"Prawdziwy deficyt jest o 100 mld zł wyższy". Dr Dudek o "propagandzie" w finansach publicznych
– Polska próbuje funkcjonować jak kraj ze szwedzkimi wydatkami socjalnymi i irlandzkimi podatkami. To model, który w długim okresie jest po prostu niemożliwy do utrzymania – mówi dr Sławomir Dudek w rozmowie z XYZ podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Rozmawiamy o rosnącym długu publicznym i ustawie budżetowej, a także o podatkach, wydatkach i pomysłach na rozwiązanie finansowego pata.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego polskie finanse publiczne znajdują się w stanie głębokiego deficytu.
- Jakie mechanizmy stosują politycy, by ukrywać rzeczywisty stan dziury budżetowej.
- Jakie konsekwencje dla obywateli i gospodarki może przynieść utrzymywanie obecnej polityki wydatkowej w najbliższych latach.
Wideocast
Powiększ wideo
Wideocast
Powiększ wideo
Forum Ekonomiczne w Karpaczu nie jest wolne od debat nad finansami publicznymi. W rozmowie z XYZ dr Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych oraz adiunkt SGH mówi o ukrytym deficycie.
– Rząd zaprezentował w ustawie budżetowej planowany deficyt na poziomie 270 miliardów złotych. Jednak sama ta liczba jest myląca i nie daje pełnego obrazu sytuacji. Powody są dwa. To zawiła metodologia liczenia oraz równoległy budżet w Banku Gospodarstwa Krajowego. Ten obsługuje liczne fundusze, które generują dodatkowe deficyty, niewidoczne w głównym budżecie państwa – tłumaczy ekonomista.
Jak dodaje, deficyt na 2024 roku (oficjalnie planowany na 289 miliardów złotych), uwzględniał m.in. spłatę wcześniejszych pożyczek PFR i BGK na kwotę 63 miliardów zł. Po odjęciu tej wartości, deficyt będzie bliższy 226 miliardom. Jednak dodając kwoty z funduszy BGK – faktyczny deficyt przekroczy 300 mld zł.
Dlatego choć zmiana władzy w Polsce przyniosła nowe deklaracje w obszarze polityki gospodarczej, realia wydatkowe pozostały podobne. Największe emocje budzi kwestia przyszłorocznego budżetu i skali deficytu.
„Ukryte” 100 miliardów
Zgodnie z konstytucją, wszystkie finanse państwa powinny być ujmowane w ustawie budżetowej. W praktyce jednak część deficytu „chowana” jest w funduszach zarządzanych przez BGK.
– W 20 takich funduszach ukryto deficyt rzędu 100 miliardów złotych. Oznacza to, że rzeczywisty deficyt przyszłoroczny wyniesie 370 miliardów złotych, a nie 270 miliardów – jak wynika z dokumentów rządowych – wyjaśnia dr Sławomir Dudek.
Podobnie wyglądała sytuacja w latach ubiegłych. Także wtedy do oficjalnych kwot należało doliczać bieżące deficyty funduszy BGK, sięgające 80–90 miliardów złotych.
Jawność zamiast włączenia do ustawy
Obecny rząd, w odróżnieniu od poprzedniego, udostępnia dane dotyczące finansów równoległych. Można je znaleźć w części opisowej projektu budżetu oraz na stronach BGK. Jednak, jak zaznacza dr Dudek, to wciąż nie rozwiązuje problemu systemowego.
Opisowa część ustawy budżetowej nie jest głosowana przez parlament ani podpisywana przez prezydenta. Formalnie więc fundusze covidowe, zbrojeniowe czy pomocowe nadal funkcjonują poza głównym budżetem.
– Samo pokazywanie nic nie zmienia – mówi ekonomista, wskazując, że zgodnie z zasadami obowiązującymi przed 2015 rokiem fundusze te musiałyby być włączone do ustawy budżetowej.
