Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Polityka Świat

Prof. Góralczyk: Premier Orbán w opałach

Węgierscy szpiedzy w Ukrainie przypomnieli światu, że rząd Viktora Orbána działa według własnych reguł i stoi po stronie Rosji, Chin i Turcji, a nie Europy. To się może zmienić: szanse w wyborach parlamentarnych, które odbędą się w przyszłym roku, ma opozycyjna partia Tisza.

Na zdjęciu Viktor Orban przy mównicy
Viktor Orbán i jego partia Fidesz przejęli władzę na Węgrzech wiosną 2010 r. Nieliberalna demokracja, jak ją w lecie 2014 r. zdefiniował sam premier, z czasem coraz bardziej nabierała cech autorytarnych. Od marca 2020 r. do dziś trwają rządy dekretami, na mocy niedawnej nowelizacji konstytucji nieograniczone czasowo. Fot. ZOLTAN MATHE/ PAP/EPA

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. W jaki sposób narodziła się partia Tisza (Szacunek i wolność) i jak została przyjęta przez opozycję na Węgrzech.
  2. Co ujawnił jej lider Péter Magyar i w jaki sposób przekonuje do siebie Węgrów.
  3. W jakiej sytuacji znajduje się węgierska gospodarka.

Bezprecedensowe, pierwsze w przypadku państwa członkowskiego NATO i UE, przechwycenie przez ukraiński kontrwywiad dwóch szpiegów węgierskich oraz natychmiastowe obustronne wydalenie po dwóch dyplomatów z Budapesztu i Kijowa wywołały międzynarodowy skandal.

Po raz kolejny każą bowiem stawiać pod znakiem zapytania sojuszniczą lojalność Węgier, budząc przy okazji w zachodnich stolicach oburzenie na postawę węgierskich władz. Znowu mamy medialne poruszenie spowodowane postawą Madziarów i spore zamieszanie wokół nich. Tymczasem nie mniejsze zamieszanie już od pewnego czasu trwa na tamtejszej scenie wewnętrznej.

Opozycja i społeczny ferment

Od półtorej dekady, czyli od wiosny 2010 r., kiedy to partia Fidesz i jej charyzmatyczny lider Viktor Orbán przejęli władzę, na dodatek z konstytucyjną większością, na węgierskiej scenie wewnętrznej wszystko wydawało się być jasne: nieliberalna demokracja, jak ją w lecie 2014 r. zdefiniował sam premier, ma się dobrze. Dość długo wydawała się być systemem skonsolidowanym, tyle że z czasem coraz bardziej nabierała cech autorytarnych. Po drodze narodziło się bowiem jedynowładztwo Orbána, przynosząc ze sobą zauważalną centralizację władzy i majątku, a więc skupioną wokół Fideszu i samego premiera oligarchię. Od marca 2020 r. do dziś trwają rządy dekretami, na mocy niedawnej nowelizacji konstytucji nieograniczone czasowo.

Ta ostatnia zmiana, niejedyna minionej wiosny, spowodowana jest tym, że ponad rok temu wyłoniła się, zresztą z jego szeregów, opozycja wobec Systemu Orbána. To – w dużej mierze do dziś kierowana jednoosobowo, ale sięgająca po coraz większe poparcie – partia Tisza (Szacunek i wolność) Pétera Magyara. Był on kiedyś dyplomatą w Brukseli z ramienia Fideszu, a później osobą dobrze ulokowaną w jej nomenklaturze.

Ochrona przed własnym krajem

Polityk ten wstąpił na scenę w połowie lutego ub.r. w symbolicznym dniu. Po skandalu pedofilskim, w który zamieszane było też najbliższe otoczenie premiera, ustąpiły wtedy ze stanowiska panie prezydent Katalin Novák oraz była minister sprawiedliwości i zarazem była małżonka Magyara, Judit Varga. Wtedy, jako osoba dotychczas publicznie nieznana, udzielił on wywiadu mediom społecznościowym, mocno i zdecydowanie atakując istniejące w kraju porządki. A ponieważ ten wywiad zdobył ponad 2 mln wejść w 9,5-milionowym kraju, Magyar szybko poszedł za ciosem. Utworzył nową partię, która natychmiast wyrosła na największą siłę opozycyjną w kraju. Dowiodła tym słabości poprzedniej, co potwierdziły wyniki ubiegłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Sam Magyar zdobył w nich mandat europosła. Jest to teraz ważne, bowiem ma immunitet, podczas gdy europarlamentarzyści z ramienia Fideszu już trzykrotnie podejmowali próbę odebrania mu go, ale przegrywali w głosowaniach. Przede wszystkim dlatego, że Węgry mają tam bardzo zły wizerunek kraju łamiącego lub podważającego prawo (jako jedyne w UE nie otrzymały funduszy z KPO). Z racji łamania zasad praworządności pod koniec ub.r. po raz pierwszy nie wypłacono im nawet ponad miliarda euro z unijnych funduszy spójności, czyli podstawowego siedmioletniego budżetu.

