Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Technologia

Rząd chce sprowadzić do Polski nowe fundusze VC dla spółek deep tech. Czy to koniec grantów dla każdej branży? (WYWIAD)

– Osiągnęliśmy z rządem konsensus, aby nie dosypywać wszystkim po równo, tylko wspierać to, co może zaważyć na budowie konkurencyjności Polski. Jeśli państwo nie zaprzepaści tej szansy, a spółki przetrwają czas bez dofinansowania, mamy szansę wybić się na lidera w technologiach biomedycznych w naszym regionie – mówi Marta Winiarska, prezeska stowarzyszenia polskich spółek biotechnologicznych BioInMed.

Marta Winiarska, BIOinMED
W końcu zaczął się realny dialog ze stroną publiczną, co nie oznacza, że odblokowaliśmy cokolwiek, bo jeszcze nic konkretnego się nie wydarzyło – mówi Marta Winiarska, prezeska stowarzyszenia BioInMed.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Czy zwiększenie wydatków na zbrojenia i obronność spowoduje ograniczenie finansowania dla kapitałochłonnych innowacyjnych sektorów, jak branża biomedyczna.
  2. Jaki pomysł na zwiększenie puli funduszy inwestycyjnych dla firm deeptechowych pojawił się w rządzie.
  3. Co blokuje badania i rozwój polskich firm biomedycznych i jak można to zmienić.

Katarzyna Mokrzycka, XYZ: Branża biomedyczna od kilku lat próbuje zwrócić uwagę na to, że w systemie grantowym są luki, które nie dają szansy na zdobycie dofinansowania prawdziwie przełomowym projektom. Nie obawia się pani, że przekierowanie zainteresowania Unii Europejskiej na obronność i zbrojenia jeszcze bardziej zwiększy bariery i zmniejszy pulę kapitału na finansowanie badań nad nowymi lekami?

Marta Winiarska, prezeska stowarzyszenia BioInMed: Każdy temat wiodący w Unii kreuje potencjalne ryzyko cięć wydatków na inne sektory. Myślę jednak, że biotechnologii to nie dotknie. Całkiem niedawno Komisja Europejska wskazała tzw. krytyczne technologie dla Europy, wśród których mieści się także biotechnologia medyczna. Bardzo krótkowzroczne byłoby przestawienie się na formułę wojenną i rezygnacja z różnych innych gałęzi gospodarki. W długoterminowym ujęciu w czasie pokoju żadne państwo nie przeniesie uwagi wyłącznie na sektor obronny.

Lista technologii krytycznych powstała jednak, zanim Donald Trump wywołał w Unii zwątpienie w pełen sojusz z USA i zmobilizował do intensyfikowania wydatków na obronność. Francja zaczyna wprost mówić o gospodarce wojennej. Jaki to wysyła sygnał do inwestorów finansowych, których biomed potrzebuje?

Jeśli Europa zareaguje mądrze, politycy nie ograniczą się tylko do deklaracji. Może to być impuls do rozwoju i wzmocnienia sektorów strategicznych, takich jak biotechnologia i deeptech. To może być moment budowy Europy technologicznej, a inwestorzy, szczególnie długoterminowi, lubią takie okazje.

Im bardziej bezpiecznym kontynentem jesteśmy, im większą mamy niezależność dotyczącą bezpieczeństwa w rozumieniu militarnym – i nie tylko – tym też lepszym jesteśmy potencjalnie miejscem do inwestycji. Realne dozbrajanie Europy i zapewnianie jej suwerenności w zakresie bezpieczeństwa militarnego wcale nie musi zniechęcać inwestorów, a wręcz przeciwnie.

Wręcz przeciwnie oznacza, że to może przynieść pieniądze dla branży biomedycznej? Spodziewa się pani, że w Europie, w tym w Polsce, pojawi się wkrótce więcej inwestorów finansowych, funduszy venture capital?

Mam nadzieję, że tak się stanie. Sektory deeptechowe, czyli zaawansowane technologie oparte na B+R, to nie tylko biotechnologia medyczna, ale nam w Polsce dziś brakuje wszelkich funduszy VC, które akceptują wysokie ryzyko.