Polska w procedurze nadmiernego deficytu
Komisja Europejska monitoruje sytuację budżetową Polski w ramach procedury nadmiernego deficytu. Rząd raportuje deficyt europejski na poziomie 6,5 proc. PKB. Jednak warto zauważyć, że metodologia unijna nie uwzględnia m.in. zaliczek na zbrojenia.
Choć Komisja Europejska akceptuje taki sposób raportowania, prawdziwe zadłużenie jest wyższe. To znajduje odzwierciedlenie w przyroście długu publicznego.
Bałagan w raportowaniu i polityczna demagogia
Dr Sławomir Dudek zwraca uwagę, że obecny sposób raportowania deficytu generuje ogromne zamieszanie. Zwykły obywatel – a często także posłowie – nie są w stanie zrozumieć, jakie są faktyczne liczby.
– To obowiązkiem rządu jest pokazanie deficytu, który da się porównywać między latami. Dziś mamy jeden wielki bałagan i jedną wielką demagogię. Opozycja krytykuje, a sama wcześniej miała wysokie deficyty. Rząd tego nie wyczyścił i to jest bardzo niekorzystne – podkreśla ekonomista.
Mimo że sama skala problemu jest trudna do uchwycenia dla opinii publicznej, faktem pozostaje, że już sam „oficjalny” deficyt jest bardzo wysoki.
Granica wyporności zadłużenia – co nas jeszcze chroni?
Na pytanie o to, jak blisko Polska znajduje się granicy niebezpiecznego zadłużenia, dr Dudek odpowiada: na razie chroni nas wzrost gospodarczy.
Jednak ten wzrost oparty jest głównie na konsumpcji, która z kolei finansowana jest przez transfery społeczne, a więc… deficyt. Sektor przemysłowy znajduje się w stagnacji, budownictwo w marazmie, a wzrost PKB napędzają wydatki publiczne.
Na sytuację krótkoterminowo wpływają także środki unijne. Zarówno te standardowe, jak i z Krajowego Planu Odbudowy. Jednak w 2027 roku KPO już nie będzie, a rząd nie zaprezentował żadnej wiarygodnej ścieżki redukcji deficytu w kolejnych latach.
Niepokojące jest również to, że Polska ma obecnie drugi najwyższy deficyt w Unii Europejskiej. Wyprzedza nas tylko Rumunia. Jeśli jednak uwzględnić zaliczki na zbrojenia, Polska wysuwa się na niechlubne pierwsze miejsce.
– Wyjęcie baterii z wagi nie zmienia faktu, że tyjemy. Problem tylko się powiększa – podsumowuje ekonomista.
Pytanie o źródła deficytu prowadzi do analizy struktury finansów publicznych. Dr Sławomir Dudek proponuje rozbić problem na czynniki pierwsze.
W 2022 roku, już po wygaśnięciu tarcz antycovidowych, deficyt Polski wynosił 3,4 proc. PKB. Nieco powyżej dopuszczalnego progu, ale wciąż na względnie bezpiecznym poziomie. W ciągu zaledwie dwóch lat deficyt wzrósł jednak do 6,6 proc. PKB, czyli niemal się podwoił.
Główne wnioski
- Deficyt i dług rosną w szybkim tempie, a głównym czynnikiem są rosnące wydatki socjalne, które już przekroczyły poziom unijnej średniej i zbliżają się do typowych dla Szwecji, przy znacznie niższych podatkach. To prowadzi do strukturalnej nierównowagi finansów publicznych.
- Politycy wszystkich stron unikają trudnych decyzji, przerzucając winę na poprzedników i stosując narrację propagandy sukcesu. W praktyce zarówno rząd, jak i opozycja wspierają kosztowne transfery socjalne, co pogłębia problem.
- Uszczelnianie systemu podatkowego nie rozwiąże problemu, ponieważ nawet całkowite zlikwidowanie luki VAT nie wystarczyłoby na sfinansowanie obecnych świadczeń. Narracja o „magicznych miliardach z uszczelnienia” to polityczny mit. Nie oznacza to jednak, że podatków nie należy uszczelniać.