Efekt w opozycji

Szybki polityczny awans Pétera Magyara i jego partii na najsilniejszy organizm w opozycji, początkowo bagatelizowany przez pewnego siebie i swoich racji premiera, najpierw wywołał spory ferment wewnątrz słabej i rozproszkowanej po ostatnich wyborach wiosną 2022 r. opozycji. Zamiast Magyara wspierać, zajęła ona stanowisko wyczekujące. Szef najsilniejszej do tej pory, wyłonionej z gremium socjalistów Koalicji Demokratycznej, były premier Ferenc Gyurcsány, zaczął go wprost atakować i wzywać na pojedynki.

Szybko rosnący w siłę, a ostatnio – co też jest precedensem od wiosny 2010 r. – wygrywający w sondażach z Fideszem Magyar konsekwentnie te zaczepki ze strony mało znaczącej opozycji ignorował. W efekcie, ku zadowoleniu wielu, nie tylko w szeregach Tisza, Gyurcsány 8 maja zrezygnował z życia publicznego. Kierownictwo partii oddał żonie, europarlamentarzystce Klarze Dobrev, z którą się rozszedł (byli małżeństwem od 1995 r.) w tym samym dniu, gdy odszedł z polityki. Ta rezygnacja nastąpiła jednak stanowczo zbyt późno, bowiem Gyurcsány miał potężny elektorat negatywny. Do dziś pamięta mu się bowiem słynne słowa z 2006 r.: „Kłamaliśmy rano w dzień i w nocy”.

Kłamstwo na piedestale

Ten moment na rezygnację był jednak znakomity, bowiem Węgry już od kilku miesięcy są mocno wewnętrznie rozkołysane. 4 marca nowym prezesem Węgierskiego Banku Narodowego został Mihály Varga, dotychczasowy szef resortu gospodarki i wicepremier w gabinecie Orbána. Po 12 latach odszedł z tej funkcji inny kiedyś bliski współpracownik premiera, György Matolcsy, który ostatnio otwarcie poróżnił się z Orbánem o prowadzoną w kraju politykę gospodarczą i monetarną. Otwarcie zarzucał im, że są „socjalistyczne” z charakteru, a więc sterowane odgórnie przez państwo, a niekoniecznie oparte na mechanizmach rynkowych.  

Jednakże tuż przed jego odejściem urząd ÁSZ, odpowiednik naszej NIK, ujawnił, iż utworzone za czasów Matolcsyego fundacje podległe bankowi centralnemu, m.in. prowadzone przez jego syna Ádáma, dziś przebywającego na terenie Dubaju, przejęły ponad 407 mld forintów (4,27 mld zł) i nigdy się z nich nie rozliczyły. Zapewne chciano też w ten sposób uderzyć w przeciwnika premiera, ale wybuchł skandal, który był przysłowiową wodą na młyn Pétera Magyara. Od tej chwili ten polityk stale – i słusznie – dopytuje się, gdzie się podziały te pieniądze, zarzuca defraudacje i zarazem powątpiewa w wewnętrzne procedury wyjaśniającego banku centralnego, zapowiedziane przez jego nowego prezesa.

Znowu plebiscyt

Ta nośna kampania wyprowadziła ludzi na ulice i wreszcie „obudziła” premiera. W okolicznościowym przemówieniu w dniu święta narodowego z okazji wybuchu Wiosny Ludów 15 marca po raz pierwszy otwarcie odniósł się do zarzutów Tisza. Nazwał wtedy Pétera Magyara „pluskwą” (bo ten kiedyś podsłuchiwał swoją byłą żonę), a nade wszystko zapowiedział „dalszą konsolidację” obecnych rządów. Już wkrótce przełożyło się to na kolejne nowelizacje konstytucji i ustawodawstwo ograniczające prawa obywatelskie (m.in. zakazano, przy otwartych protestach, w tym racach na forum parlamentu, głośnej parady równości) oraz instytucji społeczeństwa obywatelskiego.

Orbán zapowiedział też kolejny, 15 już plebiscyt, rodzaj korespondencyjnego referendum, tym razem dotyczący członkostwa Ukrainy w UE. W odpowiedzi na tę inicjatywę, w ramach tej „demokracji plebiscytarnej”, Péter Magyar skorzystał z tego samego narzędzia i przez kilka tygodni jeździł po kraju, też prowadząc swój plebiscyt. Stawiał pytania przede wszystkim o charakterze socjalnym, ale też czysto politycznym, np. o ograniczenie kadencji do dwóch (Orbán sprawuje już czwartą z kolei). Zakończył ten proces wielkim wiecem na terenie Budapesztu 13 kwietnia i – kto wie, czy nie na wyrost – zapowiedział zwycięstwo opozycji w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Natomiast po niespełna trzech tygodniach w początkach maja przeszedł do kolejnej ofensywy. Ujawnił nagrania z wypowiedzi ministra obrony Krisztófa Szalay-Bobrovniczkyego, który wzywa do zbrojenia się. Przeczy tym samym głównej tezie Viktora Orbána, stawiającego się – w  kraju i za granicą – na czele obrońców pokoju, a przeciwników wstawiając do „obozu wojny”.