Kiedy trzy lata temu zaczęła się wojna w Ukrainie, zaczęliśmy mieć problem z dopływem kapitału. Niesprzyjająca sytuacja geopolityczna w parze z dość ryzykownymi i kapitałochłonnymi sektorami opartymi na badaniach i rozwoju zadziałały na inwestorów hamująco. Zwłaszcza w Polsce jako kraju przyfrontowym.

Przełożenie na czyny planów zwiększania wydatków na obronność na poziomie Unii, a nie tylko poszczególnych krajów na Wschodzie, projekty działań międzypaństwowych w UE powodują, że w razie czego Europa stanie się trudniejszym przeciwnikiem. A to może działać na inwestorów uspokajająco.

W związku z sytuacją geopolityczną rozwija się też trend projektów typu dual use, czyli produktów i technologii o zastosowaniu zarówno cywilnym, jak i militarnym. W tym kierunku myśli coraz więcej krajów, ekspertów, spółek i, mam nadzieję, także inwestorów. Również niektóre nasze spółki zaczynają się takim podejściem interesować.

Jakie mogłyby być te rozwiązania dual use w przypadku spółek biomedycznych, które zwykle koncentrują się na produkcji leków?

Jedna z naszych spółek członkowskich, Pikralida, rozwija innowacyjne terapie mające zastosowanie zarówno w medycynie cywilnej, jak i w medycynie pola walki. Kluczowe projekty spółki koncentrują się na neuroprotekcji po urazach mózgu i udarach oraz leczeniu skutków ukąszeń jadowitych węży. Rozmowy z jedną z największych armii NATO potwierdzają, że te projekty wpisują się w realne potrzeby jednostek militarnych, pozwalając na natychmiastowe podanie preparatu bezpośrednio po zdarzeniu, jeszcze przed dotarciem do szpitala. Te terapie mogą zrewolucjonizować postępowanie w sytuacjach kryzysowych.

Nawet jeżeli przyczynkiem do zainteresowania funduszy Polską miałyby być początkowo trochę inne technologie niż mają dzisiaj w portfelach spółki specjalizujące się w biotechnologii medycznej, to i tak będzie sukces. Sam fakt pokazania światu, że tworzymy zaawansowane technologie i sprowadzenie tych funduszy do Polski w długim terminie może być korzystne także dla sektora biomedycznego.

Korzystne na pewno, ale na ile jest to realne w niedalekiej przyszłości?

Po stronie rządowej nareszcie ktoś dostrzegł, że wydawanie pieniędzy budżetowych czy unijnych w małych pakietach, dla wielu krajowych funduszy pośredniczących i na wsparcie wszystkich możliwych dziedzin nie przynosi efektów. Musimy pokazać Polskę zagranicznym funduszom, które omijają nas zwykle szerokim łukiem i przekonać je do poznania naszej oferty projektów deep tech. Taka inicjatywa wreszcie się pojawiła. Dostaliśmy od Ministerstwa Finansów informację, że rozpoczęły się prace nad tego rodzaju programem.

Z kolei Ministerstwo Funduszy jest na ukończeniu przygotowania średniookresowej strategii gospodarczej dla Polski. Na jej podstawie Ministerstwo Rozwoju będzie rozwijało polityki i programy sektorowe dla obszarów wytypowanych w strategii.

Mamy jasny przekaz od Ministerstwa Rozwoju, że lista sektorów, które mają być określone jako strategiczne dla Polski i wspierane, będzie zwięzła, żeby się nie rozdrabniać na każdą branżę, jak to było wcześniej z krajowymi inteligentnymi specjalizacjami. Chyba w końcu osiągnęliśmy konsensus, by nie dosypywać wszystkim po równo, tylko wspierać to, co może zaważyć na budowie konkurencyjności Polski.

Ma pani pewność, że sektor biomedyczny jest na tej liście?

