Portugalczycy opłakują legendarnego prezesa FC Porto. Jorge Nuno Pinto da Costa rządził ponad 40 lat
Niespełna rok temu, będący już w podeszłym wieku, ale nadal wykazujący wolę walki, Jorge Nuno Pinto da Costa musiał ustąpić ze stanowiska prezesa FC Porto po 42 latach. Przegrał wybory z André Villasem-Boasem. Po utracie władzy zmagał się z nowotworem. Zmarł 15 lutego, miał 87 lat.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Jakie kluczowe zmiany wprowadził Pinto da Costa w FC Porto po objęciu stanowiska prezesa w 1982 r.
- Jakie były główne kontrowersje związane z Pinto da Costą, szczególnie w kontekście afery „Złoty Gwizdek”.
- W jaki sposób FC Porto pod rządami Pinto da Costy odnosiło sukcesy w zakresie polityki transferowej.
Pinto da Costa przejął stery w Porto w 1982 r. Wówczas ekipa Smoków nie budziła respektu nawet w Portugalii, gdzie postrzegano ją raczej jako ligowego średniaka. Nowy prezes zabrał się do pracy z ogromnym zapałem, a przełomem był zdobyty w 1987 r. Puchar Europy. W tamtej drużynie grał polski bramkarz Józef Młynarczyk, który zapewniał zespołowi spokój.
– Żegnamy osobę, która już za życia była postrzegana jako prezes wszystkich prezesów. Na świecie nie ma drugiego przypadku, by ktoś zarządzał klubem przez 42 lata. On pełnił tę funkcję przez
15 kadencji. Portugalia była zszokowana informacją o jego nagłej śmierci. Gdy Pinto da Costa zdał sobie sprawę, że przegra wybory, skupił się na swoim zdrowiu, przeszedł operacje. Wysyłał wiadomości ze szpitala, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Dlatego jego śmierć była ogromnym zaskoczeniem – przegrał walkę z rakiem. Każdy klub powinien mu dziękować za jego dokonania, bo wręcz uosabiał portugalski futbol, począwszy od lat 90. W istocie tworzył piłkarską Portugalię. Jako prezes zdobył 2591 tytułów w 21 dyscyplinach, co jest rekordem świata – mówi Adam Rybczyński, ekspert od portugalskiej piłki.
Wzlot „The Special One” i lizboński skandal
Jeśli chodzi o XXI wiek, kolejnym ogromnym sukcesem FC Porto na arenie międzynarodowej był triumf w Lidze Mistrzów w 2004 r. Wówczas portugalska drużyna pod wodzą José Mourinho potrafiła uciszyć Old Trafford, eliminując Manchester United, a końcowy sukces w Champions League pozwolił trenerowi wypromować się na światową skalę. Po przybyciu do Chelsea określił samego siebie jako „The Special One” – ten wyjątkowy.
– Obecny prezes André Villas-Boas otwarcie skrytykował lizbońskie kluby za brak oficjalnego komunikatu po śmierci Pinto da Costy. Trzęsienie ziemi w Lizbonie w dniu jego pogrzebu
[17 lutego – przyp. red.] miało niezwykłą symbolikę. „Istnieją poetyckie zbiegi okoliczności”
– komentowali kibice w mediach społecznościowych. Prezesi niemal wszystkich innych klubów odnieśli się do tych tragicznych wieści. Na ceremonii pogrzebowej pojawiła się śmietanka portugalskiej piłki: Pepe, Deco, Sérgio Conceição (były trener Porto w ostatnich latach, miał bliskie relacje z Pinto da Costą – wymowne, że odszedł z klubu po rozpoczęciu rządów przez
Villasa-Boasa). Deco podkreślił, że Pinto da Costa był wizjonerem, zdobył wszystko w Portugalii
i dwukrotnie triumfował w Lidze Mistrzów. Zbudował nowy stadion, a w polityce transferowej wprowadził innowację – postawił na rynek południowoamerykański. Był twórcą Dragon Force, akademii FC Porto, a inwestycje w zespoły młodzieżowe nabrały rozpędu właśnie za jego rządów. To stamtąd wybiły się takie talenty jak Fábio Vieira, Vitinha, Diogo Costa, Fábio Silva. Co ciekawe, podczas jego prezesury Lionel Messi zadebiutował w dorosłej drużynie FC Barcelony. Miało to miejsce 16 listopada 2003 r., a Porto pokonało Barcelonę 2:0 – zwraca uwagę Adam Rybczyński.
