Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport

Andrzej Wasilewski, szef KnockOut Promotions: „To nie przez freak fighty polski boks jest na deskach”

– Boks to moja wielka miłość, choć trudna… Jeśli udaje nam się wyjść „na zero”, to jesteśmy zadowoleni. Może to się udaje tylko dlatego, że jestem największym polskim brokerem ubezpieczeniowym i jakoś znajduję sponsorów – mówi Andrzej Wasilewski, prezes firmy MAK Ubezpieczenia i największy organizator gal boksu zawodowego w Polsce.

Na zdjęciu Andrzej Wasilewski, polski promotor boksu zawodowego
Andrzej Wasilewski prowadził w boksie zawodowym m.in. Krzysztofa Włodarczyka, przez wiele lat mistrza świata wagi junior ciężkiej Zdjęcie: PAP/Darek Delmanowicz

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego Andrzej Wasilewski ma tak złe zdanie o polskich trenerach boksu amatorskiego.
  2. Dlaczego bardzo szanuje Julię Szeremetę, bokserską srebrną medalistkę igrzysk w Paryżu.
  3. W jaki sposób boks, do którego teoretycznie dopłaca, może pomagać mu finansowo w prowadzeniu firmy.

XYZ: Z przymrużeniem oka – premier Donald Tusk, krytykując „freak fighty” (z angielskiego: „dziwaczne walki”), stara się ratować polski boks? Pytanie, czy nie jest na to za późno…

Andrzej Wasilewski: Chcę to jasno powiedzieć: „freak fighty” zupełnie nie stanowią zagrożenia dla boksu w kontekście rywalizacji o kibiców. Tam widownią są właściwie dzieci, te mające 15 lub 16 lat. Właśnie dlatego premier zareagował ostatnio tak stanowczo.

Powiedział o „freak fightach”: „Promują w sposób niezwykle spektakularny brutalność i wulgarność. (…) Będę rozmawiał w koalicji o tym, czy najbardziej brutalne formy nie powinny być traktowane jak np. ostra erotyka lub reklamy alkoholu”. Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras mówił: „Poprosiłem, żeby to było ostatnie takie wydarzenie na Stadionie Narodowym. To jest miejsce święte, a nie takie, w którym jeden człowiek drugiemu kolanem rozbija nos”.

Również uważam, że Stadion Narodowy nie jest odpowiednim miejscem na tego typu imprezy.„Freak fighty” to bójki m.in. pseudocelebrytów, Instagramerów, YouTuberów, którzy z prawdziwym sportem często nie mają zbyt wiele wspólnego. Są bardzo kontrowersyjni, wulgarność jest tam stylem. Dodanie do nich byłych sportowców niewiele zmienia. Wystawiając ich na Stadionie Narodowym, niejako legitymizujemy to zjawisko. Oczywiście, jako kraj liberalny, nie zakazujemy tego typu wydarzeń, ale… nie na Stadionie Narodowym.

Swego czasu raper Peja, w młodości utalentowany judoka, tłumaczył, dlaczego odrzuca bardzo atrakcyjne finansowo oferty i nie chce wziąć udziału w tym widowisku. Mówił, że postępuje tak z szacunku dla prawdziwych „fighterów”, którzy przez lata ciężko trenują, próbując wyszarpać swoją szansę. Tłumaczył, że nie będzie im odbierał chleba tylko dlatego, że stał się bardzo popularny jako raper.

Uważam, że to była ich ostatnia tak wielka gala „freak fightowa”.

Ale czy to zjawisko nie jest coraz silniejsze? Niedawno sprzedali prawie 50 tysięcy biletów na Stadionie Narodowym na galę 1 września. Były mistrz świata Tomasz Adamek, mimo niemal 50 lat, podobno zarobił tam około miliona złotych (on walczy na zasadach bokserskich). Takie walki, jak ta między byłym siatkarzem Zbigniewem Bartmanem a byłym piłkarzem Tomaszem Hajtą, czy udział lewicowej aktywistki Mai Staśko, przyciągają widownię. Może te imprezy zaspokajają potrzebę widowiskowych walk, a dla tradycyjnego boksu pozostaje coraz mniej miejsca?

