surowców (mają je np. Norwegia, Rumunia), ale i wpływów geopolitycznych. Chociaż nie szanuje obecnego porządku światowego, to musi się z nim liczyć, by osiągnąć niektóre cele. Kraje w jakikolwiek sposób zależne od USA mogą stać się celem, zwłaszcza w kontekście osłabiania jedności UE.
  3. Donald Trump stosuje nacisk poprzez groźby wycofania wsparcia militarnego, cła, publiczne dyskredytowanie polityków i oferty „coś za coś”. Jego polityka jest merkantylna, nastawiona na szybkie zyski i sukcesy, bez względu na koszty polityczne. Dąży do osłabienia UE, widząc w niej rywala, i wykorzystuje sojuszników jako pionki w globalnej grze o dominację ekonomiczną i strategiczną USA.