Stopniowy awans w klubowej hierarchii
Pinto da Costa pokochał FC Porto jako ośmiolatek – wtedy po raz pierwszy był na meczu. Aby zdobyć pełnię władzy w wielosekcyjnym klubie, który z czasem stał się potęgą portugalskiej piłki, musiał najpierw pokonywać kolejne szczeble w jego strukturach. Był sócio, członkiem komisji administracyjnej sekcji hokeja na wrotkach i jej kierownikiem, nadzorował także sekcję boksu.
Jego początki w futbolu sięgają 1969 r., gdy zwycięzca wyborów Afonso Pinto de Magalhães powierzył mu kierowanie amatorskimi sekcjami. Pinto da Costa miał przerwy w pracy w Porto, ale po powrocie w 1976 r. objął funkcję dyrektora sportowego. Pięć lat później, za namową kibiców, wystartował w wyborach, aby wyprowadzić klub na prostą.
– Prezes FC Porto odbudował klub, który znajdował się nad sportową i finansową przepaścią. Stworzył markę-tożsamość, która obejmowała nie tylko klub, ale i całe miasto oraz region. Wprowadził mentalność zwycięzców – ludzi, którzy idą po swoje i nie przejmują się przeszkodami. Jednocześnie zarzucano mu, że niepotrzebnie podsycał rywalizację Porto–Lizbona, wzniecając niezdrowe emocje zarówno między klubami, jak i kibicami. To właśnie za jego rządów przy
FC Porto pojawiły się zorganizowane grupy ultrasów, które pozostały mu wierne nawet po przegranych wyborach i odegrały kluczową rolę w organizacji jego pogrzebu. Pinto da Costa szczegółowo zaplanował jego przebieg – opisał to w wydanej w zeszłym roku książce „Niebieski aż do końca”, której okładka przedstawia go z trumną przykrytą klubową flagą. W wywiadach promujących publikację zdradzał, kto powinien pojawić się na ceremonii, a kto będzie niemile widziany – zaznacza dr Anna Olchówka, specjalizująca się w analizie portugalskiego futbolu.
Kluczowy rynek południowoamerykański
Legendarny prezes postawił na pracę u podstaw. System szkolenia młodzieży zyskał renomę na świecie i stał się wizytówką klubu. W trakcie jego rządów dużą wagę przywiązywano także do skautingu, zwłaszcza w Ameryce Południowej. FC Porto sprowadzało stamtąd zawodników, którzy w Portugalii rozbłysnęli na gwiazdy światowego formatu, a następnie byli sprzedawani za imponujące kwoty.
Ostatnim przykładem jest Brazylijczyk Galeno, który trafił na Estádio do Dragão w 2016 r.,
a w niedawno zamkniętym zimowym oknie transferowym przeniósł się do saudyjskiego Al-Ahli za 50 mln euro. Kolumbijczyk Radamel Falcao swego czasu został sprzedany za 40 mln euro, podobnie jak brazylijski dryblas Hulk. Jego rodak, Éder Militão, zyskał uznanie w Realu Madryt, który kupił go za 50 mln euro – wcześniej FC Porto pozyskało tego środkowego obrońcę za zaledwie 4 mln euro… Luis Díaz w sezonie 2021/22 został zawodnikiem Liverpoolu za 53 mln euro, natomiast AS Monaco przed 12 laty kupiło Kolumbijczyka Jamesa Rodrígueza za 45 mln euro.
Abstrahując od Latynosów, warto zaznaczyć, że FC Porto w czasach Pinto da Costy potrafiło znakomicie zarabiać także na transferach rodzimych piłkarzy. Vitinha, który teraz czaruje
w środku pola PSG, trafił do francuskiego hegemona za 41,5 mln euro. Wolverhampton zrealizowało transfer Fábio Silvy za 40 mln euro, André Silva przeszedł do Milanu za 38 mln euro, a Fábio Vieira do Arsenalu za 35 mln euro.