Oczywiście, sukces FAME MMA [to ona odpowiada za „freak fighty”] to fenomen ostatnich lat. Słyszałem, że przy jednej gali sprzedali ponad 300 tysięcy subskrypcji – to robi wrażenie. Ale ich najlepsze chwile chyba już minęły, i to niezależnie od wypowiedzi premiera. Tak odczytałem ruch FAME MMA, by podpisać kontrakt z Canal+, żeby to ta stacja transmitowała ich imprezy. Czuli chyba, że tracą prędkość i chcieli finansowo ustawić się może mniej efektownie, ale za to bezpieczniej. Przy okazji powiem, że właśnie Canal+ podobno bardzo naciska na to, żeby podczas gal pojawiały się nazwiska związane ze sportem, takie jak Tomasz Adamek. FAME MMA próbowało także przyciągnąć mojego wychowanka Krzysztofa Włodarczyka, byłego mistrza świata w boksie, jednak ostatecznie jego walka się nie odbyła.

Jeśli Canal+ wywiera presję, to oferty dla Julii Szeremety, polskiej srebrnej medalistki z igrzysk w Paryżu, muszą być naprawdę kuszące. Zresztą „Fakt” pisał o kwocie 500 tys. zł za jedną walkę. A ona odmawia, mówi, że zostaje przy boksie olimpijskim. Daje do zrozumienia, że to jest prawdziwy sport. A może już nigdy nie być tak popularna jak teraz, nie mieć już szansy na tak wielkie pieniądze. I może za cztery lata na igrzyskach boksu już nie będzie? Czytamy o tego rodzaju pogłoskach.

Bardzo szanuję Julię Szeremetę za taką decyzję. Mam nadzieję, że boks pozostanie w programie olimpijskim i że ona zdobędzie złoty medal. Jest młoda, ma dopiero 21 lat, a za cztery lata może być jedną z głównych faworytek.

Na zdjęciu Julia Szeremeta, 21-letnia polska pięściarka
21-letnia Julia Szeremeta zdobyła w Paryżu pierwszy dla Polski od 1992 r. medal olimpijski w boksie Zdjęcie: PAP/Piotr Polak

Mówi pan, że Julia Szeremeta powinna zostać przy boksie olimpijskim, ale jednocześnie ma pan jak najgorsze zdanie o polskim systemie szkolenia, jeśli idzie o ten właśnie boks – olimpijski, amatorski.

Tak, ale Julia Szeremeta ma dobrego trenera – Tomasza Dylaka. Natomiast od lat mam fatalną opinię o polskich trenerach męskiego boksu. To problem strukturalny. Nie bez powodu między 1992 a 2024 rokiem Polska nie zdobyła w boksie żadnego medalu olimpijskiego. Nasi trenerzy to często byli zawodnicy, którzy nie chcą się dokształcać ani nie znają języków obcych. W przeszłości zdarzały się również problemy z alkoholem podczas treningów… Pamiętam, jak wiele lat temu byłem na obozie kadry polskich juniorów – trener ledwo stał w narożniku.
Trzeba rewolucji w Polskim Związku Bokserskim. Potrzebny jest ktoś, kto otworzy środowisko na młodych trenerów i umożliwi im zdobywanie doświadczenia za granicą. Inaczej kryzys będzie trwał. Zrozumiałem to już dawno, zanim jeszcze pojawił się boom na MMA czy „freak fighty”.

Młodzi zawodnicy, zwłaszcza z trudnych środowisk, potrzebują trenera, który będzie dla nich mentorem – a tego brakuje w polskim boksie od lat.

Było i jest aż tak źle?

Podam przykład. Kilkanaście lat temu podpisałem kontrakt z dwoma utalentowanymi pięściarzami kategorii ciężkiej. Przychodzili z boksu amatorskiego. Obaj nie mieli jeszcze 20 lat i okazało się, że byli już w pewnym sensie „kalekami”, narzekali na straszne bóle pleców. My ich uczyliśmy porządnej rozgrzewki, odnowy biologicznej, rozciągania. Przyszli do nas z niewłaściwymi nawykami. Obaj jako nastolatkowie bardzo szybko rośli, a zawodnik, który szybko rośnie, musi być delikatnie prowadzony, jeśli chodzi o treningi fizyczne, kręgosłup itd.
Dlaczego każdy ukraiński pięściarz chodzi na rękach, żongluje piłeczkami? Od dziecka przygotowywany jest do wielkiego sportu. Ołeksandr Usyk, wspaniały mistrz świata wagi ciężkiej, ma 37 lat, wielkie walki za sobą, a nie słyszałem, by narzekał na kłopoty z kręgosłupem. Miał mądrego trenera, który zobaczył, że chłopak będzie rósł i powiedział: „Ty nie robisz siły, tylko koordynację”.