Magyar porównał to nagranie do wspomnianego wyżej niesławnego przemówienia Gyurcsányiego i chyba ma rację, bo wypowiedzi te jawnie dowodzą ogromnej hipokryzji i kłamstw rządzących. Ujawniona teraz przez Ukraińców afera szpiegowska tylko wzmogła atmosferę wokół tego kolejnego skandalu. Albowiem strona ukraińska mówi wprost o „siatce szpiegowskiej”, która penetrowała obszary Rusi Zakarpackiej, częściowo zamieszkałej przez Węgrów, na okoliczność ewentualnego wkroczenia tam węgierskiego wojska.

W okowach inflacji

Ta sprawa i kolejna afera jest jak najbardziej rozwojowa. Dzieje się to w państwie, które notuje dwa niechlubne rekordy na obszarze całej UE. Węgry legitymują się w niej bowiem najwyższą inflacją (tuż po pandemii przekroczyła nawet 30 proc, w marcu br. wyniosła rok do roku 4,7 proc.) oraz największą korupcją. Niezadowolenie z rządzących rośnie, podobnie jak zainteresowanie „przekrętami na górze”.

Nawet nie dziwi fakt, że kiedy  wiosną tego roku na YouTubie pojawił się film „Dynastia”, traktujący o majątku zięcia premiera, Istvána Tiborcza (ur. 1986), dziś jednego z najbogatszych oligarchów, to zyskał pond 3,5 mln wejść. Świadczy to o ogromnym publicznym zainteresowaniu, które w nie mniejszym stopniu skierowane jest też teraz na najnowszą posiadłość klanu Orbánów w miejscowości Hatvanpuszta. To miejscowość, w której premier się urodził. Z rozmachem i pieczołowitością odbudowano tam dawny pałac po Habsburgach wraz z otaczającymi go ogrodami.

Skupiona wokół Fideszu uwłaszczona nomenklatura, w istocie rzeczy już oligarchia, afery korupcyjne, wysoka inflacja, szczególnie dotycząca żywności i towarów codziennego użytku oraz idąca w ślad za tym drożyzna podważają dotychczasowe poparcie dla Fideszu. Powodują, że Viktor Orbán, zawsze obiecujący mieszkańcom świetlaną przyszłość i Eldorado, ostatnio zmienił ton i zamiast obiecywać, zaczął grozić i straszyć, a to samo w sobie jest groźne.

Pod presją recesji

A jeszcze groźniejsze jest to, że kraj cały czas oscyluje w granicach recesji. Wzrost PKB za ubiegły rok sięgnął tylko 0,9 proc, a na ten rok władze zapowiadają 2-3 proc., podczas gdy instytucje międzynarodowe nie przewidują więcej niż 1 proc. Natomiast opozycja – i w dużej mierze społeczeństwo – spodziewają się raczej stagnacji czy recesji. Za pierwszy kwartał tego roku dane są jednoznaczne: odnotowano wzrost tylko o 0,2 procent. Trudno to nazwać sukcesem, jak też dobrym prognostykiem na przyszłość.

Wybory parlamentarne na Węgrzech odbędą się wiosną 2026 r., o ile Viktor Orbán nie zadekretuje inaczej. Mogą okazać się kluczowe dla przyszłości kraju i tego, czy nadal będzie współpracować z Rosją, Chinami i Turcją, czy wróci do Europy.

Główne wnioski

  1. Skonsolidowany dotychczas, trwający od wiosny 2010 r. System Orbána, z czasem coraz bardziej oligarchiczny i zarazem autorytarny, a nie demokratyczny, zaczął drżeć w posadach.
  2. Niezadowolenie społeczne wykorzystuje do swych celów lider opozycji Péter Magyar, eksponując kłamstwa i hipokryzję rządzących, jak też bazując na rosnącym rozwarstwieniu dochodowym, oraz inflacji, i w istocie recesji, a w ślad za tym samym zauważalnie rosnącej biedzie wielu grup społeczeństwa, przy katastrofalnej wręcz sytuacji w ochronie zdrowia czy szkolnictwie.
  3. W przeciwieństwie do Orbána, stawiającego na wschód, a więc jawną współpracę z Rosją, Chinami (co już budzi podejrzenia nawet administracji Donalda Trumpa) czy Turcją, Magyar obiecuje „powrót do Europy”, państwa prawa i liberalnej demokracji. Węgrów czeka wręcz cywilizacyjny wybór. Wybory odbędą się wiosną 2026 r., o ile tylko rządzący dekretami premier Orbán im nie przeszkodzi.