Dopóki nie zobaczę tego na papierze, pewności nie mam nigdy. Ale w narracji urzędników i opiniach przedstawianych przez ludzi z rządu wreszcie widzimy otwarcie się na ten sektor. Kilka dni temu po raz pierwszy od lat mieliśmy bardzo ważne spotkanie w Ministerstwie Funduszy. Po raz pierwszy, odkąd pamiętam, w szerokim gronie, wspólnie z NCBR, PARP, ABM, poszczególnymi resortami, dyskutowaliśmy o kształcie dużego programu grantowego, który jest przewidziany m.in. dla sektora biotechnologicznego. Do tej pory nie byłam w stanie doprosić się o żadne spotkanie w Ministerstwie Funduszy. Teraz w końcu zaczął się realny dialog. Co nie oznacza, że odblokowaliśmy cokolwiek, bo jeszcze nic konkretnego się nie wydarzyło.

Konsultowany z sektorem program STEP (Strategiczne Technologie dla Europy), w którym biotechnologia, z dużym naciskiem na biotechnologię medyczną – nowe leki, nowe terapie – jest jednym z trzech kluczowych sektorów (obok technologii cyfrowych i czystych technologii), ma ruszyć w drugiej połowie roku. Cieszymy się, że wreszcie jesteśmy słuchani. Wciąż jednak jesteśmy cały czas w impasie pod względem dostępności grantów. Co gorsza, podejmowane próby odkręcenia złych rozwiązań sprzed dwóch czy trzech lat spowodowały jeszcze gorsze konsekwencje. Projekty są odrzucane nie ze względu na ich jakość, lecz dlatego, że ekspertom przyznającym granty brakuje wiedzy i zrozumienia dla modelu biznesowego w sektorze rozwoju technologii biotechnologicznych. Większość oceniających ekspertów wywodzi się ze środowiska akademickiego i z komercjalizacją nigdy nie miała nic wspólnego. Wyjaśniamy specyfikę naszej branży, tłumaczymy na przykład, czym jest co-development [współpraca – red.], jak wyglądają umowy partneringowe [partnerskie – red.], jakie modele finansowe dają szansę na rozwój sektora biotechnologii medycznej. 

Bez wyszkolenia ekspertów i, urzędników, którzy nad grantami pracują, w kolejnym programie, czyli STEP, będą się tylko powielać te same bariery. Być może tego rodzaju szkolenia byłyby pomocne nawet jeszcze w trwającym programie SMART, w ramach którego wciąż jeszcze przed nami kilka naborów.

Czym się różni finansowanie w programie STEP od SMART?

Ciężko to dziś powiedzieć, bo STEP jeszcze nie jest rozpisany. Program powinien być zaakceptowany przez Komisję Europejską do czerwca, tak planuje Ministerstwo Funduszy.  W drugiej połowie roku powinny się pojawić nabory. Łącznie, w trzech sektorach, o których wcześniej mówiłam, będzie do podziału ponad 900 mln euro. Nie wiemy jednak, w jakich proporcjach, jaki będzie dokładnie tryb naboru i szczegółowe warunki. Wiem natomiast na pewno, że te pieniądze są niezbędne, żeby branża miała szansę wyjść z ogromnego kryzysu dostępności, żeby, mówiąc wprost, spółki nie poupadały. Z powodu braku grantów dzisiaj nawet większe podmioty są w trudnej sytuacji. Część spółek już była zmuszona redukować zatrudnienie.

Ile potrzebuje dziś z tego programu branża biomedyczna?

Szacowaliśmy jakiś czas temu potrzeby sektora biotechnologii medycznej w obszarze „dużych innowacji” i mówimy tu o kwocie około 2 mld zł.

Włożę kij w mrowisko – czytałam niedawno wypowiedź dyrektora NCBiR, który narzekał, że z powodu zbyt niskiego poziomu innowacyjności projektów już realizowanych, ma dziś problem z rozliczeniem z Unią Europejską poprzedniej perspektywy finansowej. Może zatem nasze firmy biomedyczne są po prostu za mało odkrywcze, za mało innowacyjne?