Uwikłany w aferę korupcyjną
Kilkanaście lat temu w Portugalii wybuchła afera „Złoty gwizdek”, dotycząca korumpowania sędziów. Kluczową postacią w tym procederze miał być Pinto da Costa. Jego była partnerka, Carolina Salgado, sugerowała, że prezes Porto zdobywał przychylność arbitrów, oferując im usługi prostytutek. Władze portugalskiej i europejskiej piłki (UEFA) ukarały klub – FC Porto nie mogło grać w Lidze Mistrzów w sezonie 2008/09. Z czasem Pinto da Costa został oczyszczony
z zarzutów, lecz niesmak pozostał.
– Pinto da Costa był symbolem FC Porto, co podkreślają zarówno jego zwolennicy, jak
i przeciwnicy. Tych ostatnich przez lata uzbierało się wielu, zwłaszcza po 2004 r., kiedy ruszył proces w aferze korupcyjnej „Apito Dourado” (Złoty Gwizdek) oraz kolejne postępowania. Choć prezes Smoków został ostatecznie oczyszczony, nagrania ujawnione w trakcie procesu wskazywały, że brał udział w zakulisowych rozgrywkach, które miały niewiele wspólnego z czystą, uczciwą grą. Dodatkowo na jaw wyszły problemy finansowe FC Porto. Klub pod jego rządami zawierał podejrzane umowy sponsorskie, sprzedawał zawodników za zaniżone kwoty, zaciągał pożyczki na pokrycie bieżących kosztów i naruszał zasady finansowego fair play UEFA. To wszystko działo się przy jednoczesnym wypłacaniu sowitych premii zarządowi i agentom piłkarskim – podkreśla Anna Olchówka.
Lokalny patriota
Wpływ Pinto da Costy na portugalską rzeczywistość wykraczał daleko poza piłkę nożną.
„To, co niemożliwe, zajmuje po prostu więcej czasu” – to było jego credo. W walce między północą (np. Braga) a południem uchodził za obrońcę północy. Mieszkańcy Porto postrzegani są jako ludzie pracy, wyznający prawdziwe wartości, przeciwstawiani Lizbonie, która patrzy na nich
z wyższością i uważa się za elitę. Podział Portugalii na północ i południe jest wyraźny również
w aspekcie ekonomicznym – w pobliżu stolicy łatwiej o dobrze płatną pracę. Można to porównać do włoskich realiów. Pinto da Costa miał wolę, by członkowie zarządu klubu nie byli obecni na jego pogrzebie, co André Villas-Boas uszanował. Piłkarze i sztab szkoleniowy oczywiście wzięli udział
w ceremonii. Były napastnik Realu Madryt, Emilio Butragueño, złożył specjalny wieniec w imieniu Królewskich – mówi Adam Rybczyński.
– Większość pośmiertnych sylwetek Pinto da Costy opublikowanych w mediach opisuje także ciemne strony jego prezesury. Nie przekreślają one jednak dekad sukcesów, które uczyniły z FC Porto fenomen na skalę krajową i europejską. To niezaprzeczalne dziedzictwo byłego prezesa Smoków, którego nikt nie może mu odebrać – podsumowuje specjalistka od portugalskiego futbolu.

Główne wnioski
- Pinto da Costa przekształcił FC Porto z ligowego średniaka w europejską potęgę – zdobył m.in. Puchar Europy w 1987 r., a w 2004 r. pod wodzą José Mourinho klub triumfował w Lidze Mistrzów.
- Jego prezesura była kontrowersyjna – choć osiągnął wielkie sukcesy, został uwikłany w aferę korupcyjną „Złoty Gwizdek”, a mimo oczyszczenia z zarzutów wizerunkowo ucierpiał.
- FC Porto zbudowało model finansowy oparty na skautingu i sprzedaży talentów – klub sprowadzał młodych graczy, szczególnie z Ameryki Południowej, by później sprzedawać ich za wielomilionowe kwoty do największych europejskich klubów.