I nie ma poprawy w naszym boksie?

Znów podam przykład, bardzo świeży. Chcemy podpisać kontrakt zawodowy z pewnym polskim pięściarzem, który boksu uczył się w Anglii. Prawie dwa metry wzrostu, waga junior ciężka. Polski Związek Bokserski ściągnął go do kraju jakiś czas temu, licząc na sukces na igrzyskach w Paryżu. Pięściarz przeprowadził się do Polski i moim zdaniem zaczął boksować gorzej niż wcześniej. W Anglii trenował po pracy, ale miał dostęp do dobrych fachowców i wartościowych sparingpartnerów. W Polsce mógł skupić się tylko na boksie, a jednak nastąpił regres. Jeśli podpiszemy z nim kontrakt, zamierzamy wysłać go z powrotem do Anglii, by kontynuował rozwój tam, gdzie miał lepsze warunki.

Trudną ma pan pasję. Nie ma grupy młodych pięściarzy, z której można wybierać, nie ma w polskim boksie gwiazdy, która mogłaby wywołać odpowiednią koniunkturę.

Mam kilku kolegów, którzy próbują w Polsce żyć ze sportu. To nie jest łatwe. Na szczęście ja utrzymuję się z zupełnie innej działalności. Boks to moja ogromna, choć trudna miłość. Jeśli udaje nam się wyjść „na zero”, to już jesteśmy zadowoleni. Może to możliwe dlatego, że jestem największym polskim brokerem ubezpieczeniowym i jakoś znajduję sponsorów. Moja firma, MAK Ubezpieczenia, zatrudnia na etacie około 500 osób, mam więc wiele kontaktów i udaje mi się „wyżebrać” sponsorów – choć największym z nich jest i tak moja własna firma.

Dużo pan dopłaca do swojej pasji?

To ciekawy temat. Oczywiście, na pierwszy rzut oka dopłacam sporo, ale boks jest dla mnie również platformą do budowania relacji biznesowych. Może, summa summarum, organizowanie gal boksu zawodowego przyczynia się do lepszego rozwoju mojego biznesu? Tego nie da się zmierzyć. Raz w roku organizujemy galę w pięciogwiazdkowym hotelu Nosalowy Dwór w Zakopanem, gdzie zapraszamy 400 gości – naszych klientów, współpracowników, partnerów z towarzystw ubezpieczeniowych – na cały weekend. W pewnym sensie to inwestycja we własny biznes.

Dopóki mamy pięściarzy, działamy, walczymy i staramy się wycisnąć z tego, ile się da.

A są jeszcze?

Jeszcze tak. Myślę, że Michał Cieślak i Mateusz Masternak dostaną kolejne szanse walk o mistrzostwo świata, choć Cieślak ma już 35 lat, a Masternak 37. Mamy też utalentowanego Fiodora Czerkaszyna, 28-letniego pięściarza polsko-ukraińskiego, a dodatkowo planujemy podpisać kontrakt z jednym z kubańskich bokserów. Wspominałem też o Polaku, który trenował w Anglii.

Nie wygląda to zbyt optymistycznie. Ale widzimy w ostatnich latach, że wielu ludzi w Polsce zaczyna trenować boks rekreacyjnie. Tak jakby wracała moda na ten sport.

To bardzo ciekawe zjawisko i może mieć pozytywny wpływ na zainteresowanie boksem zawodowym. Ktoś, kto trenuje, lepiej rozumie, co dzieje się w ringu, dostrzega niuanse i potrafi docenić kunszt pięściarzy.
Jeśli ktoś poważnie zainteresuje się boksem, zostaje przy nim na długo. Widzę to po naszych kibicach – tworzą elitarne grono, naprawdę pasjonują się boksem. Można powiedzieć, że mamy bardzo wierny „twardy elektorat”.

Rozmawiał: Marek Deryło

Główne wnioski

  1. Według Andrzeja Wasilewskiego boks zawodowy w Polsce znajduje się w poważnym kryzysie, gdyż nie działa system szkolenia młodzieży. Brakuje odpowiednich trenerów.
  2. Andrzej Wasilewski do boksu dopłaca, ale w zamian zyskuje platformę biznesową, która być może pomaga rozwijać jego firmę MAK Ubezpieczenia.
  3. Pięściarka olimpijska Julia Szeremeta, mimo kuszących ofert, nie chce brać udziału we „freak fightach”, nie uważa tego za prawdziwy sport.