Dyrektorowi Małachowskiemu raczej nie chodzi o spółki biotechnologiczne. Firmy, które są zrzeszone w BioInMedzie, pracują w obszarze innowacji o globalnej skali nowości first in class albo best in class [innowacje o najwyższym znaczeniu i potencjale – red.]. Jemu chodziło o całą plejadę różnych rozwiązań, które zostały dofinansowane, chociaż w żaden sposób nie były przełomowe. Sami wielokrotnie poddawaliśmy w wątpliwość sensowność wydawania unijnych funduszy na projekty takie, jak wyciskarka do malin, która miażdży porcję owoców o 10 sekund szybciej niż poprzedni model, nowy zapach soli do akwarium albo nowy rower elektryczny. Takich projektów jest mnóstwo. To one każą się dziś zastanawiać, czy na pewno to są te innowacje, o które nam chodzi.

Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego agencje pośredniczące, mając tego rodzaju doświadczenia z poprzedniej perspektywy finansowej, dzisiaj wciąż nie szukają projektów deeptechowych, w tym biotechowych, które są naprawdę dobre, tylko je odrzucają, bo nie akceptują modelu biznesowego w tej branży i trybu komercjalizacji b2b. To jest marnotrawienie szans. Nie jesteśmy dużymi innowatorami, bo sami sobie rzucamy kłody pod nogi.

Czy gdyby te projekty rzeczywiście były tak innowacyjne, świetne i rokujące na wielkie przełomy, to zagraniczni inwestorzy finansowi nie znajdowaliby ich błyskawicznie?

Partnerów tak ciężko znaleźć, bo polskie projekty są dobre, ale dobre projekty są też na całym świecie. A my, kraj, który jeszcze nie jest rozpoznawany jako naturalne źródło tego rodzaju innowacji, po prostu musimy się rozpychać łokciami, żeby w ogóle ktoś chciał z nami porozmawiać.

Z całą pewnością jednak widoczność i wiarygodność Polski poprawiają się, a przyczyniły się do tego już zawarte przez spółki biotechnologii medycznej umowy partneringowe i co-development. Jeżeli tylko spółki przetrwają ten naprawdę dramatyczny moment braku dostępu do grantów, to wiele z nich ma duże szanse na dobre partneringi w najbliższym roku.

To jakimi odkryciami chce zwabić inwestorów polski biomed?

Mieliśmy ostatnio trochę dobrych doniesień z późniejszych faz badań klinicznych. Celon Pharma na przykład miała dobre wyniki w drugiej fazie badania klinicznego leków na chorobę Parkinsona i w schizofrenii. Pure Biologics dobre wyniki fazy 0 w chorobach nowotworowych głowy i szyi. Pojawiły się kolejne zgody na badania kliniczne dla polskich spółek – w ubiegłym roku JJP Biologics i Captor Therapeutics. Widzimy, że dojrzewa coraz więcej tych projektów. Czekamy na kolejne etapy, również we współpracy z dużymi międzynarodowymi inwestorami branżowymi.

Ale mamy też coraz więcej stosunkowo świeżych projektów B+R i zespołów naukowych, które decydują się zawalczyć o komercjalizację. Jeśli państwo nie zaprzepaści tej szansy, mamy szansę wybić się na lidera w naszym regionie.

Główne wnioski

  1. Polska branża biotechnologiczna zmaga się z trudnościami w dostępie do finansowania, co zagraża działaniu spółek. Nowy program STEP (Strategiczne Technologie dla Europy) z budżetem 900 mln euro ma szansę poprawić sytuację, o ile spółki z tej branży będą się mogły ubiegać o granty. Potrzeby sektora to około 2 mld zł.
  2. Geopolityka, w tym wojna w Ukrainie, wpłynęła na odpływ kapitału i ostrożność inwestorów wobec ryzykownych sektorów jak deep tech. Jednak nacisk UE na obronność, który zwiększa poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, a także rozwój technologii dual use (cywilno-militarnych), może zachęcić inwestorów finansowych do Polski.
  3. Rząd zmienia podejście, koncentrując się na wsparciu strategicznych sektorów o największym potencjale zamiast rozdrabniania funduszy na wiele branż, co daje nadzieję na lepsze finansowanie biotechnologii. Kluczowe są też działania wspierające przyznawanie grantów, w tym szkolenie ekspertów oceniających projekty, by poznali specyfikę branży i nie odrzucali innowacji z powodu niezrozumienia modeli biznesowych.